- Udusić? –
powtórzyłam niczym echo głosem pełnym niedowierzenia – Przecież powinniśmy go
ratować!
Sakura rozpięła
energicznie ekspres torby, którą przyniosła ze sobą i marszcząc brwi
zaczęła w niej grzebać.
- Sei, miałaś
rację – powiedziała zdecydowanie -
Kakashi - sensei definitywnie nie potrzebował sztucznego oddychania.
Można powiedzieć, że Gai – sensei mógł go tym zabić.
Gai o mało nie
upuścił stołu.
- W jego
organizmie znajduje się bardzo osobliwa trucizna, która tym lepiej się
przyswaja, im więcej dostaje tlenu. Sztuczne oddychanie dodatkowo, pogorszyło
sytuacje.
- I żeby
trucizna przestała działać zamierzasz go udusić? Przecież wyjdzie na dokładnie
to samo! – powiedziałam drżącym głosem.
Po co zabijać
Kakakshiego, przed tym jak zabije go trucizna? Chyba nie chcą skrócić mu
cierpień!? Nie, nie mogę na to pozwolić.
Już otwierałam
usta, by dać Sakurze do zrozumienia, że absolutnie nie zamierzam dusić
Kakashiego, gdy ta mi przerwała.
- Sei, wiem jak
źle to brzmi, ale zaufaj mi. To nie pierwszy raz gdy mam do czynienia z tego
typu trucizną. Rób co mówię, a może uda nam się go uratować.
Och, czyli nie
chce go zabić?
Przytaknęłam
niepewnie głową, próbując powstrzymać moje ręce przed trzęsieniem się. Jak to
jest możliwe, że Sakura zachowywała się tak profesjonalnie. Była taka spokojna!
Opanuj się Sei! Jesteś starsza, powinnaś lepiej panować nad swoimi emocjami.
Och, gdyby to było takie proste…
Wzięłam głęboki
oddech i odwracając się na pięcie popędziłam w stronę łazienki. Chwyciłam mocno
za klamkę praktycznie się na niej uwieszając i z wielkim impetem otwierając
drzwi. A gdzie się podziało panowanie nad emocjami? Ach, chrzanić to!
Objęłam wzrokiem
całą łazienkę, nie mogąc uwierzyć, że jeszcze przed chwilą byłam tutaj by
niespiesznie zrobić okład. Rzuciłam się na ręczniki, zgarniając je ręką i w tym
samym czasie otwierając nogą, jedną z szafek. Włożyłam kupkę ręczników pod pachę
i błyskawicznie klęknęłam, zgarniając z szafki miskę. Wyprostowałam się i
wzrokiem odnalazłam zlew. Zimna czy ciepła, zimna czy ciepła? Ech…
Nalałam letnią
wodę do miski i chwyciłam ją ręką, którą przytrzymywałam ręczniki, w tym samym
czasie wspinając się na palce i otwierając apteczkę. Kto to tak wysoko
zamontował!?
Na czucie,
odnalazłam bandaże i popędziłam z powrotem do salonu, starając się nie rozlać
wody, która niebezpiecznie chlupotała w misce. Wyhamowałam tuż przy
potencjalnym stole chirurgicznym, zdyszana obserwując jak Sasuke powolnie, niby
od niechcenia odgarnia kosmyk włosów z twarzy Sakury i wtyka go do kitki. Och,
nawet w takich sytuacjach nie może sobie odpuścić! Tragedia! Różowo-włosa,
która była w trakcie ewolucji w pomidora, spojrzała na mnie.
- Tak szybko? –
zapytała zdziwiona, lekko drżącym głosem.
Wzruszyłam
ramionami.
- Spieszyło mi
się.
Na jej twarzy
zagościł lekki uśmiech, ale po chwili skupienie zastąpiło jego miejsce, a skóra
przybrała normalny kolor. Niesamowite.
- Gai-sensei,
Sasuke-kun przenieście Kakashiego – sensei na stół.
Mój brat, i
Krzaczastobrwisty posłusznie, nie wydając z siebie żadnego szmeru wykonali jej
polecenie.
Sakura chwyciła
w rękę dobrze naostrzonego kunai’a, którego ostrze niebezpiecznie zalśniło w
świetle lamp. Przełknęłam ślinę, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku.
