sobota, 23 marca 2013

Rozdział 2


- Sasuke-kun ma przyjść? – wydukała zmieszana Sakura.
Zdążyłam się ogarnąć, stwierdzając, że nie mogę na każdą wzmiankę o tym nauczycielu tak się podniecać, dlatego mogłam spokojnie odpowiedzieć.
- Tak. Poprosiłam go o pomoc przy dekoracji klasy. – odparłam – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – dodałam już bardziej ironiczne, czego Haruno chyba nie wyczuła.
- Nie. – powiedziała smutno – pójdę po więcej ozdób. – na jej twarzy znów pojawił się uśmiech -  Zostawiłam je w sali matematycznej i zapomniałam zabrać. Za chwilę wrócę.
- Dobrze. – odparłam, próbując zrozumieć jej wahania nastroju.

 Zakładałam właśnie gwiazdę na szczyt choinki, kiedy ktoś z impetem wparował do klasy. Oczywiście tym kimś musiał być Hikaru.
Hikaru był chłopakiem w którym lekko się zadurzyłam na początku roku. Niestety przy bliższym poznaniu, okazał się idiotą. Był durniejszy niż Naruto, a o to naprawdę trzeba się postarać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chyba mu się spodobałam, bo cały czas za mną łaził. Gdzie się nie obejrzałam to go widziałam. Co nie było wcale a wcale romantyczne; raczej przerażające. Normalnie już po 15 wszyscy wracali do domów. Zwłaszcza Hikaru, który narzekał na szkołę jak mało kto. Szczerze to w marudzeniu był lepszy ode mnie, a nawet od Shikamaru. Krótko mówiąc, biedny chłopak postanowił przejąć wszystkie wady innych i je w sobie szlifować. Wracając do tematu, to ostatnią osobą jaką spodziewałam się zobaczyć w szkole po godzinach był Hikaru.
Nie zdążyłam się nawet przywitać, bo ten typek złapał mnie za nadgarstki i oparł o ścianę. Jego oddech drażnił moją szyję, gdy szeptał mi do ucha.
-Witaj piękna. Nie wiem czy zauważyłaś, ale jesteśmy sami.
Normalnie, natychmiast wykonałabym minę w stylu „No co ty nie powiesz”, ale w tej chwili nie było mi do śmiechu. Mimo, tego, że szatyn nie grzeszył siłą, to i tak byłam od niego słabsza.
- Moglibyśmy to jakoś wykorzystać. – kontynuował.
- Jeśli masz na myśli pomoc w dekoracji to jestem jak najbardziej za. – brnęłam mając nadzieję, że właśnie o to chodzi.
Przyssał się do mojej szyi, robiąc mi malinkę.
Głupia. Każdy normalny człowiek zauważyłby, że chłopak nie rwie się do zawieszania ozdób.
- Hikaru – powiedziałam stanowczo – przestań.
Nie przestawał, i zaczął całować mnie po szyi.
- Przestań. – powtórzyłam donośniej.
Jego mokre pocałunki wydawały mi się obrzydliwe i były niebywale natarczywe. Zacisnęłam powieki w złości i spróbowałam się wyszarpnąć. Zacieśnił ucisk na moich nadgarstkach, przez co syknęłam z bólu.
- Proszę Cię. – powiedziałam, czując jak ogarnia mnie przerażenie. – Odsuń się ode mnie.
Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej przyciskając mnie do ściany własnym ciałem.
- Jak kobieta, mówi ci żebyś przestał, to właśnie to powinieneś zrobić. – usłyszałam głęboki, spokojny głos.
Szatyn, natychmiast ode mnie odskoczył i stanął, cały czerwony na drugim końcu sali.
Zaczęłam rozmasowywać nadgarstki, nie za bardzo chcąc podnosić wzrok. Dobrze wiedziałam do kogo on należał. Pomieszczenie wypełniła głęboka cisza, która ogromnie mnie denerwowała. Przełamując własny wstyd odważyłam się podnieść głowę. Przy drzwiach stał Kakashi. Opierał się o framugę drzwi, obserwując Hikaru kulącego się w kącie klasy. Był bez maski. Pierwszy raz widziałam całą jego twarz i musiałam stwierdzić, że nie był przystojny. On był bardzo przystojny. Już czułam, że robie się sama czerwona. Nie ma to jak drugie wrażenie. Pierwsze polegało na poderwaniu go na spoconą świnię, a następnie rozkochać, będąc puszczalską. Co on o mnie pomyślał?
