Ciężkie krople deszczu uderzały w
śliski materiał kurtki przeciwdeszczowej, przyprawiając mnie o dreszcze. Cieszyłam
się niezmiernie, że przynajmniej nie
było wiatru.
Niepewnie dreptałam po piaszczystej
ścieżce, nie bardzo wiedząc gdzie się udać. Po raz pierwszy nie było przy mnie
nikogo, kto mógłby mnie poprowadzić za rękę. Dawno droga do centrum wioski nie
wydawała mi się tak odległa i już zaczynałam się obawiać, że zabłądziłam.
Gdy utwierdziłam się w przekonaniu,
że idę w złym kierunku i już chciałam zawrócić, coś sobie przypomniałam.
Zażenowana własną inteligencją, skumulowałam Chakre w stopach i weszłam na
szczyt jednego z drzew.
Od razu dostrzegłam kolorowe dachy
budynków Konohy, jedne zniszczone, a drugie wyglądające na zupełnie nowe.
Różnorodność kolorów, wysokości i wielkości domów rozciągających się przed
moimi oczami wywoływała we mnie przyjemne uczucie.
Kraj Ognia nawet w deszczu zdawał
się promieniować radosną energią. Starsze budynki niosły w sobie fascynujące
historie. Czasami tragiczne, czasami radosne. Wszystko co teraz obejmowałam
wzrokiem było wynikiem upadków i sukcesów, zachodzących w wiosce. Decyzji i
postanowień. I właśnie to tak bardzo mi się podobało.
Uśmiechnęłam się delikatnie,
obserwując uważnie Konohe. Nikt, kto był wrażliwy na piękno nie mógłby nie
wzruszyć się na ten widok. Potrząsnęłam energicznie głową mrużąc powieki. Nie czas teraz na oglądanie widoków.
Pomimo tego, że lało jak z cebra,
uliczki Konohy zapełnione były przez tłumy ludzi. Z trudem dopchnęłam się do
budki z Ramenem, gdzie, tak jak przypuszczałam, spotkałam Naruto.
Zajęłam krzesełko barowe koło niego
i obserwowałam jak wypija ciurkiem gorącą, brązową zupę, a następnie odkłada
pustą miskę na olbrzymi stosik koło niego.
Skąd on bierze na to wszystko
pieniądze?
Biorąc pod uwagę moją sytuację
materialną nie mogłam pozwolić sobie nawet na pojedynczą kluskę. I to
nieugotowaną.
Dźgnęłam blondyna w ramię, gdyż
znów nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Wydawało mi się, że ninja
powinni być bardziej czujni.
- Cześć Naruto. – powiedziałam bez
entuzjazmu i dźgnęłam go mocniej palcem.
- Jeszcze jedną poproszę,
staruszku. – powiedział wesoło blondyn.
Czy dziś wypadał dzień ignorowania
mnie i tylko ja nie zdawałam sobie z tego sprawy?
- Naruto! – krzyknęłam mu do ucha,
a on lekko drgnął i odwrócił swoje, wyszczerzone od ucha do ucha oblicze w moją
stronę.
- Oo Sei-chan! – krzyknął. – Co ty
tu robisz?
- W rezydencji Uchiha jest
strasznie nudno. – powiedziałam tylko mając nadzieję, że przekazałam mu dość
informacji, by nie pytał o więcej.
Mam skrajną depresję, Naruto. Po
odejściu Kakashiego popadłam w stan hibernacji i bardzo staram się z niej
wydostać. Nie wspominając jeszcze o Madarze, który chce mnie zabić i tym, że po
mojej głowie przewijają się obrazy jakiegoś chłopaka z bliznami na twarzy,
którego nawet nie znam. Po prostu wyszłam na miasto by poszukać sobie powodu do
kolejnego zamartwiania się i tym samym wybicia tamtych myśli. Myślę, że
zaczynam tracić zmysły.
Biorąc pod uwagę odpowiedź, która
wyświetliła mi się w głowie, a tą którą dałam Naruto, to poczułam podziw do
samej siebie, że udało mi się wszystko zatuszować.
Prawie wszystko…
Moje oczy niebezpiecznie zalśniły,
a ja pociągnęłam nosem.
- Naruto… - pisnęłam załamana. –
Powiedz mi proszę, gdzie jest teraz Kakashi? Dostałeś jakiekolwiek informacje na
jego temat? Naruto, proszę. Ja muszę wiedzieć czy nic mu nie jest.
W oczach blondyna zobaczyłam
smutek, ale histerycznie wmawiałam sobie, że mam omamy.
- Babcia Tsunade poinformowała mnie
wczoraj, że wciąż nie dostali od niego żadnej wiadomości – powiedział cicho,
ale po chwili uśmiechnął się szeroko. – Ale nie martw się, Sei! Na pewno
wszystko z nim w porządku! Kakashi-sensei jest silny. Nie dałby się łatwo
pokonać.