Rzuciłam ręczniki i bandaże na fotel, a miskę z wodą postawiłam na stoliku do
kawy, stojącym nieopodal kanapy. Ręce znów zaczęły mi drżeć, pozbawione
jakiegokolwiek zadania. Gdy się odwróciłam Sakura kończyła rozcinać koszulę
Kakashiego, Sasuke stał pod oknem, opierając się o parapet i krzyżując ręce na
piersi, a Gai nerwowo biegał dookoła salonu, co chwila się zatrzymując i robiąc
dziesięć pompek. Jego twarz była zastygła w nienaturalnym uśmiechu, a oczy
przerażone. Cóż, każdy ma swój sposób na stres.
Sakura upuściła
strzępy materiału na podłogę, a ja rzuciłam się by je podnieść i pobiegłam je
wyrzucić. Musiałam coś robić. Niestety, tego typu zadanie zajęło mi mniej niż
30 sekund, gdyż okazało się, że moja szybkość zwiększyła się piętnastokrotnie.
Błyskawicznie wróciłam na miejsce i zaczęłam przestępować z nogi na nogę,
zmartwiona obserwując jak Sakura bada klatkę piersiową Kakashiego.
- Zakażenie
objęło tylko górną część ciała – mruknęła pod nosem, ponownie nasłuchując jak
Hatake oddycha.
- To dobrze,
prawda? – zapytałam niepewnie.
- Po części.
Trucizna zajmuje mniejszy obszar, dlatego łatwiej ją będzie usunąć, ale…
Zawsze jest
jakieś ale!
- Kakashi – sensei dostał dawkę, która została
dopasowana do jego wagi i wzrostu. Jednak z jakichś powodów toksyna
rozprzestrzenia się tylko od pasa w górę. Co z kolei powoduje, że trucizna ma potencjalnie
dwa razy większe stężenie niż powinna. Szybciej dojdzie do mózgu, szybciej
zaatakuje szare komórki i nerwy, a także ośrodek pamięci.
- O mój Boże –
wydałam z siebie szeptem.
- Dlatego musimy działać szybko, by zapobiec
jakimkolwiek uszkodzeniom.
Przytaknęłam
energicznie. Zrobię wszystko by jakoś pomóc.
- Sasuke-kun,
Gai-sensei chciałabym, żebyście przytrzymali Kakashiego-sensei.
Krzaczastobrwisty
w jednej chwili przerwał robienie pompek i stanął na równe nogi. Znalazł się w
przy stole tak szybko, że można by rzec, iż opanował sztukę teleportacji.
Sasuke podszedł powoli do szaro-włosego i stanął po jego prawej stronie,
naprzeciw Gai’a.
- Sei, czy
mogłabyś przynieść jakieś prześcieradła?
Nie zdążyłam
nawet odpowiedzieć, a moje ciało już wyrwało do przodu kierując się w stronę
jakiegoś pomieszczenia. Naprawdę organizmie, lepiej by było gdybyś ze mną
współpracował, a nie sam wykonywał zadania. Wraz z tą myślą wyhamowałam przed
drzwiami z ciemnego drewna. Ruszyłam niepewnie ręką, sprawdzając czy sama nie
wyrwie do przodu. Nic takiego się nie stało. Chyba znów odzyskałam władzę nad
kończynami. Dobiegłam do dużej, przestronnej sypialni, z olbrzymim łożem,
solidną dębową komodą i dwoma dużymi oknami, okrytymi długimi prześwitującymi zasłonami,
o mlecznym kolorze. Podłoga wyłożona była grubym, czerwonym dywanem. Zabawne
ile pięknych pomieszczeń mogłam tu jeszcze odkryć. Ale nie było czasu na
podziwianie pokoju. W jednej sekundzie znalazłam się przy komodzie, grzebiąc w
jej dolnej szafce. Z poczuciem triumfu wyciągnęłam dwa śnieżnobiałe
prześcieradła i z hukiem zamknęłam szufladę. Popędziłam z powrotem do salonu, w
którym wszyscy w miarę cierpliwie na mnie czekali. Czyżbym aż tak się guzdrała?
Dlaczego nie zaczynają? Czy prześcieradła są tak bardzo potrzebne do tego
zabiegu?
Przerażona, bez
słowa podałam Sakurze prześcieradło, które ona zawinęła wokół kostek Kakashiego,
a końce przywiązała do nóg stołu w ciasny supeł.
