piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 12


Kopnęłam z całej siły w drzwi, które posłusznie wyleciały z zawiasów. Cała w zmartwieniach i z Kakashim na plecach, weszłam do salonu i zatrzymałam się na chwilę, by dodać sobie trochę sił. Nie miałam ich nawet by dojść do kanapy, a nie mogłam tak po prostu zrzucić Kakashiego na podłogę. Wzięłam kilka głęboki wdechów, pochylając się w stronę podłogi. To już tylko kilka kroków. Kilka. Rusz tyłek Sei. Nie może być tak, że Kakashiemu stanie się coś poważnego, ponieważ tobie się nie chce ruszyć tyłka. Rusz. Ten. Tyłek. Już!
Oddychając ciężko, ślamazarnie ruszyłam się z miejsca. Kątem oka dostrzegłam Sasuke. Stał przy drzwiach kuchennych z lekko uchylonymi ustami i szerokimi oczami patrząc na moje poczynania. Zszokowany Sasuke. Dobre sobie. A myślałam już, że nic go nie zaskoczy. Pewnie wyglądam jak wielki ślimak, który sunie ku jego kanapie, a na plecach ma skorupę w postaci Kakashiego. Ewentualnie można było mnie porównać do żółwia.
Och, na reszcie dotarłam.
Najdelikatniej jak mogłam, położyłam Kakashiego na poduszkach kanapy, co nie było zbyt łatwe, zważając na to, że czułam się niczym człowiek z olbrzymią otyłością po przebiegnięciu maratonu.
Och, już chyba wolałabym, żeby Kakashi nie był ninją. Przez te wszystkie mięśnie, stał się niebywale ciężki.
Opadłam ciężko na podłogę, opierając się o bok kanapy. Sasuke jakby lekko wymsknął się szokowi. Zrobił parę kroków w moją stronę, rozejrzał się po pokoju, po czym znów zaczął do mnie przybliżać. Po powtórzeniu tej czynności kilka razy w końcu znalazł się przede mną. Nie wiedziałam, że droga z kuchni do kanapy potrafi być tak długa. Patrzył na mnie wielkimi, czarnymi oczami, rozejrzał się jeszcze raz po salonie, dwa razy zatrzymując wzrok na Kakashim i znów przenosząc go na mnie.
- Gdzie ty byłaś?! – wydusił z siebie w końcu, a ja parsknęłam śmiechem
Zdezorientowany, zagubiony Sasuke Uchiha. Ten świat naprawdę zaczyna wariować. Chyba, że było to kolejne Genjutsu. Wtedy może TEN świat nie zaczyna wariować, ale świruje ten wyimaginowany.
Och, za dużo tego. Jestem tym wszystkim taka zmęczona.
- Na spotkaniu rodzinnym – wymamrotałam nieprzytomnie.
Sasuke milczał widocznie zbyt zdziwiony by cokolwiek powiedzieć, więc kontynuowałam.
- Pogadałam sobie z mamą. Wiesz, takie tam. Przytargała mnie na plecach do jakiejś jaskini i zaczęłyśmy rozmawiać. O tym czy żyje, o tym czy nie żyje. O mojej pokręconej pamięci… a gdy w końcu stwierdziłam, że moja matka jest istotą żyjącą, wpadł Madara i ją zabrał. Teraz już nie wiem czy określenie „istota żyjąca” jest słuszne w stosunku do mojej mamy. Z Madarą nigdy nic nie wiadomo. Raz na ziemi, raz pod ziemią. Chciałam ich gonić, ale jestem na tyle sprytna, że pomyliłam kierunki i wbiegłam jeszcze głębiej w jaskinię. Inteligentna ja. Zdenerwowałam się lekko i zaczęłam sparing ze ścianą, a on – wskazałam palcem na Kakashiego i mój dziwny słowotok nagle ustał – ON! O mój Boże! Kakashi!
Gwałtownie zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do Sasuke potrząsając jego ramionami.
- Musimy coś zrobić! Kakashi chyba został otruty, a ja nie mam pojęcia jak mu pomóc. Sasuke! Musimy coś zrobić, już!
Sasuke westchnął głęboko i powoli odsunął moje ręce. Przeczesał ręką włosy i przymknął oczy. W chwili gdy je otworzył, widać było, że całkowicie się uspokoił. Wow. Też tak chcę.
- Wiesz, Sei – powiedział wolno. – nie za wiele mi wyjaśniłaś i wciąż nie rozumiem co się dzieje
Otworzyłam usta, czując gwałtowny przypływ oburzenia.
- Jedyne co teraz musisz rozumieć, to informacja, że Kakashiemu coś się stało i musimy mu jakoś pomóc – oznajmiłam stanowczo, patrząc mu w oczy.
- Jak mam mu pomóc, skoro nie wiem co się stało?!
- Och, nie wiem! Po prostu przyprowadź jakiegoś medyka! – krzyknęłam poirytowana, popychając go lekko w kierunku wyjścia.
Jego wzrok stał się nagle nieprzytomny.
- Medyka? – zapytał sennie.