Patrzyłam na jego uśmiechniętą
twarz, niepewnym wzrokiem.
- Czy ty wierzysz w to o czym
mówisz, Naruto? – zapytałam smutno, zaciskając usta w wąska kreskę.
- Oczywiście, że tak! – zapewnił
mnie gorliwie.
Entuzjazm i wiara biły od niego tak
mocno, że nie mogłam mu nie uwierzyć.
Pociągnęłam jeszcze raz nosem i
wierzchem dłoni otarłam załzawione oczy. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Dziękuję.
Na chwilę zapanowała cisza,
przerywana jedynie głośnym siorbaniem Uzumakiego
- Słyszałem, że dzisiaj wraca –
powiedział i wpakował sobie makaron do ust.
Serce stanęło mi na jedną chwilę.
- Kto? – zapytałam odruchowo.
- Sasuke.
Odzyskując normalny puls, złapałam
się w za czoło.
Co jeśli właśnie wrócił i nie
zastał mnie w domu?
Czy będzie z tego powodu wściekły?
Ale czemu miałby się o to złościć?
Nie znając
jasnego powodu mojej paniki, zaprzestałam zadawania sobie trudnych pytań.
Właśnie zamierzałam rozwinąć z Naruto temat o misji mojego brata, gdy ktoś
wszedł do baru.
Czy wspominałam
może o tym, że los mnie kocha?
Hikaru zajął
miejsce koło mnie i przeczesał swoje brązowe włosy.
- Witaj Sei,
Naruto – powiedział poważnym głosem i skinął na nas głową.
- Cześć –
odpowiedziałam niepewnie uważnie przyglądając się jego profilowi.
Czy to na pewno
był Hikaru? Taki spokojny?
- Hej! –
krzyknął Naruto i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Czy coś się
stało? – usłyszałam głos należący do zielonookiego chłopaka i zorientowałam
się, że pytanie było skierowane do mnie.
Dopiero teraz
zdałam sobie sprawę, że gapię się na niego z rozdziawionymi ustami i wielkimi
oczami. Szybo się uspokoiłam i nadałam mojej twarzy w miarę normalny wygląd.
- Nie,
oczywiście, że nie. Czemu tak myślisz? – powiedziała trochę zbyt grubym głosem,
lecz miałam nadzieję iż chłopak tego nie wyłapał.
- Dziwnie się
zachowywałaś.
Przyganiał
kocioł garnkowi.
- Nie wiem o
czym mówisz.
Hikaru zaprzestał
dalszych prób prowadzenia ze mną rozmowy i odwrócił się bokiem gestem
przywołując pana w średnim wieku, który podawał Ramen. Złożył swoje zamówienie,
a ja nie wyszukałam się w jego tonie ani nuty świadczącej o jego roztargnieniu,
czy też braku inteligencji. Wcześniej było to aż nad to wyczuwalne.
Czyżby po
przybyciu do wioski chwycił za książki i zaczął się edukować?
Czyżby
postanowił zmienić swój styl bycia?
Czyżby zaczął
postrzegać świat z pozytywnej strony?
Dziwne, naprawdę
dziwaczne.
Pan od Ramenu
postawił przed nim miskę z gorącą zupą i odwrócił się w stronę swoich garów.
Hikaru rozdzielił pałeczki i nabrał nim trochę makaronu, a następnie włożył do
ust i przełknął.
- Sei. - odezwał
się do mnie wyrywając z letargu. – Możesz mi powiedzieć czemu tak zawzięcie
patrzysz na to jak jem? Jest to trochę krępujące.
- Och,
przepraszam. – wydałam z siebie zszokowana. Czułam się trochę tak jakbym
oglądała telewizję. Po prostu obraz, który miałam przed sobą wydawał się zbyt
nierealistyczny. – Ja tylko… Zmieniłeś się.
Hikaru
uśmiechnął się i przyłożył dłoń do głowy.
- Ach widzisz –
powiedział. – W tym całym genjutsu, ktoś grzebał przy moim charakterze. Z tego
co wiem, to jutsu pieczętowania pamięci nie wypaliło jak powinno i przez to
byłem taki… dziecinny. Myślałem nawet, że chodzę do liceum. Zabawne, prawda?
Zaśmiał się nienaturalnie, a ja patrzyłam na to w niemym
osłupieniu.
- Ale jak to? –
wydusiłam. – Jak to możliwe, byś tak bardzo się zmienił? To wprost niemożliwe.
- Też się nad
tym zastanawiałem, ale nie doszedłem do żadnego logicznego wniosku. Widocznie
coś się popsuło. To jedyne możliwe wytłumaczenie.
- Ile tak
właściwie masz lat? – zapytałam, marszcząc brwi.
- Czemu mnie o
to pytasz? Czyżbyś nie pamiętała?
- Och nie, do
mnie nie wróciła pamięć. Trzy razy mi ją pieczętowali, więc teraz jest tak
jakby niedostępna.
