Burza uspokoiła się i oślepiające
pioruny przestały uderzać w ziemię. Zamiast tego zaczęło padać. Co ja mówię?
Lało jak z cebra.
W dalszym ciągu stałam w tym samym
miejscu, nie bardzo mogąc uwierzyć w to, że słowa, które wypowiedziałam,
należały do mnie. Objęłam się ramionami i patrzyłam żałośnie w oczy Kakashiego,
oddalonego ode mnie o trzy kroki. Zdecydowanie za dużo.
On sam milczał przyglądając mi się
ze smutkiem. Krople deszczu zmoczyły mu włosy, które opadły lekko. Nie był tak
przemoczony jak ja, ponieważ stał pod drzewem, ale i tak woda kapała z końcówek
jego szarych włosów, na twarz, a pojedyncze kropelki zatrzymywały się na jego
rozchylonych ustach.
Próbowałam nie wpuścić do
świadomości faktu, że wyglądał bardzo seksownie, głównie z powodu sytuacji w
jakiej się znaleźliśmy. Przed chwilą powiedziałam mu, że nie chcę go więcej
widzieć, pomimo tego, że całe moje ciało krzyczało zupełnie co innego. Jednak
gdzieś głęboko w podświadomości… bałam się go. Strach ten wymknął mi się
dzisiaj spod kontroli i o to jaki był tego skutek. Za każdym razem kiedy z nim
byłam działo się coś złego. Nie wierzyłam w przypadki i nabierałam coraz
większego przekonania, że Kakashi chce mnie skrzywdzić. A ja tak bardzo, bardzo
nie chciałam być krzywdzona.
I tak oto rozgrywała się woja w
mojej głowie, pomiędzy pragnieniami serca i ciała, a zdrowym rozsądkiem i
dbaniem o własne życie.
- Czy jesteś pewna wszystkiego co
właśnie powiedziałaś? – usłyszałam jego ochrypły głos.
Byłam tak bardzo skupiona na
rozstrzyganiu swojego wewnętrznego sporu, że zupełnie zapomniałam o otaczającym
mnie środowisku.
Kichnęłam kilka razy i ogarnęły
mnie dreszcze. Nie bardzo wiedziałam czy z moich oczu płynęły łzy, czy też może
krople deszczu. Skinęłam niepewnie głową, ale ten gest dużo mnie kosztował.
- Dobrze – odezwał się znowu – Od
jutra będę Cię unikać i zrobię wszystko o co mnie prosiłaś.
Zrobił kilka kroków w moją stronę i
złapał mnie za nadgarstek. Wzdrygnęłam się, ale nie wyrwałam ręki.
- Teraz jednak, nadal jestem twoim
trenerem i muszę się tobą zająć. – pociągnął mnie lekko w swoją stronę, ale
szybko się odsunął. Zdążyłam poczuć jego cudowny zapach, jeszcze
intensywniejszy niż zwykle. – Odprowadzę Cię do domu i dopilnuję byś napiła się
herbaty, a potem poszła spać. Obiecuję, że gdy tylko zaśniesz wyjdę z
rezydencji i nie wrócę więcej. Czy odpowiada Ci taki stan rzeczy?
Spuściłam głowę, pogrążona w
głębokim smutku i skinęłam. Nie bardzo wiedziałam czemu to sobie robiłam…
Szliśmy w zupełnym milczeniu. Żadne
z nas nie miało siły ani ochoty przekrzykiwać deszczu, który nie chciał
przestać padać. W sumie nie przeszkadzało mi to. Może i krople deszczu były
zimne, a ubranie ciężkie i klejące się do mnie, ale nie czułam z tego powodu
żadnej frustracji.
Byłam obojętna na stan fizyczny…
Wszystko się zburzyło, a ja nie
chciałam tego naprawiać. Zupełnie nie wiem czemu. To wszystko przez tą głupią
dumę.
Kakashi cały czas trzymał mój
nadgarstek w dłoni, pomimo tego, że już dawno wyrównałam z nim krok. Nie
wyrwałam ręki tylko dlatego, że wiedziałam, iż może to być ostatni raz, kiedy w
ogóle go widziałam. Czemu to sobie zrobiłam?
