piątek, 29 marca 2013

Rozdział 3


21 Grudnia.  
10:30
Klasowa Wigilia, zbliżała się wielkimi krokami, aż w końcu nastąpił ten dzień. Mimo, że oficjalne Boże Narodzenie, było dopiero za trzy dni, to czułam w powietrzu ten świąteczny nastrój. Od rana wypełniała mnie niesamowita energia, co rzadko mi się zdarzało. Moja piżama składająca się z krótkich spodenek, grubych za kolanówek i białej koszulki z długim rękawem po raz pierwszy wydawała się ciepła i wygodna. Ogień wesoło płonął w kominku, ogrzewając całe mieszkanie. Wstawiłam wodę na herbatę i z radosnym wyrazem twarzy skierowałam się do salonu. Pomijając światło padające z kominka, panowała w nim zupełna ciemność. Nigdy rano nie odsłaniałam zasłon. Nie lubiłam gdy światło raziło mnie w oczy.
 Jednak tym razem odsunęłam je z impetem. Gwałtownie zacisnęłam powieki, siłą woli zmuszając się by je otworzyć. Nie udało mi się to do końca i mrużąc oczy, próbowałam odczytać temperaturę z termometru.
Uśmiechnęłam się głupkowato do szyby.
 Było 21 stopni mrozu. 21 stopni! Oparłam czoło o szybę, zażenowana. Po raz kolejny dojdę do szkoły czując się jak wielki kawał lodu.
Cały czas przyciśnięta do okna, zaczęłam się robić śpiąca. Chociaż możliwym było, że pogoda za oknem zdołowała mnie na tyle, iż natychmiast odechciało mi się robić cokolwiek. Zjechałam czołem po szybie, do pozycji siedzącej. Objęłam nogi rękami i położyłam na nich głowę. W tak zwanej pozycji embrionalnej siedziałam jakieś półgodziny, analizując plusy i minusy pójścia na wigilię szkolną. Ostatecznie podniosłam się z podłogi i poszłam się ubrać.

Wigilia przebiegała dosyć normalnie. Zaczęło się od dzielenia się opłatkiem i składaniu sobie życzeń. Nic szczególnego nie usłyszałam. Życzenia, oczywiście, były bardzo miłe i zawsze grzecznie się uśmiechałam po ich wysłuchaniu, jednak nie usłyszałam niczego co mogłoby mnie zszokować. Zresztą to chyba nie o to w tym wszystkim chodziło. Krótko mówiąc wszystko było jak najzupełniej normalne, aż do czasu kiedy zabraliśmy się za rozpakowywanie prezentów. W tej szkole było o tyle dziwne to, że uczniowie nie losowali siebie nawzajem. Każdy kupował prezenty temu komu chciał. W ten o to sposób, aż 10 pakunków należało do mnie. Byłam w lekkim szoku przez co zachowywałam się wyjątkowo niezdarnie. A może było to spowodowane dziwnym wzrokiem Temari, która siedząc na krześle obok, wpatrywała się we mnie z wielką nadzieją, jak tylko wzięłam do ręki pierwszy z brzegu prezent? Gdy w końcu udało mi się rozedrzeć papier, miałam już 4 małe zacięcia. Pod nim znajdowało się ciemno-zielone pudełko. Zaczęłam oglądać je z każdej strony, wiedząc, że tym samym irytuje Temari, która z niecierpliwością czekała, aż je otworze. Na górze pudełka widniał mały znaczek w kształcie zawijasa z dziobem, albo liścia z zawijasem w środku. Nie byłam do końca pewna, ale wiedziałam jedno. Ten symbol czy cokolwiek to było kompletnie nic mi nie mówił.
Dookoła panował wesoły harmider, jednak gdy niektóre osoby otwierały swoje prezenty milkły, wzrok mając utkwiony w zawartość. Zobaczyłam jak Ten Ten trzyma w ręku duży czerwony zwój patrząc na niego z wielkimi oczami i drżącymi ustami. Nie miałam pojęcia czemu wszyscy tak reagowali, dlatego, nie każąc dłużej czekać zwijającej się z podekscytowania Temari otworzyłam swoje pudełko.
Otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale zamarłam w pół słowa widząc co dostałam. W środku znajdował mieczyk. Przynajmniej przypominało to mieczyk. Mimo, że jego ostrze zakrywała pochwa, to doskonale wiedziałam jak wygląda. W mojej głowie pojawił się jego obraz. Ostrze było oślepiające, świeciło się. Mój umysł próbował owy obraz nazwać. Światło…biel…chakra. Co to jest chakra? Wyobraziłam sobie niebieską energię. Była czymś potężnym. Potrafiła ranić i leczyć. Zabijać i przywracać do życia. Panować nad przyrodą, żywiołami, rzeczywistością. W mojej głowie pojawiały się coraz to kolejne definicje, których zupełnie nie rozumiałam. Zachłysnęłam się powietrzem i czując wewnętrzną potrzebę, sięgnęłam po mieczyk. Wtedy do mnie dotarło.
- Tanto. – szepnęłam prawie niesłyszalnie. Nie chciałam tego wymawiać, nie panowałam nad własnym ciałem. Mimowolnie zdjęłam pochwę. Ostrze było idealnie gładkie, ostre, odbijające każde światło w klasie.
Ostrze białej Chakry. Nagle coś mocno szarpnęło mnie za brzuch. Świat wokoło mnie zatonął w ciemności.
Czułam się jakbym znalazła się w innym pomieszczeniu. Nie wiem gdzie. Dookoła mnie panował chłód. Miałam zamknięte oczy. Czułam smak krwi w ustach. Ściskałam coś w ręku. Chciałam otworzyć oczy, ale się bałam. Poczułam jak ktoś bardzo mocno kopie mnie w brzuch i jak lecę w powietrzu z ogromną prędkością, by zderzyć się z twardą, chropowatą powierzchnią. Wyplułam krew, która zgromadziła się w moich ustach. Chciałam otworzyć oczy, jednak poczułam czyjś oddech na twarzy i znów ogarnął mnie strach. W głowie wirowało mi jedno zdanie „ Nie otwieraj oczu, nie otwieraj oczu”. Zostałam przyciśnięta do drzewa i poczułam jak ktoś siłą uchyla mi powieki. Potrząsnęłam głową i opuściłam ją w dół. Nie otwieraj oczu.
- Sei… - usłyszałam głos. Tak mi znany. Wiecznie spokojny, głęboki. To był odruch. Mój organizm zareagował tak pod wpływem szoku. To był odruch. Tylko odruch.
To był mój błąd.
Otworzyłam oczy i od razu zobaczyłam głęboką czerwień. Była ona wszędzie. Ciemna, złowroga. Pochłaniała mnie, a świadomość, że nie mogę przed nią uciec, wypełniła moje ciało przerażeniem. Usłyszałam swój własny krzyk.

Ocknęłam się siedząc w na krześle w mojej klasie. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Co się stało?
Czemu miało się coś stać? - odpowiedział  głos w mojej głowie.
Coś się stało!
Nie, nic dostałaś prezent.
Ten miecz. On coś znaczy. Coś ważnego.
NIE!
Nie?
Nie.
Ale przecież…
On nic nie znaczy.

Wróciłam do normalności. Moja klasa siedziała z uśmiechami na twarzach, chwaląc się swoimi prezentami. Zerknęłam na mieczyk który trzymałam w ręce. Obejrzałam go dokładnie. Był bardzo ładny.
- Hej, Temari? – zwróciłam się do mojej przyjaciółki, która miała bardzo dziwny wyraz twarzy. – Co to jest? – spytałam.
W oczach blondynki zobaczyłam żal.
- Kiedyś zrozumiesz. – szepnęła smutno, odwracając się.
Zakręciło mi się w głowie. Czułam się słabo i bolał mnie brzuch.  Wzięłam głęboki oddech, ale powietrze wydawało się gęste. Odłożyłam mieczyk,  wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nikt nie zapytał dokąd idę.