- Rozumiem –
powiedział smutno. – Mam dwadzieścia cztery lata.
O mało nie
spadłam z krzesła.
- Tak dużo?!-
wymsknęło mi się pod wpływem szoku. – Oczywiście nie to miałam na myśli! Nadal
jesteś bardzo młody i całe życie przed tobą.
Hikaru zaśmiał
się, a ja patrzyłam na jego twarz zafascynowana. Teraz wydawał się dużo
dojrzalszy. Wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić.
- Bardziej
chodziło mi o to, że nie wyglądasz na kogoś kto skończył dwadzieścia cztery
lata. Dałabym Ci najwyżej dwadzieścia.
Hikaru uniósł
brwi, a ja, o matko, stwierdziłam, że jest naprawdę przystojny. Ciekawe czy jak
Kakashi umiał podnosić tylko jedną brew. Kakashi. Poczułam jak coś wbija mi się
w żebra.
To znów serce.
Powinnam się
przyzwyczaić.
- Czy powinienem
to traktować jako komplement? – zapytał, swoim głosem przywracając mnie na
ziemię.
- Oczywiście –
uśmiechnęłam się delikatnie, cały czas czując ból po nagłym ataku mojego
organu. Kiedyś nauczę się panować nad moim pulsem. I wtedy będą mi mogli mówić
cały czas imię „Kakashi”, a ja pozostanę niewzruszona.
Wpatrywałam się
smutno w czerwony blat pogrążając się we własnych, ponurych myślach, gdy nagle
usłyszałam głośny brzdęk. Naruto zakończył swój posiłek. Podziękował grzecznie,
zapłacił za tą niezliczoną ilość zup i machając nam na pożegnanie, wyszedł.
- Czy pamiętasz
wszystko z okresu w którym byłaś w genjutsu? – zapytał Hikaru.
Skinęłam głową.
- Ja też –
mruknął. – I chciałbym Cię przeprosić, za moje niedojrzałe i głupie zachowanie…
- Nie ma sprawy
– weszłam mu w słowo. Bez sensu było to rozstrzygać.
Wstałam z
krzesełka barowego i odwróciłam się do niego plecami.
- Wiesz, ja już
się chyba będę zbierać. Przestało padać, więc może nie zmoknę tak bardzo podczas
powrotu.
- Oczywiście –
powiedział i już miałam wychodzić, kiedy dodał – Jeszcze raz chciałbym Cię
przeprosić. Widocznie moja postać w genjutsu próbowała Cię odzyskać. Powinni mi
jednak zostawić informacje, że już nigdy nie będę mieć u Ciebie żadnych szans.
Przepraszam.
Zatrzymałam się
w połowie stawianego kroku, a po moich plecach przebieg dreszcz. Odwróciłam się
do niego sztywno, tępo wpatrując się w jego przystojną twarz.
- Że jak? –
zapytałam głupio. – Czy mógłbyś powtórzyć to co właśnie powiedziałeś?
- O którą część
dokładnie Ci chodzi?
- O tą, w której
mówiłeś, że chcesz mnie odzyskać, czy też jakąś inną bezsensowną rzecz.
- Przecież ty
nic nie pamiętasz! – powiedział bardziej do siebie niż do mnie, wpatrując się w
solniczkę. Po chwili przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się – Sei, przez
dwa lata byliśmy parą.
Świat wokół mnie
zaczął wirować. Najpierw powoli, ale z każdą sekundą nabierał prędkości. Jak to
jest możliwe, że mam za sobą dwuletni związek i go nie pamiętam?!
- Ah. –
wydusiłam pusto, dotykając dłonią swojej głowy. Drugą ręką oparłam się o stołek
barowy i z powrotem na nim usiadłam.
Czemu nie
przekazali mi wszystkich istotnych informacji już na samym początku? Zaczynałam
się bać, że za chwilę podbiegną do mnie jakieś zupełnie obce mi dzieci krzycząc
„Mamo, mamo!”Czy ja w ogóle byłam dziewicą? A co jeśli jednak mam dzieci? A
jeśli już to z kim? Czyżby z Hikaru? Ciekawe kto płacił alimenty?
Przecież ja
byłam bez grosza. Nie mam jak płacić alimentów! O jejku. To znaczy, że nasze dzieci
znajdowały się pod moją opieką. Ale ja nie wiedziałam nawet gdzie się znajdują.
Jestem okropną matką.
- Widzę, że ta
informacja nie zadziałała na Ciebie zbyt dobrze – usłyszałam.
- Mhm… -
mruknęłam starając się nie myśleć o tym, że być może zostawiłam swoje dzieci na
pastwę losu.
Czy naprawdę nie
pamiętałabym nawet porodu?!
- C-czy my…. –
zaczęłam, nie bardzo wierząc, że chciałam zadać to pytanie – Czy my mamy
dzieci!?