Jednak nie miałam zamiaru odwoływać własnych słów. Puścił mnie, do zimnej wody, w ogóle nie zawracając sobie mną głowy. Złość z tego powodu nadal we mnie dominowała.
Jednak nie miałam zamiaru odwoływać własnych słów. Puścił mnie, do zimnej wody, w ogóle nie zawracając sobie mną głowy. Złość z tego powodu nadal we mnie dominowała.
- Muszę Ci coś powiedzieć – odezwał
się, gdy zbliżaliśmy się już do rezydencji.
Milczałam.
- Jutro rano wyruszam na bardzo
ważną misję. Dosyć długą misję.
Nie zamierzałam powiedzieć ani
słowa.
- Możliwe, że nie wrócę.
Moje serce stanęło na krótką
chwilę, a oczy rozszerzyły mi się ze strachu.
- Czemu mi to mówisz? – zapytałam
głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- Pomyślałem, że chciałabyś
wiedzieć.
Moje tętno pędziło jak szalone,
ręce zaczęły drżeć, a na twarzy wymalowywał się olbrzymi szok i rozpacz. Jednak
w całej tej ulewie i przez to, że miałam opuszczoną głowę, Kakashi nie widział
mojej reakcji.
Zaciskając mocno powieki wysunęłam
nadgarstek z jego uścisku i splotłam palce z jego palcami. Wydawało mi się to
takie naturalne.
- Nie interesuje mnie to – powiedziałam
pustym głosem, ale moje słowa szybko zmył deszcz. W końcu zaczynałam pojmować,
że nie rozumiem zupełnie nic.
Weszłam do pokoju w podłym nastroju
tęsknoty, złości i zagubienia. Byłam cała przemoczona, a ubrania zaczęły mi
ciążyć. Szybko zdjęłam gruby i potwornie ciężki sweter i cisnęłam nim na
podłogę. Zachlupotał cicho, po czym poślizgał się pod jedną ze ścian. Pięknie.
Równie dobrze mogłabym umyć nim podłogę. Skierowałam swoje kroki ślamazarnie do
łazienki gdzie szybko pozbyłam się pozostałych ubrań.
Gorąca woda bębniąca w moje plecy
nie dawała żadnego ukojenia. Miałam zbyt pogmatwane myśli, które co chwila
pędziły w innym kierunku, nie mogąc się skupić na jednym wydarzeniu. Teraz gdy
zdałam sobie sprawę, że straciłam moje oparcie… wszystko stało się dla mnie
bardzo zagmatwane. Do tej pory wierzyłam, że Kakashi poprowadzi mnie przez tą
całą drogę ninja i razem damy sobie radę. Złościłam się na niego bardzo często,
ale nie chciałam żeby gdziekolwiek beze mnie szedł. Nie chciałam by mnie
opuszczał. Ale przecież jeszcze godzinę temu mówiłam mu zupełnie co innego.
Oparłam głowę o zimne kafelki.
Bez paniki.
Doskonale wiedziałam, że w
tajemnice Sharingana dużo lepiej wprowadzi mnie Sasuke. W końcu Kakashi nie był
członkiem naszego klanu. Dlatego nie miałam się czym stresować. Poradzę sobie
bez niego. Wcześniej sobie radziłam… ale czy na pewno? Skoro żyłam w Genjutsu,
to nie mogłam tego porównać do normalnego funkcjonowania. A Kakashi był moim
nauczycielem jeszcze przed tą wielką iluzją. Możliwe, że odkąd przybyłam do
wioski to nie odstępował ode mnie ani na krok. A to z kolei oznacza, że tak
naprawdę nigdy nie przekonałam się jak to jest stracić Kakashiego. Jak przeżyć
dni w których go nie będzie, gdy już tak przyzwyczaiłam się do jego obecności?
Zamknęłam oczy kierując swoją twarz
ku strumieniom gorącej wody.
