Chciałabym napisać, że rozdział ten nie pojawiłby się gdyby nie ta muzyka:
http://www.youtube.com/watch?v=ZEe9sXO1M-I&feature=share
Myślałam, że
znalazłam się już w wielu krępujących sytuacjach. Jednak nic nie mogło się
równać z tą. Stałam przed kobietą, którą od dawna uznawałam za martwą i którą
kochałam ponad wszystko. W dodatku nie tylko ja wydawałam się tym wstrząśnięta.
Moja mama z trudem powstrzymywała się od płaczu. Podeszła do mnie bliżej, cały
czas patrząc mi w oczy. Co chwilę wyciągała dłonie w moim kierunku, ale
natychmiast je zabierała, jakbym była otoczona niewidzialną barierą, przez
którą przepływał prąd. Sei, weź się w garść. Jesteś już dorosła. Zachowaj
spokój i nie rozpłacz się. Chociaż jedna z was powinna zachować się normalnie.
Ale czy w takiej sytuacji można mówić o normalności?
Nagle poczułam
ciężar. Napierał na moje ramiona, plecy i sprawił, że moja głowa zaczęła boleć,
a oczy niebezpiecznie szczypać.
Kakashi
prawdopodobnie nie żył, Madara z kolei chce mnie zabić. Jestem jakimś
pieprzonym informatorem, który jednak okazuje się bezużyteczny, a moja do tej
pory zmarła matka stoi przede mną cała i zdrowa, tylko trochę poruszona. A ja
po prostu nie mogłam tego znieść. Wiele razy już nad tym rozmyślałam, jednak
moje protesty nigdy nie były tak wyraźne. Nie chciałam zostać tu sprowadzona.
Nie chciałam czuć się bezgranicznie szczęśliwa i zakochana na zabój tylko po to
by zaraz to wszystko stracić. Nie chciałam by wspomnienia wciskały się do mojej
wykasowanej pamięci. Nieproszone. Przypominanie sobie śmierci bliskiej osoby to
najgorsze uczucie jakie w życiu doświadczyłam. A może nie? Może przypomnę sobie
coś jeszcze gorszego. Czy istnieje coś gorszego od straty? Gdy życie wyrywa z
twojego serca kawałek Ciebie. Szybko, boleśnie. Żaden ból fizyczny nie może się
z tym równać. Ta rana jest tak dogłębna, że w wielu przypadkach śmiertelna. W
twój umysł wdaje się zakażenie. Zabija całą ciebie powoli, aż w końcu zostaje
same ciało. Bez jakiejkolwiek duszy. Z wypranym charakterem. Jak mogłam
zapomnieć o czymś tak okropnym? Jak mogłam zapomnieć?!
Właśnie
przechodziłam to wszystko na nowo.
Jednak jaki to
miało sens? Przecież osoba będąca źródłem mojego bólu stała przede mną. O
własnych siła, o własnym zdrowiu. Czy nie mogłabym po prostu wymazać
wspomnienia z jej śmiercią? Nie, to nie możliwe.
- Dlaczego? - usłyszałam własny głos.
- Och, Sei to
takie skomplikowane…- powiedział cicho, bardzo powoli, robiąc kolejny krok
naprzód i znów niepewnie wyciągając ręce i chowając je z powrotem.
Potrząsnęłam
gwałtownie głową, plecami napierając na ścianę.
- Co jest
skomplikowane? – zapytałam rozpaczliwie
- To że nie umarłaś, czy to że pozwoliłaś mi wierzyć, że nie żyjesz?
- Tak właściwie…
i to i to – oznajmiła lekko speszona, drżącym głosem.
- Och – wyrwało
mi się z poirytowania – To wszystko jasne.
Przez chwile
wpatrywałyśmy się w siebie w zupełnym milczeniu, a ja dostrzegałam coraz więcej
podobieństw między mną, a moją mamą. W końcu to logiczne, prawda? Dlaczego
więc, wydawało się takie dziwne?
Powoli się
uspokajałam, dlatego masując sobie skronie, postanowiłam pozbierać myśli.
- Opowiedz mi –
nakazałam, ale nie zbyt natarczywie – Opowiedz mi co się tak naprawdę stało
tego dnia, gdy myślałam, że Cię straciłam.
Potrząsnęła
głową, niczym małe dziecko, przyciągając do siebie ręce.