Szybkim krokiem przemierzałam pusty korytarz. Wzrok miałam utkwiony w podłodze. Czułam się dziwnie. Czułam się oszukana, mimo, że nie miałam do tego powodu. Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać.
Kim jestem?
 Moje kroki odbijały się echem od ścian. Słyszałam tylko je i mój niespokojny oddech. Poczułam się samotna. Uczucie samotności wypełniło mnie całą.
Gdzie są moi rodzice?
Gdzie są moje babcie, ciocie, dziadkowie?
Próbowałam sobie przypomnieć. Nie mogłam odtworzyć ich wyglądu. Chciałam przywołać jakieś wspomnienia z gimnazjum, ale nie mogłam. Wiedziałam, że do owego chodziłam i nie podobało mi się tam. Jednak nic z niego nie pamiętałam.
Czy uczyłam się w nim dobrze? Czy miałam przyjaciół? Czy lubiłam moich nauczycieli? Jaki był mój ulubiony przedmiot?
Nie mogłam odpowiedzieć na żadne z tych pytań.
Czemu? Dlaczego nic nie pamiętam? Co jest ze mną nie tak? Czemu nie mam rodziny? Czemu mieszkam sama?
Objęłam się rękami i oparłam o ścianę. Moje oczy zrobiły się szkliste.
Czy od zawsze nie miałam nikogo?
Objęłam się mocniej i zacisnęłam dłonie na ramionach, próbując się pocieszyć. Otoczyć murem od wszystkiego. Poczuć bezpiecznie.
Nic to nie dawało. Tęskniłam. Wypełniała mnie tęsknota.
Czemu tęsknie za czymś czego nie miałam?
Za dużo pytań.
Zacisnęłam zęby. Co jest ze mną nie tak? Nie wytrzymam w tej niewiedzy. Czułam wewnętrzną pustkę. Objęłam się jeszcze mocniej. Zrobiło się chłodno, światła na korytarzu zgasły. Nie wiedziałam ile już tam stałam. Nie chciałam się ruszać. Nie chciałam tam wracać. Bałam się, że jeśli to zrobię to po raz kolejny wszystko wyda mi się normalne. Znowu zapomnę, że czegoś mi brakuje. Nie chciałam tego. Po prostu tam nie wrócę.
Po korytarzu rozniosły się kroki. Podniosłam głowę chcąc wiedzieć do kogo należą. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Zobaczyłam przed sobą Kakashiego. Ubrany był w maskę, szarą koszulkę i ciemno-niebieskie spodnie. Na szyi miał łańcuszek z zawieszonym na nim symbolem wieczności. Usilnie próbowałam sobie coś przypomnieć. Znałam ten łańcuszek. Nic, w mojej głowie panowała całkowita pustka. Objęłam się mocniej. Tym razem nie zareagowałam na jego widok wielkim rumieńcem. Poczułam ulgę. Nie wiedziałam czemu. Patrzył na mnie ze spokojem. Znałam ten wyraz. Nie wiedziałam skąd. Chciałam mu się zwierzyć. Poczułam, że mu ufam.
Czemu?
- Nic nie pamiętam. – wydusiłam z siebie, tylko. Nie pomyślałam, że to nic go to nie obchodzi. Nie pomyślałam, że uważa mnie za idiotkę. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że rozumie. Podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona, zmuszając bym przestała się obejmować. Ściskałam się tak mocno, że moje palce zrobiły się sine. Poczułam ulgę. Moje ręce opadły prawie bezwładnie wzdłuż tułowia. Kakashi przybliżył się bardziej i przytulił mnie. Poczułam ciepło bijące od niego. Jego zapach, skupiłam się na rękach, które mnie obejmowały. Wszystko było takie znajome. Nie wiedziałam skąd. Oparłam głowę na jego ramieniu i objęłam go rękami w pasie. Zrobił to. Ogarnął mnie spokój. Otoczył mnie murem. Odgrodził od problemów.

