piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 9



Burza uspokoiła się i oślepiające pioruny przestały uderzać w ziemię. Zamiast tego zaczęło padać. Co ja mówię? Lało jak z cebra.
W dalszym ciągu stałam w tym samym miejscu, nie bardzo mogąc uwierzyć w to, że słowa, które wypowiedziałam, należały do mnie. Objęłam się ramionami i patrzyłam żałośnie w oczy Kakashiego, oddalonego ode mnie o trzy kroki. Zdecydowanie za dużo.
On sam milczał przyglądając mi się ze smutkiem. Krople deszczu zmoczyły mu włosy, które opadły lekko. Nie był tak przemoczony jak ja, ponieważ stał pod drzewem, ale i tak woda kapała z końcówek jego szarych włosów, na twarz, a pojedyncze kropelki zatrzymywały się na jego rozchylonych ustach.
Próbowałam nie wpuścić do świadomości faktu, że wyglądał bardzo seksownie, głównie z powodu sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Przed chwilą powiedziałam mu, że nie chcę go więcej widzieć, pomimo tego, że całe moje ciało krzyczało zupełnie co innego. Jednak gdzieś głęboko w podświadomości… bałam się go. Strach ten wymknął mi się dzisiaj spod kontroli i o to jaki był tego skutek. Za każdym razem kiedy z nim byłam działo się coś złego. Nie wierzyłam w przypadki i nabierałam coraz większego przekonania, że Kakashi chce mnie skrzywdzić. A ja tak bardzo, bardzo nie chciałam być krzywdzona.
I tak oto rozgrywała się woja w mojej głowie, pomiędzy pragnieniami serca i ciała, a zdrowym rozsądkiem i dbaniem o własne życie.
- Czy jesteś pewna wszystkiego co właśnie powiedziałaś? – usłyszałam jego ochrypły głos.
Byłam tak bardzo skupiona na rozstrzyganiu swojego wewnętrznego sporu, że zupełnie zapomniałam o otaczającym mnie środowisku.
Kichnęłam kilka razy i ogarnęły mnie dreszcze. Nie bardzo wiedziałam czy z moich oczu płynęły łzy, czy też może krople deszczu. Skinęłam niepewnie głową, ale ten gest dużo mnie kosztował.
- Dobrze – odezwał się znowu – Od jutra będę Cię unikać i zrobię wszystko o co mnie prosiłaś.
Zrobił kilka kroków w moją stronę i złapał mnie za nadgarstek. Wzdrygnęłam się, ale nie wyrwałam ręki.
- Teraz jednak, nadal jestem twoim trenerem i muszę się tobą zająć. – pociągnął mnie lekko w swoją stronę, ale szybko się odsunął. Zdążyłam poczuć jego cudowny zapach, jeszcze intensywniejszy niż zwykle. – Odprowadzę Cię do domu i dopilnuję byś napiła się herbaty, a potem poszła spać. Obiecuję, że gdy tylko zaśniesz wyjdę z rezydencji i nie wrócę więcej. Czy odpowiada Ci taki stan rzeczy?
Spuściłam głowę, pogrążona w głębokim smutku i skinęłam. Nie bardzo wiedziałam czemu to sobie robiłam…
Szliśmy w zupełnym milczeniu. Żadne z nas nie miało siły ani ochoty przekrzykiwać deszczu, który nie chciał przestać padać. W sumie nie przeszkadzało mi to. Może i krople deszczu były zimne, a ubranie ciężkie i klejące się do mnie, ale nie czułam z tego powodu żadnej frustracji.
Byłam obojętna na stan fizyczny…
Wszystko się zburzyło, a ja nie chciałam tego naprawiać. Zupełnie nie wiem czemu. To wszystko przez tą głupią dumę.
Kakashi cały czas trzymał mój nadgarstek w dłoni, pomimo tego, że już dawno wyrównałam z nim krok. Nie wyrwałam ręki tylko dlatego, że wiedziałam, iż może to być ostatni raz, kiedy w ogóle go widziałam. Czemu to sobie zrobiłam?
Jednak nie miałam zamiaru odwoływać własnych słów. Puścił mnie, do zimnej wody, w ogóle nie zawracając sobie mną głowy. Złość z tego powodu nadal we mnie dominowała.
- Muszę Ci coś powiedzieć – odezwał się, gdy zbliżaliśmy się już do rezydencji.
Milczałam.
- Jutro rano wyruszam na bardzo ważną misję. Dosyć długą misję.
Nie zamierzałam powiedzieć ani słowa.
- Możliwe, że nie wrócę.
Moje serce stanęło na krótką chwilę, a oczy rozszerzyły mi się ze strachu.
- Czemu mi to mówisz? – zapytałam głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć.
Moje tętno pędziło jak szalone, ręce zaczęły drżeć, a na twarzy wymalowywał się olbrzymi szok i rozpacz. Jednak w całej tej ulewie i przez to, że miałam opuszczoną głowę, Kakashi nie widział mojej reakcji.
Zaciskając mocno powieki wysunęłam nadgarstek z jego uścisku i splotłam palce z jego palcami. Wydawało mi się to takie naturalne.
- Nie interesuje mnie to – powiedziałam pustym głosem, ale moje słowa szybko zmył deszcz. W końcu zaczynałam pojmować, że nie rozumiem zupełnie nic.