- Tak, tak – odparłam entuzjastycznie, przenosząc wzrok na Kakashiego i obserwując czy wciąż oddycha – Tylko  jakiegoś dobrego – mruknęłam, cały czas mu się przyglądając – Hej, przecież Sakura mieszka nie daleko… - odwróciłam głowę, chcąc spojrzeniem zachęcić go do podróży, ale objęłam nim tylko pusty pokój.
Ech… pewnie sam już na to wpadł.
Objęłam dłońmi moją głowę i westchnęłam ciężko. Co teraz? Co teraz powinnam zrobić?
Powolnie usiadłam na białym dywanie, dokładnie naprzeciwko kanapy i oparłam się plecami o stolik. Podkuliłam nogi i objęłam je rękami, chcąc dodać tym sobie otuchy. Analiza wszystkich dzisiejszych wydarzeń wydawała mi się zbyt męcząca, jak na tę chwilę. Obrazy mojej matki, sztucznych wspomnień, twarzy Madary, mdlejącego Kakashiego mieszały się ze sobą, tworząc jedno wielkie pobojowisko niepotrzebnych informacji. Czułam się jakbym upuściła na podłogę stos bardzo ważnych papierów, które tylko ułożone w kolejności miały jakikolwiek sens. One jednak przy upadku, pomieszały się, a niektóre nawet wyleciały przez otwarte okno i nie sposób było ich odzyskać. Mój umysł to jedna wielka katastrofa. Zdołowana, dokładnie przyglądałam się Kakashiemu starając się trzymać na wodzy moją wyobraźnie, która w tym momencie pracowała na potrójnych obrotach. Zabawne, ile złych scenariuszy możesz wymyślić, gdy jesteś w stresie. Bałam się, że stało mu się coś poważnego. Że może stracić przez to życie… Potrząsnęłam głową. Nic takiego się nie stanie, nie Kakashiemu. Wierzyłam, że był wystarczająco silny by wyjść z tego cało. A może nie potrzebnie się zamartwiałam? Może po prostu to zwykła grypa i jedyne co będzie mu trzeba, to antybiotyku, rosołu i dużo, dużo odpoczynku? Tak, to pewnie tylko grypa…
A jednak złe przeczucie nie chciało mnie opuścić i ze zmartwieniem zaczęłam liczyć jego oddechy. Wydawały się regularne, głębokie. Nic nie wskazywało na to, by miał problemy z oddychaniem. Jednak nienaturalnie blada, oblana zimnym potem skóra, oraz fakt, że zemdlał na moich oczach, nie mogły oznaczać niczego dobrego. Miałam dziwne, przewiercające mnie na wskroś wrażenie, iż Kakashiego nie dopadła grypa, lecz coś o wiele poważniejszego. I naprawdę wolałabym, by to uczucie jak najszybciej opuściło moje ciało. Bardzo nieprzyjemnie jest się martwić. Potwornie nie przyjemnie. Odkąd go poznałam, jest jedynym powodem wszystkich moich zmartwień. A to przez nieobecność w szkole, a to przez jakieś dziwne zachowanie, rozterki miłosne, niebezpieczne misje, dziwaczne i zmutowane choroby, które wcale mogły nie być grypą. Życie z nim na jednym świecie, poznanie go… nie było to wszystko takie proste. Najgorsze jest to, że nawet gdybym mogła, nie cofnęłabym czasu i nie zmieniła biegu wydarzeń. Możliwe, iż wcześniej sobie jakoś radziłam. Oddychałam, wykonywałam codzienne czynności, rozmawiałam, nawiązywałam znajomości… jednak nie chcę wracać do życia, w którym nie znałam Kakashiego. O ile dawniej było dla mnie przepełnione różnorakimi odczuciami, problemami i zmartwieniami, o tyle od kiedy go poznałam wszystko okazało się błahostką, a on sam wywoływał we mnie tak wielkie emocje… jedno jego spojrzenie przeżywam bardziej niż całe poprzednie życie razem wzięte. Dlatego nie chcę wracać do tych błahostek. Nie chcę się urodzić i umrzeć. Chcę żyć. A to udaje mi się tylko, gdy on jest w pobliżu. Dlatego nie może zginąć. Nie może zabrać mi swojego własnego życia razem ze swoją śmiercią. Może było to samolubne, ale nie obchodziło mnie to. Potrzebowałam go i nie zamierzałam pozwolić mu odejść.
Ta myśl kopnęła  mnie niczym prąd i gwałtownie się poderwałam do góry z zamiarem niesienia pomocy Kakashiemu. Tylko co mogę zrobić? Co powinnam zrobić? A jeśli tylko pogorszę tym sprawę? Podeszłam do niego niepewnie i pochyliłam się uważnie studiując jego twarz. Rzadko mogłam to robić, jednak w tej chwili nie zachwycałam się jego kośćmi policzkowymi, prostym nosem i rozchylonymi ustami. Odgarnęłam mu kosmyki szarych, wilgotnych od potu włosów i dłonią sprawdziłam czy ma gorączkę. Oczywiste było, że ją ma. Po prostu miałam jakąś głupią nadzieję na to, że cudownie mu minęła. Głupia ja.
