czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 11



 Chciałabym napisać, że rozdział ten nie pojawiłby się gdyby nie ta muzyka:
 http://www.youtube.com/watch?v=ZEe9sXO1M-I&feature=share

Myślałam, że znalazłam się już w wielu krępujących sytuacjach. Jednak nic nie mogło się równać z tą. Stałam przed kobietą, którą od dawna uznawałam za martwą i którą kochałam ponad wszystko. W dodatku nie tylko ja wydawałam się tym wstrząśnięta. Moja mama z trudem powstrzymywała się od płaczu. Podeszła do mnie bliżej, cały czas patrząc mi w oczy. Co chwilę wyciągała dłonie w moim kierunku, ale natychmiast je zabierała, jakbym była otoczona niewidzialną barierą, przez którą przepływał prąd. Sei, weź się w garść. Jesteś już dorosła. Zachowaj spokój i nie rozpłacz się. Chociaż jedna z was powinna zachować się normalnie. Ale czy w takiej sytuacji można mówić o normalności?
Nagle poczułam ciężar. Napierał na moje ramiona, plecy i sprawił, że moja głowa zaczęła boleć, a oczy niebezpiecznie szczypać.
Kakashi prawdopodobnie nie żył, Madara z kolei chce mnie zabić. Jestem jakimś pieprzonym informatorem, który jednak okazuje się bezużyteczny, a moja do tej pory zmarła matka stoi przede mną cała i zdrowa, tylko trochę poruszona. A ja po prostu nie mogłam tego znieść. Wiele razy już nad tym rozmyślałam, jednak moje protesty nigdy nie były tak wyraźne. Nie chciałam zostać tu sprowadzona. Nie chciałam czuć się bezgranicznie szczęśliwa i zakochana na zabój tylko po to by zaraz to wszystko stracić. Nie chciałam by wspomnienia wciskały się do mojej wykasowanej pamięci. Nieproszone. Przypominanie sobie śmierci bliskiej osoby to najgorsze uczucie jakie w życiu doświadczyłam. A może nie? Może przypomnę sobie coś jeszcze gorszego. Czy istnieje coś gorszego od straty? Gdy życie wyrywa z twojego serca kawałek Ciebie. Szybko, boleśnie. Żaden ból fizyczny nie może się z tym równać. Ta rana jest tak dogłębna, że w wielu przypadkach śmiertelna. W twój umysł wdaje się zakażenie. Zabija całą ciebie powoli, aż w końcu zostaje same ciało. Bez jakiejkolwiek duszy. Z wypranym charakterem. Jak mogłam zapomnieć o czymś tak okropnym? Jak mogłam zapomnieć?!
Właśnie przechodziłam to wszystko na nowo.
Jednak jaki to miało sens? Przecież osoba będąca źródłem mojego bólu stała przede mną. O własnych siła, o własnym zdrowiu. Czy nie mogłabym po prostu wymazać wspomnienia z jej śmiercią? Nie, to nie możliwe.
- Dlaczego?  - usłyszałam własny głos.
- Och, Sei to takie skomplikowane…- powiedział cicho, bardzo powoli, robiąc kolejny krok naprzód i znów niepewnie wyciągając ręce i chowając je z powrotem.
Potrząsnęłam gwałtownie głową, plecami napierając na ścianę.
- Co jest skomplikowane? – zapytałam rozpaczliwie  - To że nie umarłaś, czy to że pozwoliłaś mi wierzyć, że nie żyjesz?
- Tak właściwie… i to i to – oznajmiła lekko speszona, drżącym głosem.
- Och – wyrwało mi się z poirytowania – To wszystko jasne.
Przez chwile wpatrywałyśmy się w siebie w zupełnym milczeniu, a ja dostrzegałam coraz więcej podobieństw między mną, a moją mamą. W końcu to logiczne, prawda? Dlaczego więc, wydawało się takie dziwne?
Powoli się uspokajałam, dlatego masując sobie skronie, postanowiłam pozbierać myśli.
- Opowiedz mi – nakazałam, ale nie zbyt natarczywie – Opowiedz mi co się tak naprawdę stało tego dnia, gdy myślałam, że Cię straciłam.
Potrząsnęła głową, niczym małe dziecko, przyciągając do siebie ręce.