Powoli
zaczynałam się domyślać jaka była moja rola w tym wszystkim. Objęłam
przerażonym wzrokiem całą scenerie, czując jak po moich plecach przebiega gęsia
skórka. Sakura miała usunąć truciznę, Sasuke i Gai’a zadaniem było
przytrzymywanie Hatake w razie gdyby się szarpał, podczas gdy ja… ja miałam…
Spojrzałam prosto w zielone oczy różowowłosej
i trzęsącym się głosem zapytałam.
- Czy nie może
zrobić tego ktoś inny?
Haruno smutno
pokręciła głową, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego.
- Mogłabym go
przytrzymać.
- Nie masz tyle
siły, by to zrobić i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę – wtrącił ostro
zniecierpliwiony Sasuke. Widać było, że również martwi go stan Kakashiego.
Spuściłam głowę.
Czy to było
jedyne wyjście? Na pewno da się to załatwić w inny sposób.
Nie miałam
jednak odwagi by wypowiedzieć to zdanie na głos.
Ktoś zaczął mnie
kopać. Od środka, bardzo mocno i bezlitośnie, szepcząc o okrutnych karach jakie
miały mnie spotkać. Moje sumienie się przebudziło. Napierało coraz mocniej i
mocniej, rosnąc w miarę, każdego kroku, który wykonałam w stronę kanapy.
Nie podnosząc
wzroku, wzięłam do ręki poduszkę i mocno ściskając jej miękki materiał,
ominęłam powolnie Gai’a i zatrzymałam się przy głowie Kakashiego. Wolną dłoń
zanurzyłam w jego włosach, delikatnie je przeczesując. Były takie miękkie w
dotyku. Co ja właśnie zamierzałam zrobić? Chciałam dotknąć jego twarzy, ale
wiedziałam, że czas ucieka. Moje serce pulsowało w uszach szybko i boleśnie, a
oddech stał się nierówny, płytszy. Tak bardzo nie chciałam robić mu
jakiejkolwiek krzywdy. Ale… zawsze jest jakieś ale.
W zastraszającym
tempie przycisnęłam poduszkę do jego nosa i ust, bojąc się, że jeśli nie zrobię
tego wystarczająco szybko, to nie dam rady w ogóle. Nie chciałam na niego
patrzeć, lecz nie mogłam oderwać wzroku od jego zamkniętych oczu. W tamtej
chwili wyglądał jakby zasnął. Spokojnie, jak zawsze. A ja…
Co ja robię?
W salonie
panowała cisza. Wszyscy zamilkli, obserwując jak duszę Kakashiego. Jak dokonuje
czynu niewybaczalnego. Czułam na sobie ich spojrzenie. Oplatało mnie i
unieruchamiało niczym kajdany. Byłam sądzona, osadzona w sali rozpraw, czekało
mnie krzesło elektryczne. Czułam to. Atmosfera zagęszczała się z sekundy na
sekundę, sprawiając, że moje ciało zesztywniało pod jej naciskiem, nie chcąc
się tak szybko poddać i ugiąć.
I wtedy Kakashi się poruszył. Rękoma czułam jak
otworzył szeroko usta, chcąc nabrać powietrza, ale natrafił jedynie na materiał
poduszki. Zaczął się szarpać tak mocno, że Sasuke i Gai mieli problem z
utrzymaniem go w jednej pozycji. Sekunda za sekundą. Zaczął krzyczeć, ale
słyszeliśmy jedynie niewyraźne szmery. Chciałam krzyczeć za niego!
Jednak trwałam w
milczeniu.
Ręce mi drżały,
tak samo jak usta, które zacisnęłam w cienką kreskę.
Nagle zrobiło
się jeszcze gorzej.
Kakashi otworzył
oczy.
Patrzył teraz
prosto na mnie, a jego źrenice gwałtownie się skurczyły pod wpływem szoku
jakiego doznał. Czuł, że przykładam mu poduszkę do twarzy, by zablokować
przepływ powietrza. Wiedział, że go duszę.
Przestał się
szarpać, pomimo tego, że był jeszcze przytomny. Jego wzrok też się zmienił.
Teraz był taki jak zawsze. Obdarzył mnie tym samym spojrzeniem, którym
wcześniej obdarzał mnie na co dzień. Czułym i głębokim. Po którym zawsze
zalewała mnie fala gorąca. Teraz jednak czułam do siebie jedynie obrzydzenie.
