piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 13



- Udusić? – powtórzyłam niczym echo głosem pełnym niedowierzenia – Przecież powinniśmy go ratować!
Sakura rozpięła energicznie  ekspres torby, którą przyniosła ze sobą i marszcząc brwi zaczęła w niej grzebać.
- Sei, miałaś rację – powiedziała zdecydowanie -  Kakashi - sensei definitywnie nie potrzebował sztucznego oddychania. Można powiedzieć, że Gai – sensei mógł go tym zabić.
Gai o mało nie upuścił stołu.
- W jego organizmie znajduje się bardzo osobliwa trucizna, która tym lepiej się przyswaja, im więcej dostaje tlenu. Sztuczne oddychanie dodatkowo, pogorszyło sytuacje.
- I żeby trucizna przestała działać zamierzasz go udusić? Przecież wyjdzie na dokładnie to samo! – powiedziałam drżącym głosem.
Po co zabijać Kakakshiego, przed tym jak zabije go trucizna? Chyba nie chcą skrócić mu cierpień!? Nie, nie mogę na to pozwolić.
Już otwierałam usta, by dać Sakurze do zrozumienia, że absolutnie nie zamierzam dusić Kakashiego, gdy ta mi przerwała.
- Sei, wiem jak źle to brzmi, ale zaufaj mi. To nie pierwszy raz gdy mam do czynienia z tego typu trucizną. Rób co mówię, a może uda nam się go uratować.
Och, czyli nie chce go zabić?
Przytaknęłam niepewnie głową, próbując powstrzymać moje ręce przed trzęsieniem się. Jak to jest możliwe, że Sakura zachowywała się tak profesjonalnie. Była taka spokojna! Opanuj się Sei! Jesteś starsza, powinnaś lepiej panować nad swoimi emocjami. Och, gdyby to było takie proste…
Wzięłam głęboki oddech i odwracając się na pięcie popędziłam w stronę łazienki. Chwyciłam mocno za klamkę praktycznie się na niej uwieszając i z wielkim impetem otwierając drzwi. A gdzie się podziało panowanie nad emocjami? Ach, chrzanić to!
Objęłam wzrokiem całą łazienkę, nie mogąc uwierzyć, że jeszcze przed chwilą byłam tutaj by niespiesznie zrobić okład. Rzuciłam się na ręczniki, zgarniając je ręką i w tym samym czasie otwierając nogą, jedną z szafek. Włożyłam kupkę ręczników pod pachę i błyskawicznie klęknęłam, zgarniając z szafki miskę. Wyprostowałam się i wzrokiem odnalazłam zlew. Zimna czy ciepła, zimna czy ciepła? Ech…
Nalałam letnią wodę do miski i chwyciłam ją ręką, którą przytrzymywałam ręczniki, w tym samym czasie wspinając się na palce i otwierając apteczkę. Kto to tak wysoko zamontował!?
Na czucie, odnalazłam bandaże i popędziłam z powrotem do salonu, starając się nie rozlać wody, która niebezpiecznie chlupotała w misce. Wyhamowałam tuż przy potencjalnym stole chirurgicznym, zdyszana obserwując jak Sasuke powolnie, niby od niechcenia odgarnia kosmyk włosów z twarzy Sakury i wtyka go do kitki. Och, nawet w takich sytuacjach nie może sobie odpuścić! Tragedia! Różowo-włosa, która była w trakcie ewolucji w pomidora, spojrzała na mnie.
- Tak szybko? – zapytała zdziwiona, lekko drżącym głosem.
Wzruszyłam ramionami.
- Spieszyło mi się.
Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech, ale po chwili skupienie zastąpiło jego miejsce, a skóra przybrała normalny kolor. Niesamowite.
- Gai-sensei, Sasuke-kun przenieście Kakashiego – sensei na stół.      
Mój brat, i Krzaczastobrwisty posłusznie, nie wydając z siebie żadnego szmeru wykonali jej polecenie.