- Nie potrafię –
powiedziała – Po za tym, wiesz co się stało. Lecz nie pamiętasz.
- Ile razy tak
naprawdę pieczętowali moją pamięć? Ile razy karmili mnie fałszywymi
wspomnieniami? – zapytałam spokojnie, wewnętrznie czując niepokój.
- Byłam
świadkiem dwóch tego typu inicjacji, lecz Kakashi powiedział, że miałaś
założoną potrójną pieczęć. Z tego wynika, że co najmniej pięciokrotnie
pieczętowali twoją pamięć. Tak mi przyk…
Wystawiłam
do przodu rękę, tym samym pokazując jej, żeby nie mówiła nic więcej. Ogarnęła
mną rozpacz i czułam się zagubiona. Kim tak naprawdę jestem?! Jak wyglądało
moje życie?! Zaraz się okaże, że tak naprawdę wszystko to jest głupim Genjutsu,
a ja jestem pandą, której jedynym sensem istnienia jest jedzenie. Nie
człowiekiem, nie ninja, ale pandą. Mam swoją rodzinkę niedźwiedzi i wszyscy
szczęśliwie siedzimy na drzewie, wcinając bambusa. Zamknęłam oczy, przez chwilę
próbując się przenieść do mojego futrzanego, okrągłego ciała, lecz nic takiego
się nie stało. Wciąż było mi zimno i źle. Towarzyszyło mi również bardzo dziwne
uczucie. Gdzieś w głębi czułam, że świat, który mnie otacza jest tak naprawdę
prawdziwy, że to co się dzieje, jest prawdziwe. To uczucie było aż nad to
wyraźne i wyjątkowo dziwne, biorąc pod uwagę to, co właśnie usłyszałam. Jednak
przyzwyczaiłam się już do tego, że mój organizm reaguje dziwnie na niektóre
sytuacje. Nie było sensu się tym przejmować. Zwłaszcza, że nie było to obce
uczucie.
Od
początku, od początku.
Nazywam się
Sei Uchiha. Mam 16… nie 19 lat. Moimi rodzicami są…. Eee jak on miał? Futatu?
Fugeku? Fugaku! Fugaku Uchiha i… Suzue Hideki. Ojciec
nie żyje, matka do tej pory też była martwa. Jednak prawda jest taka, że jakimś
sposobem przeżyła, a ja po prostu o tym nie pamiętałam. Zostałam zabrana przez
Uchiha Madare. Chłopak z bliznami. Madara mnie trenował. Chłopak z bliznami. W
wieku 13 lat udało mi się uciec. I tu obrazy chłopaka z bliznami przestały
migotać. Dlatego mogłam założyć, że poznałam go podczas pobytu u porywacza. Spotkałam
Kakashiego, który został zaczął mnie trenować rok później. Gdzieś pomiędzy
wierszami wplątał się Hikaru. Wydawało mi się, że nie powinnam podchodzić do
niego z takim dystansem. Trzy letni związek to kupa czasu. Nie zaszłam z nim w
ciąże, co wydaje mi się wielkim pozytywem. W tym całym zamieszaniu nie
potrzebowałam jeszcze płaczącego dziecka. Po czteroletnich próbach, Konoha
znalazł sposób na odpieczętowanie mojej pamięci, lecz wtedy ich plan poszedł
się bujać, ponieważ przyszedł Madara i wcisnął mnie w Genjutsu i dla pewności
wymazał mi wspomnienia. Doprawdy miły z niego człowiek. Yhrrr… nie pomyślałam
tego. Nawet jeśli to zdanie było sarkastyczne to i tak Madara na nie nie
zasługuje. Coś zmusiło mieszkańców wioski liścia do przeniesienia dwóch członów
z każdego klanu do tego samego świata w którym byłam ja. Umieszczono ich w
Genjutsu, jednak sami zgubili do niego wejście. I oni są profesjonalistami?
Po roku poszukiwań,
prawdopodobnie za sprawą Kakashiego znaleźli przejście do „innego wymiaru” i po
krótkim szkoleniu zabrali nas z
powrotem. Byłam jedyną osobą, której pamięć się nie odblokowała, więc musiano
mi wyjaśniać wszystko jak małemu dziecku. Reszta wspomnień powinna być
prawdziwa, więc pozostaje mi pytanie czy to o czym mi powiedzieli było prawdą i
jak w takim razie przeżyła moja matka?