Jeśli… jeśli coś
pójdzie nie tak... to ostatnim jego momentem, ostatnim obrazem jaki zobaczy
będę ja. Ja w roli kogoś, kto pozbawił go życia.
Cieple łzy
spłynęły mi po policzkach, i skapały na Kakashiego. Co ty robisz, idiotko? Nie jesteś tą, która powinna płakać w obecnej
sytuacji. Przecież, to ty wszystkiemu winisz.
- Nie umrzesz –
wychrypiałam cicho pochylając się nad nim jeszcze bardziej – Uratujemy Cię.
Jego czarne oczy
przeszywały mnie na wylot, wyrażając jednocześnie tyle sprzecznych emocji.
Sekundę później nie wyrażały już nic. Po
raz kolejny skrył je za powiekami, sprawiając wrażenie zupełnie spokojnego.
Zacisnęłam zęby i zsunęłam poduszkę z jego twarzy. Ręce drżały mi tak mocno, że
prawie nie mogłam nad nimi zapanować. Zrobiłam malutki krok w tył, w duchu
błagając bym utrzymała się na słabych nogach.
Upuściłam
poduszkę na podłogę i szybko otarłam łzy. Nie mogłam się załamywać, gdy być
może okazałabym się jeszcze w czymś przydatna.
Widząc jednak
jak Gai i Sasuke odsuwają się dając Sakurze miejsce do pracy, zrobiłam jeszcze
trzy kroki w tył, postanawiając tylko obserwować przebieg sytuacji. To
najwięcej co mogłam teraz zrobić.
Na bladej skórze
Kakshiego, w niewielkich odstępach pojawiały się czarne kropki, które z sekundy
na sekundę rosły coraz bardziej. W końcu cała jego klatka piersiowa, ramiona i
szyja pokryta była czarno-fioletowymi plamami, wyglądającymi jak wielkie
siniaki.
- Trucizna
zaczęła się uwidoczniać – powiedziała Sakura – Cholera. Zdążyła w bardzo dużej
mierze zmieszać się z krwią.
Ostrym ostrzem
kunaia przecięła wzdłuż pierwszą z widocznych szram. Zaczęła z niej wypływać
gęsta, czerwono-czarna ciecz. Różowo-włosa szybko chwyciła ręcznik z fotela i
przyłożyła do rany. Trucizna łatwo wsiąkała w materiał, lecz było jej bardzo
dużo. Wiedziałam, że wszystko rozegra się w ciągu czterech, maksymalnie sześciu
minutach. Później następuje śmierć mózgu, wywołana brakiem tlenu, a wraz z nią
umiera cały organizm. Jeśli Sakura nie zdąży…
Pewnym krokiem
podeszłam do kanapy i chwyciłam kilka ręczników, po drodze zabierając kunai z
saszetki Sasuke. Nie ma mowy żebym się tylko przyglądała. Zajęłam miejsce po
lewej stronie Kakashiego i poszłam w ślady Haruno, wzdłuż nacinając zabarwienie
na skórze. O dziwo moja ręka ani nie drgnęła, a sam ruch wydawał mi się
znajomy. Jakby wyćwiczony. W sumie nie powinnam się dziwić. Tak wiele jeszcze o
sobie nie wiedziałam.
Trucizna
wypłynęła posłusznie z rany, a ja przyłożyłam do niej ręcznik i szybko zabrałam
się za otwieranie następnych plam. Szyje jednak postanowiłam zostawić Sakurze,
ponieważ nie ufałam swoim nowo poznanym zdolnością na tyle by tak ryzykować.
Przesiąknięte krwią i śmiercionośną substancją ręczniki znalazły się na
podłodze, z braku lepszego miejsca. Byłam pewna, że w tej chwili musiałam je
trzymać jak najdalej od otwartych ran. Cały zabieg trwał mniej niż trzy minuty,
a ja zaczynałam powoli dostrzegać światełko w tunelu.
Jak się okazało,
niesłusznie.
Sakura nie
musiała nic mówić, bym zauważyła, że Kakashi z sekundy na sekundę robi się coraz
bledszy. Jego twarz z kolei była w wielu miejscach sina.
Kakashi stracił
bardzo dużo krwi, a z oczyszczonych ran wciąż wypływało jej dużo.
Nie wiedziałam
co robić najpierw. Przeprowadzić sztuczne oddychanie czy zahamować krwotok.