Szok Hikaru był
tak wielki, że o mało nie zakrztusił się zupą. Przez chwilą patrzył na mnie w
osłupieniu, po czym roześmiał się szczerze.
- Mnie nic o tym
nie wiadomo – odrzekł, a kamień na moim sercu rozłupał się na milion
kawałeczków, przez co poczułam się niesamowicie lekko.
Nie byłam wyrodną matką!
- Ach tak – powiedziałam trochę zakłopotana –
T-to ja już sobie pójdę. Nie będę Cię męczyć więcej takimi dziwnymi pytaniami.
- Poczekaj.
Odprowadzę Cię.
Hikaru zostawił
niedokończoną zupę i położył na stole pieniądze. Pan od Ramenu cmoknął cicho
gdy zobaczył niezjedzony posiłek, ale nic nie powiedział. Zgarnął ze stołu
pieniądze wraz z miską.
- Do widzenia –
powiedziałam odsuwając jedną z zasłon.
Czułam za sobą
spojrzenie Hikaru, a zaraz potem usłyszałam jego kroki.
- Prosiłem,
żebyś poczekała – powiedział z wyrzutem.
- Nie sądzę by
dobrym pomysłem było to byś mnie odprowadził – mruknęłam krzyżując ręce i
wgapiając się w czubki własnych butów.
- Dlaczego nie?
– zdziwił się, a po chwili westchnął. – Chodzi o Kakashiego, prawda?
Zatrzymałam się
gwałtownie i zachłysnęłam powietrzem. Obróciłam się w jego stronę tak szybko,
że uderzyłam go włosami w twarz.
- J-jak to
K-k-kakashiego? – jąkałam się, machając rękami niczym debil – N-nie! Czemu
miało by o niego chodzić? Nie rozumiem skąd Ci to przyszło do głowy. Absurd! –
krzyknęłam, wystrzeliwując w powietrze dłoń. – Czysty absurd.
- Daj spokój,
Sei. – rzekł z uśmiechem na twarzy – I tak wiem, że chodzi o niego. Jednak…
- Jednak co?
Hikaru
przybliżył się niespodziewanie, splatając swoją dłoń z moją. Drugą rękę położył
na mojej talii. Potarł nos o mój nos, a mnie zakręciło się od tego w głowie. Nie
wiedziałam co robić.
- Nie ma go
tutaj… - wyszeptał a jego ciepły oddech owinął mi twarz –
prawda?
Chciałam się
oddalić, ale nie mogłam się ruszyć. Ludzie wokoło nas nagle przestali posiadać
jakiekolwiek znaczenie. Wszystko zwolniło tępo. Spojrzenie zielonych oczu
Hikaru przeszyło mnie na wylot. Miałam zbyt duży mętlik w głowie. Potrzebowałam
przestrzeni.
Przybliżył się
bardziej. Już czułam dotyk jego warg na swoich, zamykałam oczy… Gdy nagle Hikaru
zniknął mi z pola widzenia, a ja zdziwiona machnęłam ręką w pustą przestrzeń
przede mną.
Co się dzieje?
Czyżbym widziała duchy?
Ktoś otarł się o
moje ramię. Gwałtownie odwróciłam głowę i dostrzegłam wściekły profil Sasuke.
Był w coś zażarcie wpatrzony więc i ja przeniosłam tam wzrok. Moje oczy
rozszerzyły się gwałtownie.
Między stosem
kolorowych warzyw porozrzucanych po ziemi leżał Hikaru. Zaś nad nim pochylała
się jakaś staruszka, zapewne właścicielka owego jedzenia, która wygłaszała mu
bardzo głośną reprymendę.
- Masz mi to
zaraz natychmiast posprzątać i zwrócić za utracony towar! – krzyknęła grożąc
palcem – I żeby mi to było ostatni raz!
Staruszka
oddaliła się, wściekle wymachując swoją torebką i mrucząc coś o dzisiejszej
młodzieży.
Nie bardzo wiedziałam
jak zareagować w tego typu sytuacji. Widok był komiczny, jednak nie odważyłam
się zaśmiać. Chłód bijący od Sasuke skutecznie wpłynął na mój nastrój.
Hikaru podniósł
się z warzyw i otrzepał spodnie, po czym ruszył w naszą stronę.
Już otwierał
usta by coś powiedzieć, kiedy przerwał mu lodowaty głos mojego brata.
- Mówiłem Ci
już, żebyś trzymał się z dala od Sei.
Zielonooki
chłopak nie załamał się pod spojrzeniem Uchihy. Hardo wypiął pierś do przodu i
wyzywająco patrzył mu w oczy.
Rzeczywiście.
Troszeczkę zmienił się jego charakter.
- Dlaczego?
Podaj mi jeden sensowny powód, dla którego miałbym z niej zrezygnować.
Mój brat pchnął
mnie lekko do tyłu, a sam zrobił krok w przód.