-Bożeee….- jęknęłam cicho, przez co zwróciłam na siebie jego uwagę.
Przeniósł wzrok z Hikaru na mnie, który wykorzystując sytuacje, wybiegł z sali mijając w drzwiach Kakashiego i zatrzaskując za sobą drzwi. Wyglądało na to, że szaro-włosy chciał biec za nim, jednak gdy próbował nacisnąć klamkę ta nie chciała się ruszyć..
Jeju. Nie panikuj. To przecież nic takiego, że jesteś uwięziona w  klasie z najseksowniejszym facetem na ziemi. Uspokój się.
Tak, czyś jak, byłam pewna, że na moich policzkach występowały duże rumieńce. Idiotko! To nauczyciel!
W chwili, gdy o tym pomyślałam, ten odwrócił się w moją stronę z uśmiechem.
- Wygląda na to, że musimy poczekać, aż Sasuke się zjawi. – powiedział.
Nie zemdlej, nie zemdlej, nie zemdlej.
- Jestem Kakashi. – przedstawił się podchodząc bliżej.
Mój organizm nie reagował na to dobrze. Miałam ochotę zabić, każdą osobę, która kiedykolwiek powiedziała, że jak się zakochasz to czujesz motylki w brzuchu. To było pieprzone stado os. Jednak nie umknęło mojej uwadze, że nie przestawił się jako nauczyciel, przez co zmieniłam się w jedną wielką, powłokę wypełnioną radością.
- Sei – odpowiedziałam, zastanawiając się jak bym zareagowała gdyby mnie dotknął.
Wstrzymałam, powietrze kiedy złapał moją dłoń i lekko przycisnął do ust.
- Miło mi Cię poznać.


Wydawało mi się, że co najmniej godzinę spędziliśmy w kompletnej ciszy. Kakashi, wykonał pracę Sasuke i przywiesił wszystkie gwiazdki do sufitu, a ja poprawiałam lampki na choince. Ogólnie mówiąc, były one pozawieszane wszędzie. Na ścianach, tablicy a nawet na drzwiach. Mieniły się różnymi kolorami i sala wyglądała przez to magicznie. Tak, mam obsesję na punkcie lampek. Kiedy, stwierdziłam, że klasa wygląda jak powinna usiadłam na parapecie przyglądając się swojej pracy. Przez cały czas starałam się unikać kontaktu wzrokowego, fizycznego, ogólnie jakiegokolwiek kontaktu z Kakashim. Nie dlatego, że nie chciałam. Tylko, gdy na mnie patrzył, albo dotykał, natychmiast robiłam się czerwona i zapominałam o tym jak się mówi. Było to na tyle upokarzające, że nie chciałam dopuszczać go bliżej niż na jeden metr. Jednak tym razem nie miałam prawie, żadnych szans na „ucieczkę” ponieważ oparł się na parapecie tuż koło mnie, na tyle blisko, że się stykaliśmy. W mojej głowie od razu pojawił się obraz mnie zeskakującej z parapetu, ale po dłuższym namyśle, stwierdziłam, że byłoby to co najmniej dziwne. Więc siedziałam, mając tuż koło siebie człowieka, posiadającego niebywałą moc robienia ze mnie idiotki i jedyne czego chciałam to, tego by ta chwila trwała.
Ale ponieważ los mnie kocha, to sprawił, że z „lekkim” spóźnieniem zjawił się Sasuke, w towarzystwie zarumienionej Sakury. Trzymał się jej wyjątkowo blisko. Co za ulga, że nie tylko ja byłam w tak kłopotliwej sytuacji, tocząc bitwę z rozsądkiem. Kakashi wyprostował się i ruszył w stronę drzwi i machnął mi ręką na pożegnanie. Gdy zniknął za rogiem opuściłam, głowę zagłębiając się w wewnętrznych myślach.