Sakura chwyciła w rękę dobrze naostrzonego kunai’a, którego ostrze niebezpiecznie zalśniło w świetle lamp. Przełknęłam ślinę, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Rzuciłam ręczniki i bandaże na fotel, a miskę z wodą postawiłam na stoliku do kawy, stojącym nieopodal kanapy. Ręce znów zaczęły mi drżeć, pozbawione jakiegokolwiek zadania. Gdy się odwróciłam Sakura kończyła rozcinać koszulę Kakashiego, Sasuke stał pod oknem, opierając się o parapet i krzyżując ręce na piersi, a Gai nerwowo biegał dookoła salonu, co chwila się zatrzymując i robiąc dziesięć pompek. Jego twarz była zastygła w nienaturalnym uśmiechu, a oczy przerażone. Cóż, każdy ma swój sposób na stres.
Sakura upuściła strzępy materiału na podłogę, a ja rzuciłam się by je podnieść i pobiegłam je wyrzucić. Musiałam coś robić. Niestety, tego typu zadanie zajęło mi mniej niż 30 sekund, gdyż okazało się, że moja szybkość zwiększyła się piętnastokrotnie. Błyskawicznie wróciłam na miejsce i zaczęłam przestępować z nogi na nogę, zmartwiona obserwując jak Sakura bada klatkę piersiową Kakashiego.
- Zakażenie objęło tylko górną część ciała – mruknęła pod nosem, ponownie nasłuchując jak Hatake oddycha.
- To dobrze, prawda? – zapytałam niepewnie.
- Po części. Trucizna zajmuje mniejszy obszar, dlatego łatwiej ją będzie usunąć, ale…
Zawsze jest jakieś ale!
-  Kakashi – sensei dostał dawkę, która została dopasowana do jego wagi i wzrostu. Jednak z jakichś powodów toksyna rozprzestrzenia się tylko od pasa w górę. Co z kolei powoduje, że trucizna ma potencjalnie dwa razy większe stężenie niż powinna. Szybciej dojdzie do mózgu, szybciej zaatakuje szare komórki i nerwy, a także ośrodek pamięci.
- O mój Boże – wydałam z siebie szeptem.
-  Dlatego musimy działać szybko, by zapobiec jakimkolwiek uszkodzeniom.
Przytaknęłam energicznie. Zrobię wszystko by jakoś pomóc.
- Sasuke-kun, Gai-sensei chciałabym, żebyście przytrzymali Kakashiego-sensei.
Krzaczastobrwisty w jednej chwili przerwał robienie pompek i stanął na równe nogi. Znalazł się w przy stole tak szybko, że można by rzec, iż opanował sztukę teleportacji. Sasuke podszedł powoli do szaro-włosego i stanął po jego prawej stronie, naprzeciw Gai’a.
- Sei, czy mogłabyś przynieść jakieś prześcieradła?
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, a moje ciało już wyrwało do przodu kierując się w stronę jakiegoś pomieszczenia. Naprawdę organizmie, lepiej by było gdybyś ze mną współpracował, a nie sam wykonywał zadania. Wraz z tą myślą wyhamowałam przed drzwiami z ciemnego drewna. Ruszyłam niepewnie ręką, sprawdzając czy sama nie wyrwie do przodu. Nic takiego się nie stało. Chyba znów odzyskałam władzę nad kończynami. Dobiegłam do dużej, przestronnej sypialni, z olbrzymim łożem, solidną dębową komodą i dwoma dużymi oknami, okrytymi długimi prześwitującymi zasłonami, o mlecznym kolorze. Podłoga wyłożona była grubym, czerwonym dywanem. Zabawne ile pięknych pomieszczeń mogłam tu jeszcze odkryć. Ale nie było czasu na podziwianie pokoju. W jednej sekundzie znalazłam się przy komodzie, grzebiąc w jej dolnej szafce. Z poczuciem triumfu wyciągnęłam dwa śnieżnobiałe prześcieradła i z hukiem zamknęłam szufladę. Popędziłam z powrotem do salonu, w którym wszyscy w miarę cierpliwie na mnie czekali. Czyżbym aż tak się guzdrała? Dlaczego nie zaczynają? Czy prześcieradła są tak bardzo potrzebne do tego zabiegu?
Przerażona, bez słowa podałam Sakurze prześcieradło, które ona zawinęła wokół kostek Kakashiego, a końce przywiązała do nóg stołu w ciasny supeł.
