czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 10




Ciężkie krople deszczu uderzały w śliski materiał kurtki przeciwdeszczowej, przyprawiając mnie o dreszcze. Cieszyłam się niezmiernie, że  przynajmniej nie było wiatru.
Niepewnie dreptałam po piaszczystej ścieżce, nie bardzo wiedząc gdzie się udać. Po raz pierwszy nie było przy mnie nikogo, kto mógłby mnie poprowadzić za rękę. Dawno droga do centrum wioski nie wydawała mi się tak odległa i już zaczynałam się obawiać, że zabłądziłam.
Gdy utwierdziłam się w przekonaniu, że idę w złym kierunku i już chciałam zawrócić, coś sobie przypomniałam. Zażenowana własną inteligencją, skumulowałam Chakre w stopach i weszłam na szczyt jednego z drzew.
Od razu dostrzegłam kolorowe dachy budynków Konohy, jedne zniszczone, a drugie wyglądające na zupełnie nowe. Różnorodność kolorów, wysokości i wielkości domów rozciągających się przed moimi oczami wywoływała we mnie przyjemne uczucie.
Kraj Ognia nawet w deszczu zdawał się promieniować radosną energią. Starsze budynki niosły w sobie fascynujące historie. Czasami tragiczne, czasami radosne. Wszystko co teraz obejmowałam wzrokiem było wynikiem upadków i sukcesów, zachodzących w wiosce. Decyzji i postanowień. I właśnie to tak bardzo mi się podobało.
Uśmiechnęłam się delikatnie, obserwując uważnie Konohe. Nikt, kto był wrażliwy na piękno nie mógłby nie wzruszyć się na ten widok. Potrząsnęłam energicznie głową mrużąc powieki.  Nie czas teraz na oglądanie widoków.

