Kopnęłam z
całej siły w drzwi, które posłusznie wyleciały z zawiasów. Cała w zmartwieniach
i z Kakashim na plecach, weszłam do salonu i zatrzymałam się na chwilę, by
dodać sobie trochę sił. Nie miałam ich nawet by dojść do kanapy, a nie mogłam
tak po prostu zrzucić Kakashiego na podłogę. Wzięłam kilka głęboki wdechów,
pochylając się w stronę podłogi. To już tylko kilka kroków. Kilka. Rusz tyłek
Sei. Nie może być tak, że Kakashiemu stanie się coś poważnego, ponieważ tobie
się nie chce ruszyć tyłka. Rusz. Ten. Tyłek. Już!
Oddychając
ciężko, ślamazarnie ruszyłam się z miejsca. Kątem oka dostrzegłam Sasuke. Stał
przy drzwiach kuchennych z lekko uchylonymi ustami i szerokimi oczami patrząc
na moje poczynania. Zszokowany Sasuke. Dobre sobie. A myślałam już, że nic go
nie zaskoczy. Pewnie wyglądam jak wielki ślimak, który sunie ku jego kanapie, a
na plecach ma skorupę w postaci Kakashiego. Ewentualnie można było mnie
porównać do żółwia.
Och, na
reszcie dotarłam.
Najdelikatniej
jak mogłam, położyłam Kakashiego na poduszkach kanapy, co nie było zbyt łatwe,
zważając na to, że czułam się niczym człowiek z olbrzymią otyłością po
przebiegnięciu maratonu.
Och, już
chyba wolałabym, żeby Kakashi nie był ninją. Przez te wszystkie mięśnie, stał
się niebywale ciężki.
Opadłam
ciężko na podłogę, opierając się o bok kanapy. Sasuke jakby lekko wymsknął się
szokowi. Zrobił parę kroków w moją stronę, rozejrzał się po pokoju, po czym
znów zaczął do mnie przybliżać. Po powtórzeniu tej czynności kilka razy w końcu
znalazł się przede mną. Nie wiedziałam, że droga z kuchni do kanapy potrafi być
tak długa. Patrzył na mnie wielkimi, czarnymi oczami, rozejrzał się jeszcze raz
po salonie, dwa razy zatrzymując wzrok na Kakashim i znów przenosząc go na
mnie.
- Gdzie ty
byłaś?! – wydusił z siebie w końcu, a ja parsknęłam śmiechem
Zdezorientowany,
zagubiony Sasuke Uchiha. Ten świat naprawdę zaczyna wariować. Chyba, że było to
kolejne Genjutsu. Wtedy może TEN świat nie zaczyna wariować, ale świruje ten
wyimaginowany.
Och, za
dużo tego. Jestem tym wszystkim taka zmęczona.
- Na
spotkaniu rodzinnym – wymamrotałam nieprzytomnie.
Sasuke
milczał widocznie zbyt zdziwiony by cokolwiek powiedzieć, więc kontynuowałam.
- Pogadałam
sobie z mamą. Wiesz, takie tam. Przytargała mnie na plecach do jakiejś jaskini
i zaczęłyśmy rozmawiać. O tym czy żyje, o tym czy nie żyje. O mojej pokręconej
pamięci… a gdy w końcu stwierdziłam, że moja matka jest istotą żyjącą, wpadł
Madara i ją zabrał. Teraz już nie wiem czy określenie „istota żyjąca” jest
słuszne w stosunku do mojej mamy. Z Madarą nigdy nic nie wiadomo. Raz na ziemi,
raz pod ziemią. Chciałam ich gonić, ale jestem na tyle sprytna, że pomyliłam
kierunki i wbiegłam jeszcze głębiej w jaskinię. Inteligentna ja. Zdenerwowałam
się lekko i zaczęłam sparing ze ścianą, a on – wskazałam palcem na Kakashiego i
mój dziwny słowotok nagle ustał – ON! O mój Boże! Kakashi!
Gwałtownie
zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do Sasuke potrząsając jego ramionami.
- Musimy
coś zrobić! Kakashi chyba został otruty, a ja nie mam pojęcia jak mu pomóc.
Sasuke! Musimy coś zrobić, już!