Dni mijały, ale od tego czasu nie zamieniłam z Kakashim ani jednego słowa. Byłam przekonana, że mnie unika. Skupiłabym się na dołowaniu, ale Temari i Sakura nie pozwalały mi na to. Zaraz po wyczerpujących treningach z Tsunade, zabierały mnie na spacery, albo gdzieś na pizze. Czasami dochodziło nawet do zakupów. Do domu wracałam dopiero po 22 i nie miałam na nic siły.
Jednak nie zawsze im się to udawało
Święta Bożego Narodzenia, spędziłam samotnie, oglądając filmy z Brusem Lee i krytykując jakość efektów specjalnych w tamtych czasach. Po wigilii przyszedł sylwester, który miałam spędzić z Temari, Sakurą i Hinatą, ale Temari i Sakura się rozchorowały, a Hinata musiała jechać na jakieś rodzinne spotkanie. Dla odmiany, Sylwestra spędziłam oglądając filmy z Jackie Chanem, w którym efekty specjalne były dużo lepsze. Przez resztę wolnego czasu nie wykonywałam innych czynności niż spanie, picie herbaty i czytanie książek. Tym sportom ekstremalnym nieodłącznie towarzyszył Kakashi. Bezczelnie wkroczył do mojej głowy i mimo, iż usilnie próbowałam go wywalić, nie chciał wyjść. Po tamtym zdarzeniu zaczęłam wszystko inaczej postrzegać. Zaczęłam się zastanawiać, ale myślenie o przeszłości nigdy nie przynosiło, żadnych skutków. Co prawda przypomniałam sobie wiele rzeczy, ale nie były one istotne.
Pamiętałam, że nie lubiłam gimnazjum, bo ludzie w nim byli wredni i potrafili tylko naśmiewać się z innych. Nigdy nie uczyłam się dobrze. Nie lubiłam się uczyć. Kiedy coś mnie zainteresowało, to potrafiłam siedzieć nad tym całą noc. Niestety nic ze szkolnych przedmiotów nie zwróciło mojej uwagi. Nie miałam rodziców. Do 13 roku życia chodziłam do sierocińca. Jednak, okazało się, że moja matka miała bogatą siostrę, która wzięła mnie pod opiekę. W wieku 15 lat pozwoliła mi się wyprowadzić. Co miesiąc dostawałam odpowiednią sumę pieniędzy, na utrzymanie domu i siebie. Lubiłam słuchać Rocka i Punk Rocka. Nienawidziłam kminku i wszystkiego, co nim pachnie. Nie lubiłam słodyczy, ale uwielbiałam ostre potrawy. Umiałam grać na fortepianie. Lubiłam czytać książki. Od zawsze byłam nieśmiała i dosyć zamknięta w sobie.
Pamiętałam to wszystko. Ale był jeden mały szkopuł. Gdy przypominałam to sobie, nie czułam nic. Nie byłam związana emocjonalnie z żadnym ze wspomnień. Nie mogłam sobie przypomnieć jak się czułam w sierocińcu. Nie pamiętałam czy cieszyłam się, gdy mnie z niego zabrano. Jakbym oglądała wspomnienia kogoś innego.
Dlaczego?

Temari chodziła niespokojnie po pokoju Hokage wioski liścia. Była smutna i wściekła jednocześnie. Przyspieszyła kroku próbując wyładować wszystkie emocje.
- Dlaczego to nie zadziałało?! – krzyknęła rozpaczliwie, a jej kroki stawały się coraz głośniejsze. – Wszyscy! Wszyscy, nawet ty Shikamaru. – skierowała się do bruneta stojącego pod ścianą. – Każdy z osobna sobie przypomniał. Każdy wiedział, że był shinobim. Gdy tylko zobaczyliście swoje bronie, zmienił wam się wyraz twarzy. Widziałam, że wszyscy zaczynają coś kojarzyć. Cholera! – zaklęła, opierając się o ścianę i wznosząc oczy ku górze, jednak nie wytrzymała długo w tej pozycji i wróciła do poprzedniej czynności. – Jutsu przywrócenia pamięci było idealnie dopracowane. Każdy miał odtworzyć swoje ostatnie wspomnienie, co wywołałoby reakcję łańcuchową. Przecież sam to wymyśliłeś, zanim odszedłeś! Ty, geniusz Konohy! Jak mogłeś się pomylić?! – w owej chwili Temari uderzyłaby każdą napotkaną osobę. Na szczęście Shikamaru miał ten przywilej, że nie był dla niej zwykłą osobą.