A co z Madarą? Teraz gdy
Kakashiego nie będzie koło mnie, to jaką będę miała linie obrony. Przywołałam w
głowie twarz starego Uchihy i wzdrygnęłam się. Nie chciałam go już nigdy więcej
spotykać. Byłam zbyt świadoma tego jak bardzo jest niebezpieczny. To okrutny,
bezlitosny człowiek. Ale skąd ja to wiedziałam? Czy ta myśl należała do mnie?
Zabiję
wszystkich, którzy mi się przeciwstawią.
O co tak właściwie mu chodziło?
Czemu chciał bym z nim poszła?
Przypomniało mi się jak Kakashi
mówił z przejęciem o dwóch Sharinganach. O tym jakie wiążą się z nimi
możliwości…
Czy gdybym połączyła siły z Sasuke,
to mielibyśmy szansę go pokonać?
To nie miało sensu. Czemu właściwie
Madara był naszym przeciwnikiem? Co on planował?
Zacisnęłam zęby ze złości na samą
siebie. Niemożliwe, że przez cały ten czas nie próbowałam się niczego
dowiedzieć. W końcu te sprawy było bardzo istotne. To dla nich wyciągnęli mnie
z Genjutsu. Byłam im do czegoś potrzebna i w obecnej chwili poczucie obowiązku
ogarnęło mnie całkowicie. Jednak trudno cokolwiek zdziałać jeśli nie zna się
celu ani przeciwników.
Założyłam na siebie ciepłe spodnie
od dresu i koszulkę z długim rękawem, z nadzieją, że będzie mi w tym ciepło.
Wycierając włosy ręcznikiem, podeszłam do okna przypatrując się kroplom
deszczu, które osadziły się na mojej szybie. Za oknem w dalszym ciągu szalała
ulewa i nie wyglądało na to by pogoda szybko się poprawiła. Wybiła dopiero
pierwsza, a na dworze było szaro i ponuro.
Czułam, że pogoda utożsamia się z
moim nastrojem, ale nie przyjęłam tego ze specjalnym zdziwieniem. Nie miałam na
to siły…
Przez cały następny tydzień padało.
Gdyby tak cofnąć bieg wydarzeń.
Zacząć wszystko od nowa. Albo w ogóle nie zaczynać. Gdyby tak odpuścić.
Nie walczyć.
Zaprzestać prób.
Gdyby miłość nie istniała.
Gdyby serce nie pragnęło ciepła.
Wszystko byłoby o wiele prostsze…
Pomijając fakt, że od odejścia
Kakashiego pogoda nie chciała się poprawić, oraz to, że byłam w stanie skrajnej
depresji to wszystko było jak najbardziej w porządku.
Tylko, że miałam zbyt dużo wolnego
czasu. Codziennie kręciłam się po rezydencji zwiedzając jej zakątki, jednak nie
wprawiało to we mnie żadnego zainteresowania, jakiegokolwiek poruszenia. Tak
naprawdę to chodziłam po domu tylko po to, żeby nie siedzieć bezczynnie na
kanapie. W ruchu lepiej mi się wszystko analizowało. Moje myśli nie były zbyt
radosne. Głównie kręciły się w około Madary i Kakashiego. Od czasu do czasu w
mojej głowie pojawiał się obraz chłopaka z twarzą w połowie poszarpaną
bliznami. Nie wywoływał on we mnie żadnych emocji, lecz byłam pewna, że
powinnam go pamiętać. Że był kimś ważnym.
Sasuke wyruszył na misje, dlatego
też moje treningi zostały wstrzymane, aż do jego powrotu. Nie byłam pewna, czy
odpowiadał mi taki stan rzeczy. Z jednej strony potwornie mi się nudziło i
miałam wrażenie, że czas wymyka mi się z rąk. Ale z drugiej zniknęły wszystkie
moje zakwasy, a na spanie do późna również nie zamierzałam narzekać.
Po salonie roznosiło się leniwe
tykanie zegara, informując mnie o kolejnych straconych sekundach życia.
Powinnam coś robić. Zacząć działać, trenować.