Powoli zaczynałam się domyślać jaka była moja rola w tym wszystkim. Objęłam przerażonym wzrokiem całą scenerie, czując jak po moich plecach przebiega gęsia skórka. Sakura miała usunąć truciznę, Sasuke i Gai’a zadaniem było przytrzymywanie Hatake w razie gdyby się szarpał, podczas gdy ja… ja miałam…
 Spojrzałam prosto w zielone oczy różowowłosej i trzęsącym się głosem zapytałam.
- Czy nie może zrobić tego ktoś inny?
Haruno smutno pokręciła głową, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego.
- Mogłabym go przytrzymać.
- Nie masz tyle siły, by to zrobić i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę – wtrącił ostro zniecierpliwiony Sasuke. Widać było, że również martwi go stan Kakashiego.
Spuściłam głowę.
Czy to było jedyne wyjście? Na pewno da się to załatwić w inny sposób.
Nie miałam jednak odwagi by wypowiedzieć to zdanie na głos.
Ktoś zaczął mnie kopać. Od środka, bardzo mocno i bezlitośnie, szepcząc o okrutnych karach jakie miały mnie spotkać. Moje sumienie się przebudziło. Napierało coraz mocniej i mocniej, rosnąc w miarę, każdego kroku, który wykonałam w stronę kanapy.
Nie podnosząc wzroku,  wzięłam do ręki poduszkę  i mocno ściskając jej miękki materiał, ominęłam powolnie Gai’a i zatrzymałam się przy głowie Kakashiego. Wolną dłoń zanurzyłam w jego włosach, delikatnie je przeczesując. Były takie miękkie w dotyku. Co ja właśnie zamierzałam zrobić? Chciałam dotknąć jego twarzy, ale wiedziałam, że czas ucieka. Moje serce pulsowało w uszach szybko i boleśnie, a oddech stał się nierówny, płytszy. Tak bardzo nie chciałam robić mu jakiejkolwiek krzywdy. Ale… zawsze jest jakieś ale.
W zastraszającym tempie przycisnęłam poduszkę do jego nosa i ust, bojąc się, że jeśli nie zrobię tego wystarczająco szybko, to nie dam rady w ogóle. Nie chciałam na niego patrzeć, lecz nie mogłam oderwać wzroku od jego zamkniętych oczu. W tamtej chwili wyglądał jakby zasnął. Spokojnie, jak zawsze. A ja…
Co ja robię?
W salonie panowała cisza. Wszyscy zamilkli, obserwując jak duszę Kakashiego. Jak dokonuje czynu niewybaczalnego. Czułam na sobie ich spojrzenie. Oplatało mnie i unieruchamiało niczym kajdany. Byłam sądzona, osadzona w sali rozpraw, czekało mnie krzesło elektryczne. Czułam to. Atmosfera zagęszczała się z sekundy na sekundę, sprawiając, że moje ciało zesztywniało pod jej naciskiem, nie chcąc się tak szybko poddać i ugiąć.
 I wtedy Kakashi się poruszył. Rękoma czułam jak otworzył szeroko usta, chcąc nabrać powietrza, ale natrafił jedynie na materiał poduszki. Zaczął się szarpać tak mocno, że Sasuke i Gai mieli problem z utrzymaniem go w jednej pozycji. Sekunda za sekundą. Zaczął krzyczeć, ale słyszeliśmy jedynie niewyraźne szmery. Chciałam krzyczeć za niego!
Jednak trwałam w milczeniu.
Ręce mi drżały, tak samo jak usta, które zacisnęłam w cienką kreskę.
Nagle zrobiło się jeszcze gorzej.
Kakashi otworzył oczy.
Patrzył teraz prosto na mnie, a jego źrenice gwałtownie się skurczyły pod wpływem szoku jakiego doznał. Czuł, że przykładam mu poduszkę do twarzy, by zablokować przepływ powietrza. Wiedział, że go duszę.
Przestał się szarpać, pomimo tego, że był jeszcze przytomny. Jego wzrok też się zmienił. Teraz był taki jak zawsze. Obdarzył mnie tym samym spojrzeniem, którym wcześniej obdarzał mnie na co dzień. Czułym i głębokim. Po którym zawsze zalewała mnie fala gorąca. Teraz jednak czułam do siebie jedynie obrzydzenie.