Sasuke
westchnął głęboko i powoli odsunął moje ręce. Przeczesał ręką włosy i przymknął
oczy. W chwili gdy je otworzył, widać było, że całkowicie się uspokoił. Wow.
Też tak chcę.
- Wiesz,
Sei – powiedział wolno. – nie za wiele mi wyjaśniłaś i wciąż nie rozumiem co
się dzieje
Otworzyłam
usta, czując gwałtowny przypływ oburzenia.
- Jedyne co
teraz musisz rozumieć, to informacja, że Kakashiemu coś się stało i musimy mu
jakoś pomóc – oznajmiłam stanowczo, patrząc mu w oczy.
- Jak mam
mu pomóc, skoro nie wiem co się stało?!
- Och, nie
wiem! Po prostu przyprowadź jakiegoś medyka! – krzyknęłam poirytowana,
popychając go lekko w kierunku wyjścia.
Jego wzrok
stał się nagle nieprzytomny.
- Medyka? –
zapytał sennie.
- Tak, tak
– odparłam entuzjastycznie, przenosząc wzrok na Kakashiego i obserwując czy
wciąż oddycha – Tylko jakiegoś dobrego –
mruknęłam, cały czas mu się przyglądając – Hej, przecież Sakura mieszka nie
daleko… - odwróciłam głowę, chcąc spojrzeniem zachęcić go do podróży, ale
objęłam nim tylko pusty pokój.
Ech… pewnie
sam już na to wpadł.
Objęłam
dłońmi moją głowę i westchnęłam ciężko. Co teraz? Co teraz powinnam zrobić?
Powolnie
usiadłam na białym dywanie, dokładnie naprzeciwko kanapy i oparłam się plecami
o stolik. Podkuliłam nogi i objęłam je rękami, chcąc dodać tym sobie otuchy. Analiza
wszystkich dzisiejszych wydarzeń wydawała mi się zbyt męcząca, jak na tę
chwilę. Obrazy mojej matki, sztucznych wspomnień, twarzy Madary, mdlejącego
Kakashiego mieszały się ze sobą, tworząc jedno wielkie pobojowisko
niepotrzebnych informacji. Czułam się jakbym upuściła na podłogę stos bardzo
ważnych papierów, które tylko ułożone w kolejności miały jakikolwiek sens. One
jednak przy upadku, pomieszały się, a niektóre nawet wyleciały przez otwarte okno
i nie sposób było ich odzyskać. Mój umysł to jedna wielka katastrofa.
Zdołowana, dokładnie przyglądałam się Kakashiemu starając się trzymać na wodzy
moją wyobraźnie, która w tym momencie pracowała na potrójnych obrotach.
Zabawne, ile złych scenariuszy możesz wymyślić, gdy jesteś w stresie. Bałam
się, że stało mu się coś poważnego. Że może stracić przez to życie…
Potrząsnęłam głową. Nic takiego się nie stanie, nie Kakashiemu. Wierzyłam, że
był wystarczająco silny by wyjść z tego cało. A może nie potrzebnie się
zamartwiałam? Może po prostu to zwykła grypa i jedyne co będzie mu trzeba, to antybiotyku,
rosołu i dużo, dużo odpoczynku? Tak, to pewnie tylko grypa…
A jednak
złe przeczucie nie chciało mnie opuścić i ze zmartwieniem zaczęłam liczyć jego
oddechy. Wydawały się regularne, głębokie. Nic nie wskazywało na to, by miał
problemy z oddychaniem. Jednak nienaturalnie blada, oblana zimnym potem skóra,
oraz fakt, że zemdlał na moich oczach, nie mogły oznaczać niczego dobrego.