- Jest ich całe
mnóstwo – rzekł ochrypłym głosem – Jednak z najistotniejszego z nich zdajesz
sobie doskonale sprawę.
Hikaru prychnął
lekceważąco, lecz zacisnął dłonie w pięści.
- Nie ma rzeczy,
która tak naprawdę mogłaby mi przeszkodzić w widywaniu się z Sei.
- Ależ nikt Ci
nie zabrania się z nią widywać. Jednak to co przed chwilą widziałem nie
wyglądało na zwykłą przyjacielską rozmowę.
- Pragnę
zauważyć, że ona sama nie była obojętna, na to co robiłem. Nie tylko ja brałem
udział w tej „zakazanej” według Ciebie scenie.
Sasuke
przybliżył się jeszcze bardziej i złapał chłopaka za kołnierz koszuli, ciągnąc
za niego.
- Nadal nie
powiedziałem najważniejszego powodu, który powinien Cie powstrzymać od
dotykania Sei w taki sposób.
- Umieram z
niecierpliwości – pomimo swojej sytuacji Hikaru nadal mówił lekceważącym tonem.
- Moja siostra
nigdy tak naprawdę Cię nie kochała.
Przez twarz
chłopaka przemknął szok, który jednak szybko ustąpił wściekłości. Wyszarpnął
się z uścisku Sasuke i oddalił na jeden krok.
- Kim Ty jesteś,
żeby mówić takie rzeczy? Nie wiesz co ona czuje - warknął wściekle.
- Jestem jej
bratem.
- Znasz ją
dopiero od dwóch lat. Tak się składa, że to ja spędzałem z nią więcej czasu, to
mnie żaliła się z problemów, to ja ją chroniłem! Gdzie byłeś przez te wszystkie
lata, przez które Sei potrzebowała kogoś bliskiego?
- Zamknij się –
mruknął Sasuke głosem pełnym furii.
- Tak naprawdę
byłem i w dalszym ciągu jestem dużo bardziej przydatny niż ty. Nie zaprzeczysz
tego.
Oddech Sasuke
stał się nierówny i wyglądał jakby próbował zabić Hikaru wzrokiem. Zważając na
nasze możliwości, było to możliwe. A nawet prawdopodobne. Jednak z ulgą
stwierdziłam, że jego tęczówki nie robią się czerwone.
- Jesteś słaby
– powiedział brunet dużo spokojniejszym głosem, niż się spodziewałam. - Za to
moje umiejętności są na wysokim poziomie. W obecnej sytuacji, tyle wystarczy
bym był potrzebny Sei. Ze swoją mocą nie potrafiłbyś nawet zbliżyć się do
Madary. Zanim byś się spostrzegł – pstryknął palcami - byłbyś martwy. Za to Sei dostałaby się z
powrotem pod jego niewole. Nie uważasz, że byłoby to niekorzystne dla obu
stron?
Hikaru spoglądał
niepewnie to na mnie to na Sasuke. W końcu włożył ręce do kieszeni spodni i
prychnął opuszczając lekko głowę. Kosmyki jego włosów zakryły mu twarz.
- Niech Ci
będzie – powiedział – Ale co to ma wspólnego z tym, że nie mogę się widywać z
Sei.
- Ech… naprawdę,
nie lubię się powtarzać – powiedział mój brat, przeciągając ręką po czarnych
włosach. – Możesz się z nią widywać. Tylko nie dotykaj jej w taki sposób.
Hikaru poszedł w
ślady Sasuke i prostując się, również odgarnął włosy z twarzy. Przeszył mnie
spojrzeniem smutnych, zielonych oczu, przez co moje serce boleśnie zabiło.
Oczywiście, nie wiedziałam dlaczego.
- A co jeśli ona
będzie tego chciała? – zapytał.
Brunet zerknął
na mnie z ukosa, jednak ledwo zdołałam to dostrzec przytłoczona zielenią oczu
szatyna. Była mi znajoma.
- Jeśli to ona
wykona pierwszy krok… - powiedział chłodno – To róbcie co chcecie. Jednak jeśli
nie, to ty masz całkowity zakaz obmacywania jej.
- Nie
obmacywałem jej – oburzył się Hikaru, przenosząc wzrok na Sasuke. – Ledo ją
dotknąłem.
- Dobrze wiesz o
czym mówię – rzekł brunet.
- Tak, tak. Nie.
Podrywać. Sei – powiedział i znów włożył ręce do kieszeni i uśmiechnął się do
mnie. – Chyba, że ona wykona pierwszy krok.
Nie miałam
pojęcia o co chodziło w rozmowie Sasuke i Hikaru. Oczywiście nasunęło mi się
kilka przypuszczeń, jednak jako, że nic nie pamiętałam, nie mogłam ich
potwierdzić. Z pewnością nie mogę całować się z szatynem. Chociaż jest, był,
będzie, moim chłopakiem. Och… nie wiem nawet, której formy używać. A tak!