Weszłam do pokoju w podłym nastroju tęsknoty, złości i zagubienia. Byłam cała przemoczona, a ubrania zaczęły mi ciążyć. Szybko zdjęłam gruby i potwornie ciężki sweter i cisnęłam nim na podłogę. Zachlupotał cicho, po czym poślizgał się pod jedną ze ścian. Pięknie. Równie dobrze mogłabym umyć nim podłogę. Skierowałam swoje kroki ślamazarnie do łazienki gdzie szybko pozbyłam się pozostałych ubrań.
Gorąca woda bębniąca w moje plecy nie dawała żadnego ukojenia. Miałam zbyt pogmatwane myśli, które co chwila pędziły w innym kierunku, nie mogąc się skupić na jednym wydarzeniu. Teraz gdy zdałam sobie sprawę, że straciłam moje oparcie… wszystko stało się dla mnie bardzo zagmatwane. Do tej pory wierzyłam, że Kakashi poprowadzi mnie przez tą całą drogę ninja i razem damy sobie radę. Złościłam się na niego bardzo często, ale nie chciałam żeby gdziekolwiek beze mnie szedł. Nie chciałam by mnie opuszczał. Ale przecież jeszcze godzinę temu mówiłam mu zupełnie co innego.
Oparłam głowę o zimne kafelki.
Bez paniki.
Doskonale wiedziałam, że w tajemnice Sharingana dużo lepiej wprowadzi mnie Sasuke. W końcu Kakashi nie był członkiem naszego klanu. Dlatego nie miałam się czym stresować. Poradzę sobie bez niego. Wcześniej sobie radziłam… ale czy na pewno? Skoro żyłam w Genjutsu, to nie mogłam tego porównać do normalnego funkcjonowania. A Kakashi był moim nauczycielem jeszcze przed tą wielką iluzją. Możliwe, że odkąd przybyłam do wioski to nie odstępował ode mnie ani na krok. A to z kolei oznacza, że tak naprawdę nigdy nie przekonałam się jak to jest stracić Kakashiego. Jak przeżyć dni w których go nie będzie, gdy już tak przyzwyczaiłam się do jego obecności?
Zamknęłam oczy kierując swoją twarz ku strumieniom gorącej wody.
A co z Madarą? Teraz gdy Kakashiego nie będzie koło mnie, to jaką będę miała linie obrony. Przywołałam w głowie twarz starego Uchihy i wzdrygnęłam się. Nie chciałam go już nigdy więcej spotykać. Byłam zbyt świadoma tego jak bardzo jest niebezpieczny. To okrutny, bezlitosny człowiek. Ale skąd ja to wiedziałam? Czy ta myśl należała do mnie?
Zabiję wszystkich, którzy mi się przeciwstawią.
O co tak właściwie mu chodziło?
Czemu chciał bym z nim poszła?
Przypomniało mi się jak Kakashi mówił z przejęciem o dwóch Sharinganach. O tym jakie wiążą się z nimi możliwości…
Czy gdybym połączyła siły z Sasuke, to mielibyśmy szansę go pokonać?
To nie miało sensu. Czemu właściwie Madara był naszym przeciwnikiem? Co on planował?
Zacisnęłam zęby ze złości na samą siebie. Niemożliwe, że przez cały ten czas nie próbowałam się niczego dowiedzieć. W końcu te sprawy było bardzo istotne. To dla nich wyciągnęli mnie z Genjutsu. Byłam im do czegoś potrzebna i w obecnej chwili poczucie obowiązku ogarnęło mnie całkowicie. Jednak trudno cokolwiek zdziałać jeśli nie zna się celu ani przeciwników.