Miałam dziwne, przewiercające mnie na wskroś wrażenie, iż Kakashiego nie
dopadła grypa, lecz coś o wiele poważniejszego. I naprawdę wolałabym, by to
uczucie jak najszybciej opuściło moje ciało. Bardzo nieprzyjemnie jest się
martwić. Potwornie nie przyjemnie. Odkąd go poznałam, jest jedynym powodem
wszystkich moich zmartwień. A to przez nieobecność w szkole, a to przez jakieś
dziwne zachowanie, rozterki miłosne, niebezpieczne misje, dziwaczne i zmutowane
choroby, które wcale mogły nie być grypą. Życie z nim na jednym świecie,
poznanie go… nie było to wszystko takie proste. Najgorsze jest to, że nawet
gdybym mogła, nie cofnęłabym czasu i nie zmieniła biegu wydarzeń. Możliwe, iż
wcześniej sobie jakoś radziłam. Oddychałam, wykonywałam codzienne czynności,
rozmawiałam, nawiązywałam znajomości… jednak nie chcę wracać do życia, w którym
nie znałam Kakashiego. O ile dawniej było dla mnie przepełnione różnorakimi
odczuciami, problemami i zmartwieniami, o tyle od kiedy go poznałam wszystko
okazało się błahostką, a on sam wywoływał we mnie tak wielkie emocje… jedno
jego spojrzenie przeżywam bardziej niż całe poprzednie życie razem wzięte. Dlatego
nie chcę wracać do tych błahostek. Nie chcę się urodzić i umrzeć. Chcę żyć. A
to udaje mi się tylko, gdy on jest w pobliżu. Dlatego nie może zginąć. Nie może
zabrać mi swojego własnego życia razem ze swoją śmiercią. Może było to
samolubne, ale nie obchodziło mnie to. Potrzebowałam go i nie zamierzałam
pozwolić mu odejść.
Ta myśl
kopnęła mnie niczym prąd i gwałtownie
się poderwałam do góry z zamiarem niesienia pomocy Kakashiemu. Tylko co mogę
zrobić? Co powinnam zrobić? A jeśli tylko pogorszę tym sprawę? Podeszłam do
niego niepewnie i pochyliłam się uważnie studiując jego twarz. Rzadko mogłam to
robić, jednak w tej chwili nie zachwycałam się jego kośćmi policzkowymi,
prostym nosem i rozchylonymi ustami. Odgarnęłam mu kosmyki szarych, wilgotnych
od potu włosów i dłonią sprawdziłam czy ma gorączkę. Oczywiste było, że ją ma.
Po prostu miałam jakąś głupią nadzieję na to, że cudownie mu minęła. Głupia ja.
Może
powinnam podać mu jakieś leki? Nie to nie był dobry plan. Pewnie wszystko co
bym znalazła w tej rezydencji było dla mojego klanu. Nie było by dobrze, gdyby
nie pomogły Kakashiemu, a jeszcze gorzej gdyby mu zaszkodziły.
To co
powinnam zrobić?
Umiałam
reanimować. Nauczyli mnie tego w potencjalnym gimnazjum, co tak naprawdę było
kłamstwem, lecz nie zapomniałam jak się to robi. I bardzo dobrze. Tylko, że
Kakashi oddychał. Bez sensu było pomagać mu w oddychaniu.
Został
jeszcze zimny okład. Byłam wprost pewna, że nie pomoże on za bardzo. Może przez
chwilę poczuje się lepiej, ale nie zbije on gorączki. Nie gdy jest tak wysoka.
Przeszukałam w głowie parę innych medycznych chwytów, które mogłabym wykonać na
Kakashim i po chwili stwierdziłam, że okład jest najlepszym wyjściem z
możliwych. Przed pójściem jednak zdjęłam mu kamizelkę, gdyż była cała mokra od
deszczu. Po krótkim namyśle i cała czerwona na twarzy stwierdziłam, ze spodnie
pozostawię tam gdzie są, ponieważ nie były, aż tak mokre, lecz tylko trochę
wilgotne. Wyprostowałam się i rzucając ostatnie zmartwione spojrzenie na
Kakashiego, udałam się do łazienki na piętrze. Jak każda w posiadłości Uchiha,
była duża, przestronna, z podłogą z jasnego drewna i białymi kafelkami na
ścianach i suficie. Zawsze panował w nich porządek, co bardzo mnie dziwiło,
gdyż wszędzie indziej było pełno kurzu. Może Sasuke, albo nasi przodkowie
zatrudnili sprzątaczki do poszczególnych pomieszczeń w domu? Z tym, że te od
jadalni, kuchni, salonu, sypialni, pracowni, bawialni oraz sal treningowych już
dawno poumierały, a ta od toalet trzymała się całkiem nieźle? Cóż na pewno nie
byłam w nastroju by o tym wszystkim teraz rozmyślać. Najwyżej później zapytam
Sasuke o co w tym wszystkim chodzi.