Moje wątpliwości rozwiała Haruno.
- Sei jak
widzisz musimy się spieszyć. Ja zajmę się sklepieniem ran, a ty postaraj się
przywrócić Kakashiemu-sensei normalny oddech – rozkazała pewnym głosem.
Skupiła w swoich
dłoniach leczniczą chakre i zabrała się do pracy. W głowie wirowały mi zasady,
których powinnam się trzymać by przeprowadzić poprawne sztuczne oddychanie.
Odchyliłam głowę
Hatake do tyłu, przykładając mu dłoń do czoła, zaś drugą chwyciłam za jego
szczękę. Dwoma palcami zacisnęłam jego nos i objęłam ustami jego usta, starając
się przekazać jak najwięcej powietrza. Lekko podniosłam głowę do góry sprawdzając,
czy jego klatka piersiowa unosi się tak jak powinna pod wpływem wtłaczanego
tlenu. Gdyby powietrze kierowało się do żołądka mogłabym spowodować nikomu niepotrzebne
wymioty. Ku mojej uldze wszystko szło tak jak powinno. Kontynuowałam zabieg, z
każdą kolejną sekundą prosząc by się ocknął i zaczął oddychać samodzielnie. Sakura
robiła co w jej mocy by jak najszybciej sklepić wszystkie rany i zapobiec
większej utracie krwi.
Miałam wrażenie,
ze stoimy nad Kakashim całe dnie, próbując przywrócić go do życia. W
rzeczywistości jednak nie minęła nawet minuta podczas gdy mnie nowo
zakiełkowana nadzieja już opuszczała.
- Nie ma pulsu –
usłyszałam cichy głos Sakury pełen rozpaczy.
Moje oczy
rozszerzyły się gwałtownie, a ja sama przez chwile pochylałam się nad Hatake
sparaliżowana.
- Nie wyczuwam
pulsu – powtórzyła różowo włosa głośniej.
Bez
zastanowieniu rzuciłam się w stronę klatki piersiowej i zaczęłam masaż serca. Trzydzieści
uciśnięć dwa wdechy, trzydzieści uciśnięć dwa wdechy. Kątem oka dostrzegłam, że Haruno stoi bez
ruchu ze zastygłymi zakrwawionymi dłońmi.
- Sakura, do
jasnej cholery rusz się! – krzyknęłam starając się by głos mi się nie załamał. Z
marnym skutkiem Po raz piętnasty ucisnęłam klatkę piersiową Hatake.
Różowo-włosej
nie trzeba było dwa razy powtarzać tej samej rzeczy i natychmiast wzięła się za
leczenie pozostałych ran. Starałyśmy się sobie nawzajem nie przeszkadzać, co
nie było takie proste, jednak nie miałyśmy innego wyjścia. Słyszałam swój
ciężki oddech, czułam szybkie bicie własnego serca, krew wprost wrzała mi w
żyłach… a Kakashi. On nadal nie dawał żadnego znaku życia. Łzy kolejny raz
zebrały mi się w oczach, ale tym razem nie pozwoliłam im się wydostać. Nie będę
płakać, gdy jeszcze nie wszystko stracone. Nie wiedziałam ile czasu minęło. Nie
wiedziałam czy to co robiłyśmy miało jeszcze jakikolwiek sens. Jedyne o czym
wiedziałam to fakt, że nie mogę pozwolić mu odejść. Nie teraz, nie w taki
sposób.
- Ocknij się,
ocknij się, ocknij się – zaczęłam szeptać niczym mantrę, nie przerywając
udzielania pierwszej pomocy. Ręce miałam mokre od jego krwi. – Ocknij się,
ocknij się.
Nagle Kakashi
rozwarł szeroko usta gwałtownie łapiąc powietrze.
- Jest puls – rzekła
Sakura głosem pełnym radości, kończąc sklepiać ostatnią ranę.
Fala ulgi zalała
moje serce, a na twarzy zagościł szeroki uśmiech. Łzy spłynęły po moich
policzkach, ale były to łzy szczęścia, a nie smutku. Udało się. Kakashi nadal
był nieprzytomny, ale oddychał, a jego serce biło.
Żył.
Żył.