- Nie potrafię – powiedziała – Po za tym, wiesz co się stało. Lecz nie pamiętasz.
- Ile razy tak naprawdę pieczętowali moją pamięć? Ile razy karmili mnie fałszywymi wspomnieniami? – zapytałam spokojnie, wewnętrznie czując niepokój.
- Byłam świadkiem dwóch tego typu inicjacji, lecz Kakashi powiedział, że miałaś założoną potrójną pieczęć. Z tego wynika, że co najmniej pięciokrotnie pieczętowali twoją pamięć. Tak mi przyk…
Wystawiłam do przodu rękę, tym samym pokazując jej, żeby nie mówiła nic więcej. Ogarnęła mną rozpacz i czułam się zagubiona. Kim tak naprawdę jestem?! Jak wyglądało moje życie?! Zaraz się okaże, że tak naprawdę wszystko to jest głupim Genjutsu, a ja jestem pandą, której jedynym sensem istnienia jest jedzenie. Nie człowiekiem, nie ninja, ale pandą. Mam swoją rodzinkę niedźwiedzi i wszyscy szczęśliwie siedzimy na drzewie, wcinając bambusa. Zamknęłam oczy, przez chwilę próbując się przenieść do mojego futrzanego, okrągłego ciała, lecz nic takiego się nie stało. Wciąż było mi zimno i źle. Towarzyszyło mi również bardzo dziwne uczucie. Gdzieś w głębi czułam, że świat, który mnie otacza jest tak naprawdę prawdziwy, że to co się dzieje, jest prawdziwe. To uczucie było aż nad to wyraźne i wyjątkowo dziwne, biorąc pod uwagę to, co właśnie usłyszałam. Jednak przyzwyczaiłam się już do tego, że mój organizm reaguje dziwnie na niektóre sytuacje. Nie było sensu się tym przejmować. Zwłaszcza, że nie było to obce uczucie.
Od początku, od początku.
Nazywam się Sei Uchiha. Mam 16… nie 19 lat. Moimi rodzicami są…. Eee jak on miał? Futatu? Fugeku? Fugaku! Fugaku Uchiha i… Suzue Hideki. Ojciec nie żyje, matka do tej pory też była martwa. Jednak prawda jest taka, że jakimś sposobem przeżyła, a ja po prostu o tym nie pamiętałam. Zostałam zabrana przez Uchiha Madare. Chłopak z bliznami. Madara mnie trenował. Chłopak z bliznami. W wieku 13 lat udało mi się uciec. I tu obrazy chłopaka z bliznami przestały migotać. Dlatego mogłam założyć, że poznałam go podczas pobytu u porywacza. Spotkałam Kakashiego, który został zaczął mnie trenować rok później. Gdzieś pomiędzy wierszami wplątał się Hikaru. Wydawało mi się, że nie powinnam podchodzić do niego z takim dystansem. Trzy letni związek to kupa czasu. Nie zaszłam z nim w ciąże, co wydaje mi się wielkim pozytywem. W tym całym zamieszaniu nie potrzebowałam jeszcze płaczącego dziecka. Po czteroletnich próbach, Konoha znalazł sposób na odpieczętowanie mojej pamięci, lecz wtedy ich plan poszedł się bujać, ponieważ przyszedł Madara i wcisnął mnie w Genjutsu i dla pewności wymazał mi wspomnienia. Doprawdy miły z niego człowiek. Yhrrr… nie pomyślałam tego. Nawet jeśli to zdanie było sarkastyczne to i tak Madara na nie nie zasługuje. Coś zmusiło mieszkańców wioski liścia do przeniesienia dwóch członów z każdego klanu do tego samego świata w którym byłam ja. Umieszczono ich w Genjutsu, jednak sami zgubili do niego wejście. I oni są profesjonalistami?
 Po roku poszukiwań, prawdopodobnie za sprawą Kakashiego znaleźli przejście do „innego wymiaru” i po krótkim szkoleniu zabrali nas  z powrotem. Byłam jedyną osobą, której pamięć się nie odblokowała, więc musiano mi wyjaśniać wszystko jak małemu dziecku. Reszta wspomnień powinna być prawdziwa, więc pozostaje mi pytanie czy to o czym mi powiedzieli było prawdą i jak w takim razie przeżyła moja matka?
Och… dlaczego po prostu nie mogłam zacząć życia od początku?