Nie lubi mnie. Nie lubi mnie jak cholera. „Czego innego się idiotko spodziewałaś? Przez całą godzinę milczałaś i teraz się dziwisz, że Cię nie polubił”. Mój wewnętrzny głos nie miał litości. Uważał, że jestem nudna. Na pewno tak uważał, teraz będę go mijała na korytarzach, a on będzie udawać, że mnie nie widzi. Super, po prostu pięknie. Lepiej być nie mogło.
Byłam zdesperowana i zła na samą siebie, przez co wyglądałam na lekko naburmuszoną. Nie zwracając uwagi na dziwne zachowanie Sasuke i Sakury skierowałam się do szatni.
- Hej, Sei! Gdzie idziesz. – spytała różowo-włosa śledząc mnie wzrokiem.
- Zapaść się pod ziemię – odparłam cicho, ale wyraźnie, co wystarczyło by Haruno zrozumiała, że nie mam ochoty na jakiekolwiek towarzystwo.
Gdy wychodziłam ze szkoły, było już grubo po 18. Temperatura spadła do -9 stopni, tym samym informując mnie, że pogorszy mój dzień. Pod moimi nogami skrzypiał śnieg, który powoli wsiąkał w buty. Nawet moje grube rękawiczki zawiodły przy tej pogodzie. Kurtka wydawała się za cienka, tak samo jak sweter znajdujący się pod nią, a szalik za krótki. Jedynie czapka ratowała sytuację, ale ostatkiem sił.

Wróciłam do domu cała przemoczona i zziębnięta, dlatego pierwszą rzeczą którą zrobiłam było napuszczenie wody do wanny a potem przylgnięcie do kaloryfera. Godzina 19:30. Byłam wykończona, było mi zimno i chciałam iść spać. Miałam jutro test z fizyki. Nie bardzo uśmiechało mi się wkuwanie wzorów. Nie dzisiaj. W przeciągu 10 sekund pozbyłam się mokrych ubrań i weszłam do gorącej wody. Byłam pewna, że usłyszałam „Tssss”.

7 Grudnia
5:30. Budzik niemiłosiernie drażnił moje uszy. Przewróciłam się na drugi bok. Nie chciało mi się wstawać. Jednak nie  mogłam tak po prostu opuszczać zajęć szkolnych.
Ale tu było tak ciepło i miękko. W szkole mogłam kogoś spotkać. „Znowu ludzie.” Nie chciałam wstawać. „Tam chyba był jakiś wyjątkowy ludź.” Moje serce przyjemnie wyrwało do przodu. Schowałam się cała pod kołdrę. Nie chciałam opuszczać mojego łóżka. „Kakashi”. Zaświtało w mojej głowie i gwałtownie zerwałam się z materaca. Natychmiast ogarnęło mnie przenikliwe zimno, jednak byłam dziwnie zmotywowana, więc wyłączyłam budzik i krokiem zombie poszłam do kuchni. Nastawiłam wodę na herbatę i wrzuciłam chleb do tostera, modląc się, żeby moja poranna walka była warta tego dnia. Kiedy kierowałam się w stronę łazienki, lekko zawirowało mi się w głowie. Odruchowo złapałam się za czoło. Było strasznie gorące. W jednej chwili ogarną mnie błogi spokój. Mam gorączkę. Jestem chora. Nie idę do szkoły. Mogę iść spać. Te 4 punkty wyświetliły się w mojej głowie i po upewnieniu się, że temperatura mojego ciała jest wysoka, poszłam spać. Dawno nie poczułam takiej ulgi.