Może powinnam podać mu jakieś leki? Nie to nie był dobry plan. Pewnie wszystko co bym znalazła w tej rezydencji było dla mojego klanu. Nie było by dobrze, gdyby nie pomogły Kakashiemu, a jeszcze gorzej gdyby mu zaszkodziły.
To co powinnam zrobić?
Umiałam reanimować. Nauczyli mnie tego w potencjalnym gimnazjum, co tak naprawdę było kłamstwem, lecz nie zapomniałam jak się to robi. I bardzo dobrze. Tylko, że Kakashi oddychał. Bez sensu było pomagać mu w oddychaniu.
Został jeszcze zimny okład. Byłam wprost pewna, że nie pomoże on za bardzo. Może przez chwilę poczuje się lepiej, ale nie zbije on gorączki. Nie gdy jest tak wysoka. Przeszukałam w głowie parę innych medycznych chwytów, które mogłabym wykonać na Kakashim i po chwili stwierdziłam, że okład jest najlepszym wyjściem z możliwych. Przed pójściem jednak zdjęłam mu kamizelkę, gdyż była cała mokra od deszczu. Po krótkim namyśle i cała czerwona na twarzy stwierdziłam, ze spodnie pozostawię tam gdzie są, ponieważ nie były, aż tak mokre, lecz tylko trochę wilgotne. Wyprostowałam się i rzucając ostatnie zmartwione spojrzenie na Kakashiego, udałam się do łazienki na piętrze. Jak każda w posiadłości Uchiha, była duża, przestronna, z podłogą z jasnego drewna i białymi kafelkami na ścianach i suficie. Zawsze panował w nich porządek, co bardzo mnie dziwiło, gdyż wszędzie indziej było pełno kurzu. Może Sasuke, albo nasi przodkowie zatrudnili sprzątaczki do poszczególnych pomieszczeń w domu? Z tym, że te od jadalni, kuchni, salonu, sypialni, pracowni, bawialni oraz sal treningowych już dawno poumierały, a ta od toalet trzymała się całkiem nieźle? Cóż na pewno nie byłam w nastroju by o tym wszystkim teraz rozmyślać. Najwyżej później zapytam Sasuke o co w tym wszystkim chodzi.
Rozejrzałam się po łazience i wzrokiem odnalazłam stosik białych ręczników, leżących na parapecie okna. Szybkim gestem chwyciłam jeden z nich. Był dosyć szorstki w dotyku, ale wątpię by Kakashi miał siłę na to narzekać. Włożyłam go do zlewu i odkręciłam do końca kurek z zimną wodą. Po dokładnym namoczeniu ręcznika w zimnej wodzie, chwyciłam go z dwóch stron i dokładnie wycisnęłam. Rozłożyłam ręczniczek, by następnie złożyć go w mały prostokąt. Zadowolona, z mojego pierwszego okładu skierowałam się z powrotem w stronę salonu. Nie byłam do końca przygotowana na to co tam zobaczę.
Nad Kakashim pochylał się jakiś obcy mężczyzna, w obcisłym zielonym kostiumie i kamizelce. Jego czarne włosy obcięte były na grzybka, a na łydkach miał obrzydliwe, pomarańczowe skarpety. Owszem, wydawał mi się znajomy, ale za nic na świecie nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Zresztą nie miałam czasu na zaprzątnie sobie tym głowy, ponieważ skupiałam się na tym by pewna istotna, jakże absurdalna informacja, dotarła w końcu do mojej głowy. On go całował! Usta w usta, twarz w twarz! Co tu się do jasnej cholery dzieje!?
Okład wypadł mi z ręki, która nie była w stanie go dalej utrzymać. Całym moim ciałem wstrząsnął szok, oburzenie, zniesmaczenie, aż w końcu wdarło się do mnie nieproszone, niepotrzebne i tak głupie uczucie. Zazdrość. Poczułam się zazdrosna o faceta w obcisłym zielonym stroju! Absurd! Dlaczego on całuje Kakashiego?!
Niczym robot pomaszerowałam w stronę kanapy i z całej siły pociągnęłam za kołnierz kamizelki, nieznajomego homoseksualisty, przy okazji dając upust mojej złości w słowach.
- Co ty robisz, idioto?! – krzyknęłam, gdy zdołałam chociaż trochę zmniejszyć odległość między Kakashim, a tym dziwakiem.