Pomimo tego, że lało jak z cebra, uliczki Konohy zapełnione były przez tłumy ludzi. Z trudem dopchnęłam się do budki z Ramenem, gdzie, tak jak przypuszczałam, spotkałam Naruto.
Zajęłam krzesełko barowe koło niego i obserwowałam jak wypija ciurkiem gorącą, brązową zupę, a następnie odkłada pustą miskę na olbrzymi stosik koło niego.
Skąd on bierze na to wszystko pieniądze?
Biorąc pod uwagę moją sytuację materialną nie mogłam pozwolić sobie nawet na pojedynczą kluskę. I to nieugotowaną.
Dźgnęłam blondyna w ramię, gdyż znów nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Wydawało mi się, że ninja powinni być bardziej czujni.
- Cześć Naruto. – powiedziałam bez entuzjazmu i dźgnęłam go mocniej palcem.
- Jeszcze jedną poproszę, staruszku. – powiedział wesoło blondyn.
Czy dziś wypadał dzień ignorowania mnie i tylko ja nie zdawałam sobie z tego sprawy?
- Naruto! – krzyknęłam mu do ucha, a on lekko drgnął i odwrócił swoje, wyszczerzone od ucha do ucha oblicze w moją stronę.
- Oo Sei-chan! – krzyknął. – Co ty tu robisz?
- W rezydencji Uchiha jest strasznie nudno. – powiedziałam tylko mając nadzieję, że przekazałam mu dość informacji, by nie pytał o więcej.
Mam skrajną depresję, Naruto. Po odejściu Kakashiego popadłam w stan hibernacji i bardzo staram się z niej wydostać. Nie wspominając jeszcze o Madarze, który chce mnie zabić i tym, że po mojej głowie przewijają się obrazy jakiegoś chłopaka z bliznami na twarzy, którego nawet nie znam. Po prostu wyszłam na miasto by poszukać sobie powodu do kolejnego zamartwiania się i tym samym wybicia tamtych myśli. Myślę, że zaczynam tracić zmysły.
Biorąc pod uwagę odpowiedź, która wyświetliła mi się w głowie, a tą którą dałam Naruto, to poczułam podziw do samej siebie, że udało mi się wszystko zatuszować.
Prawie wszystko…
Moje oczy niebezpiecznie zalśniły, a ja pociągnęłam nosem.
- Naruto… - pisnęłam załamana. – Powiedz mi proszę, gdzie jest teraz Kakashi? Dostałeś jakiekolwiek informacje na jego temat? Naruto, proszę. Ja muszę wiedzieć czy nic mu nie jest.
W oczach blondyna zobaczyłam smutek, ale histerycznie wmawiałam sobie, że mam omamy.
- Babcia Tsunade poinformowała mnie wczoraj, że wciąż nie dostali od niego żadnej wiadomości – powiedział cicho, ale po chwili uśmiechnął się szeroko. – Ale nie martw się, Sei! Na pewno wszystko z nim w porządku! Kakashi-sensei jest silny. Nie dałby się łatwo pokonać.
Patrzyłam na jego uśmiechniętą twarz, niepewnym wzrokiem.
- Czy ty wierzysz w to o czym mówisz, Naruto? – zapytałam smutno, zaciskając usta w wąska kreskę.
- Oczywiście, że tak! – zapewnił mnie gorliwie.
Entuzjazm i wiara biły od niego tak mocno, że nie mogłam mu nie uwierzyć.
Pociągnęłam jeszcze raz nosem i wierzchem dłoni otarłam załzawione oczy. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Dziękuję.
Na chwilę zapanowała cisza, przerywana jedynie głośnym siorbaniem Uzumakiego
- Słyszałem, że dzisiaj wraca – powiedział i wpakował sobie makaron do ust.
Serce stanęło mi na jedną chwilę.
- Kto? – zapytałam odruchowo.
- Sasuke.
Odzyskując normalny puls, złapałam się w za czoło.
Co jeśli właśnie wrócił i nie zastał mnie w domu?
Czy będzie z tego powodu wściekły?
Ale czemu miałby się o to złościć?
Nie znając jasnego powodu mojej paniki, zaprzestałam zadawania sobie trudnych pytań. Właśnie zamierzałam rozwinąć z Naruto temat o misji mojego brata, gdy ktoś wszedł do baru.
Czy wspominałam może o tym, że los mnie kocha?
Hikaru zajął miejsce koło mnie i przeczesał swoje brązowe włosy.
- Witaj Sei, Naruto – powiedział poważnym głosem i skinął na nas głową.
- Cześć – odpowiedziałam niepewnie uważnie przyglądając się jego profilowi.
Czy to na pewno był Hikaru? Taki spokojny?
- Hej! – krzyknął Naruto i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Czy coś się stało? – usłyszałam głos należący do zielonookiego chłopaka i zorientowałam się, że pytanie było skierowane do mnie.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że gapię się na niego z rozdziawionymi ustami i wielkimi oczami. Szybo się uspokoiłam i nadałam mojej twarzy w miarę normalny wygląd.
- Nie, oczywiście, że nie. Czemu tak myślisz? – powiedziała trochę zbyt grubym głosem, lecz miałam nadzieję iż chłopak tego nie wyłapał.