Założyłam na siebie ciepłe spodnie od dresu i koszulkę z długim rękawem, z nadzieją, że będzie mi w tym ciepło. Wycierając włosy ręcznikiem, podeszłam do okna przypatrując się kroplom deszczu, które osadziły się na mojej szybie. Za oknem w dalszym ciągu szalała ulewa i nie wyglądało na to by pogoda szybko się poprawiła. Wybiła dopiero pierwsza, a na dworze było szaro i ponuro.
Czułam, że pogoda utożsamia się z moim nastrojem, ale nie przyjęłam tego ze specjalnym zdziwieniem. Nie miałam na to siły…

Przez cały następny tydzień padało.

Gdyby tak cofnąć bieg wydarzeń. Zacząć wszystko od nowa. Albo w ogóle nie zaczynać. Gdyby tak odpuścić.
Nie walczyć.
Zaprzestać prób.
Gdyby miłość nie istniała.
Gdyby serce nie pragnęło ciepła.
Wszystko byłoby o wiele prostsze…


Pomijając fakt, że od odejścia Kakashiego pogoda nie chciała się poprawić, oraz to, że byłam w stanie skrajnej depresji to wszystko było jak najbardziej w porządku.
Tylko, że miałam zbyt dużo wolnego czasu. Codziennie kręciłam się po rezydencji zwiedzając jej zakątki, jednak nie wprawiało to we mnie żadnego zainteresowania, jakiegokolwiek poruszenia. Tak naprawdę to chodziłam po domu tylko po to, żeby nie siedzieć bezczynnie na kanapie. W ruchu lepiej mi się wszystko analizowało. Moje myśli nie były zbyt radosne. Głównie kręciły się w około Madary i Kakashiego. Od czasu do czasu w mojej głowie pojawiał się obraz chłopaka z twarzą w połowie poszarpaną bliznami. Nie wywoływał on we mnie żadnych emocji, lecz byłam pewna, że powinnam go pamiętać. Że był kimś ważnym.
Sasuke wyruszył na misje, dlatego też moje treningi zostały wstrzymane, aż do jego powrotu. Nie byłam pewna, czy odpowiadał mi taki stan rzeczy. Z jednej strony potwornie mi się nudziło i miałam wrażenie, że czas wymyka mi się z rąk. Ale z drugiej zniknęły wszystkie moje zakwasy, a na spanie do późna również nie zamierzałam narzekać.
Po salonie roznosiło się leniwe tykanie zegara, informując mnie o kolejnych straconych sekundach życia. Powinnam coś robić. Zacząć działać, trenować.
Co prawda, dzień po kłótni z Kakashim, pod moje okno przyleciał znajomy mi ptak i tak jak poprzednim razem, zrobił rysę w szybie. Pewnie było to jego znakiem rozpoznawczym.
Dostałam kartkę, od Tsunade, informującą mnie, o tym, że mam kontynuować trening chodzenia po wodzie, samodzielnie.
Byłam w dalszym ciągu podminowana wcześniejszym treningiem, więc zamknęłam ptaka w pokoju i przeczesałam cały dom w poszukiwaniu kartki papieru i długopisu, bądź pióra.
Napisałam, że kategorycznie odmawiam, wykonywania próby samobójczej, gdyż nie umiem za dobrze pływać.
W odpowiedzi dostałam jedynie jedno zdanie brzmiące „ Są jeszcze drzewa.”
Dlatego przez parę następnych dni ćwiczyłam chodzenie po śliskiej korze, starając się dotrzeć na sam szczyt wielkiej brzozy rosnącej nieopodal rezydencji. Gdy w końcu mi się to udało, straciłam wszelkie perspektywy szkolenia własnych umiejętności.
W tej chwili jestem beznadziejnie bezczynna.
Och.
Nawet nie wiedziałam ile dni minęło od odejścia Kakashiego. Nie wiedziałam czy jeszcze żyje. Tak bardzo chciałabym uzyskać jakiekolwiek informacje. Jednak wiedziałam, że niczego się nie dowiem. I to było w tym wszystkim najgorsze. Nie miałam na co czekać.
Z ponurą miną wstałam z kanapy i  okrążyłam kilka razy salon.
Za oknem lało jak z cebra, a ja i tak byłam już przeziębiona. Nie powinnam wychodzić w taką pogodę na dwór.
Na potwierdzenie własnych myśli, kichnęłam.
Z drugiej strony, siedzenie w domu do powrotu Sasuke było wprost odpychające. Przetarłam oczy dłońmi, starając się podjąć odpowiednią decyzję.
Westchnęłam ciężko.
Będę musiała poszukać jakiejś kurtki przeciwdeszczowej.