Rozejrzałam
się po łazience i wzrokiem odnalazłam stosik białych ręczników, leżących na
parapecie okna. Szybkim gestem chwyciłam jeden z nich. Był dosyć szorstki w
dotyku, ale wątpię by Kakashi miał siłę na to narzekać. Włożyłam go do zlewu i
odkręciłam do końca kurek z zimną wodą. Po dokładnym namoczeniu ręcznika w
zimnej wodzie, chwyciłam go z dwóch stron i dokładnie wycisnęłam. Rozłożyłam
ręczniczek, by następnie złożyć go w mały prostokąt. Zadowolona, z mojego
pierwszego okładu skierowałam się z powrotem w stronę salonu. Nie byłam do
końca przygotowana na to co tam zobaczę.
Nad
Kakashim pochylał się jakiś obcy mężczyzna, w obcisłym zielonym kostiumie i
kamizelce. Jego czarne włosy obcięte były na grzybka, a na łydkach miał
obrzydliwe, pomarańczowe skarpety. Owszem, wydawał mi się znajomy, ale za nic
na świecie nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Zresztą nie miałam czasu na
zaprzątnie sobie tym głowy, ponieważ skupiałam się na tym by pewna istotna,
jakże absurdalna informacja, dotarła w końcu do mojej głowy. On go całował!
Usta w usta, twarz w twarz! Co tu się do jasnej cholery dzieje!?
Okład
wypadł mi z ręki, która nie była w stanie go dalej utrzymać. Całym moim ciałem
wstrząsnął szok, oburzenie, zniesmaczenie, aż w końcu wdarło się do mnie
nieproszone, niepotrzebne i tak głupie uczucie. Zazdrość. Poczułam się
zazdrosna o faceta w obcisłym zielonym stroju! Absurd! Dlaczego on całuje
Kakashiego?!
Niczym
robot pomaszerowałam w stronę kanapy i z całej siły pociągnęłam za kołnierz
kamizelki, nieznajomego homoseksualisty, przy okazji dając upust mojej złości w
słowach.
- Co ty
robisz, idioto?! – krzyknęłam, gdy zdołałam chociaż trochę zmniejszyć odległość
między Kakashim, a tym dziwakiem.
Mężczyzna w
zielonym stroju odwrócił się tak dynamicznie, że o mało nie straciłam
równowagi. Dla własnego bezpieczeństwa odsunęłam się od niego na kilka metrów,
lecz na tyle blisko, by w razie czego zasłonić Kakashiego przed kolejnymi
niespodziewanymi pocałunkami jego wielbicieli. A co jeśli było ich jeszcze
więcej? Jak wparują do mojego domu w stuosobowym stadzie, by rzucić się na
Kakashiego, to nie wiem czy dałabym radę ich wszystkich odgonić. Przynajmniej
nie ze zdolnościami, z których umiałam korzystać.
Homoseksualista
stojący naprzeciwko mnie miał wysokie kości policzkowe, bardzo grube, czarne
brwi, małe ciemne oczy i prosty, lekko kartoflany nos. Jego wąskie usta
rozciągnęły się w szerokim, białym, wprost oślepiającym uśmiechu, a ręka
gwałtownie wystrzeliła w moim kierunku, zatrzymując się tuż przed moją twarzą i
pokazując kciuk do góry.
-
Przeprowadzam sztuczne oddychanie! – wykrzyknął entuzjastycznie, grubym męskim
głosem, bardziej poszerzając uśmiech.
Jego kciuk częściowo
przesłonił mi widok, dlatego przechyliłam głowę w bok, unosząc w zdziwieniu
brwi. Z początku byłam delikatnie osłupiała, ale po chwili ogarnęła mnie
irytacja.
- Przecież
Kakashi oddycha – powiedziałam powoli – Na co mu sztuczne oddychanie, skoro
oddycha?
- A skąd
masz pewność, że oddycha? – zapytał podejrzliwie, przybliżając się,
zdecydowanie zbyt blisko i patrząc na mnie z góry.