14 Grudnia.
Cały tydzień spędziłam w domu, leżąc w łóżku i łykając jakieś ohydne lekarstwa. Dawno nie miałam tyle spokoju. Wizja wychodzenia na dwór by wkuwać bezsensowne regułki matematyczne była wprost nie do zniesienia. Żeby znowu wyjść do ludzi. Nie chciałam. Nikt, nawet Temari, nie przyszedł do mnie, nie zadzwonił i najzwyczajniej w świecie czułam się olana i niepotrzebna. Moja temperatura spadła, a w nogach zaczęłam odzyskiwać czucie, jednak stan psychiczny pogarszał mi się z godziny na godzinę. Wstałam z łóżka i rozciągnęłam się, ziewając. Był piątek, godzina 10:30. Skierowałam się w stronę łazienki, żeby zobaczyć w jakim jestem stanie. Nie myłam się od całych 4 dni, ponieważ wstawałam tylko w najważniejszych sprawach. Nie miałam po prostu siły na nic więcej. Dzisiaj czułam się lepiej, więc spokojnie i ku mojej uciesze mogłam doprowadzić się do porządku.
Tak jak się spodziewałam po prysznicu byłam jak nowonarodzona. Czułam się na tyle dobrze, że po dokładnym wysuszeniu włosów postanowiłam, pójść do lekarza, który tydzień temu koniecznie, kazał mi wrócić jak poczuję się lepiej, by mógł stwierdzić czy mogę wrócić do normalnego trybu życia, do którego wolałabym nie wracać. W mojej głowie widniało mnóstwo wymysłów na temat mojego powrotu do szkoły.
Widziałam jak Temari wzdryga się, słysząc mój głos, jak Sasuke obojętnie na mnie patrząc mówi groźne „ A ty znowu tu?”, a Sakura przyczepiona do jego ręki przewraca w zażenowaniu oczami. Wtedy do akcji wkracza Shikamaru i wzdycha ciężko „To takie kłopotliwe, że będę musiał z tobą spędzać kolejne 2 lata”, a Ino, Ten Ten, Kiba i Lee mu przytakują. Nie stąd nie zowąd pojawia się Naruto „ Nikt Cię tutaj nie chce”, a zza jego pleców wyłania się nieśmiała Hinata „Prawda jest taka, że nikt za tobą specjalnie nie przepada.” Neji, do tej pory nie zauważalny, zabiera głos „ Szczególnie Kakashi. Uważa Cię za nudną idiotkę”
Potrząsnęłam głową próbując pozbyć się negatywnych myśli, które i tak zdążyły popsuć mi humor. Westchnęłam do swojego odbicia w lustrze. Lepiej już pójdę do tego lekarza. Zerknęłam na siebie jeszcze raz, przez co mój nastrój spadł poniżej zera. Może wpadnę po drodze do jakiegoś psychiatry. Gdy zakładałam buty, rozległ się dzwonek. Zdziwiona, stwierdziłam, że może ktoś zabłądził. Z grobową miną otworzyłam drzwi, za którymi stała Temari. Gdyby tego było mało za nią stała Sakura, Hinata, Sasuke, Naruto, Neji i Ten Ten. Moja twarz wyglądała zapewne jak z obrazu „krzyku”, ponieważ byłam zaskoczona i przerażona jednocześnie. Blondynka nie czekając na zaproszenie przekroczyła próg, a za nią weszli pozostali.
- Widzę, że czujesz się już lepiej. – powiedziała Temari z uśmiechem, kierując się do kuchni.
Nieeee. W mojej lodówce znowu panowała zupełna pustka. Tym razem, jedyne co się w niej znajdowało to jajko i musztarda. Ciekawe jak smakują razem?
Zakładając, że Temari zrobi sobie teraz jajecznice, to do końca tygodnia będę się żywiła musztardą. Albo pójdę na zakupy. Znowu Ludzie. Żywienie się musztardą wydawało się lepszą opcją. Na szczęście miałam jeszcze czekoladę.
Gdy zaczęłam wyliczać jak rozłożyć moje składniki na kolejne dwa dni, zobaczyłam jak Sasuke i Naruto niosą wielkie torby z… jedzeniem. Byłam lekko zdziwiona, więc jedyne co zrobiłam to przeszłam do kuchni, wskazując palcem torby leżące na stole. Do niewielkiego pomieszczenia, doszła również Sakura wraz z Hinatą. Patrzyłam jak Temari rozpakowuje rzeczy do moich szafek. Wydawało mi się, że kupiła wszystko co tylko było jadalne. Chociaż nie, nie było rodzynek. To dobrze. Nienawidzę rodzynek. Tą myślą, sprowadziłam się lekko na ziemię. Wydałam z siebie dziwny jęk.