Podobno go nigdy
nie kochałam. To znaczy, że nie jest już moim chłopakiem. Głupia! Gdybym nadal
z nim była to on nie mówiłby, że chce mnie odzyskać. Chyba, że ta wypowiedź
miała jakiś głębszy sens, bardziej skupiający się na mojej pamięci, bądź
charakterze. Czy miałam kiedyś inny charakter? W stylu „Rozgarnięta Sei”.
Upinałam włosy w wysokiego koka, na stopy zakładałam 3 metrowe szpili i
ubierałam się w ciasną spódnicę, w której z ledwością stawiało się każdy krok,
i ciasny gorset. I pewnie nosiłam okulary. Zerówki oczywiście, ponieważ wzrok
mam doskonały. Ciekawe czy ktoś w klanie Uchiha może mieć wadę wzroku? O ile
nie zaliczymy do niej czerwonych tęczówek i możliwość torturowania przeciwnika.
Samymi oczami.
Cóż… brzmi to co
najmniej dziwnie.
Wracając do
moich wniosków.
Och… zacznijmy
wszystko od początku.
Hikaru okazał
się miłym, rozgarniętym, inteligentnym mężczyzną, który gwałtownie dzięki tym
wszystkim cechom, wyprzystojniał. Chodziłam z nim. Kiedyś. Dawno, dawno temu.
Przez dwa lata. Prawdopodobnie znałam go dużo dłużej, bo napomknął o tym
Sasuke. I widocznie był kimś w rodzaju mojego terapeuty. Pewnie jak robiło mi
się smutno, to szłam do niego się wypłakać. I wygląda na to, że poprawiał mi
humor. Jak taka osobista, niekończąca się czekolada.
Poczułam do
siebie niechęć.
Chodzenie do
ludzi tylko po ty by wygadać się im jak to w naszym życiu źle się dzieje,
wydaje się żałosne. Wprost odpychające.
Ale jak już
mówiłam, nie mogę mieć pewności co do tego, że rzeczywiście tak robiłam.
Oby nie.
Pomimo tego, że
Hikaru zmienił się diametralnie i teraz wprost nie da się go nie lubić, to
Sasuke go nienawidzi. Nie wiem dlaczego, nie wiem od jak dawna.
Ale przecież to
mój brat. On ogólnie jest dziwny.
Opadłam z
westchnieniem na miękką kanapę i od razu dopadła mnie seria kichnięć. Nie
zdążyliśmy wrócić do rezydencji przed deszczem i teraz byłam cała przemoczona.
Sasuke poszedł po ręczniki, podczas gdy ja tak naprawdę marzyłam o gorącej
kąpieli i długim śnie. Przetarłam powieki i ziewnęłam głęboko, zasłaniając ręką
usta. W tym samym momencie poczułam jak suchy ręcznik ląduje na mojej głowie,
przysłaniając twarz. Jęknęłam z niezadowolenia.
- Mógłbyś być
delikatniejszy, Sa…
Nagle czyjeś
ręce naciągnęły szorstki materiał na moją głowę i zakryły mi usta.
- Ani słowa.
Usłyszałam
szorstki, kobiecy głos, a wszystkie moje mięśnie napięły się. Jednak nie
ruszyłam się, a co więcej nie zamierzałam tego zrobić. Całe moje ciało
zastygło, a ja nie zupełnie wiedziałam dlaczego. Ten głos. Po plecach
przebiegły mi dreszcze. Pragnęłam by kobieta odezwała się ponownie. Wprost
niecierpliwie oczekiwałam usłyszenia kolejnej groźby. Przez ten głos.
Tymczasem
szorstki materiał został związany dokładnie na mojej głowie, a ja sama
przerzucona przez czyjeś ramię. Byłam niczym lalka szmaciana; zupełnie
bezwładna. Tylko z powodu tego głosu. Najgorsze było w tym wszystkim to, że łzy
ciekły mi obficie po twarzy, a ja po prostu nie wiedziałam dlaczego! I od kiedy
ja tak często płaczę?
Czułam jak zimny
wiatr szczypie w moje nogi, a ciężkie krople deszczu uderzają w ciało. Zostaje
porwana. Właśnie mnie porywają. Czemu nie mogę się ruszyć!? Sei, idiotko!
Porywają Cię! Rusz ten tyłek i jak najszybciej wydostań się z uścisku tej
kobiety.
- Jeszcze chwilę
musisz wytrzymać. – znów usłyszałam ten głos.
Moje protesty
natychmiast ucichły.
Nie wiem ile
czasu minęło, gdy tak „biegłyśmy”. Doskonale za to wiedziałam, że byłam niedorozwinięta
umysłowo. Jakaś kobieta przerzuciła mnie sobie przez ramię i mnie porywała. A
ja z kolei nie robiłam nic, ponieważ podobał mi się jej głos. Oczami wyobraźni
widziałam jak w ten sposób tłumaczę Sasuke moją bezczynność. Na pewno przyjmie
to ze stoickim spokojem i nie będzie na mnie ani trochę zły.