Mężczyzna w zielonym stroju odwrócił się tak dynamicznie, że o mało nie straciłam równowagi. Dla własnego bezpieczeństwa odsunęłam się od niego na kilka metrów, lecz na tyle blisko, by w razie czego zasłonić Kakashiego przed kolejnymi niespodziewanymi pocałunkami jego wielbicieli. A co jeśli było ich jeszcze więcej? Jak wparują do mojego domu w stuosobowym stadzie, by rzucić się na Kakashiego, to nie wiem czy dałabym radę ich wszystkich odgonić. Przynajmniej nie ze zdolnościami, z których umiałam korzystać.
Homoseksualista stojący naprzeciwko mnie miał wysokie kości policzkowe, bardzo grube, czarne brwi, małe ciemne oczy i prosty, lekko kartoflany nos. Jego wąskie usta rozciągnęły się w szerokim, białym, wprost oślepiającym uśmiechu, a ręka gwałtownie wystrzeliła w moim kierunku, zatrzymując się tuż przed moją twarzą i pokazując kciuk do góry.
- Przeprowadzam sztuczne oddychanie! – wykrzyknął entuzjastycznie, grubym męskim głosem, bardziej poszerzając uśmiech.
Jego kciuk częściowo przesłonił mi widok, dlatego przechyliłam głowę w bok, unosząc w zdziwieniu brwi. Z początku byłam delikatnie osłupiała, ale po chwili ogarnęła mnie irytacja.
- Przecież Kakashi oddycha – powiedziałam powoli – Na co mu sztuczne oddychanie, skoro oddycha?
- A skąd masz pewność, że oddycha? – zapytał podejrzliwie, przybliżając się, zdecydowanie zbyt blisko i patrząc na mnie z góry.
Miałam wrażenie, że widzę tylko jego jedno wielkie oko i krzaczastą brew, przypominającą wygiętą w łuk gąsienice. Odsunęłam się gwałtownie, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie mogę narażać Kakashiego na takie niebezpieczeństwo. Okrążyłam kanapę, cały czas zachowując odpowiednią odległość, między mną a tym facetem i stanęłam po drugiej stronie kanapy, łapiąc dłońmi za jej oparcie. Teraz przynajmniej oddzielał nas jakiś mebel, a mój były sensei był na wyciagnięcie ręki. Przez cały czas byłam obserwowana przez bruneta. Nie mogłam uwierzyć, że jego grzybkowata fryzura, lśniła tak mocno, że odbijała światło.
- Jego klatka piersiowa unosi się i opada – powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
Nie było sensu denerwować wariatów, zwłaszcza tych, którzy spontanicznie przeprowadzają sztuczne oddychanie, na osobach, o tej samej płci, które świetnie sobie radzą w pobieraniu tlenu samodzielnie.
- Oczywiście, że unosi się i opada! – wykrzyknął energicznie – Ale to tylko dzięki mojej inicjatywie! Uratowałem mu życie.
- Nie sądzę, by jakkolwiek mu pan pomógł – odparłam – Przed pana przybyciem, również nie miał żadnych problemów z oddychaniem.
- Kłamiesz! – wykrzyknął.
Moja cierpliwość bawiła się w kamień, papier, nożyce ze złością i przegrywała 1:2. Zawzięcie jednak grałam dalej.
- Zależy mi w tym samym stopniu na zdrowiu Kakashiego, co panu.
- Dlaczego mówisz do mnie „pan”? – zapytał zdziwiony, przykładając kciuk i palec wskazujący do brody i gładząc ją lekko. Zmarszczył mocno brwi i wydął usta, a na jego czole wystąpiły kropelki potu. Chyba się nad czymś zastanawiał. – A może tak naprawdę nie jesteś, Sei, tylko jakąś podstępną morderczynią wynajętą do zabicia Kakashiego? – mruczał podejrzliwym głosem swoje przypuszczenia. Nagle wyciągnął rękę do przodu i wskazał na mnie palcem wskazującym, z wymalowaną satysfakcją na twarzy – Ha! – krzyknął – Dlatego nie chciałaś bym ratował Kakashiego, który potrzebował powietrza. Ponieważ przeprowadzając na nim sztuczne oddychanie, ocaliłem jego życie, tym samym krzyżując twoje plany! Zdemaskowałem Cię!
- NIE! – krew niebezpiecznie we mnie zawrzała, a cierpliwość przegrała kolejną rundę. – Nie jestem żadnym podstępnym szpiegiem! To pan wparowuje do mojego domu i całuje Kakashiego w usta! Ja powinnam żądać wyjaśnień!
 I cierpliwość poniosła oficjalną porażkę 1:4 i poszła się ukryć. Pewnie jeszcze długo nie będę mogła jej odnaleźć.
Drzwi w przedpokoju zaskrzypiały i do salony wparowała Sakura, a tuż za nią Sasuke. Różowo-włosa niepewnie rozejrzała się po pokoju. Mężczyzna w gąsienicach na twarzy, wiercił mi dziury w czole, swoim nieufnym spojrzeniem. Nie dziwię się, że Sakura była zdziwiona, ale i POKER FACE u Sasuke mnie nie zdziwił.