Jeśli… jeśli coś pójdzie nie tak... to ostatnim jego momentem, ostatnim obrazem jaki zobaczy będę ja. Ja w roli kogoś, kto pozbawił go życia.
Cieple łzy spłynęły mi po policzkach, i skapały na Kakashiego. Co ty robisz, idiotko?  Nie jesteś tą, która powinna płakać w obecnej sytuacji. Przecież, to ty wszystkiemu winisz.
- Nie umrzesz – wychrypiałam cicho pochylając się nad nim jeszcze bardziej – Uratujemy Cię.
Jego czarne oczy przeszywały mnie na wylot, wyrażając jednocześnie tyle sprzecznych emocji. Sekundę  później nie wyrażały już nic. Po raz kolejny skrył je za powiekami, sprawiając wrażenie zupełnie spokojnego. Zacisnęłam zęby i zsunęłam poduszkę z jego twarzy. Ręce drżały mi tak mocno, że prawie nie mogłam nad nimi zapanować. Zrobiłam malutki krok w tył, w duchu błagając bym utrzymała się na słabych nogach.
Upuściłam poduszkę na podłogę i szybko otarłam łzy. Nie mogłam się załamywać, gdy być może okazałabym się jeszcze w czymś przydatna.
Widząc jednak jak Gai i Sasuke odsuwają się dając Sakurze miejsce do pracy, zrobiłam jeszcze trzy kroki w tył, postanawiając tylko obserwować przebieg sytuacji. To najwięcej co mogłam teraz zrobić.
Na bladej skórze Kakshiego, w niewielkich odstępach pojawiały się czarne kropki, które z sekundy na sekundę rosły coraz bardziej. W końcu cała jego klatka piersiowa, ramiona i szyja pokryta była czarno-fioletowymi plamami, wyglądającymi jak wielkie siniaki.
- Trucizna zaczęła się uwidoczniać – powiedziała Sakura – Cholera. Zdążyła w bardzo dużej mierze zmieszać się z krwią.
Ostrym ostrzem kunaia przecięła wzdłuż pierwszą z widocznych szram. Zaczęła z niej wypływać gęsta, czerwono-czarna ciecz. Różowo-włosa szybko chwyciła ręcznik z fotela i przyłożyła do rany. Trucizna łatwo wsiąkała w materiał, lecz było jej bardzo dużo. Wiedziałam, że wszystko rozegra się w ciągu czterech, maksymalnie sześciu minutach. Później następuje śmierć mózgu, wywołana brakiem tlenu, a wraz z nią umiera cały organizm. Jeśli Sakura nie zdąży…
Pewnym krokiem podeszłam do kanapy i chwyciłam kilka ręczników, po drodze zabierając kunai z saszetki Sasuke. Nie ma mowy żebym się tylko przyglądała. Zajęłam miejsce po lewej stronie Kakashiego i poszłam w ślady Haruno, wzdłuż nacinając zabarwienie na skórze. O dziwo moja ręka ani nie drgnęła, a sam ruch wydawał mi się znajomy. Jakby wyćwiczony. W sumie nie powinnam się dziwić. Tak wiele jeszcze o sobie nie wiedziałam.
Trucizna wypłynęła posłusznie z rany, a ja przyłożyłam do niej ręcznik i szybko zabrałam się za otwieranie następnych plam. Szyje jednak postanowiłam zostawić Sakurze, ponieważ nie ufałam swoim nowo poznanym zdolnością na tyle by tak ryzykować. Przesiąknięte krwią i śmiercionośną substancją ręczniki znalazły się na podłodze, z braku lepszego miejsca. Byłam pewna, że w tej chwili musiałam je trzymać jak najdalej od otwartych ran. Cały zabieg trwał mniej niż trzy minuty, a ja zaczynałam powoli dostrzegać światełko w tunelu.
Jak się okazało, niesłusznie.
Sakura nie musiała nic mówić, bym zauważyła, że Kakashi z sekundy na sekundę robi się coraz bledszy. Jego twarz z kolei była w wielu miejscach sina.
Kakashi stracił bardzo dużo krwi, a z oczyszczonych ran wciąż wypływało jej dużo.