Co prawda, dzień po kłótni z
Kakashim, pod moje okno przyleciał znajomy mi ptak i tak jak poprzednim razem,
zrobił rysę w szybie. Pewnie było to jego znakiem rozpoznawczym.
Dostałam kartkę, od Tsunade,
informującą mnie, o tym, że mam kontynuować trening chodzenia po wodzie,
samodzielnie.
Byłam w dalszym ciągu podminowana
wcześniejszym treningiem, więc zamknęłam ptaka w pokoju i przeczesałam cały dom
w poszukiwaniu kartki papieru i długopisu, bądź pióra.
Napisałam, że kategorycznie
odmawiam, wykonywania próby samobójczej, gdyż nie umiem za dobrze pływać.
W odpowiedzi dostałam jedynie jedno
zdanie brzmiące „ Są jeszcze drzewa.”
Dlatego przez parę następnych dni
ćwiczyłam chodzenie po śliskiej korze, starając się dotrzeć na sam szczyt
wielkiej brzozy rosnącej nieopodal rezydencji. Gdy w końcu mi się to udało,
straciłam wszelkie perspektywy szkolenia własnych umiejętności.
W tej chwili jestem beznadziejnie
bezczynna.
Och.
Nawet nie wiedziałam ile dni minęło
od odejścia Kakashiego. Nie wiedziałam czy jeszcze żyje. Tak bardzo chciałabym
uzyskać jakiekolwiek informacje. Jednak wiedziałam, że niczego się nie dowiem.
I to było w tym wszystkim najgorsze. Nie miałam na co czekać.
Z ponurą miną wstałam z kanapy
i okrążyłam kilka razy salon.
Za oknem lało jak z cebra, a ja i
tak byłam już przeziębiona. Nie powinnam wychodzić w taką pogodę na dwór.
Na potwierdzenie własnych myśli,
kichnęłam.
Z drugiej strony, siedzenie w domu
do powrotu Sasuke było wprost odpychające. Przetarłam oczy dłońmi, starając się
podjąć odpowiednią decyzję.
Westchnęłam ciężko.
Będę musiała poszukać jakiejś
kurtki przeciwdeszczowej.
Całe pomieszczenie zalane było
nieprzeniknionym mrokiem. W powietrzu unosił się zapach kurzu i wilgoci. Czuć
było nieprzyjemną, pełną napięcia atmosferę, której sprawcą był młody mężczyzna
siedzący na twardym, podłużnym kamieniu, służącym za jego łóżko.
- Przyprowadziłeś ją? – pytanie
padło z jego ust.
Odpowiedziała mu echo, odbijające
się od ścian.
- Pytam… - powiedział oschle – Czy
ją przyprowadziłeś?
- Nie
Mężczyzna, który to powiedział,
opierał się o jedną ze ścian, tuż koło drzwi wejściowych. Jego postawa była
pewna siebie, spojrzenie obojętne.
- Dlaczego?
- Obito, nie musimy się tak
spieszyć.
- Dlaczego nie udało Ci się jej
złapać?
- Był z nią Kakashi.
Po twarzy Obito przemknął lekki
uśmiech, który szybko zatonął w ciemnościach.
- Nie mogłeś sobie poradzić z
Kakashim?
- Nie chodzi o to czy mogłem sobie
poradzić, czy też nie.
Mężczyzna oderwał się od ściany i
podszedł nerwowym krokiem do Obito.
- Więc co Ci przeszkodziło?
- Nic nie rozumiesz – burknął,
starając się dojrzeć w ciemnościach poharataną twarz jego towarzysza – Nie
tylko Kakashi ją ochrania. Zaraz po tym pojawił się Sasuke Uchiha.
- Uważam, że masz wystarczające
zdolności by sobie z nimi poradzić.
- Ona aktywowała Susanoo.
Żołądek Obito zacisnął się
boleśnie, a oczy zabłysły w przypływie dziwnych emocji, jakie targały jego wnętrze.
- Co w tym dziwnego? Należy
przecież do klanu Uchiha.