- Jestem uwięziony w genjutsu! – wykrzyknął homoseksualista, ponownie wymierzając we mnie palcem.
- Nie, nie jesteś! – złość odnalazła cierpliwość i poczęła kopać leżącego.
- Co tu się dzieje? – zapytał Sasuke wypranym z emocji głosem.
Poczułam jak stoję na granicy rozpaczy emocjonalnej, irytacji i złości. I chyba nawet chciałam ją przekroczyć.
- Do domu wpadł ten gościu i zaczął całować Kakashiego! –krzyknęłam. Tym razem to ja wymierzyłam w niego oskarżycielsko palcem, niczym małe dziecko, które skarży na kolegę, nauczycielce.
Sakura jednak zamiast złagodzić sytuację, zdziwiła się dogłębnie.
- Gai – sensei, całowałeś Kakashiego – sensei? – zapytała.
Gai – sensei! To był ten nauczyciel, który uczył swojego wielbiciela w genjutsu! Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że jest homoseksualistą. Och, nie! A co jeśli Kakashi z nim też był w związku? Nie zniosłabym drugiej takiej osoby jak Yumiko. Nawet jeśli byłaby facetem.
Gai błyskawicznie odwrócił się w stronę Sakury, pokazał kciuka do góry i uśmiechnął się szeroko.
- Przeprowadzałem sztuczne oddychanie i uratowałem mu życie! – krzyknął, a jego entuzjazm ranił moje uszy – Nie mogę pozwolić sobie na stratę mojego rywala numer 1!
Och, to może jednak nie chłopaka? Zaraz, zaraz…
- Rywala? – zapytałam głucho.
- Tak jest! – ryknął Gai.
Ała! Czy ten człowiek nie umiał mówić cicho? Ostatnio często miewałam bóle głowy.
  Próbowałam sobie wszystko uporządkować, albo chociaż wybrać najważniejsze informacje, by dojść do jakiegoś logicznego wniosku.
- To znaczy, że nie jesteś gejem? – zapytałam, nie do końca zdając sobie sprawę jak nietaktowne to było. Cóż on też nie zachowywał się zbyt taktownie…
Gai zamilkł na chwilę, tak samo jak wszyscy w pomieszczeniu, a ja zaczęłam się denerwować. Może jednak przesadziłam? Ale on całował Kakashiego! Co w takim razie oznaczała „przesada” w tym świecie? Można całować osoby tej samej płci, nieprzytomne w dodatku, ale nie można nazwać kogoś gejem? Naprawdę nie widziałam w tym żadnego sensu. Westchnęłam ciężko i odważyłam się spojrzeć na Gai’a. Wyglądał na zbitego z tropu. Nie mogłam uwierzyć, że nikt wcześniej nie podejrzewał go o homoseksualizm. A może po prostu mieli na tyle taktu by nie zadawać takich bezsensownych pytań? Tylko, że nie widzieli jak całuje Kakashiego! Ale przecież możliwym było, że Kakashi był z nim w związku. Ale mój organizm uprał się, że nie przyjmie tego do wiadomości. Rywale, rywale… Może mieli jakiś chory układ? Wyobraziłam sobie jak Hatake pochyla się nad nieprzytomnym Gaiem i całuje go w usta.
- Zapomnijcie o tym co powiedziałam – wydusiłam z siebie, krzywiąc się przez obraz jaki wyświetlił mi się w głowie. – Po waszych minach wnioskuję, że Gai nie jest gejem.
Przeczesałam ręką włosy. W dalszym ciągu coś mi nie pasowało.
- Ale dlaczego w takim razie go całowałeś!? – krzyknęłam.
- Przeprowadzałem sztuczne oddychanie! – odkrzyknął równie głośno, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę desperacji.
Uniosłam dłonie w górę w geście kapitulacji i z zażenowaniem opuściłam głowę w dół, zamykając oczy.
- Poddaję się. – wychrypiałam. Jeśli Gai rzeczywiście jest na tyle inteligentny by przeprowadzać sztuczne oddychanie, na oddychającym człowieku, to ja nie będę się wtrącać.
Przez chwilę staliśmy w ciszy, pogrążeni w swoich myślach. Miałam dziwne wrażenie, że każdy z osobna myślał o orientacji seksualnej Gai’a. Nawet sam Gai!
Pierwsza ocknęła się Sakura. Szybkim krokiem podeszła do Kakashiego, pochylając się nad nim. Przyłożyła dwa palce do jego szyi i zmierzyła puls. Sprawdziła temperaturę, wielkość węzłów  chłonnych, stan gardła oraz reakcję źrenic na światło. Gdy się wyprostowała jej twarz była biała jak kreda a usta zaciśnięte w wąską kreskę.
Przełknęłam głośno ślinę, a myśli o homoseksualistach błyskawicznie mnie opuściły. Było źle. Musiało być źle.
Sakura odetchnęła głęboko i szybko związała swoje włosy, gumką, która znajdowała się na jej nadgarstku.