Och… dlaczego po prostu nie mogłam zacząć życia od początku?
Wzięłam głęboki oddech już któryś raz tego dnia próbując się
uspokoić i otworzyłam oczy.
Potrzebuje odpowiedzi, a jedyna osoba jaka mogła mi ich w tej
chwili udzielić, stała przede mną.
- Nalegam byś opowiedziała mi o dniu, w którym dostałam się w ręce
Madary – powiedziałam pewnie i zanim zaczęła protestować zaczęłam rzucać w nią
serią pytań. – Jak to jest możliwe, że przeżyłaś? Co tak naprawdę chciał od nas
Uchiha? Dlaczego zostałam porwana? Czemu wmusili we mnie fałszywe wspomnienie o
twojej śmierci? I skąd znasz Kakashiego?!
- Sei, ja naprawdę…
- Mamo! – krzyknęłam, a na jej twarzy pojawiło się jeszcze większe
przerażenie, które jednak szybko zostało zastąpione przez rezygnację.
Poczułam coś w rodzaju triumfu, ale nie mogłam czerpać z niego
pełnej satysfakcji. Czułam się podle, dlatego że właśnie krzyknęłam na osobę,
którą kochałam nad życie.
Moja mama opuściła głowę, pozwalając by jej półdługie, w niektórych
miejscach siwe włosy przysłoniły twarz. Wbiła spojrzenie w jeden punkt, a jej
oczy zaszły lekką mgiełką. Widać było, że odpłynęła do świata wspomnień.
Szkoda, że ja tak nie mogłam.
- Byłaś taka młoda… - zaczęła cicho, a w jej głosie usłyszałam
nutkę radości, która sprawiła, że wzruszyłam się mimowolnie. – Nawet jako
trzylatka uparta i nieugięta. Tak bardzo cieszyłam się, gdy dowiedziałam się ze
zaszłam z tobą w ciążę. Co prawda twój ojciec nie zareagował równie
entuzjastycznie, ale on też Cię kochał. Na swój własny, chłodny sposób. Żałuje,
że mogliśmy razem spędzić tak mało czasu. Być jako prawdziwa rodzina przez
tylko 3 lata. To tak krótki okres, Sei, tak krótki.
Milczałam, przytłoczona jej słowami. Dawniej żyłam w przekonaniu,
że pochodzę z domu dziecka, później powiedziano mi, że moi rodzice zostali
zamordowani, a teraz moja własna mama opowiada jak to było miło, gdy byliśmy
rodziną. Było mi z tym trochę… ciężko. Odgarnęłam kosmyk włosów za ucho tym
samym starając się dodać sobie pewności i napięłam wszystkie mięśnie by
utrzymać ciężar kolejnych aspektów z życia, o którym nie miałam pojęcia. Jak
tak naprawdę wygląda miłość? Jak zachowuje się normalna rodzina? Czy
rzeczywiście całą tą troskę jaką obdarzał mnie Kakashi mogłam porównać do
ojcowskiej miłości? Jak wyglądał stosunek Fugaku do mnie? Och… moja głowa.
- Tego dnia – kontynuowała – poszłyśmy na spacer. Twój tata bardzo
nalegał bym zaczęła Cię szkolić, zresztą – uśmiechnęła się – ty też bardzo tego
chciałaś. Ale miałaś dopiero 3 lata, a ja nie chciałam by cokolwiek Ci się
stało. Jednak ludzie z klanu Uchiha są bardzo stanowczy, a upartości niestety
nie odziedziczyłaś po mnie. Miałyśmy wybrać się na pobliskie pole treningowe i
zacząć od takich błahostek jak szkolenie kondycji, dlatego nie byłam zbytnio
zdenerwowana. – widoczny na jej twarzy lekki uśmiech znikł w jednej sekundzie.
– Nie przypuszczałam, że ktoś może na nas już czekać. Pole treningowe na które
się udałyśmy od dawna było opuszczone i tylko ja z niego korzystałam. Cóż jest
to dosyć logiczne, przecież żyłyśmy w odosobnieniu, by żona twojego ojca… -
wzięła głęboki oddech i złapała się ręką za głowę – Zbaczam
z tematu. Jak się domyślasz czekał na nas Madara i kilku jego poddanych ale oni
skryli się wśród drzew i nie wyglądało na to by mieli brać w całej sytuacji
czynny udział. Uchiha poradziłby sobie ze mną w mgnieniu oka, oni byli tylko
planem awaryjnym, który jednak okazał się przydatny. Masz pewne zdolności Sei.