- Co wy tu robicie?!
- Huh? – wydała z siebie Sakura wyrwana z oglądania kolekcji moich książek. – Temari stwierdziła, że musiałaś zachorować.
- Skąd ten pomysł? Przecież nie było mnie tylko tydzień. – powiedziałam sarkastycznie. – Po za tym jeśli tak stwierdziła, to co wy tu wszyscy robicie? Przecież możecie się zarazić!
Jakby na dowód tego Shikamaru kichnął.
- Pięknie. – szepnęłam.
- Ile osób chce herbatę? – zapytała Hinata, wlewając wodę do mojego czajnika.
- Ja poproszę – powiedziała Ten Ten, do której natychmiast dołączyli się pozostali.
- I ja!
- Mnie też możesz zrobić.
- Jak już wszyscy, to ja też się napiję.
- Hej Hinata-chan zrób jeszcze mi! I jestem pewny, że Sasuke też chce.
Po raz kolejny stałam jak osłupiała. Są w moim domu od jakichś 3 minut, a zachowują się jak by ty mieszkali, w dodatku co najmniej od kilku lat. Nie przeszkadzało mi to, ale wydawało się dziwne.
- Sei-chan, ty też chcesz? – spytała Hinata.
Zerknęłam na moją herbatę stojącą na stole. Prawdopodobnie była już zimna. Potrząsnęłam głową.,
- Nie, dziękuję. Tak właściwie. – zaczęłam – To czemu przynieśliście mi do domu parę ton jedzenia, na które być może mnie nie stać?
- Nie zapłacisz za to! – krzyknęła oburzona Temari wkładając lody do przepełnionego zamrażalnika. – Ostatnio marudziłaś mi, że nie lubisz chodzić po supermarketach i że zawsze brakuje Ci żywności. Zakładając, iż nie wychodziłaś z domu przez tydzień, pomyślałam, że nie zostało ci za dużo zapasów.
- Dobrze… - opowiedziałam niepewnie, ponieważ jej zdanie samo w sobie było dziwaczne. – Czy to oznacza, że z powodu mojego marudzenia, zafundowałaś mi zapasy na zbliżający się koniec świata?
- Coś w tym stylu. – odburknęła.
Chyba ją uraziłam.
- W każdym razie, wygląda na to, że czujesz się całkiem nieźle. – stwierdził Naruto uważnie mi się przyglądając.
- Pff. Pewnie symulowała, bo nie chciało jej się wcześnie wstawać. – powiedział pewny swoich słów Shikamaru.
- Nieprawda! Miałam wysoką gorączkę. – broniłam się.
- Jasne, jasne. – dodał Neji, siadając koło Ten Ten na kanapie.
- Hej, Sasuke. – zwróciła się do bruneta Sakura. – Mówiłeś nam, że nie możemy zrobić nocy filmowej w twoim domu, bo zepsuł Ci się telewizor. – powiedziała, a Uchiha przytaknął. – Dlaczego, więc nie możemy jej zrobić u Sei?
- Eeee – wydałam z siebie, ale nikt mnie nie słuchał.
- Świetny pomysł Sakura-chan. – pochwalił ją zachwycony Naruto.
- W sumie, czemu nie. – powiedział Sasuke. – Musiałbym tylko skoczyć po filmy. Ale potrzebuję pomocy w wyborze. Nie znam się na tym za bardzo.
Każdy ze zgromadzonych w moim domu wiedział, że Sakura znała się na tym najlepiej. Wszyscy zrozumieli aluzję Uchihy. Tylko nie Haruno.
Postanowiłam przejąć pałeczkę. Nie warto było się bronić, przed zorganizowaniem u mnie nocy filmowej. Udawanie chorej nic by już nie wskórało, tak samo jak każda inna wymówka.
- Sakura. – zaczęłam – Mogłabyś pojechać z Sasuke, a my w tym czasie wszystko przygotujemy. Tylko wróćcie przed 19.