- Dziwnie się zachowywałaś.
Przyganiał kocioł garnkowi.
- Nie wiem o czym mówisz.
Hikaru zaprzestał dalszych prób prowadzenia ze mną rozmowy i odwrócił się bokiem gestem przywołując pana w średnim wieku, który podawał Ramen. Złożył swoje zamówienie, a ja nie wyszukałam się w jego tonie ani nuty świadczącej o jego roztargnieniu, czy też braku inteligencji. Wcześniej było to aż nad to wyczuwalne.
Czyżby po przybyciu do wioski chwycił za książki i zaczął się edukować?
Czyżby postanowił zmienić swój styl bycia?
Czyżby zaczął postrzegać świat z pozytywnej strony?
Dziwne, naprawdę dziwaczne.
Pan od Ramenu postawił przed nim miskę z gorącą zupą i odwrócił się w stronę swoich garów. Hikaru rozdzielił pałeczki i nabrał nim trochę makaronu, a następnie włożył do ust i przełknął.
- Sei. - odezwał się do mnie wyrywając z letargu. – Możesz mi powiedzieć czemu tak zawzięcie patrzysz na to jak jem? Jest to trochę krępujące.
- Och, przepraszam. – wydałam z siebie zszokowana. Czułam się trochę tak jakbym oglądała telewizję. Po prostu obraz, który miałam przed sobą wydawał się zbyt nierealistyczny. – Ja tylko… Zmieniłeś się.
Hikaru uśmiechnął się i przyłożył dłoń do głowy.
- Ach widzisz – powiedział. – W tym całym genjutsu, ktoś grzebał przy moim charakterze. Z tego co wiem, to jutsu pieczętowania pamięci nie wypaliło jak powinno i przez to byłem taki… dziecinny. Myślałem nawet, że chodzę do liceum. Zabawne, prawda?
Zaśmiał się  nienaturalnie, a ja patrzyłam na to w niemym osłupieniu.
- Ale jak to? – wydusiłam. – Jak to możliwe, byś tak bardzo się zmienił? To wprost niemożliwe.
- Też się nad tym zastanawiałem, ale nie doszedłem do żadnego logicznego wniosku. Widocznie coś się popsuło. To jedyne możliwe wytłumaczenie.
- Ile tak właściwie masz lat? – zapytałam, marszcząc brwi.
- Czemu mnie o to pytasz? Czyżbyś nie pamiętała?
- Och nie, do mnie nie wróciła pamięć. Trzy razy mi ją pieczętowali, więc teraz jest tak jakby niedostępna.
- Rozumiem – powiedział smutno. – Mam dwadzieścia cztery lata.
O mało nie spadłam z krzesła.
- Tak dużo?!- wymsknęło mi się pod wpływem szoku. – Oczywiście nie to miałam na myśli! Nadal jesteś bardzo młody i całe życie przed tobą.
Hikaru zaśmiał się, a ja patrzyłam na jego twarz zafascynowana. Teraz wydawał się dużo dojrzalszy. Wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić.
- Bardziej chodziło mi o to, że nie wyglądasz na kogoś kto skończył dwadzieścia cztery lata. Dałabym Ci najwyżej dwadzieścia.
Hikaru uniósł brwi, a ja, o matko, stwierdziłam, że jest naprawdę przystojny. Ciekawe czy jak Kakashi umiał podnosić tylko jedną brew. Kakashi. Poczułam jak coś wbija mi się w żebra.
To znów serce.
Powinnam się przyzwyczaić.
- Czy powinienem to traktować jako komplement? – zapytał, swoim głosem przywracając mnie na ziemię.
- Oczywiście – uśmiechnęłam się delikatnie, cały czas czując ból po nagłym ataku mojego organu. Kiedyś nauczę się panować nad moim pulsem. I wtedy będą mi mogli mówić cały czas imię „Kakashi”, a ja pozostanę niewzruszona.
Wpatrywałam się smutno w czerwony blat pogrążając się we własnych, ponurych myślach, gdy nagle usłyszałam głośny brzdęk. Naruto zakończył swój posiłek. Podziękował grzecznie, zapłacił za tą niezliczoną ilość zup i machając nam na pożegnanie, wyszedł.
- Czy pamiętasz wszystko z okresu w którym byłaś w genjutsu? – zapytał Hikaru.
Skinęłam głową.
- Ja też – mruknął. – I chciałbym Cię przeprosić, za moje niedojrzałe i głupie zachowanie…
- Nie ma sprawy – weszłam mu w słowo. Bez sensu było to rozstrzygać.
Wstałam z krzesełka barowego i odwróciłam się do niego plecami.
- Wiesz, ja już się chyba będę zbierać. Przestało padać, więc może nie zmoknę tak bardzo podczas powrotu.
- Oczywiście – powiedział i już miałam wychodzić, kiedy dodał  – Jeszcze raz chciałbym Cię przeprosić. Widocznie moja postać w genjutsu próbowała Cię odzyskać. Powinni mi jednak zostawić informacje, że już nigdy nie będę mieć u Ciebie żadnych szans. Przepraszam.
Zatrzymałam się w połowie stawianego kroku, a po moich plecach przebieg dreszcz. Odwróciłam się do niego sztywno, tępo wpatrując się w jego przystojną twarz.
- Że jak? – zapytałam głupio. – Czy mógłbyś powtórzyć to co właśnie powiedziałeś?