- Nie pomyliłem się – stwierdził, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie. – Po prostu nie wziąłem pod uwagę tak silnej techniki.  Nic nie wskazywało na to, że do tej sprawy włączy się Obito Uchiha.
Temari zastygła w połowie stawiania kolejnego kroku, przez co przyjęła dosyć niewygodną pozycję. Jednak nie na tym się teraz skupiała.
-Obito Uchiha. – chciała krzyknąć, ale głos uwiązł w jej gardle i potrafiła tylko szepnąć jego imię.
Shikamaru podniósł brwi w zdumieniu.
- Wiesz kto to jest? – spytał niepewnie, próbując wymyślić skąd mogła się o tym dowiedzieć.
Temari opuściła głowę i kontynuowała wędrówkę po pokoju. Pięści miała zaciśnięte.
Nara czekał cierpliwie, ale nie wyglądało na to by blondynka zamierzała odpowiedzieć na pytanie.
- Ja słyszałem co nie co. –  odezwał się Kakashi, który ni stąd ni zowąd zjawił się w pomieszczeniu. – Członek klanu Uchiha. Nie wyjawiał specjalnych umiejętności w młodości. Był za to wierny, odważny i szlachetny. Przez kilkanaście lat wszyscy myśleli, że nie żyje. Okazało się jednak, że trafił pod opiekę Uchiha Madary i trenował u niego. Sensei Obito zmienił wartości, którymi się kierował o 180 stopni. Uchihe przepełnia nienawiść i pragnienie zemsty. Na początku byłem jego jedynym celem, ale rozmyślił się i postanowił zniszczyć całą ludzkość.
- Nie do końca w tym znaczeniu. – przerwał mu Shikamaru, otrząsając się już z nagłego wtargnięcia Hatake.
Kakashi kiwnął głową.
- Chce stworzyć dla ludzi świat iluzji, w którym nie będzie czegoś takiego jak nienawiści, tęsknoty i bólu. Posiada Sharingan i Rinnegan. Zdobył 7 Bijuu. Naruto i Ośmiornica, są ostatnimi.
Temari zmarszczyła brwi. Czegoś tu nie rozumiała.
- Skoro pragnie wszystkich demonów, dlaczego zajął się, Sei?
Kakashi odwrócił wzrok i przez chwilę, wydawało się, że nie nic nie odpowie.
- To długa historia. – powiedział wymijająco i uśmiechnął się smutno.
- Mamy czas. – powiedział Shikamaru – chociaż wydaje mi się, że już wiem.
Temari sprawiała wrażenie, lekko zdołowanej. Jako jedyna nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi. Szaro-włosy odwrócił się do nich plecami i zaczął przyglądać się widokowi za oknem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, przez co niebo przybrało jasno pomarańczowy kolor. Ostatnie promyki słońca oświetlały zniszczone dachy, starych budynków. Mimo, że nie znajdował się w tej chwili na zewnątrz, to był pewny, że wszędzie panowała kompletna cisza, od czasu do czasu przerywana śpiewem ptaków. W sytuacji, w której obecnie się znajdowali, nie oczekiwał niczego innego. Ludzie się bali. Nie było co ukrywać. Konoha miała już swoje lata. Jednak ostatnio Kakashi czuł, że zaczyna się starzeć razem z nią. I nie był w tym odosobniony. W swoim życiu, często słyszał słowa mówiące „Nie poddawaj się.”, ale były też takie, które radziły „Jeśli uważasz sytuację za beznadziejną, wycofaj się”. Rok temu wioska znalazła się w sytuacji gorzej niż beznadziejnej i czuł, że wszyscy ninja, łącznie z nim, chcieli się poddać. Stracili wówczas najsilniejsze jednostki. Najważniejsze. Stanowiące drogę do zwycięstwa. Po dwóch przedstawicieli każdego klanu musiało odejść. Nie był by to duży cios, jednak w większości, klany składały się z 2-4 osób. Znacznie mniej trudności miał klan Hyuuga, który liczył ponad dwustu członków. Ale biorąc pod uwagę Uchiha, Uzumaki… było ciężko.