Nie wiedziałam co robić najpierw. Przeprowadzić sztuczne oddychanie czy zahamować krwotok. Moje wątpliwości rozwiała Haruno.
- Sei jak widzisz musimy się spieszyć. Ja zajmę się sklepieniem ran, a ty postaraj się przywrócić Kakashiemu-sensei normalny oddech – rozkazała pewnym głosem.
Skupiła w swoich dłoniach leczniczą chakre i zabrała się do pracy. W głowie wirowały mi zasady, których powinnam się trzymać by przeprowadzić poprawne sztuczne oddychanie.
Odchyliłam głowę Hatake do tyłu, przykładając mu dłoń do czoła, zaś drugą chwyciłam za jego szczękę. Dwoma palcami zacisnęłam jego nos i objęłam ustami jego usta, starając się przekazać jak najwięcej powietrza. Lekko podniosłam głowę do góry sprawdzając, czy jego klatka piersiowa unosi się tak jak powinna pod wpływem wtłaczanego tlenu. Gdyby powietrze kierowało się do żołądka mogłabym spowodować nikomu niepotrzebne wymioty. Ku mojej uldze wszystko szło tak jak powinno. Kontynuowałam zabieg, z każdą kolejną sekundą prosząc by się ocknął i zaczął oddychać samodzielnie. Sakura robiła co w jej mocy by jak najszybciej sklepić wszystkie rany i zapobiec większej utracie krwi.
Miałam wrażenie, ze stoimy nad Kakashim całe dnie, próbując przywrócić go do życia. W rzeczywistości jednak nie minęła nawet minuta podczas gdy mnie nowo zakiełkowana nadzieja już opuszczała.
- Nie ma pulsu – usłyszałam cichy głos Sakury pełen rozpaczy.
Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, a ja sama przez chwile pochylałam się nad Hatake sparaliżowana.
- Nie wyczuwam pulsu – powtórzyła różowo włosa głośniej.
Bez zastanowieniu rzuciłam się w stronę klatki piersiowej i zaczęłam masaż serca. Trzydzieści uciśnięć dwa wdechy, trzydzieści uciśnięć dwa wdechy.  Kątem oka dostrzegłam, że Haruno stoi bez ruchu ze zastygłymi zakrwawionymi dłońmi.
- Sakura, do jasnej cholery rusz się! – krzyknęłam starając się by głos mi się nie załamał. Z marnym skutkiem Po raz piętnasty ucisnęłam klatkę piersiową Hatake.
Różowo-włosej nie trzeba było dwa razy powtarzać tej samej rzeczy i natychmiast wzięła się za leczenie pozostałych ran. Starałyśmy się sobie nawzajem nie przeszkadzać, co nie było takie proste, jednak nie miałyśmy innego wyjścia. Słyszałam swój ciężki oddech, czułam szybkie bicie własnego serca, krew wprost wrzała mi w żyłach… a Kakashi. On nadal nie dawał żadnego znaku życia. Łzy kolejny raz zebrały mi się w oczach, ale tym razem nie pozwoliłam im się wydostać. Nie będę płakać, gdy jeszcze nie wszystko stracone.  Nie wiedziałam ile czasu minęło. Nie wiedziałam czy to co robiłyśmy miało jeszcze jakikolwiek sens. Jedyne o czym wiedziałam to fakt, że nie mogę pozwolić mu odejść. Nie teraz, nie w taki sposób.
- Ocknij się, ocknij się, ocknij się – zaczęłam szeptać niczym mantrę, nie przerywając udzielania pierwszej pomocy. Ręce miałam mokre od jego krwi. – Ocknij się, ocknij się.
Nagle Kakashi rozwarł szeroko usta gwałtownie łapiąc powietrze.
- Jest puls – rzekła Sakura głosem pełnym radości, kończąc sklepiać ostatnią ranę.  
Fala ulgi zalała moje serce, a na twarzy zagościł szeroki uśmiech. Łzy spłynęły po moich policzkach, ale były to łzy szczęścia, a nie smutku. Udało się. Kakashi nadal był nieprzytomny, ale oddychał, a jego serce biło.
Żył.