- O którą część dokładnie Ci chodzi?
- O tą, w której mówiłeś, że chcesz mnie odzyskać, czy też jakąś inną bezsensowną rzecz.
- Przecież ty nic nie pamiętasz! – powiedział bardziej do siebie niż do mnie, wpatrując się w solniczkę. Po chwili przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się  – Sei, przez dwa lata byliśmy parą.
Świat wokół mnie zaczął wirować. Najpierw powoli, ale z każdą sekundą nabierał prędkości. Jak to jest możliwe, że mam za sobą dwuletni związek i go nie pamiętam?!
- Ah. – wydusiłam pusto, dotykając dłonią swojej głowy. Drugą ręką oparłam się o stołek barowy i z powrotem na nim usiadłam.
Czemu nie przekazali mi wszystkich istotnych informacji już na samym początku? Zaczynałam się bać, że za chwilę podbiegną do mnie jakieś zupełnie obce mi dzieci krzycząc „Mamo, mamo!”Czy ja w ogóle byłam dziewicą? A co jeśli jednak mam dzieci? A jeśli już to z kim? Czyżby z Hikaru? Ciekawe kto płacił alimenty?
Przecież ja byłam bez grosza. Nie mam jak płacić alimentów! O jejku. To znaczy, że nasze dzieci znajdowały się pod moją opieką. Ale ja nie wiedziałam nawet gdzie się znajdują. Jestem okropną matką.
- Widzę, że ta informacja nie zadziałała na Ciebie zbyt dobrze – usłyszałam.
- Mhm… - mruknęłam starając się nie myśleć o tym, że być może zostawiłam swoje dzieci na pastwę losu.
Czy naprawdę nie pamiętałabym nawet porodu?!
- C-czy my…. – zaczęłam, nie bardzo wierząc, że chciałam zadać to pytanie – Czy my mamy dzieci!?
Szok Hikaru był tak wielki, że o mało nie zakrztusił się zupą. Przez chwilą patrzył na mnie w osłupieniu, po czym roześmiał się szczerze.
- Mnie nic o tym nie wiadomo – odrzekł, a kamień na moim sercu rozłupał się na milion kawałeczków, przez co poczułam się niesamowicie lekko.
Nie  byłam wyrodną matką!
 - Ach tak – powiedziałam trochę zakłopotana – T-to ja już sobie pójdę. Nie będę Cię męczyć więcej takimi dziwnymi pytaniami.
- Poczekaj. Odprowadzę Cię.
Hikaru zostawił niedokończoną zupę i położył na stole pieniądze. Pan od Ramenu cmoknął cicho gdy zobaczył niezjedzony posiłek, ale nic nie powiedział. Zgarnął ze stołu pieniądze wraz z miską.
- Do widzenia – powiedziałam odsuwając jedną z zasłon.
Czułam za sobą spojrzenie Hikaru, a zaraz potem usłyszałam jego kroki.
- Prosiłem, żebyś poczekała – powiedział z wyrzutem.
- Nie sądzę by dobrym pomysłem było to byś mnie odprowadził – mruknęłam krzyżując ręce i wgapiając się w czubki własnych butów.
- Dlaczego nie? – zdziwił się, a po chwili westchnął. – Chodzi o Kakashiego, prawda?
Zatrzymałam się gwałtownie i zachłysnęłam powietrzem. Obróciłam się w jego stronę tak szybko, że uderzyłam go włosami w twarz.
- J-jak to K-k-kakashiego? – jąkałam się, machając rękami niczym debil – N-nie! Czemu miało by o niego chodzić? Nie rozumiem skąd Ci to przyszło do głowy. Absurd! – krzyknęłam, wystrzeliwując w powietrze dłoń. – Czysty absurd.
- Daj spokój, Sei. – rzekł z uśmiechem na twarzy – I tak wiem, że chodzi o niego. Jednak…
- Jednak co?
Hikaru przybliżył się niespodziewanie, splatając swoją dłoń z moją. Drugą rękę położył na mojej talii. Potarł nos o mój nos, a mnie zakręciło się od tego w głowie. Nie wiedziałam co robić.
- Nie ma go tutaj… - wyszeptał a jego ciepły oddech owinął mi twarz    prawda?
Chciałam się oddalić, ale nie mogłam się ruszyć. Ludzie wokoło nas nagle przestali posiadać jakiekolwiek znaczenie. Wszystko zwolniło tępo. Spojrzenie zielonych oczu Hikaru przeszyło mnie na wylot. Miałam zbyt duży mętlik w głowie. Potrzebowałam przestrzeni.
Przybliżył się bardziej. Już czułam dotyk jego warg na swoich, zamykałam oczy… Gdy nagle Hikaru zniknął mi z pola widzenia, a ja zdziwiona machnęłam ręką w pustą przestrzeń przede mną.
Co się dzieje? Czyżbym widziała duchy?
Ktoś otarł się o moje ramię. Gwałtownie odwróciłam głowę i dostrzegłam wściekły profil Sasuke. Był w coś zażarcie wpatrzony więc i ja przeniosłam tam wzrok. Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie.
Między stosem kolorowych warzyw porozrzucanych po ziemi leżał Hikaru. Zaś nad nim pochylała się jakaś staruszka, zapewne właścicielka owego jedzenia, która wygłaszała mu bardzo głośną reprymendę.
- Masz mi to zaraz natychmiast posprzątać i zwrócić za utracony towar! – krzyknęła grożąc palcem – I żeby mi to było ostatni raz!