Miałam
wrażenie, że widzę tylko jego jedno wielkie oko i krzaczastą brew,
przypominającą wygiętą w łuk gąsienice. Odsunęłam się gwałtownie, jednocześnie
zdając sobie sprawę, że nie mogę narażać Kakashiego na takie niebezpieczeństwo.
Okrążyłam kanapę, cały czas zachowując odpowiednią odległość, między mną a tym
facetem i stanęłam po drugiej stronie kanapy, łapiąc dłońmi za jej oparcie.
Teraz przynajmniej oddzielał nas jakiś mebel, a mój były sensei był na
wyciagnięcie ręki. Przez cały czas byłam obserwowana przez bruneta. Nie mogłam
uwierzyć, że jego grzybkowata fryzura, lśniła tak mocno, że odbijała światło.
- Jego
klatka piersiowa unosi się i opada – powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
Nie było
sensu denerwować wariatów, zwłaszcza tych, którzy spontanicznie przeprowadzają
sztuczne oddychanie, na osobach, o tej samej płci, które świetnie sobie radzą w
pobieraniu tlenu samodzielnie.
-
Oczywiście, że unosi się i opada! – wykrzyknął energicznie – Ale to tylko
dzięki mojej inicjatywie! Uratowałem mu życie.
- Nie
sądzę, by jakkolwiek mu pan pomógł – odparłam – Przed pana przybyciem, również
nie miał żadnych problemów z oddychaniem.
- Kłamiesz!
– wykrzyknął.
Moja
cierpliwość bawiła się w kamień, papier, nożyce ze złością i przegrywała 1:2.
Zawzięcie jednak grałam dalej.
- Zależy mi
w tym samym stopniu na zdrowiu Kakashiego, co panu.
- Dlaczego
mówisz do mnie „pan”? – zapytał zdziwiony, przykładając kciuk i palec
wskazujący do brody i gładząc ją lekko. Zmarszczył mocno brwi i wydął usta, a
na jego czole wystąpiły kropelki potu. Chyba się nad czymś zastanawiał. – A
może tak naprawdę nie jesteś, Sei, tylko jakąś podstępną morderczynią wynajętą
do zabicia Kakashiego? – mruczał podejrzliwym głosem swoje przypuszczenia.
Nagle wyciągnął rękę do przodu i wskazał na mnie palcem wskazującym, z
wymalowaną satysfakcją na twarzy – Ha! – krzyknął – Dlatego nie chciałaś bym
ratował Kakashiego, który potrzebował powietrza. Ponieważ przeprowadzając na
nim sztuczne oddychanie, ocaliłem jego życie, tym samym krzyżując twoje plany!
Zdemaskowałem Cię!
- NIE! –
krew niebezpiecznie we mnie zawrzała, a cierpliwość przegrała kolejną rundę. –
Nie jestem żadnym podstępnym szpiegiem! To pan wparowuje do mojego domu i
całuje Kakashiego w usta! Ja powinnam żądać wyjaśnień!
I cierpliwość poniosła oficjalną porażkę 1:4 i
poszła się ukryć. Pewnie jeszcze długo nie będę mogła jej odnaleźć.
Drzwi w
przedpokoju zaskrzypiały i do salony wparowała Sakura, a tuż za nią Sasuke.
Różowo-włosa niepewnie rozejrzała się po pokoju. Mężczyzna w gąsienicach na
twarzy, wiercił mi dziury w czole, swoim nieufnym spojrzeniem. Nie dziwię się,
że Sakura była zdziwiona, ale i POKER FACE u Sasuke mnie nie zdziwił.
- Jestem
uwięziony w genjutsu! – wykrzyknął homoseksualista, ponownie wymierzając we
mnie palcem.
- Nie, nie
jesteś! – złość odnalazła cierpliwość i poczęła kopać leżącego.
- Co tu się
dzieje? – zapytał Sasuke wypranym z emocji głosem.
Poczułam
jak stoję na granicy rozpaczy emocjonalnej, irytacji i złości. I chyba nawet
chciałam ją przekroczyć.
- Do domu
wpadł ten gościu i zaczął całować Kakashiego! –krzyknęłam. Tym razem to ja
wymierzyłam w niego oskarżycielsko palcem, niczym małe dziecko, które skarży na
kolegę, nauczycielce.