Wzięłam głęboki oddech już któryś raz tego dnia próbując się uspokoić i otworzyłam oczy.
Potrzebuje odpowiedzi, a jedyna osoba jaka mogła mi ich w tej chwili udzielić, stała przede mną.
- Nalegam byś opowiedziała mi o dniu, w którym dostałam się w ręce Madary – powiedziałam pewnie i zanim zaczęła protestować zaczęłam rzucać w nią serią pytań. – Jak to jest możliwe, że przeżyłaś? Co tak naprawdę chciał od nas Uchiha? Dlaczego zostałam porwana? Czemu wmusili we mnie fałszywe wspomnienie o twojej śmierci? I skąd znasz Kakashiego?!
- Sei, ja naprawdę…
- Mamo! – krzyknęłam, a na jej twarzy pojawiło się jeszcze większe przerażenie, które jednak szybko zostało zastąpione przez rezygnację.
Poczułam coś w rodzaju triumfu, ale nie mogłam czerpać z niego pełnej satysfakcji. Czułam się podle, dlatego że właśnie krzyknęłam na osobę, którą kochałam nad życie.
Moja mama opuściła głowę, pozwalając by jej półdługie, w niektórych miejscach siwe włosy przysłoniły twarz. Wbiła spojrzenie w jeden punkt, a jej oczy zaszły lekką mgiełką. Widać było, że odpłynęła do świata wspomnień. Szkoda, że ja tak nie mogłam.
- Byłaś taka młoda… - zaczęła cicho, a w jej głosie usłyszałam nutkę radości, która sprawiła, że wzruszyłam się mimowolnie. – Nawet jako trzylatka uparta i nieugięta. Tak bardzo cieszyłam się, gdy dowiedziałam się ze zaszłam z tobą w ciążę. Co prawda twój ojciec nie zareagował równie entuzjastycznie, ale on też Cię kochał. Na swój własny, chłodny sposób. Żałuje, że mogliśmy razem spędzić tak mało czasu. Być jako prawdziwa rodzina przez tylko 3 lata. To tak krótki okres, Sei, tak krótki.
Milczałam, przytłoczona jej słowami. Dawniej żyłam w przekonaniu, że pochodzę z domu dziecka, później powiedziano mi, że moi rodzice zostali zamordowani, a teraz moja własna mama opowiada jak to było miło, gdy byliśmy rodziną. Było mi z tym trochę… ciężko. Odgarnęłam kosmyk włosów za ucho tym samym starając się dodać sobie pewności i napięłam wszystkie mięśnie by utrzymać ciężar kolejnych aspektów z życia, o którym nie miałam pojęcia. Jak tak naprawdę wygląda miłość? Jak zachowuje się normalna rodzina? Czy rzeczywiście całą tą troskę jaką obdarzał mnie Kakashi mogłam porównać do ojcowskiej miłości? Jak wyglądał stosunek Fugaku do mnie? Och… moja głowa.
- Tego dnia – kontynuowała – poszłyśmy na spacer. Twój tata bardzo nalegał bym zaczęła Cię szkolić, zresztą – uśmiechnęła się – ty też bardzo tego chciałaś. Ale miałaś dopiero 3 lata, a ja nie chciałam by cokolwiek Ci się stało. Jednak ludzie z klanu Uchiha są bardzo stanowczy, a upartości niestety nie odziedziczyłaś po mnie. Miałyśmy wybrać się na pobliskie pole treningowe i zacząć od takich błahostek jak szkolenie kondycji, dlatego nie byłam zbytnio zdenerwowana. – widoczny na jej twarzy lekki uśmiech znikł w jednej sekundzie. – Nie przypuszczałam, że ktoś może na nas już czekać. Pole treningowe na które się udałyśmy od dawna było opuszczone i tylko ja z niego korzystałam. Cóż jest to dosyć logiczne, przecież żyłyśmy w odosobnieniu, by żona twojego ojca… - wzięła głęboki oddech i złapała się ręką za głowę   Zbaczam z tematu. Jak się domyślasz czekał na nas Madara i kilku jego poddanych ale oni skryli się wśród drzew i nie wyglądało na to by mieli brać w całej sytuacji czynny udział. Uchiha poradziłby sobie ze mną w mgnieniu oka, oni byli tylko planem awaryjnym, który jednak okazał się przydatny. Masz pewne zdolności Sei. Zdolności, o