Staruszka oddaliła się, wściekle wymachując swoją torebką i mrucząc coś o dzisiejszej młodzieży.
Nie bardzo wiedziałam jak zareagować w tego typu sytuacji. Widok był komiczny, jednak nie odważyłam się zaśmiać. Chłód bijący od Sasuke skutecznie wpłynął na mój nastrój.
Hikaru podniósł się z warzyw i otrzepał spodnie, po czym ruszył w naszą stronę.
Już otwierał usta by coś powiedzieć, kiedy przerwał mu lodowaty głos mojego brata.
- Mówiłem Ci już, żebyś trzymał się z dala od Sei.
Zielonooki chłopak nie załamał się pod spojrzeniem Uchihy. Hardo wypiął pierś do przodu i wyzywająco patrzył mu w oczy.
Rzeczywiście. Troszeczkę zmienił się jego charakter.
- Dlaczego? Podaj mi jeden sensowny powód, dla którego miałbym z niej zrezygnować.
Mój brat pchnął mnie lekko do tyłu, a sam zrobił krok w przód.
- Jest ich całe mnóstwo – rzekł ochrypłym głosem – Jednak z najistotniejszego z nich zdajesz sobie doskonale sprawę.
Hikaru prychnął lekceważąco, lecz zacisnął dłonie w pięści.
- Nie ma rzeczy, która tak naprawdę mogłaby mi przeszkodzić w widywaniu się z Sei.
- Ależ nikt Ci nie zabrania się z nią widywać. Jednak to co przed chwilą widziałem nie wyglądało na zwykłą przyjacielską rozmowę.
- Pragnę zauważyć, że ona sama nie była obojętna, na to co robiłem. Nie tylko ja brałem udział w tej „zakazanej” według Ciebie scenie.
Sasuke przybliżył się jeszcze bardziej i złapał chłopaka za kołnierz koszuli, ciągnąc za niego.
- Nadal nie powiedziałem najważniejszego powodu, który powinien Cie powstrzymać od dotykania Sei w taki sposób.
- Umieram z niecierpliwości – pomimo swojej sytuacji Hikaru nadal mówił lekceważącym tonem.
- Moja siostra nigdy tak naprawdę Cię nie kochała.
Przez twarz chłopaka przemknął szok, który jednak szybko ustąpił wściekłości. Wyszarpnął się z uścisku Sasuke i oddalił na jeden krok.
- Kim Ty jesteś, żeby mówić takie rzeczy? Nie wiesz co ona czuje -  warknął wściekle.
- Jestem jej bratem.
- Znasz ją dopiero od dwóch lat. Tak się składa, że to ja spędzałem z nią więcej czasu, to mnie żaliła się z problemów, to ja ją chroniłem! Gdzie byłeś przez te wszystkie lata, przez które Sei potrzebowała kogoś bliskiego?
- Zamknij się – mruknął Sasuke głosem pełnym furii.
- Tak naprawdę byłem i w dalszym ciągu jestem dużo bardziej przydatny niż ty. Nie zaprzeczysz tego.
Oddech Sasuke stał się nierówny i wyglądał jakby próbował zabić Hikaru wzrokiem. Zważając na nasze możliwości, było to możliwe. A nawet prawdopodobne. Jednak z ulgą stwierdziłam, że jego tęczówki nie robią się czerwone.
- Jesteś słaby – powiedział brunet dużo spokojniejszym głosem, niż się spodziewałam. - Za to moje umiejętności są na wysokim poziomie. W obecnej sytuacji, tyle wystarczy bym był potrzebny Sei. Ze swoją mocą nie potrafiłbyś nawet zbliżyć się do Madary. Zanim byś się spostrzegł – pstryknął palcami -  byłbyś martwy. Za to Sei dostałaby się z powrotem pod jego niewole. Nie uważasz, że byłoby to niekorzystne dla obu stron?
Hikaru spoglądał niepewnie to na mnie to na Sasuke. W końcu włożył ręce do kieszeni spodni i prychnął opuszczając lekko głowę. Kosmyki jego włosów zakryły mu twarz.
- Niech Ci będzie – powiedział – Ale co to ma wspólnego z tym, że nie mogę się widywać z Sei.
- Ech… naprawdę, nie lubię się powtarzać – powiedział mój brat, przeciągając ręką po czarnych włosach. – Możesz się z nią widywać. Tylko nie dotykaj jej w taki sposób.
Hikaru poszedł w ślady Sasuke i prostując się, również odgarnął włosy z twarzy. Przeszył mnie spojrzeniem smutnych, zielonych oczu, przez co moje serce boleśnie zabiło. Oczywiście, nie wiedziałam dlaczego.
- A co jeśli ona będzie tego chciała? – zapytał.
Brunet zerknął na mnie z ukosa, jednak ledwo zdołałam to dostrzec przytłoczona zielenią oczu szatyna. Była mi znajoma.
- Jeśli to ona wykona pierwszy krok… - powiedział chłodno – To róbcie co chcecie. Jednak jeśli nie, to ty masz całkowity zakaz obmacywania jej.
- Nie obmacywałem jej – oburzył się Hikaru, przenosząc wzrok na Sasuke. – Ledo ją dotknąłem.
- Dobrze wiesz o czym mówię – rzekł brunet.
- Tak, tak. Nie. Podrywać. Sei – powiedział i znów włożył ręce do kieszeni i uśmiechnął się do mnie. – Chyba, że ona wykona pierwszy krok.