Sakura
jednak zamiast złagodzić sytuację, zdziwiła się dogłębnie.
- Gai –
sensei, całowałeś Kakashiego – sensei? – zapytała.
Gai –
sensei! To był ten nauczyciel, który uczył swojego wielbiciela w genjutsu!
Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że jest homoseksualistą. Och, nie! A co jeśli
Kakashi z nim też był w związku? Nie zniosłabym drugiej takiej osoby jak
Yumiko. Nawet jeśli byłaby facetem.
Gai
błyskawicznie odwrócił się w stronę Sakury, pokazał kciuka do góry i uśmiechnął
się szeroko.
-
Przeprowadzałem sztuczne oddychanie i uratowałem mu życie! – krzyknął, a jego
entuzjazm ranił moje uszy – Nie mogę pozwolić sobie na stratę mojego rywala
numer 1!
Och, to
może jednak nie chłopaka? Zaraz, zaraz…
- Rywala? –
zapytałam głucho.
- Tak jest!
– ryknął Gai.
Ała! Czy
ten człowiek nie umiał mówić cicho? Ostatnio często miewałam bóle głowy.
Próbowałam sobie wszystko uporządkować, albo
chociaż wybrać najważniejsze informacje, by dojść do jakiegoś logicznego
wniosku.
- To
znaczy, że nie jesteś gejem? – zapytałam, nie do końca zdając sobie sprawę jak
nietaktowne to było. Cóż on też nie zachowywał się zbyt taktownie…
Gai zamilkł
na chwilę, tak samo jak wszyscy w pomieszczeniu, a ja zaczęłam się denerwować.
Może jednak przesadziłam? Ale on całował Kakashiego! Co w takim razie oznaczała
„przesada” w tym świecie? Można całować osoby tej samej płci, nieprzytomne w
dodatku, ale nie można nazwać kogoś gejem? Naprawdę nie widziałam w tym żadnego
sensu. Westchnęłam ciężko i odważyłam się spojrzeć na Gai’a. Wyglądał na
zbitego z tropu. Nie mogłam uwierzyć, że nikt wcześniej nie podejrzewał go o
homoseksualizm. A może po prostu mieli na tyle taktu by nie zadawać takich
bezsensownych pytań? Tylko, że nie widzieli jak całuje Kakashiego! Ale przecież
możliwym było, że Kakashi był z nim w związku. Ale mój organizm uprał się, że
nie przyjmie tego do wiadomości. Rywale, rywale… Może mieli jakiś chory układ?
Wyobraziłam sobie jak Hatake pochyla się nad nieprzytomnym Gaiem i całuje go w
usta.
-
Zapomnijcie o tym co powiedziałam – wydusiłam z siebie, krzywiąc się przez
obraz jaki wyświetlił mi się w głowie. – Po waszych minach wnioskuję, że Gai
nie jest gejem.
Przeczesałam
ręką włosy. W dalszym ciągu coś mi nie pasowało.
- Ale dlaczego
w takim razie go całowałeś!? – krzyknęłam.
-
Przeprowadzałem sztuczne oddychanie! – odkrzyknął równie głośno, a w jego
głosie dało się wyczuć nutkę desperacji.
Uniosłam
dłonie w górę w geście kapitulacji i z zażenowaniem opuściłam głowę w dół,
zamykając oczy.
- Poddaję
się. – wychrypiałam. Jeśli Gai rzeczywiście jest na tyle inteligentny by
przeprowadzać sztuczne oddychanie, na oddychającym człowieku, to ja nie będę
się wtrącać.
Przez
chwilę staliśmy w ciszy, pogrążeni w swoich myślach. Miałam dziwne wrażenie, że
każdy z osobna myślał o orientacji seksualnej Gai’a. Nawet sam Gai!
Pierwsza
ocknęła się Sakura. Szybkim krokiem podeszła do Kakashiego, pochylając się nad
nim. Przyłożyła dwa palce do jego szyi i zmierzyła puls. Sprawdziła
temperaturę, wielkość węzłów chłonnych,
stan gardła oraz reakcję źrenic na światło. Gdy się wyprostowała jej twarz była
biała jak kreda a usta zaciśnięte w wąską kreskę.