Całe pomieszczenie zalane było nieprzeniknionym mrokiem. W powietrzu unosił się zapach kurzu i wilgoci. Czuć było nieprzyjemną, pełną napięcia atmosferę, której sprawcą był młody mężczyzna siedzący na twardym, podłużnym kamieniu, służącym za jego łóżko.
- Przyprowadziłeś ją? – pytanie padło z jego ust.
Odpowiedziała mu echo, odbijające się od ścian.
- Pytam… - powiedział oschle – Czy ją przyprowadziłeś?
- Nie
Mężczyzna, który to powiedział, opierał się o jedną ze ścian, tuż koło drzwi wejściowych. Jego postawa była pewna siebie, spojrzenie obojętne.
- Dlaczego?
- Obito, nie musimy się tak spieszyć.
- Dlaczego nie udało Ci się jej złapać?
- Był z nią Kakashi.
Po twarzy Obito przemknął lekki uśmiech, który szybko zatonął w ciemnościach.
- Nie mogłeś sobie poradzić z Kakashim?
- Nie chodzi o to czy mogłem sobie poradzić, czy też nie.
Mężczyzna oderwał się od ściany i podszedł nerwowym krokiem do Obito.
- Więc co Ci przeszkodziło?
- Nic nie rozumiesz – burknął, starając się dojrzeć w ciemnościach poharataną twarz jego towarzysza – Nie tylko Kakashi ją ochrania. Zaraz po tym pojawił się Sasuke Uchiha.
- Uważam, że masz wystarczające zdolności by sobie z nimi poradzić.
- Ona aktywowała Susanoo.
Żołądek Obito zacisnął się boleśnie, a oczy zabłysły w przypływie dziwnych emocji, jakie targały jego wnętrze.
- Co w tym dziwnego? Należy przecież do klanu Uchiha.
- Tylko, że… Nie wiem jak to opisać. To wyglądało raczej jakby ona nad nim nie panowała. Zupełnie jak w dzień w którym uciekła. Tak naprawdę to Kakashi Hatake decydował, o kształcie Susanoo. Ale przecież ono nie należy do niego. Bardzo mnie to wszystko irytuje. To jest niezgodne z moją wiedzą na temat klanu.
Obito poczuł jak żołądek opada mu z powrotem na swoje miejsce i zdał sobie sprawę, że wydycha do tej pory wstrzymywane powietrze. Udało się, przeszło mu przez myśl.
- Rzeczywiście, jest to ciekawe – powiedział spokojnie, krzyżując ręce na piersi i opierając się o ścianę.
- Cholernie – powiedział mężczyzna. Odnalazł ręką chropowatą powierzchnię łóżka i przysiadł koło towarzysza.
Obito musiał przyznać, że w życiu nie widział go tak rozdrażnionego.
- Ale w dalszym ciągu nie rozumiem czemu jej nie przyprowadziłeś, Madara. Pokonałbyś ich. Tak się składa, że nie znam silniejszego shinobi od Ciebie. Dlacze…