Nie miałam pojęcia o co chodziło w rozmowie Sasuke i Hikaru. Oczywiście nasunęło mi się kilka przypuszczeń, jednak jako, że nic nie pamiętałam, nie mogłam ich potwierdzić. Z pewnością nie mogę całować się z szatynem. Chociaż jest, był, będzie, moim chłopakiem. Och… nie wiem nawet, której formy używać. A tak!
Podobno go nigdy nie kochałam. To znaczy, że nie jest już moim chłopakiem. Głupia! Gdybym nadal z nim była to on nie mówiłby, że chce mnie odzyskać. Chyba, że ta wypowiedź miała jakiś głębszy sens, bardziej skupiający się na mojej pamięci, bądź charakterze. Czy miałam kiedyś inny charakter? W stylu „Rozgarnięta Sei”. Upinałam włosy w wysokiego koka, na stopy zakładałam 3 metrowe szpili i ubierałam się w ciasną spódnicę, w której z ledwością stawiało się każdy krok, i ciasny gorset. I pewnie nosiłam okulary. Zerówki oczywiście, ponieważ wzrok mam doskonały. Ciekawe czy ktoś w klanie Uchiha może mieć wadę wzroku? O ile nie zaliczymy do niej czerwonych tęczówek i możliwość torturowania przeciwnika. Samymi oczami.
Cóż… brzmi to co najmniej dziwnie.
Wracając do moich wniosków.
Och… zacznijmy wszystko od początku.
Hikaru okazał się miłym, rozgarniętym, inteligentnym mężczyzną, który gwałtownie dzięki tym wszystkim cechom, wyprzystojniał. Chodziłam z nim. Kiedyś. Dawno, dawno temu. Przez dwa lata. Prawdopodobnie znałam go dużo dłużej, bo napomknął o tym Sasuke. I widocznie był kimś w rodzaju mojego terapeuty. Pewnie jak robiło mi się smutno, to szłam do niego się wypłakać. I wygląda na to, że poprawiał mi humor. Jak taka osobista, niekończąca się czekolada.
Poczułam do siebie niechęć.
Chodzenie do ludzi tylko po ty by wygadać się im jak to w naszym życiu źle się dzieje, wydaje się żałosne. Wprost odpychające.
Ale jak już mówiłam, nie mogę mieć pewności co do tego, że rzeczywiście tak robiłam.
Oby nie.
Pomimo tego, że Hikaru zmienił się diametralnie i teraz wprost nie da się go nie lubić, to Sasuke go nienawidzi. Nie wiem dlaczego, nie wiem od jak dawna.
Ale przecież to mój brat. On ogólnie jest dziwny.
Opadłam z westchnieniem na miękką kanapę i od razu dopadła mnie seria kichnięć. Nie zdążyliśmy wrócić do rezydencji przed deszczem i teraz byłam cała przemoczona. Sasuke poszedł po ręczniki, podczas gdy ja tak naprawdę marzyłam o gorącej kąpieli i długim śnie. Przetarłam powieki i ziewnęłam głęboko, zasłaniając ręką usta. W tym samym momencie poczułam jak suchy ręcznik ląduje na mojej głowie, przysłaniając twarz. Jęknęłam z niezadowolenia.
- Mógłbyś być delikatniejszy, Sa…
Nagle czyjeś ręce naciągnęły szorstki materiał na moją głowę i zakryły mi usta.
- Ani słowa.
Usłyszałam szorstki, kobiecy głos, a wszystkie moje mięśnie napięły się. Jednak nie ruszyłam się, a co więcej nie zamierzałam tego zrobić. Całe moje ciało zastygło, a ja nie zupełnie wiedziałam dlaczego. Ten głos. Po plecach przebiegły mi dreszcze. Pragnęłam by kobieta odezwała się ponownie. Wprost niecierpliwie oczekiwałam usłyszenia kolejnej groźby. Przez ten głos.
Tymczasem szorstki materiał został związany dokładnie na mojej głowie, a ja sama przerzucona przez czyjeś ramię. Byłam niczym lalka szmaciana; zupełnie bezwładna. Tylko z powodu tego głosu. Najgorsze było w tym wszystkim to, że łzy ciekły mi obficie po twarzy, a ja po prostu nie wiedziałam dlaczego! I od kiedy ja tak często płaczę?
Czułam jak zimny wiatr szczypie w moje nogi, a ciężkie krople deszczu uderzają w ciało. Zostaje porwana. Właśnie mnie porywają. Czemu nie mogę się ruszyć!? Sei, idiotko! Porywają Cię! Rusz ten tyłek i jak najszybciej wydostań się z uścisku tej kobiety.
- Jeszcze chwilę musisz wytrzymać. – znów usłyszałam ten głos.
Moje protesty natychmiast ucichły.