Zdolności, o których nikt nie wiedział. Połączone z twoim wybuchowym
charakterem stanowią niebezpieczną broń. Widzisz, na początku Madarze chodziło
o mnie. Dzięki tej wiedzy zdążyłam zaplanować jak Cię ukryć i ochronić. Byłam
przygotowana na to, że będę musiała z nim iść, ale spokojna ponieważ ty byłabyś
bezpieczna. Jednak Madara bywa zmienny. Gdy puściłam twoją dłoń i podeszłam do
obcego Ci mężczyzny, który straszył samym spojrzeniem czerwonych oczu, byłaś
przerażona. Zaczęłaś płakać, co bardzo zirytowało Uchihe, ale dzięki mojej
uległości, nie był na tyle rozjuszony by coś Ci zrobić. Po chwili niebo zaczęło
płakać razem z tobą. Im bardziej rozpaczałaś tym większa robiła się ulewa. I ja
i Madara wiedzieliśmy, że nie był to przypadek. Widząc błysk w jego oczach
natychmiast rzuciłam się w Twoją stronę lecz tu wkroczył plan awaryjny. Poddani
Uchihy otoczyli mnie i unieruchomili. Mogłam tylko krzyczeć, żebyś uciekała,
ale ty widząc, jak mnie atakują płakałaś jeszcze głośniej, krople deszczu były jeszcze większe. Potrafisz panować nad
pogodą, Sei. Może i brzmi to idiotycznie, ale moc, którą dzięki temu posiadasz
jest wielka. Uchiha od razu zdał sobie z tego sprawę. Patrzyłam, bezsilna,
zrozpaczona. Patrzyłam jak Madara ogłusza Cię jednym uderzeniem w szyje. Deszcz
przestał padać, a ja starałam się szamotać z przeciwnikami, ale na niewiele się
to zdało. Odszedł z tobą na rękach, zabrał mi Ciebie. Jego ludzie przywiązali
mnie do jednego z drzew i tam zostawili. Historia w tym momencie się kończy.
Moja matka odzyskała przytomny wyraz twarzy i znów patrzyła na
mnie z tym smutkiem w oczach. Dlaczego? Czy nie powinna się cieszyć z
tego, że mnie widzi? Moja głowa tak
bolała. Opowiedziała mi to wszystko, a ja byłam pewna, że mówi prawdę. Jednak
nie miałam żadnych przebłysków, żadnych obrazów. Żadne zdanie, które
wypowiedziała, żaden opis, nie wywoływał we mnie nic.
Moja głowa tak bardzo bolała.
Moje skronie pulsowały niebezpiecznie, boleśnie.
Coś mi tu nie pasowało.
Zamknęłam oczy i przyłożyłam obie dłonie do głowy, ściskając ją.
Wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć,
ale nie miałam siły. Moja głowa tak bolała, a wszystkie myśli znajdujące się w
niej były pełne podejrzeń. Co mi w tym wszystkim nie pasowało?!
Nagle poczułam jak po moim ciele rozlewa się ciepło i powoli
ogarnia mnie spokój. Moje ręce zawisły bezwładnie wzdłuż tułowia, a głowa
gwałtownie przestała boleć. Wszystkie podejrzenia okazały się błahostkami, albo
w ogóle straciły sens. Uczucie, które mną opanowało było tak delikatne i
piękne, że trudno mi było uwierzyć w to, że zaraz nie zniknie, zabrane przez
rzeczywistość.
Moja mama mnie przytuliła. Objęła swoimi krótkimi rękoma i
przekazała tym tak dużo. Czułam bicie jej serca i wiedziałam, że jestem
bezpieczna . Było to realistyczne bezpieczeństwo. Aż nadto realistyczne. Jednak
nie przeszkadzało mi to. Mogło trwać wiecznie. Jednak…
Tak znajome
odczucie. Znów ktoś mi wyrywa serce, zabiera bezpieczeństwo, gasi ogień, który
ogrzewał mnie na mrozie.