których nikt nie wiedział. Połączone z twoim wybuchowym charakterem stanowią niebezpieczną broń. Widzisz, na początku Madarze chodziło o mnie. Dzięki tej wiedzy zdążyłam zaplanować jak Cię ukryć i ochronić. Byłam przygotowana na to, że będę musiała z nim iść, ale spokojna ponieważ ty byłabyś bezpieczna. Jednak Madara bywa zmienny. Gdy puściłam twoją dłoń i podeszłam do obcego Ci mężczyzny, który straszył samym spojrzeniem czerwonych oczu, byłaś przerażona. Zaczęłaś płakać, co bardzo zirytowało Uchihe, ale dzięki mojej uległości, nie był na tyle rozjuszony by coś Ci zrobić. Po chwili niebo zaczęło płakać razem z tobą. Im bardziej rozpaczałaś tym większa robiła się ulewa. I ja i Madara wiedzieliśmy, że nie był to przypadek. Widząc błysk w jego oczach natychmiast rzuciłam się w Twoją stronę lecz tu wkroczył plan awaryjny. Poddani Uchihy otoczyli mnie i unieruchomili. Mogłam tylko krzyczeć, żebyś uciekała, ale ty widząc, jak mnie atakują płakałaś jeszcze głośniej, krople deszczu  były jeszcze większe. Potrafisz panować nad pogodą, Sei. Może i brzmi to idiotycznie, ale moc, którą dzięki temu posiadasz jest wielka. Uchiha od razu zdał sobie z tego sprawę. Patrzyłam, bezsilna, zrozpaczona. Patrzyłam jak Madara ogłusza Cię jednym uderzeniem w szyje. Deszcz przestał padać, a ja starałam się szamotać z przeciwnikami, ale na niewiele się to zdało. Odszedł z tobą na rękach, zabrał mi Ciebie. Jego ludzie przywiązali mnie do jednego z drzew i tam zostawili. Historia w tym momencie się kończy.
Moja matka odzyskała przytomny wyraz twarzy i znów patrzyła na mnie z tym smutkiem w oczach. Dlaczego? Czy nie powinna się cieszyć z tego,  że mnie widzi? Moja głowa tak bolała. Opowiedziała mi to wszystko, a ja byłam pewna, że mówi prawdę. Jednak nie miałam żadnych przebłysków, żadnych obrazów. Żadne zdanie, które wypowiedziała, żaden opis, nie wywoływał we mnie nic.
Moja głowa tak bardzo bolała.
Moje skronie pulsowały niebezpiecznie,  boleśnie.
Coś mi tu nie pasowało.
Zamknęłam oczy i przyłożyłam obie dłonie do głowy, ściskając ją. Wiedziałam, że  powinnam coś powiedzieć, ale nie miałam siły. Moja głowa tak bolała, a wszystkie myśli znajdujące się w niej były pełne podejrzeń. Co mi w tym wszystkim nie pasowało?!
Nagle poczułam jak po moim ciele rozlewa się ciepło i powoli ogarnia mnie spokój. Moje ręce zawisły bezwładnie wzdłuż tułowia, a głowa gwałtownie przestała boleć. Wszystkie podejrzenia okazały się błahostkami, albo w ogóle straciły sens. Uczucie, które mną opanowało było tak delikatne i piękne, że trudno mi było uwierzyć w to, że zaraz nie zniknie, zabrane przez rzeczywistość.
Moja mama mnie przytuliła. Objęła swoimi krótkimi rękoma i przekazała tym tak dużo. Czułam bicie jej serca i wiedziałam, że jestem bezpieczna . Było to realistyczne bezpieczeństwo. Aż nadto realistyczne. Jednak nie przeszkadzało mi to. Mogło trwać wiecznie. Jednak…
Tak znajome odczucie. Znów ktoś mi wyrywa serce, zabiera bezpieczeństwo, gasi ogień, który ogrzewał mnie na mrozie.