Przełknęłam
głośno ślinę, a myśli o homoseksualistach błyskawicznie mnie opuściły. Było
źle. Musiało być źle.
Sakura
odetchnęła głęboko i szybko związała swoje włosy, gumką, która znajdowała się
na jej nadgarstku.
- Sasuke –
kun, Gai –sensei, czy moglibyście przysunąć stół, który stoi pod oknem? –
zapytała grzecznie, acz kol wiek tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Sei, proszę
przynieś kilka prześcieradeł, ręczników i bandaży. Miska z wodą też może okazać
się przydatna. Jeśli nie znajdziesz prześcieradeł, może być zwykła poduszka.
Przyda się wszystko czym można szybko udusić Kakashiego.
Tak, tak wiem, że znów dwa tygodnie odstępu, ale nie miałam internetu. Trudno było mi dodać cokolwiek bez dostępu do bloga :D Ale jak widzicie nowy rozdział jest i w przyszłości pojawią się następne i następne i następne. Wiem, że w sumie nadal nie wiecie, co się dzieje z Kakashim, ale obiecuje, że opiszę wszystko w rozdziale 13 :) Dziękuję za komentarze <3 Cóż nie mogę pisać pod każdym postem, że kocham je wszystkie, bo stałoby się to monotonne. Załóżmy, że dzisiaj uwielbiam :p Następna notka powinna pojawić się mniej więcej za dwa tygodnie i tym razem nie będę miała tego typu wymówek "Depresja po koncertowa" "Brak internetu". Po prostu potrzebuje na nią więcej czasu :) Pozdrawiam i całuje :*
haha jesteś genialna,rozwaliła mnie ta część z gaiem,zajebiście,ale co miałaś na myśli,,udusić kakashiego,,.Sory ale mój mózg w wakacje nie funkcjonuje.
OdpowiedzUsuńDokładnie to o czym myślisz, gdy czytasz, że ktoś ma kogoś udusić. Nie martw się, o to w sumie chodziło by nie wiadomo było o co chodzi :D Wszystko zostanie wyjaśnione w 13 rozdziale :) Pozdrawiam
UsuńTo rozwala!!,czekam na next dettabane.
OdpowiedzUsuńzajebiste,cudowne i wspaniałe,aha mam prośbę sory że zadaję zbędne pytania,ale może zna ktoś sposoby żeby wzmocnić trochę odporność,ogólnie to nie jestem słabowita bo trenuję walkę,ale akurat w wakacje musiałam zachorować,pomoże ktoś plisss!?
OdpowiedzUsuńJa bym proponowała leżenie w łóżku i niestety picie jakichś ohydnych lekarst typu Fervex :( Mój organizm jest dosyć odporny, więc rzadko choruje i nie mam super sprawdzonych metod. Słyszałam, że rosół pomaga :D W sumie rosół jest dobry na wszystko.:) Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz. Pozdrawiam
UsuńDzięki,dzięki i jeszcze raz dzięki,trzeba będzie trochę więcej walki trenować.
UsuńTeż o to podejrzewam Gai'a!
OdpowiedzUsuńSei znowu jest niesamowita :D
Wiem, że głównie chodzi tu o SeixKakashi, ale cieszę się, że łączysz Sakurę i Sasuke :D uwielbiam ich razem! Dzięki :>
Sei i Kakashi-wymiata
OdpowiedzUsuńSasuke i sakura-zajebiste
nie wiem które mi się bardziej podoba,chociaż sasek jest czasami trochę mrukliwy,ale blog zajebisty.
wymiotło mnie,normalnie omal z krzesła nie spadłem.
OdpowiedzUsuń*.* nie mam nic.więcej do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńnie mogę znależć słów więc użyję cudzych,wymiata,zajebiste,majstersztyk,koniec.
OdpowiedzUsuńhahahaha posikałam się w tej części z całowaniem,wielkie brawa dala Ciebie i zwracam honor.
OdpowiedzUsuńśmiałam się i płakałam,strach też trochę mnie obleciał,Ty to umiesz pisać opowiadania z lekkim dreszczykiem[to pochwała,żeby nie było że cię niechcący uraziłam hehe].
OdpowiedzUsuńkiedy,kiedy,kiedy next
OdpowiedzUsuń