Zostałam
gwałtowne wciągnięta do tyłu przez jakąś niewidzialną moc i uderzyłam plecami o
ścianę. Nie miałam czasu na użalania się nad sobą, dlatego szybko wyplułam
krew, zgromadzona w moich ustach i rozejrzałam dookoła. W jaskini znów
zapanowały ciemności, które rozstępowały się tylko przy ostatniej z zapalonych
świec, tuż przy wyjściu. W ciepłym blasku świecy dostrzegłam jego twarz. Blady
jak kreda, obejmował ręką szyje mojej mamy, co chwila blokując jej dostęp do
tlenu. Usłyszałam swój krzyk i zerwałam się na równe nogi, przez co na jego
twarzy pojawił się szeroki uśmiech, przerażający uśmiech. Byłam już tak blisko
nich, ale wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Z tym, że tylko ja byłam w tym zwolnieniu.
Zamiast złapać za rękę Madary przecięłam powietrze i w panice zaczęłam
rozglądać się dookoła, lecz reszta jaskini pokrążona było w ciemności. Co się
tak właściwie działo?
- Madara,
ty draniu! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam i pobiegłam przed siebie
chcąc jak najszybciej odzyskać moje bezpieczeństwo, moją mamę. Zdawało mi się,
że biegnę w kierunku wyjścia, ale gdy zaczynało dopadać mnie zmęczenie, a wciąż
nie widziałam żadnego źródła światła dopadły mnie wątpliwości. Lecz biegłam
dalej. Nie mogłam znów stracić swojej mamy, nie chciałam nikomu jej oddawać, a
już zwłaszcza Madarze. Co on z nią teraz zrobi? Zabije? Ale przecież dopiero co
przyjęłam do wiadomości, że jednak żyje. Nie zniosę, nie…. NIE ZNIOSĘ jej
śmierci po raz kolejny.
Przyspieszyłam
bieg jeszcze bardziej i po chwili zaczęłam dostrzegać coś niepokojącego. Przestrzeń
przede mną, o ile było to możliwe, była jeszcze ciemniejsza. Zwolniłam mój
sprint, gdy zaczęłam nabierać bardzo złych podejrzeń. Coraz wolniej, wolniej i
wolniej. Aż w końcu stanęłam, przed ciemną masą, patrząc na nią z takim
przerażeniem, jakby co najmniej miała mnie zabić. Ściana. To była ściana,
zakończenie jaskini, Madara pobiegł w zupełnie inną stronę. A ja… ja goniłam
ścianę. I straciłam matkę. Nie było mowy żebym ich teraz dogoniła.
Przejechałam
dłonią po chropowatej powierzchni wnętrzna jaskini, by po chwili uderzyć w nią
z całej siły. Bolało. Uderzyłam ponownie, tym razem jeszcze mocniej. Bolało,
tak cholernie bolało. Tylko, że źródłem bólu nie były już pęknięte do krwi
kostki. Och nie. Nie wiem czym było źródło, skoro serce zostało mi wyrwane z
piersi. Dla kogo mam jeszcze żyć?
Uderzałam w
skałę z taką zawziętością i rozpaczą, że ta zaczęła się kruszyć.
Dla kogo
mam żyć?
- Madara! –
krzyknęłam i dopiero po moim roztrzęsionym głosie, poczułam, że moje policzki
są całe mokre od łez.
Dlaczego
znów płaczę?!
- Madara,
ty pieprzony draniu! – krzyczałam, a mój głos roznosił się po jaskini. – Oddaj
mi! Oddaj mi wszystkich! Odda…
Mój krzyk
przemienił się w szloch, ale nie zamierzałam przestać zadawać sobie bólu
fizycznego, rozładowywać napięcia. Ja nie zamierzałam przestać… ale ktoś inny zamierzał
mi przeszkodzić.
Moja
zaciśnięta, zakrwawiona pięść uderzyła w coś dużo bardziej miękkiego niż skała.
Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam zarys czyjejś twarzy. Chociaż słowo
„czyjejś” zupełnie tu nie pasowało. Doskonale wiedziałam kim była owa osoba.
- Kakashi…
- wydusiłam z siebie piskiem, a moja wyciągnięta ręka zaczęła drżeć, opierając
się na jego klatce piersiowej. Pod dłonią poczułam jego szybkie bicie serca.