Zostałam gwałtowne wciągnięta do tyłu przez jakąś niewidzialną moc i uderzyłam plecami o ścianę. Nie miałam czasu na użalania się nad sobą, dlatego szybko wyplułam krew, zgromadzona w moich ustach i rozejrzałam dookoła. W jaskini znów zapanowały ciemności, które rozstępowały się tylko przy ostatniej z zapalonych świec, tuż przy wyjściu. W ciepłym blasku świecy dostrzegłam jego twarz. Blady jak kreda, obejmował ręką szyje mojej mamy, co chwila blokując jej dostęp do tlenu. Usłyszałam swój krzyk i zerwałam się na równe nogi, przez co na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, przerażający uśmiech. Byłam już tak blisko nich, ale wszystko działo się jak w zwolnionym tempie.  Z tym, że tylko ja byłam w tym zwolnieniu. Zamiast złapać za rękę Madary przecięłam powietrze i w panice zaczęłam rozglądać się dookoła, lecz reszta jaskini pokrążona było w ciemności. Co się tak właściwie działo?
- Madara, ty draniu! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam i pobiegłam przed siebie chcąc jak najszybciej odzyskać moje bezpieczeństwo, moją mamę. Zdawało mi się, że biegnę w kierunku wyjścia, ale gdy zaczynało dopadać mnie zmęczenie, a wciąż nie widziałam żadnego źródła światła dopadły mnie wątpliwości. Lecz biegłam dalej. Nie mogłam znów stracić swojej mamy, nie chciałam nikomu jej oddawać, a już zwłaszcza Madarze. Co on z nią teraz zrobi? Zabije? Ale przecież dopiero co przyjęłam do wiadomości, że jednak żyje. Nie zniosę, nie…. NIE ZNIOSĘ jej śmierci po raz kolejny.
Przyspieszyłam bieg jeszcze bardziej i po chwili zaczęłam dostrzegać coś niepokojącego. Przestrzeń przede mną, o ile było to możliwe, była jeszcze ciemniejsza. Zwolniłam mój sprint, gdy zaczęłam nabierać bardzo złych podejrzeń. Coraz wolniej, wolniej i wolniej. Aż w końcu stanęłam, przed ciemną masą, patrząc na nią z takim przerażeniem, jakby co najmniej miała mnie zabić. Ściana. To była ściana, zakończenie jaskini, Madara pobiegł w zupełnie inną stronę. A ja… ja goniłam ścianę. I straciłam matkę. Nie było mowy żebym ich teraz dogoniła.
Przejechałam dłonią po chropowatej powierzchni wnętrzna jaskini, by po chwili uderzyć w nią z całej siły. Bolało. Uderzyłam ponownie, tym razem jeszcze mocniej. Bolało, tak cholernie bolało. Tylko, że źródłem bólu nie były już pęknięte do krwi kostki. Och nie. Nie wiem czym było źródło, skoro serce zostało mi wyrwane z piersi. Dla kogo mam jeszcze żyć?
Uderzałam w skałę z taką zawziętością i rozpaczą, że ta zaczęła się kruszyć.
Dla kogo mam żyć?
- Madara! – krzyknęłam i dopiero po moim roztrzęsionym głosie, poczułam, że moje policzki są całe mokre od łez.
Dlaczego znów płaczę?!
- Madara, ty pieprzony draniu! – krzyczałam, a mój głos roznosił się po jaskini. – Oddaj mi! Oddaj mi wszystkich! Odda…
Mój krzyk przemienił się w szloch, ale nie zamierzałam przestać zadawać sobie bólu fizycznego, rozładowywać napięcia. Ja nie zamierzałam przestać… ale ktoś inny zamierzał mi przeszkodzić.
Moja zaciśnięta, zakrwawiona pięść uderzyła w coś dużo bardziej miękkiego niż skała. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam zarys czyjejś twarzy. Chociaż słowo „czyjejś” zupełnie tu nie pasowało. Doskonale wiedziałam kim była owa osoba.
- Kakashi… - wydusiłam z siebie piskiem, a moja wyciągnięta ręka zaczęła drżeć, opierając się na jego klatce piersiowej. Pod dłonią poczułam jego szybkie bicie serca.
Dla kogo mam żyć?
- Kakashi… -pisnęłam ponownie.
Zarzuciłam mu ręce na szyje, tak gwałtownie i mocno, że musiał oprzeć się o ścianę by nie upaść. Zjechał po niej na dół, a ja siedziałam pomiędzy jego nogami, kurczowo się go trzymając i zanurzając ręce w jego włosach. Usłyszałam ciche westchnięcie, jakby ulgi i bólu jednocześnie.
- Sei… - zaczął swoim głębokim, spokojnym głosem, za którym tak bardzo się stęskniłam, że znów wybuchłam płaczem.