Ha. ha. ha.
Zimny wiatr
targał materiałem na mojej głowie, przez co nie mogłam spokojnie oddychać. Nie
wspominając już o tym, że cały czas powstrzymywałam się od kichnięcia. Miałam
ochotę poskarżyć się kobiecie za takie warunki podróży, ale byłoby to co
najmniej absurdalne. Powinnam krzyczeć w niebogłosy, ale deszcz i tak by mnie
zagłuszył. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Zawsze było lepiej znaleźć sobie
więcej argumentów do późniejszych tłumaczeń. Dlaczego byłam taka pewna, że
zostanę uratowana? Nie, to nie to. Ja po prostu wiedziałam, że nic mi się nie
stanie. Głupia.
Deszcz przestał
padać, a powietrze, o ile było to możliwe, zrobiło się jeszcze zimniejsze.
Wyraźnie słyszałam szybkie kroki kobiety, odbijające się echem, od jakichś
ścian. Widocznie znalazłyśmy się w
pomieszczeniu. Zdałam sobie sprawę, że mój porywacz zwolnił kroku i teraz szedł
równym marszem. Kobieta zacisnęła ręce na moich biodrach i zdjęła sobie mnie z
ramienia. Zupełnie jakbym nic nie ważyła.
Posadziła mnie
na czymś bardzo twardym, a ja starałam się nie skrzywić, gdy moja kość ogonowa mocno
się z tym zderzyła. Nie chciałam pokazywać tego, że byłam słaba. Zastanawiało
mnie dlaczego mi tak na tym zależało. Moje do tej pory całkowicie bezwładne
ręce, nagle okazały się całkiem sprawne. Zdjęłam szorstki materiał z mojej
głowy i otworzyłam przymknięte oczy. Na niewiele się to zdało, ponieważ dookoła
mnie panowała nieprzenikniona ciemność. Usłyszałam cichy trzask i dopiero, gdy
ujrzałam mały płomyczek ognia, zdałam sobie sprawę, że był to dźwięk odpalanej
zapałki. Kobieta zapaliła woskową świecę i zaraz zaczęła rozpalać następne.
Mdłe światło ognia coraz bardziej oświetlało jej owalną twarz, a we mnie
narastał olbrzymi ból. Zaczynałam ją rozpoznawać. Przed oczami co chwila migały
mi wspomnienia, w których się znajdowała. Przeważnie była uśmiechnięta, przez
co w kącikach jej oczu tworzyły się zmarszczki. Zawsze bił od niej entuzjazm i
ciepło, które dawało poczucie bezpieczeństwa. Teraz jednak, jej twarz wydawała
się dużo starsza. Jej skóra była oklapła, spojrzenie ponure. Serce mi się ścisnęło,
gdy patrzyłam na jej smutny profil. Moja dłoń drgnęła, jakby chciała ją
pocieszyć, ale w ostatniej chwili opanowałam się. To nie miało żadnego sensu.
Dlaczego akurat ona? Przecież już dawno nie żyje. Kobieta skończyła zapalać
ostatnią świeczkę i szybki machnięciem ręki zgasiła zapałkę, a następnie
upuściła ją na podłogę. Wcześniej w pomieszczeniu panowała kompletna cisza.
Widocznie byłyśmy bardzo głęboko w jakiejś jaskini, skoro nie dociera tu odgłos
deszczu. Nawet cichy dźwięk zapałki przywrócił mi jako takie myślenie. Zerwałam
się na równe nogi, niepewnie cofając się o kilka kroków i spojrzałam szklanym
wzrokiem na kobietę stojącą przede mną. Chciałam cofnąć się jeszcze bardziej,
ale napotkałam przeszkodę w formie ściany jaskini. W blasku mnóstwa świec
widziałam ją o wiele dokładniej. I gdy już zdawałam sobie w pełni sprawę kim
jest… nie byłam pewna czy podoba mi się ten widok. Może dlatego, że było on
niemożliwy. Nierealistyczny. Musiał taki być. Ona nie żyła i to od tak dawna.
Potrząsnęłam głową mając nadzieję, że moje nieuporządkowane myśli wrócą na
swoje miejsce i wszystko stanie się dla mnie jasne. Miałam jednak wrażenie, że
pomieszałam w nich jeszcze bardziej. Po długiej chwili milczenia odchrząknęłam
i wyprostowałam się. Nie mogłam więcej udawać, że jej nie znałam. Musiałam
zdławić w sobie całe wzruszenie, ból, niedowierzanie jakie targały całym moim
wnętrzem. W końcu mam już dziewiętnaście lat.
- Witaj mamo.