- Sasuke – kun, Gai –sensei, czy moglibyście przysunąć stół, który stoi pod oknem? – zapytała grzecznie, acz kol wiek tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Sei, proszę przynieś kilka prześcieradeł, ręczników i bandaży. Miska z wodą też może okazać się przydatna. Jeśli nie znajdziesz prześcieradeł, może być zwykła poduszka. Przyda się wszystko czym można szybko udusić Kakashiego.


Tak, tak wiem, że znów dwa tygodnie odstępu, ale nie miałam internetu. Trudno było mi dodać cokolwiek bez dostępu do bloga :D Ale jak widzicie nowy rozdział jest i w przyszłości pojawią się następne i następne i następne. Wiem, że w sumie nadal nie wiecie, co się dzieje z Kakashim, ale obiecuje, że opiszę wszystko w rozdziale 13 :) Dziękuję za komentarze <3 Cóż nie mogę pisać pod każdym postem, że kocham je wszystkie, bo stałoby się to monotonne. Załóżmy, że dzisiaj uwielbiam :p Następna notka powinna pojawić się mniej więcej za dwa tygodnie i tym razem nie będę miała tego typu wymówek "Depresja po koncertowa" "Brak internetu". Po prostu potrzebuje na nią więcej czasu :) Pozdrawiam i całuje :*