Zaczęłam go całować po czole, policzkach, nosie, powiekach i zaśmiałam się kiedy usłyszałam jak wydał z siebie pomruk. Był ciepły i pachniał znajomo. Był mój i nie chciałam go już nigdy puszczać.
- Powinienem częściej przyjmować takie misje – powiedział cicho, bardzo słabym głosem.
Zetknęłam nasze głowy czołami i westchnęłam, gdy jego ciepły oddech otulił mi policzki. Miałam chociaż go. Miałam aż Kakashiego. Moja mama.
Odzyskam ją. A on mi pomoże. Razem na pewno ją odzyskamy.
Nagle zdałam sobie sprawę, że Kakashi był rozpalony. Jego czoło było dużo gorętsze od mojego i z przerażeniem odkryłam, że jego oddech też był nierówny. Szybko przyłożyłam obie dłonie do jego policzków, a następnie przejechałam ręką po plecach. Był oblany zimnym potem, a jego koszulka przykleiła się do ciała.
- Kakashi -  powiedziałam ze strachem w głosie, próbując dostrzec w ciemności jego oczy – Kakashi co się stało? Dlaczego jesteś cały rozpalony? Zatruli Cię czymś? Och, zresztą czemu zadaje takie pytania?
Wstałam z klęczek i złapałam go za rękę, chcąc pomóc mu wstać.
- Nie martw się – mruknął cicho – To nic poważnego.
Pociągnęłam mocno za jego rękę, jednak nie wyrażał jakichkolwiek chęci do wstania. Rozumiem, że coś mu się stało, ale przecież jakoś pomóc mu muszę. Nie miałam tyle siły by go unieść.
- Kakashi rusz się – jęknęłam błagalnie – Trzeba szybko zabrać Cię do domu. Sakura się tobą zajmie, na pewno. Tylko musisz mi troszkę pomóc, proszę.
Moje oczy w pewnym stopniu przyzwyczaiły się do ciemności, dlatego dostrzegłam, że Kakashi uśmiecha się lekko.
- Zawsze się tak wszystkim martwisz – westchnął – Mówiłem Ci już – szarpnął gwałtownie ręką, którą trzymałam, przez co znów wylądowałam między jego nogami.
- Nic mi nie jest – szepnął cicho, gardłowym, ochrypłym głosem.
Tym razem jednak postanowił szybko zmienić pozycję i zapomnieć na chwilę o swoim zatruciu, a może użyć resztki swoich sił. Nie do końca wiem jak to zrobił, ale sekundę po moim upadku, stałam przyparta przez niego do ściany i niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pomimo, że moje policzki były rozpalone do czerwoności i byłam w bardzo jednoznacznej pozycji, nie mogłam przestać myśleć o tym, że jest chory, zatruty czy może obłąkany i trzeba go natychmiast wyleczyć. Jednak uparcie starał się, by tego typu myśli natychmiast zniknęły z mojej głowy. Jedną dłonią odgarnął mi kosmyk włosów za ucho, jednocześnie pozostawiając za sobą cudowne mrowienie. Drugą zaś złapał za materiał mojej koszulki i podwinął ją lekko do góry. Przejechał obiema rękami po moich biodrach, bardzo powolnie przesuwając je w górę. Zbyt powolnie. O ile wcześniej w jaskini drżałam z zimna, to teraz miałam wrażenie, że, ktoś mnie wsadził do garnka z gorącą wodą. Kakashi był chory…
Przybliżył swoje usta do mojej szyi i pocałunkami przechodził coraz wyżej.
Kakashi był chory…
Odchyliłam głowę do tyłu
Był chory…
Poczułam jego zęby na swojej skórze i było to równie podniecające co jego ciepłe dłonie, które właśnie przesuwał po moich plecach, by zatrzymać się tuż przy rozpięciu stanika.
Chory…
Oderwał jedną rękę i złapał mnie za podbródek, zmuszając bym patrzyła w jego zamglone z pożądania oczy, rozszerzone źrenice. Zanurzyłam obie dłonie w jego włosach i zamknęłam oczy. Rozchyliłam usta mając w głowie już tylko jedną myśl.
Nagle Kakashi zwiotczał mi w dłoniach, a jego ręce przejechały po moim ciele nieprzytomnie.
Zemdlał.