Napisałam :) Coś ostatnio mało komentarzy zostawiacie. Trochę smutno mi się robi :( Pozdrawiam i dziękuję tym, którzy ciągle komentują :*
widzę że zmieniłaś wygląd bloga,fajny bardzo mi się podoba.Nocia super i pojawił się u mnie lekki szok kiedy dowiedziałam się że ta kobieta to mama Sei,pozdrawiam i czekam na nestępny.
OdpowiedzUsuńchejka sorki że tak długo nie komentowałam ale miałam mnóstwo prac domowych w szkole,razem z siostra dzisiaj przeczytałysmy i stwierdzamy,że nocia wyszła idealnie.Nowy wygląd bloga też bardzo przypadł nam do gustu.
OdpowiedzUsuńzajebioza ciekawe co będzie dalej nie mogę się doczekać mam nadzieję że kakashi szybko wróci z misji.Ciekawe co będzie z Sei i jej mamą
OdpowiedzUsuńgdy czytałam to opowiadanie zrobilo mi się tak jakos przyjemnie może dlatego ze to tak fajnie napisałaś
OdpowiedzUsuńsuper,super i jeszcze raz super
OdpowiedzUsuńprzepiekne!!! życzę duzo weny.
OdpowiedzUsuńja pierniczę,miodzo lodzio normalnie.
OdpowiedzUsuńjestem pewny w 100% ze sama sobie komentujesz, jak cie nie bylo bo nie pisalas notek to i jakos komentarzy nie bylo
OdpowiedzUsuńpozdro zal
Hahaha no spoko :3 W sumie może to tak wyglądać,ale przecież inni też mogą teraz poprawiać oceny, nie? Tylko po co bym prosiła o komentarze, albo pisałabym, że było ich ostatnio mało? Logiczniej byłoby, gdybym dopisała jeszcze z 10 komentarzy do rozdziału 9 i potem napisała coś w stylu " Wow, dziękuję za tyle komentarzy". Nie mówiąc już o tym, że ludzie, którzy czytają moje opowiadanie i komentują, są tak różni, że nie wiem czy udałoby mi się je wszystkie "podrobić" Albo po prostu by mi się nie chciało. Zapytam, więc jeszcze raz. Po co miałabym prowadzić bloga WIDOCZNEGO DLA WSZYSTKICH, skoro sama bym sobie pisała komentarze? Hmmm a może twój komentarz również został napisany przeze mnie? Oj coś pani detektyw się nie postarała. A spoczko :) Główkuj dalej. Ale czy warte jest to twojego czasu? Pozdrawiam i trzymam kciuki za śledztwie :D
UsuńŚledztwo*
UsuńA tak w ogóle, to zostawiaj więcej takich komentarzy. Zabawne są :D
jestem facetem jakbys nie zauwazyla napisalem w komentarzu "jestem pewny"
Usuńja i tak wiem swoje, jakos dziwnie wszystkie komentarze sa w jednym dniu napisane i z paroma godzinami odstepu tak wiec mnie nie oszukasz pozdro
Hahaha, rzeczywiście nie zauważyłam. Sorki. Kurcze, naprawdę Cię polubiłam <3
Usuńpo co miała by to robic tak się składa że np.ja poleciłam bloga znajomym i np. na informatyce mogłyśmy czytać i wpisywac komenteże,panie detektywie.
OdpowiedzUsuńdobre śledztwo haha żal.pl pozdro.
OdpowiedzUsuńa przy okazji świetna notka.
kurcze notka juz ukazana 13 byla... :P
OdpowiedzUsuńbardzo fajny rozdzial, sei mnie rozwalila swoimi myslami o tym czy ma chlopaka czy w koncu nie :D a sasuke jaki opiekunczy braciszek
no nic, czekam na nastepny rozdział i tym razem postaram sie zajrzec szybciej po ukazaniu notki :)
A i co do śledztwa to mam do powiedzenia tylko : haha. ludzie potrafia uczepic sie do wszystkiego a ty sie nie przejmuj
pozdrawiam
kiedy next
Usuńmmmmm co by tu napisać,że notka fajna to już wiesz XD.A jeśli chodzi o sledztwo to zgadzam się z tobą po co miałabyś pisać komentarze? Slyszysz panie detektywie jakiś sherlock holmes czy co.
OdpowiedzUsuńBłagam pośpiesz się z nowym rozdziałem. Muszę wiedzieć co się jak będzie z Kakashim i w jakim stanie wróci do.Konohy. @.@ no i matka Sei! Trochę to dziwne, że z taką łatwością ją rozpoznała , ale i tak jest super! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńnie chce cie poganiac ale żeczywiście notki nie ma już dlugo,rozumiem że masz swoje sprawy,ale trochę smutno się robi.
OdpowiedzUsuńWiem i przepraszam. Postaram się wstawić coś jeszcze w tym tygodniu. Pozdrawiam
Usuńnie przepraszaj twoje nocie są warte czekania.
UsuńDzięks.
OdpowiedzUsuń