- Tylko, że… Nie wiem jak to
opisać. To wyglądało raczej jakby ona nad nim nie panowała. Zupełnie jak w
dzień w którym uciekła. Tak naprawdę to Kakashi Hatake decydował, o kształcie
Susanoo. Ale przecież ono nie należy do niego. Bardzo mnie to wszystko irytuje.
To jest niezgodne z moją wiedzą na temat klanu.
Obito poczuł jak żołądek opada mu z
powrotem na swoje miejsce i zdał sobie sprawę, że wydycha do tej pory
wstrzymywane powietrze. Udało się, przeszło mu przez myśl.
- Rzeczywiście, jest to ciekawe –
powiedział spokojnie, krzyżując ręce na piersi i opierając się o ścianę.
- Cholernie – powiedział mężczyzna.
Odnalazł ręką chropowatą powierzchnię łóżka i przysiadł koło towarzysza.
Obito musiał przyznać, że w życiu
nie widział go tak rozdrażnionego.
- Ale w dalszym ciągu nie rozumiem
czemu jej nie przyprowadziłeś, Madara. Pokonałbyś ich. Tak się składa, że nie
znam silniejszego shinobi od Ciebie. Dlacze…
- Mój klan… - przerwał mu zimno-
Mój własny klan obrócił się przeciwko mnie. Sasuke był moją ostatnią nadzieją.
Zawsze czaiło się w nim zło. Jednak coś go w tej wiosce odmieniło. Mógł do mnie
dołączyć, a teraz będę musiał go zabić.
- Nie sądziłem, że jesteś
sentymentalny.
- Nie jestem. Po prostu… nie
chciałem niszczyć siły, którą mógłbym wykorzystać.
Obito powstrzymał się od
westchnięcia, i zamknął oczy. Nie chciał się zastanawiać, nad tym ile prób będą
musieli jeszcze podjąć by ją odzyskać. Jest zbyt dobrze chroniona.
- Tym razem idziesz ty – powiedział
Madara, wstając z kamiennego łóżka. – Obiecałem Sasuke, że przy następnym
spotkaniu go zabiję. Jednak mam nadzieję, że uda się go jeszcze przemycić na
naszą stronę. Być może pójdzie za siostrą.
- Być może…
Nie do końca wiem jak udało mi się napisać ten rozdział, ale cóż: Udało się. Oceny są (chyba) poprawione, muszę jeszcze czekać na niektóre wyniki z kartkówek i testów :) Ogłaszam wszem i wobec, że już nigdy nie podam terminu wydania następnej notki, ponieważ wychodzi mi to fatalnie. Chciałam, żeby wszytko było ładnie, regularnie, a wyszło jak wyszło. Raz wcześniej, raz później. Podsumowując następny rozdział pojawi się wtedy, gdy go napisze! Dziękuję za komentarze i zapraszam serdecznie, gorąco, ogromnie do dodawania nowych :) Pozdrawiam :*
ZAJEBIŚCIE CI TO WYSZŁO,MAM NADZIEJĘ ŻE KAKASHI WRÓCI CAŁO Z MISJI,ŻYCZĘ DOBRYCH OCEN Z KARTKÓWEK I CZEKAM NA NEXT.
OdpowiedzUsuńREMI
ale super,ciekawe co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńpowiem Ci szczerze, że nigdy nie czytałam opowiadań innych niż SasuSaku, najzwyczajniej w świecie mnie nie interesowały, a tu proszę :)
OdpowiedzUsuńMuszę ci podziękować również za radę, którą udzieliłaś jakiejś osobie w komentarzu parę notek wcześniej odnośnie zapisywania najpierw planu wydarzeń, faktycznie jest to świetny sposób.
Pozdrowionka :*
niektóre opowiadania są albo nudne,drastyczna albo po prostu głupie,ale w Twoich jest wszystkiego po trochu,nic dodac nic ująć.
OdpowiedzUsuńzostałaś nominowana prze ze mnie na mistrza bloga.zajefajna nocia.
OdpowiedzUsuń