Przepraszam, że krótko i że długo czekaliście, ale wiele się złożyła na ostatnie dwa tygodnie. A może mówiąc prościej depresja po koncertowa nie chciała mnie opuścić, więc nie robiłam za wiele, tylko rozpaczałam nad tym, że koncert się skończył. Tak. Przez dwa tygodnie. Jest już trochę lepiej, dlatego w notkach też POWINNO być lepiej. Pozostaje jednak sprawa wakacji. I widzicie tutaj jest zawsze niewiadoma, jak je spędzę. Dlatego wciąż trzymam się zasady, że notka ukarzę się, gdy ją napiszę ;D  Prawda, że logiczne? Chciałabym powiedzieć, że kocham was wszystkich za to, że zostawiacie tak miłe komentarze, które naprawdę sprawiają, że chce mi się otworzyć tego worda i pisać z takim zapałem jak nigdy wcześniej. Pozdrawiam was bardzo, bardzo serdecznie i gorąco. W moich pozdrowieniach nie omijam również pana Sherlocka.<3 <3



20 komentarzy:

  1. Jezu żem się kurde popłakała.

    OdpowiedzUsuń
  2. ajebiste czekam na next i zyczę miłych wakacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. biedny Kakashi mam nadzieję że Sei się nim zaopiekuje.Smutna nocie trochę przypomina mnie ,ale i tak jest super.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale przedstawiłaś w tej noci sytuację rodzinną,Kakashi jest chory,biedaczek mam nadzieję,że Sei mu pomoże,ale z drugiej strony to nawet sprawiedliwe,bo jak kakashi puścił sei do wody i ona zachorowała,jednak mam nadzieję że wszystko z nim będzie ok.pozdro i miłych wakacji

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna sei,biedny kakashi,ale nocia zajebista!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie przeczytałem bo wczoraj nie miałem siły[z kumplami świętowałem koniec roku],kac mnie kurde męczył,ale bardzo lubię te opowiadania ,więc stwierdzam że jest ekstra,mam nadzieję że z kakasiem będzie ok i sei się nim zajmie,pozdroi z niecierpliwością czekam na next.
    PS koncert był fajny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję. Koncert był cudny i chcę jeszcze raz! :D Współczuję kaca :/ Pozdrawiam

      Usuń
    2. Dzięki,ale łeb pęka,kurde już nigdy więcej imprezy do 2:00

      Usuń
  7. fajniusia nociusia czekam na nexcio

    OdpowiedzUsuń
  8. wzruszające ciekawe co z kakashim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że to grypa lub coś,a nie zatrucie,cholera nie mogę się doczekać następnej noci,pozdro i miłych wakacji!!!

      Usuń
  9. uuuuuu zajebiaszcze

    OdpowiedzUsuń
  10. dlaczego się popłakałem,chłopaki kurna nie płaczą.

    OdpowiedzUsuń
  11. zajebioza i czekam na jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  12. super!!,nie mogę się doczekać następnej.

    OdpowiedzUsuń
  13. kiedy next? bo już się nie mogę doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  14. napisz coś szybko plissss

    OdpowiedzUsuń
  15. Mów.mi szybko co się dzieje z Kakashim! Dlaczego nie mówisz co się z nim.dzieje, już nie mogę się doczekać @.@

    OdpowiedzUsuń