- Dobrze. – powiedziała cicho.
W dalszym ciągu wydawało jej się, że brunet jej nienawidzi i nie chce przebywać w jej towarzystwie.
- Ej, ej, ej czekajcie, czekajcie! – krzyczał Naruto. – Czemu to Sakura-chan ma wybierać filmy, a nie ja? Też chcę jechać.
Mogłam się domyślić, że on też nie załapie. Ponieważ wiedziałam, że różowo-włosa w tym momencie tego nie zrobi, walnęłam blondyna w głowę i wytargałam za ucho do salonu.
- Idiota. – powiedziałam cicho – Nie zauważyłeś, że chodzi o to by ta dwójka została sam na sam?!
Naruto, masując się w obolałe miejsce, zerknął na Sasuke i Sakure. Jego policzki lekko się zarumieniły.
-Aaaa. Rozumiem. – stwierdził po pewnej chwili. – Nie mogłaś najpierw mi tego powiedzieć, zamiast od razu atakować! – oburzył się wymachując rękami w każdą stronę.
- Przykro mi – powiedziałam z uśmiechem – Nie mogłam się powstrzymać.

Po milionie zadanych mi pytań, wszyscy rozeszli do domów, by wrócić wieczorem. Była godzina 16,  a ja siedziałam sama przy stole i obserwowałam mój salon. Zastanawiałam się, co mogę zrobić, byśmy się tu wszyscy pomieścili. Nie chciałam, żeby pierwsze co będzie im się kojarzyć z moim mieszkaniem to ciasnota. Z westchnieniem, podniosłam się i przeszłam do środka pokoju dziennego. Obróciłam się wokół własnej osi i opadłam ciężko na kanapę, masując się po głowie. Mój salon, był połączony z kuchnią i korytarzem, ale gdyby oddzielić go ścianami, miałby kształt prostokąta o wymiarach 5x6 metrów. Mogłabym użyć co najmniej połowy pokoju, ponieważ telewizor był zbyt mały, by móc na nim oglądać filmy, z każdego kąta salonu. Zostaje mi 2,5x3 m to oznacza, że…
Wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Wyrwana z obliczeń, jakich właśnie dokonywałam siedziałam osłupiała, przez jakieś 3 sekundy, poczym popędziłam, by otworzyć. Był to Shikamaru. Jak zwykle w „luzackiej” pozycji z obojętną miną. Na pierwszy rzut oka, można by go uznać bardziej za miejscowego dresa niż geniusza.
- Hej. – powiedział.
Zaprosiłam go gestem do środka. Ten zdjął buty i poszedł do salonu. Czy naprawdę nikt z moich przyjaciół, nie czuje sie ani trochę dziwnie chodząc sobie swobodnie po czyimś domu?  Złapałam się za czoło i pokręciłam głową. Trudno. Będę musiała się przyzwyczaić.
Zastałam Shikamaru, przestawiającego lampę na drugi koniec pokoju.
- Co robisz? – zapytałam, lekko zdziwiona jego zachowaniem. Rozumiem swobodę, ale nie aż taką, żeby zmieniać mi umeblowanie.
Nara, biorąc się za przesuwanie stolika do kawy, zaczął tłumaczyć.
- Powierzchnia twojego domu wynosi łącznie około 105 metrów kwadratowych, wysokość, 325 centymetrów. Masz 4 pomieszczenia, w tym tylko w dwóch jest telewizor. Biorąc pod uwagę szerokość korytarza i długość kuchni, to pokój, prawdopodobnie, gościnny, nie posiada zbyt dużej powierzchni użytkowej. Czy to właśnie w nim znajduje się drugi telewizor?
- Yyy tak. – wybąkałam.
Kiwnął głową, poczym kontynuował.
- Nie sądzę, byś do małej powierzchni kupowała, jakiś duży sprzęt.
Kiwnęłam głową.
- Ponieważ w salonie, który jest mniej więcej 2 razy większy od pokoju gościnnego, telewizor posiada tylko 47 cali, to mniejszy wynosi około 25. W ten oto sposób, drugi z czterech pomieszczeń odpada.