Nie wiem ile czasu minęło, gdy tak „biegłyśmy”. Doskonale za to wiedziałam, że byłam niedorozwinięta umysłowo. Jakaś kobieta przerzuciła mnie sobie przez ramię i mnie porywała. A ja z kolei nie robiłam nic, ponieważ podobał mi się jej głos. Oczami wyobraźni widziałam jak w ten sposób tłumaczę Sasuke moją bezczynność. Na pewno przyjmie to ze stoickim spokojem i nie będzie na mnie ani trochę zły.
Ha. ha. ha.
Zimny wiatr targał materiałem na mojej głowie, przez co nie mogłam spokojnie oddychać. Nie wspominając już o tym, że cały czas powstrzymywałam się od kichnięcia. Miałam ochotę poskarżyć się kobiecie za takie warunki podróży, ale byłoby to co najmniej absurdalne. Powinnam krzyczeć w niebogłosy, ale deszcz i tak by mnie zagłuszył. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Zawsze było lepiej znaleźć sobie więcej argumentów do późniejszych tłumaczeń. Dlaczego byłam taka pewna, że zostanę uratowana? Nie, to nie to. Ja po prostu wiedziałam, że nic mi się nie stanie. Głupia.
Deszcz przestał padać, a powietrze, o ile było to możliwe, zrobiło się jeszcze zimniejsze. Wyraźnie słyszałam szybkie kroki kobiety, odbijające się echem, od jakichś ścian. Widocznie znalazłyśmy się  w pomieszczeniu. Zdałam sobie sprawę, że mój porywacz zwolnił kroku i teraz szedł równym marszem. Kobieta zacisnęła ręce na moich biodrach i zdjęła sobie mnie z ramienia. Zupełnie jakbym nic nie ważyła.
Posadziła mnie na czymś bardzo twardym, a ja starałam się nie skrzywić, gdy moja kość ogonowa mocno się z tym zderzyła. Nie chciałam pokazywać tego, że byłam słaba. Zastanawiało mnie dlaczego mi tak na tym zależało. Moje do tej pory całkowicie bezwładne ręce, nagle okazały się całkiem sprawne. Zdjęłam szorstki materiał z mojej głowy i otworzyłam przymknięte oczy. Na niewiele się to zdało, ponieważ dookoła mnie panowała nieprzenikniona ciemność. Usłyszałam cichy trzask i dopiero, gdy ujrzałam mały płomyczek ognia, zdałam sobie sprawę, że był to dźwięk odpalanej zapałki. Kobieta zapaliła woskową świecę i zaraz zaczęła rozpalać następne. Mdłe światło ognia coraz bardziej oświetlało jej owalną twarz, a we mnie narastał olbrzymi ból. Zaczynałam ją rozpoznawać. Przed oczami co chwila migały mi wspomnienia, w których się znajdowała. Przeważnie była uśmiechnięta, przez co w kącikach jej oczu tworzyły się zmarszczki. Zawsze bił od niej entuzjazm i ciepło, które dawało poczucie bezpieczeństwa. Teraz jednak, jej twarz wydawała się dużo starsza. Jej skóra była oklapła, spojrzenie ponure. Serce mi się ścisnęło, gdy patrzyłam na jej smutny profil. Moja dłoń drgnęła, jakby chciała ją pocieszyć, ale w ostatniej chwili opanowałam się. To nie miało żadnego sensu. Dlaczego akurat ona? Przecież już dawno nie żyje. Kobieta skończyła zapalać ostatnią świeczkę i szybki machnięciem ręki zgasiła zapałkę, a następnie upuściła ją na podłogę. Wcześniej w pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Widocznie byłyśmy bardzo głęboko w jakiejś jaskini, skoro nie dociera tu odgłos deszczu. Nawet cichy dźwięk zapałki przywrócił mi jako takie myślenie. Zerwałam się na równe nogi, niepewnie cofając się o kilka kroków i spojrzałam szklanym wzrokiem na kobietę stojącą przede mną. Chciałam cofnąć się jeszcze bardziej, ale napotkałam przeszkodę w formie ściany jaskini. W blasku mnóstwa świec widziałam ją o wiele dokładniej. I gdy już zdawałam sobie w pełni sprawę kim jest… nie byłam pewna czy podoba mi się ten widok. Może dlatego, że było on niemożliwy. Nierealistyczny. Musiał taki być. Ona nie żyła i to od tak dawna. Potrząsnęłam głową mając nadzieję, że moje nieuporządkowane myśli wrócą na swoje miejsce i wszystko stanie się dla mnie jasne. Miałam jednak wrażenie, że pomieszałam w nich jeszcze bardziej. Po długiej chwili milczenia odchrząknęłam i wyprostowałam się. Nie mogłam więcej udawać, że jej nie znałam. Musiałam zdławić w sobie całe wzruszenie, ból, niedowierzanie jakie targały całym moim wnętrzem. W końcu mam już dziewiętnaście lat.
- Witaj mamo.