Wielkie brawa za końcówkę. Ledwo widziałam litery od podekscytowania. Podobał mi się też pomysł z osobliwym rodzajem trucizny. Zdziwiło.mnie jednak,że na końcu to Sei wykazała się większym spokojem niż Sakura. Gai i jego sposób wyładowywania stresu XD genialne. Potrafiłam wyobrazić.sobie każdy jego ruch i minę. Kiedy Kakashi na chwilęodzyskał.przytomność i zorientował.się, że.Sei go dusi... Szkoda mi było ich obojga. Dzięki za wspaniały rozdział. Ale dlaczego skonczylas w takim momencie? ;_____;.
OdpowiedzUsuńAch, dziękuję za ten komentarz <3 Nawet sobie nie wyobrażasz jak miło się go czytało :D
UsuńSzczerze mówiąc rozdział 13 miałam zakończyć innym momentem, pasującym do liczby. Tylko, że wtedy notka ukazała by się za cztery dni, może więcej. A przecież obiecałam, że wstawię coś za dwa tygodnie, a dzisiaj mija wyznaczony termin :p
Szkoda tylko, że nie udało mi się ogarnąć wszystkiego w tym rozdziale bo wiadomo "szczęśliwa" trzynastka kojarzy się z samymi katastrofami. Przynajmniej ja tak mam. Mam nadzieję, ze kolejny wpis będzie... hmmm zaskakujący :D
Pozdrawiam i całuje :* :*
Kurczę, wciąż próbuję wymyślić jakiś inny koniec, ale nie potrafię sobie wyobrazić czegoś lepszego. Na początku myślałam że jeśli Kakashi nie zacznie oddychać samodzielnie, to Sei wpadnie w szał i znów zaczną się anomalie pogodowe, tak jak w. poprzednich rozdziałach. Ale.na szczęście Kakashi zaczął oddychać i może wszystko się ułoży :3 byle żeby ta lafirynda znowu się nie przywaliła do Kakashiego. To byłaby już przesada, Kakashi musi się w końcu zdecydować, czy chce być z Sei, czy nie. Sorka że tak spamię, ale rzadko kiedy mam możliwość zostawić komentarz, więc teraz nadrabiam. :3 Sei potrzebuje trochę uczucia. Trzepnij ode mnie Kakashiego, żeby się ogarnął. Weny życzę :3
OdpowiedzUsuńHahaha dobry pomysł z tą anomalią pogodową :D Szczerze to nawet o tym nie pomyślałam :P Nie ma problemu przekaże Kakashiemu słowo w słowo, dopowiadając jeszcze parę swoich i go trzepnę ^.^
UsuńDziękuję za komentarz :* :*
A niech to kur*a,i znowu Ci się udało serce mi tak waliło że myślałam że mi z piersi wyskoczy,a co do 13,to sądząc po rożdziale nie jest pechowa [dla mnie na pewno jest],ale nocia zajebista.
OdpowiedzUsuńPOZDRO I DUUUUŻO WENY OD MONONOKE-CHAN.
ale kurwa podnieciłam ,jak czytałam to serce waliło mi jak młotem,a przy okazji[nie że jestem ciekawka] jak tam wakacje,bo u mnie do dupy!
OdpowiedzUsuńA! iNOTKA OCZYWIŚCIE ZAJEBISTA.
Powiem Ci, że moje wakacje też nie za ciekawe :/ Jestem rozdarta między tym co chcę robić i w końcu zaczyna brakować mi czasu. Ale nie narzekam przynajmniej się wysypiam ^.^ Mam nadzieję, że u Ciebie i u mnie Sierpień okaże się sto razy lepszy. Pozdrawiam :D
UsuńJest, jest! Tak na niego czekałam! Brawo! <3
OdpowiedzUsuńTrochę się zdziwiłam jak Sei zaczęła go rozcinać :O Uwielbiam ten jej wewnętrzny monolog i oczywiście Gai'a no i Kakashi. Kakashi. Kakashi. Żyje! Nie żyje. Żyje!! Nie żyje.. Żyje!!! A i fajnie się czyta jak Sasuke jest choć trochę zaangażowany :D Czekam na ciąg dalszy!!!!!!
OdpowiedzUsuńszacun!
OdpowiedzUsuńNotka zajebista,ten moment w którym sei dusiła kakashiego napawał mnie lękiem,ale już jest ok,mam prośbę mogłabyś tylko trochę powiększyć litery pliiiis.
OdpowiedzUsuńkakashi żyje,żyje huraaaaaa!
OdpowiedzUsuń