Dla kogo
mam żyć?
- Kakashi…
-pisnęłam ponownie.
Zarzuciłam
mu ręce na szyje, tak gwałtownie i mocno, że musiał oprzeć się o ścianę by nie
upaść. Zjechał po niej na dół, a ja siedziałam pomiędzy jego nogami, kurczowo
się go trzymając i zanurzając ręce w jego włosach. Usłyszałam ciche westchnięcie,
jakby ulgi i bólu jednocześnie.
- Sei… -
zaczął swoim głębokim, spokojnym głosem, za którym tak bardzo się stęskniłam, że
znów wybuchłam płaczem.
Zaczęłam go
całować po czole, policzkach, nosie, powiekach i zaśmiałam się kiedy usłyszałam
jak wydał z siebie pomruk. Był ciepły i pachniał znajomo. Był mój i nie
chciałam go już nigdy puszczać.
-
Powinienem częściej przyjmować takie misje – powiedział cicho, bardzo słabym
głosem.
Zetknęłam
nasze głowy czołami i westchnęłam, gdy jego ciepły oddech otulił mi policzki. Miałam
chociaż go. Miałam aż Kakashiego. Moja mama.
Odzyskam
ją. A on mi pomoże. Razem na pewno ją odzyskamy.
Nagle zdałam
sobie sprawę, że Kakashi był rozpalony. Jego czoło było dużo gorętsze od mojego
i z przerażeniem odkryłam, że jego oddech też był nierówny. Szybko przyłożyłam
obie dłonie do jego policzków, a następnie przejechałam ręką po plecach. Był
oblany zimnym potem, a jego koszulka przykleiła się do ciała.
- Kakashi
- powiedziałam ze strachem w głosie,
próbując dostrzec w ciemności jego oczy – Kakashi co się stało? Dlaczego jesteś
cały rozpalony? Zatruli Cię czymś? Och, zresztą czemu zadaje takie pytania?
Wstałam z
klęczek i złapałam go za rękę, chcąc pomóc mu wstać.
- Nie martw
się – mruknął cicho – To nic poważnego.
Pociągnęłam
mocno za jego rękę, jednak nie wyrażał jakichkolwiek chęci do wstania. Rozumiem,
że coś mu się stało, ale przecież jakoś pomóc mu muszę. Nie miałam tyle siły by
go unieść.
- Kakashi
rusz się – jęknęłam błagalnie – Trzeba szybko zabrać Cię do domu. Sakura się
tobą zajmie, na pewno. Tylko musisz mi troszkę pomóc, proszę.
Moje oczy w
pewnym stopniu przyzwyczaiły się do ciemności, dlatego dostrzegłam, że Kakashi
uśmiecha się lekko.
- Zawsze
się tak wszystkim martwisz – westchnął – Mówiłem Ci już – szarpnął gwałtownie ręką,
którą trzymałam, przez co znów wylądowałam między jego nogami.
- Nic mi
nie jest – szepnął cicho, gardłowym, ochrypłym głosem.
Tym razem
jednak postanowił szybko zmienić pozycję i zapomnieć na chwilę o swoim
zatruciu, a może użyć resztki swoich sił. Nie do końca wiem jak to zrobił, ale
sekundę po moim upadku, stałam przyparta przez niego do ściany i niezdolna do
jakiegokolwiek ruchu. Pomimo, że moje policzki były rozpalone do czerwoności i
byłam w bardzo jednoznacznej pozycji, nie mogłam przestać myśleć o tym, że jest
chory, zatruty czy może obłąkany i trzeba go natychmiast wyleczyć. Jednak
uparcie starał się, by tego typu myśli natychmiast zniknęły z mojej głowy. Jedną
dłonią odgarnął mi kosmyk włosów za ucho, jednocześnie pozostawiając za sobą
cudowne mrowienie. Drugą zaś złapał za materiał mojej koszulki i podwinął ją
lekko do góry. Przejechał obiema rękami po moich biodrach, bardzo powolnie
przesuwając je w górę. Zbyt powolnie. O ile wcześniej w jaskini drżałam z
zimna, to teraz miałam wrażenie, że, ktoś mnie wsadził do garnka z gorącą wodą.
Kakashi był chory…
Przybliżył swoje
usta do mojej szyi i pocałunkami przechodził coraz wyżej.