Napisałam :) Coś ostatnio mało komentarzy zostawiacie. Trochę smutno mi się robi :( Pozdrawiam i dziękuję tym, którzy ciągle komentują :*















23 komentarze:

  1. widzę że zmieniłaś wygląd bloga,fajny bardzo mi się podoba.Nocia super i pojawił się u mnie lekki szok kiedy dowiedziałam się że ta kobieta to mama Sei,pozdrawiam i czekam na nestępny.

    OdpowiedzUsuń
  2. chejka sorki że tak długo nie komentowałam ale miałam mnóstwo prac domowych w szkole,razem z siostra dzisiaj przeczytałysmy i stwierdzamy,że nocia wyszła idealnie.Nowy wygląd bloga też bardzo przypadł nam do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebioza ciekawe co będzie dalej nie mogę się doczekać mam nadzieję że kakashi szybko wróci z misji.Ciekawe co będzie z Sei i jej mamą

    OdpowiedzUsuń
  4. gdy czytałam to opowiadanie zrobilo mi się tak jakos przyjemnie może dlatego ze to tak fajnie napisałaś

    OdpowiedzUsuń
  5. super,super i jeszcze raz super

    OdpowiedzUsuń
  6. przepiekne!!! życzę duzo weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. ja pierniczę,miodzo lodzio normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. jestem pewny w 100% ze sama sobie komentujesz, jak cie nie bylo bo nie pisalas notek to i jakos komentarzy nie bylo
    pozdro zal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha no spoko :3 W sumie może to tak wyglądać,ale przecież inni też mogą teraz poprawiać oceny, nie? Tylko po co bym prosiła o komentarze, albo pisałabym, że było ich ostatnio mało? Logiczniej byłoby, gdybym dopisała jeszcze z 10 komentarzy do rozdziału 9 i potem napisała coś w stylu " Wow, dziękuję za tyle komentarzy". Nie mówiąc już o tym, że ludzie, którzy czytają moje opowiadanie i komentują, są tak różni, że nie wiem czy udałoby mi się je wszystkie "podrobić" Albo po prostu by mi się nie chciało. Zapytam, więc jeszcze raz. Po co miałabym prowadzić bloga WIDOCZNEGO DLA WSZYSTKICH, skoro sama bym sobie pisała komentarze? Hmmm a może twój komentarz również został napisany przeze mnie? Oj coś pani detektyw się nie postarała. A spoczko :) Główkuj dalej. Ale czy warte jest to twojego czasu? Pozdrawiam i trzymam kciuki za śledztwie :D

      Usuń
    2. Śledztwo*
      A tak w ogóle, to zostawiaj więcej takich komentarzy. Zabawne są :D

      Usuń
    3. jestem facetem jakbys nie zauwazyla napisalem w komentarzu "jestem pewny"
      ja i tak wiem swoje, jakos dziwnie wszystkie komentarze sa w jednym dniu napisane i z paroma godzinami odstepu tak wiec mnie nie oszukasz pozdro

      Usuń
    4. Hahaha, rzeczywiście nie zauważyłam. Sorki. Kurcze, naprawdę Cię polubiłam <3

      Usuń
  9. po co miała by to robic tak się składa że np.ja poleciłam bloga znajomym i np. na informatyce mogłyśmy czytać i wpisywac komenteże,panie detektywie.

    OdpowiedzUsuń
  10. dobre śledztwo haha żal.pl pozdro.
    a przy okazji świetna notka.

    OdpowiedzUsuń
  11. kurcze notka juz ukazana 13 byla... :P
    bardzo fajny rozdzial, sei mnie rozwalila swoimi myslami o tym czy ma chlopaka czy w koncu nie :D a sasuke jaki opiekunczy braciszek
    no nic, czekam na nastepny rozdział i tym razem postaram sie zajrzec szybciej po ukazaniu notki :)
    A i co do śledztwa to mam do powiedzenia tylko : haha. ludzie potrafia uczepic sie do wszystkiego a ty sie nie przejmuj
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. mmmmm co by tu napisać,że notka fajna to już wiesz XD.A jeśli chodzi o sledztwo to zgadzam się z tobą po co miałabyś pisać komentarze? Slyszysz panie detektywie jakiś sherlock holmes czy co.

    OdpowiedzUsuń
  13. Błagam pośpiesz się z nowym rozdziałem. Muszę wiedzieć co się jak będzie z Kakashim i w jakim stanie wróci do.Konohy. @.@ no i matka Sei! Trochę to dziwne, że z taką łatwością ją rozpoznała , ale i tak jest super! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  14. nie chce cie poganiac ale żeczywiście notki nie ma już dlugo,rozumiem że masz swoje sprawy,ale trochę smutno się robi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem i przepraszam. Postaram się wstawić coś jeszcze w tym tygodniu. Pozdrawiam

      Usuń
    2. nie przepraszaj twoje nocie są warte czekania.

      Usuń