- Mój klan… - przerwał mu zimno- Mój własny klan obrócił się przeciwko mnie. Sasuke był moją ostatnią nadzieją. Zawsze czaiło się w nim zło. Jednak coś go w tej wiosce odmieniło. Mógł do mnie dołączyć, a teraz będę musiał go zabić.
- Nie sądziłem, że jesteś sentymentalny.
- Nie jestem. Po prostu… nie chciałem niszczyć siły, którą mógłbym wykorzystać.
Obito powstrzymał się od westchnięcia, i zamknął oczy. Nie chciał się zastanawiać, nad tym ile prób będą musieli jeszcze podjąć by ją odzyskać. Jest zbyt dobrze chroniona.
- Tym razem idziesz ty – powiedział Madara, wstając z kamiennego łóżka. – Obiecałem Sasuke, że przy następnym spotkaniu go zabiję. Jednak mam nadzieję, że uda się go jeszcze przemycić na naszą stronę. Być może pójdzie za siostrą.
- Być może…





Nie do końca wiem jak udało mi się napisać ten rozdział, ale cóż: Udało się. Oceny są (chyba) poprawione, muszę jeszcze czekać na niektóre wyniki z kartkówek i testów :) Ogłaszam wszem i wobec, że już nigdy nie podam terminu wydania następnej notki, ponieważ wychodzi mi to fatalnie. Chciałam, żeby wszytko było ładnie, regularnie, a wyszło jak wyszło. Raz wcześniej, raz później. Podsumowując następny rozdział pojawi się wtedy, gdy go napisze! Dziękuję za komentarze i zapraszam serdecznie, gorąco, ogromnie do dodawania nowych :) Pozdrawiam :*





5 komentarzy:

  1. ZAJEBIŚCIE CI TO WYSZŁO,MAM NADZIEJĘ ŻE KAKASHI WRÓCI CAŁO Z MISJI,ŻYCZĘ DOBRYCH OCEN Z KARTKÓWEK I CZEKAM NA NEXT.
    REMI

    OdpowiedzUsuń
  2. ale super,ciekawe co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. powiem Ci szczerze, że nigdy nie czytałam opowiadań innych niż SasuSaku, najzwyczajniej w świecie mnie nie interesowały, a tu proszę :)
    Muszę ci podziękować również za radę, którą udzieliłaś jakiejś osobie w komentarzu parę notek wcześniej odnośnie zapisywania najpierw planu wydarzeń, faktycznie jest to świetny sposób.
    Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  4. niektóre opowiadania są albo nudne,drastyczna albo po prostu głupie,ale w Twoich jest wszystkiego po trochu,nic dodac nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
  5. zostałaś nominowana prze ze mnie na mistrza bloga.zajefajna nocia.

    OdpowiedzUsuń