Kakashi był
chory…
Odchyliłam
głowę do tyłu
Był chory…
Poczułam
jego zęby na swojej skórze i było to równie podniecające co jego ciepłe dłonie,
które właśnie przesuwał po moich plecach, by zatrzymać się tuż przy rozpięciu
stanika.
Chory…
Oderwał
jedną rękę i złapał mnie za podbródek, zmuszając bym patrzyła w jego zamglone z
pożądania oczy, rozszerzone źrenice. Zanurzyłam obie dłonie w jego włosach i zamknęłam
oczy. Rozchyliłam usta mając w głowie już tylko jedną myśl.
Nagle
Kakashi zwiotczał mi w dłoniach, a jego ręce przejechały po moim ciele
nieprzytomnie.
Zemdlał.
Przepraszam, że krótko i że długo czekaliście, ale wiele się złożyła na ostatnie dwa tygodnie. A może mówiąc prościej depresja po koncertowa nie chciała mnie opuścić, więc nie robiłam za wiele, tylko rozpaczałam nad tym, że koncert się skończył. Tak. Przez dwa tygodnie. Jest już trochę lepiej, dlatego w notkach też POWINNO być lepiej. Pozostaje jednak sprawa wakacji. I widzicie tutaj jest zawsze niewiadoma, jak je spędzę. Dlatego wciąż trzymam się zasady, że notka ukarzę się, gdy ją napiszę ;D Prawda, że logiczne? Chciałabym powiedzieć, że kocham was wszystkich za to, że zostawiacie tak miłe komentarze, które naprawdę sprawiają, że chce mi się otworzyć tego worda i pisać z takim zapałem jak nigdy wcześniej. Pozdrawiam was bardzo, bardzo serdecznie i gorąco. W moich pozdrowieniach nie omijam również pana Sherlocka.<3 <3
Jezu żem się kurde popłakała.
OdpowiedzUsuńajebiste czekam na next i zyczę miłych wakacji.
OdpowiedzUsuńbiedny Kakashi mam nadzieję że Sei się nim zaopiekuje.Smutna nocie trochę przypomina mnie ,ale i tak jest super.
OdpowiedzUsuńWspaniale przedstawiłaś w tej noci sytuację rodzinną,Kakashi jest chory,biedaczek mam nadzieję,że Sei mu pomoże,ale z drugiej strony to nawet sprawiedliwe,bo jak kakashi puścił sei do wody i ona zachorowała,jednak mam nadzieję że wszystko z nim będzie ok.pozdro i miłych wakacji
OdpowiedzUsuńBiedna sei,biedny kakashi,ale nocia zajebista!!!
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałem bo wczoraj nie miałem siły[z kumplami świętowałem koniec roku],kac mnie kurde męczył,ale bardzo lubię te opowiadania ,więc stwierdzam że jest ekstra,mam nadzieję że z kakasiem będzie ok i sei się nim zajmie,pozdroi z niecierpliwością czekam na next.
OdpowiedzUsuńPS koncert był fajny?
A dziękuję, dziękuję. Koncert był cudny i chcę jeszcze raz! :D Współczuję kaca :/ Pozdrawiam
UsuńDzięki,ale łeb pęka,kurde już nigdy więcej imprezy do 2:00
Usuńfajniusia nociusia czekam na nexcio
OdpowiedzUsuńwzruszające ciekawe co z kakashim?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że to grypa lub coś,a nie zatrucie,cholera nie mogę się doczekać następnej noci,pozdro i miłych wakacji!!!
Usuńuuuuuu zajebiaszcze
OdpowiedzUsuńdlaczego się popłakałem,chłopaki kurna nie płaczą.
OdpowiedzUsuńprzepiękne!!!
OdpowiedzUsuńzajebioza i czekam na jeszcze
OdpowiedzUsuńkiedy next
OdpowiedzUsuńsuper!!,nie mogę się doczekać następnej.
OdpowiedzUsuńkiedy next? bo już się nie mogę doczekać!
OdpowiedzUsuńnapisz coś szybko plissss
OdpowiedzUsuńMów.mi szybko co się dzieje z Kakashim! Dlaczego nie mówisz co się z nim.dzieje, już nie mogę się doczekać @.@
OdpowiedzUsuń