- Sei nie jest prawowitą członkinią klanu. – powiedział w końcu.
- Co masz na myśli? – spytała Temari, która nieco uspokojona pojawieniem się Hatake, przystanęła koło Shikamaru.
-  Jej ojcem jest Uchiha Fugaku. – odparł spokojnie. Odwrócił się i oparł o biurko, nie dziwiąc się zdziwionym minom dwójki shinobi. Sam słysząc to po raz pierwszy był w szoku.
- To znaczy, że Sei jest siostrą Sasuke i Itachiego. – powiedział niezadowolony z tego faktu Shikamaru.
- Przyrodnią. Mikoto nie była jej matką.
Ich zdziwienie sięgnęło zenitu. Przez kilka sekund panowała kompletna cisza. Pierwsza otrząsnęła się Temari
- Fugaku miał romans!? – krzyknęła – Czy przypadkiem członkowie klanu Uchiha nie byli uważani za najwierniejszych?!  Jeśli nie Mikoto to kto jest matką Sei?
Kakashi uśmiechnął się.
- Nie uważasz że zadajesz za dużo pytań na raz?
Blondynki o dziwo nie rozbawiła ta uwaga. Szaro włosy odchrząknął.
- Tak, Fugaku miał romans, jednak nie wiadomo z kim. Matkę Sei zamordowali gdy miała 3 lata, a ojciec po tym zdarzeniu niech chciał jej znać… Miała dosyć ciężkie dzieciństwo. Znalazł ją Uchiha Madara, który przygarnął dziewczynkę tylko ze względu na to, że posiadała to samo Kekkei Genkai i myślał, że pomoże mu w zniszczeniu wioski. Możecie sobie wyobrazić jak bardzo wściekł się, gdy okazało się, że Sei była kompletnym beztalenciem. Nie potrafiła wykonać nawet prostego jutsu, nawet gdy ćwiczyła je miesiącami.  -  mówił, marszcząc przy tym brwi. Jego twarz wyrażała smutek. – Gdy miała 13 lat, nadal nie potrafiła aktywować sharingana i Madara postanowił się jej pozbyć. Nie chcąc by komukolwiek zdradziła miejsce jego kryjówki, planował ją zabić i pozbyć się ciała. Jednak w tym dniu coś się wydarzyło. Wydaje mi się, że obudziła się w niej jakaś moc. Niestety nie wiem nic więcej na ten temat.  Błąkając się, w końcu dotarła do bram Konohy. – Kakashi uśmiechnął się – Resztę historii już znacie.
Shikamaru i Temari pokiwali głowami, w lekkim zamyśleniu. Blondynka, jakby uświadamiając sobie coś, westchnęła  i usiadła na podłodze opierając się o ścianę.
- Skąd znasz całą tą historię? – spytał Nara, cały czas marszcząc brwi w zadumie.
- Powiedziała mi. – oznajmił takim tonem, jakby chciał powiedzieć „ To jest chyba oczywiste „
Shikamaru skrzywił się jeszcze bardziej.
- Była przesłuchiwana przez Ibikiego Morino. Poddawana przez niego na psychiczne i fizyczne tortury. Ten człowiek potrafi wykończyć każdego. Jednak Sei nie powiedziała nic podejrzanego. Szczególnie nic związanego z Uchiha Madarą. A Tobie tak po prostu się zwierzyła?
Szaro-włosy wzruszył obojętnie ramionami, wewnątrz czując się urażony. 
- Powiedz, kiedy Obito przyłączył się do Madary?
- Podczas III wielkiej wojny shinobi. Miał wtedy 14 lat. – oznajmił spokojnie Kakashi, powoli rozumiejąc rozdrażnienie Nary.