12 komentarzy:

  1. Wielkie brawa za końcówkę. Ledwo widziałam litery od podekscytowania. Podobał mi się też pomysł z osobliwym rodzajem trucizny. Zdziwiło.mnie jednak,że na końcu to Sei wykazała się większym spokojem niż Sakura. Gai i jego sposób wyładowywania stresu XD genialne. Potrafiłam wyobrazić.sobie każdy jego ruch i minę. Kiedy Kakashi na chwilęodzyskał.przytomność i zorientował.się, że.Sei go dusi... Szkoda mi było ich obojga. Dzięki za wspaniały rozdział. Ale dlaczego skonczylas w takim momencie? ;_____;.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dziękuję za ten komentarz <3 Nawet sobie nie wyobrażasz jak miło się go czytało :D
      Szczerze mówiąc rozdział 13 miałam zakończyć innym momentem, pasującym do liczby. Tylko, że wtedy notka ukazała by się za cztery dni, może więcej. A przecież obiecałam, że wstawię coś za dwa tygodnie, a dzisiaj mija wyznaczony termin :p
      Szkoda tylko, że nie udało mi się ogarnąć wszystkiego w tym rozdziale bo wiadomo "szczęśliwa" trzynastka kojarzy się z samymi katastrofami. Przynajmniej ja tak mam. Mam nadzieję, ze kolejny wpis będzie... hmmm zaskakujący :D
      Pozdrawiam i całuje :* :*

      Usuń
  2. Kurczę, wciąż próbuję wymyślić jakiś inny koniec, ale nie potrafię sobie wyobrazić czegoś lepszego. Na początku myślałam że jeśli Kakashi nie zacznie oddychać samodzielnie, to Sei wpadnie w szał i znów zaczną się anomalie pogodowe, tak jak w. poprzednich rozdziałach. Ale.na szczęście Kakashi zaczął oddychać i może wszystko się ułoży :3 byle żeby ta lafirynda znowu się nie przywaliła do Kakashiego. To byłaby już przesada, Kakashi musi się w końcu zdecydować, czy chce być z Sei, czy nie. Sorka że tak spamię, ale rzadko kiedy mam możliwość zostawić komentarz, więc teraz nadrabiam. :3 Sei potrzebuje trochę uczucia. Trzepnij ode mnie Kakashiego, żeby się ogarnął. Weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dobry pomysł z tą anomalią pogodową :D Szczerze to nawet o tym nie pomyślałam :P Nie ma problemu przekaże Kakashiemu słowo w słowo, dopowiadając jeszcze parę swoich i go trzepnę ^.^
      Dziękuję za komentarz :* :*

      Usuń
  3. A niech to kur*a,i znowu Ci się udało serce mi tak waliło że myślałam że mi z piersi wyskoczy,a co do 13,to sądząc po rożdziale nie jest pechowa [dla mnie na pewno jest],ale nocia zajebista.
    POZDRO I DUUUUŻO WENY OD MONONOKE-CHAN.

    OdpowiedzUsuń
  4. ale kurwa podnieciłam ,jak czytałam to serce waliło mi jak młotem,a przy okazji[nie że jestem ciekawka] jak tam wakacje,bo u mnie do dupy!
    A! iNOTKA OCZYWIŚCIE ZAJEBISTA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że moje wakacje też nie za ciekawe :/ Jestem rozdarta między tym co chcę robić i w końcu zaczyna brakować mi czasu. Ale nie narzekam przynajmniej się wysypiam ^.^ Mam nadzieję, że u Ciebie i u mnie Sierpień okaże się sto razy lepszy. Pozdrawiam :D

      Usuń
  5. Jest, jest! Tak na niego czekałam! Brawo! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się zdziwiłam jak Sei zaczęła go rozcinać :O Uwielbiam ten jej wewnętrzny monolog i oczywiście Gai'a no i Kakashi. Kakashi. Kakashi. Żyje! Nie żyje. Żyje!! Nie żyje.. Żyje!!! A i fajnie się czyta jak Sasuke jest choć trochę zaangażowany :D Czekam na ciąg dalszy!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Notka zajebista,ten moment w którym sei dusiła kakashiego napawał mnie lękiem,ale już jest ok,mam prośbę mogłabyś tylko trochę powiększyć litery pliiiis.

    OdpowiedzUsuń
  8. kakashi żyje,żyje huraaaaaa!

    OdpowiedzUsuń