14 komentarzy:

  1. haha jesteś genialna,rozwaliła mnie ta część z gaiem,zajebiście,ale co miałaś na myśli,,udusić kakashiego,,.Sory ale mój mózg w wakacje nie funkcjonuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to o czym myślisz, gdy czytasz, że ktoś ma kogoś udusić. Nie martw się, o to w sumie chodziło by nie wiadomo było o co chodzi :D Wszystko zostanie wyjaśnione w 13 rozdziale :) Pozdrawiam

      Usuń
  2. To rozwala!!,czekam na next dettabane.

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiste,cudowne i wspaniałe,aha mam prośbę sory że zadaję zbędne pytania,ale może zna ktoś sposoby żeby wzmocnić trochę odporność,ogólnie to nie jestem słabowita bo trenuję walkę,ale akurat w wakacje musiałam zachorować,pomoże ktoś plisss!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym proponowała leżenie w łóżku i niestety picie jakichś ohydnych lekarst typu Fervex :( Mój organizm jest dosyć odporny, więc rzadko choruje i nie mam super sprawdzonych metod. Słyszałam, że rosół pomaga :D W sumie rosół jest dobry na wszystko.:) Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Dzięki,dzięki i jeszcze raz dzięki,trzeba będzie trochę więcej walki trenować.

      Usuń
  4. Też o to podejrzewam Gai'a!
    Sei znowu jest niesamowita :D
    Wiem, że głównie chodzi tu o SeixKakashi, ale cieszę się, że łączysz Sakurę i Sasuke :D uwielbiam ich razem! Dzięki :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Sei i Kakashi-wymiata
    Sasuke i sakura-zajebiste
    nie wiem które mi się bardziej podoba,chociaż sasek jest czasami trochę mrukliwy,ale blog zajebisty.

    OdpowiedzUsuń
  6. wymiotło mnie,normalnie omal z krzesła nie spadłem.

    OdpowiedzUsuń
  7. *.* nie mam nic.więcej do powiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. nie mogę znależć słów więc użyję cudzych,wymiata,zajebiste,majstersztyk,koniec.

    OdpowiedzUsuń
  9. hahahaha posikałam się w tej części z całowaniem,wielkie brawa dala Ciebie i zwracam honor.

    OdpowiedzUsuń
  10. śmiałam się i płakałam,strach też trochę mnie obleciał,Ty to umiesz pisać opowiadania z lekkim dreszczykiem[to pochwała,żeby nie było że cię niechcący uraziłam hehe].

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedy,kiedy,kiedy next

    OdpowiedzUsuń