Czarnowłosy zacisnął zęby i wbił wzrok w podłogę, ze wściekłą miną.
- Jesteś w wieku Obito? – spytał ponownie, mimo, że znał odpowiedzi na te wszystkie pytania, chciał się upewnić. Miał jeszcze nadzieję.
Kakashi przytaknął.
- Pomiędzy tobą a Sei jest 7 lat różnicy? – kolejne potwierdzenie.
-Niedobrze, niedobrze. – powtarzał Shikamaru, przejmując wcześniejszą rolę Temari i chodząc nerwowo po pokoju.
Kakashi zmarszczył brwi. Blondynka powoli zaczynała rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- To oznacza, że… - powiedziała niepewnie, ale szaro włosy dokończył za nią.
- Sei przez 8 lat przebywała pod jednym dachem z Obito Uchihą.







Zapraszam do komentowania! Pozdrawiam i całuje wszytkich fanów Naruto <3 :**




6 komentarzy:

  1. O opowiadaniu - "O kuuuurde.." - więcej nie potrafię powiedzieć, bo po prostu mnie zszokowało. No może tylko tyle, że nie potrafię przestać czytać. Swoją drogą, ciekawi mnie bardzo fakt, że nikt nie pisze komentarzy, mimo, że moim zdaniem, to jest naprawdę ciekawa historia i barwnie opisana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emmm...
      Nie wiem czy wiesz, ale jestem znana z refleksu szachisty...
      W późniejszych rozdziałach jednak postanowili skomentować, ale nawet nie wiesz jak jestem Ci wdzięczna za te komentarze, które Ty napisałaś :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że zaczynam w końcu rozumieć, co się dzieje. Naprawdę ciekawie to sobie zaplanowałaś. To, co najbardziej podoba mi się w opowiadaniu, to realność, z jaką opisujesz to, co dzieje się w naszych głowach. Podobał mi się dramatyzm, który towarzyszył otwarciu prezentu przez Sei i to, jak Kakashi stał się bezpieczną ostoją. No i oczywiście ciekawa jestem, co się działo z dziewczyną, kiedy mieszkała z Obito i jak się dalej potoczą jej losy. Jedyne, co można Ci zarzucić to problemy z interpunkcją, ale to naprawdę niewiele, biorąc pod uwagę całą resztę. I tak jak Laniel, dziwię się, że tak mało osób się tutaj udziela, bo czytywałam nieraz beznadziejne, wyssane z palca historyjki, które były oklaskiwane i podziwiane, a opowiadanie Twoje jest na naprawdę wysokim poziomie. Mi się podoba.
    Mukudori.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to dopiero jestem zaskoczona!
      Nie przypuszczałam, że ktoś komentuje moje wcześniejsze notki, a tu nagle wchodzę na pocztę i widzę takie o to powiadomienie!
      Interpunkcja, interpunkcja, matko interpunkcja. Zamierzałam sobie wrócić do początkowych wpisów i trochę to ogarnąć, ale jak widać jeszcze tego nie zrobiłam :/
      W sumie nadal nie wiem, czy dobrze posługuję się tymi przecinkami, bo czasami wkradają się w takie miejsca, że sama się sobie dziwię. I zapis dialogów...
      Tam dalej rozdziały powinny być pisane trochę lepiej. Przynajmniej mam nadzieję, że są :)
      W każdym razie, bardzo się cieszę, że tu zajrzałaś i że postanowiłaś pozostawić komentarze. Mam nadzieję, że nie pogubisz się za bardzo w tej historii. Jest lekko pogmatwana :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Dopiero co trafiłam na to opowiadanie i jestem naprawdę mile zaskoczona. Znalazłam Cię na jednym z pyta zapytaj. onet i naprawdę nie żałuję. Ta historia zapowiada się niesamowicie ciekawie! Jedyne, czego się boję, to to, że zgubisz się pośród wielu tajemnic, wątków pobocznych i intryg, ale trzymam kciukki, że wyjdziesz z tego bez szwanku. No nic. Uciekam czytać dalej ^^

    OdpowiedzUsuń