-Drugi? – zdziwiłam się, a Shikamaru westchnął.
-Podejrzewam, że jeden zajmuje łazienka.
-Aaa, no tak. – czułam, jak moje IQ gwałtownie się kurczy.
- Wymiary twojej sypialni to coś między 5x4 m. Wielkość jest odpowiednia. Jednak, nie masz w niej telewizora. W owym pokoju znajduje się, jedno łóżko, komputer, szafa i fortepian.
Chciałam,  już powiedzieć, że niemożliwym jest by wywnioskował z czystej logiki, że w moim pokoju znajduje się fortepian, jednak uprzedził mnie.
- Kiedyś wspomniałaś, że lubisz na nim grać. Pokój gościnny jest za mały w salonie go nie ma, nie widzę go też w kuchni, ani na korytarzu. Została tylko łazienka i sypialnia, a niestety łazienka, odpada z oczywistych powodów.
Chyba, że tak.
- Przenoszenie telewizora, oraz co najmniej jednej kanapy z salonu do sypialni, byłoby niebywale kłopotliwe, dlatego też, ten pokój również odpada. Pozostaje salon.
Jednakże, twój telewizor jest zbyt mały by oglądać go z każdego kąta pomieszczenia, a w niektórych z nich byłoby to po prostu niewygodne. Odpadają miejsca pod oknami. – wskazał na kominek znajdujący się pomiędzy nimi. - Gdyby usiadło się pod pierwszym z nich, kominek przysłoniłby co najmniej połowę obrazu, a trzaskanie jakie się z niego wydobywa, uniemożliwiałoby skupienie się na filmie. Pod drugim, z kolei widzi się telewizor pod złym kątem. Półkole, o promieniu 50 centymetrów wokół ogniska, również odpada. Panuje tam wyższa temperatura niż w reszcie mieszkania, w którym i tak jest dosyć gorąco. Siedzenie tam byłoby niekomfortowe. Przesunięcie kanapy tuż pod ścianę odpada, gdyż odległość między telewizorem, a kanapą wynosiłaby całe 6 metrów, co według mnie jest lekką przesadą. Biorąc to pod uwagę, dwa metry od ściany również nie nadają się do użytku. Dlatego uważam, że najlepszym ułożeniem dla nas wszystkich będzie właśnie takie. – Zakończył, wskazując ręką na swoje dzieło.
Jedna kanapa, pozostała dokładnie w tym samym miejscu, czyli jakieś 2 metry od ściany naprzeciw telewizora. Druga, która do tej pory była idealnie prostopadła, do pierwszej, znajdowała się teraz ok. 1,5 metra bliżej urządzenia. Obie były rozłożone i tworzyły coś w stylu mega łóżka. Stolik do kawy stał  na owym półkolu, w którym podobno panowała za wysoka temperatura, a lampa w prawym, dolnym rogu pomieszczenia.
Stałam osłupiała, opierając się o ścianę.
- Czy nie mogłeś po prostu powiedzieć, że przesuwasz kanapę, żeby nam się lepiej oglądało film? – spytałam lekko skołowana.
Przekroczył próg mojego mieszkania dopiero drugi raz i widząc zaledwie jedno pomieszczenie, zdążył rozszyfrować ilość i wygląd pozostałych. Ludzie z wysokim IQ są tacy skomplikowani.
- Pytałaś co robię, to odpowiedziałem. I tak ominąłem większość obliczeń. – zaczął obrażonym tonem, ale gdy zobaczył moją minę od razu się uśmiechnął.
- Tak, tak. – powiedziałam żywiołowo. – A teraz, mój drogi geniuszu pomożesz mi przygotować jedzenie.
W tej chwili to ja się uśmiechałam a on krzywił.
- Już, już! Do roboty. – wołałam, śmiejąc się i ciągnąc go za nadgarstek do kuchni. Teraz to ja mu pokaże w czy jestem dobra.

O 18:50 wszystko już było przygotowane, ale gości nadal brak. Shikamaru siedział na podłodze i obserwował tańczące języki ognia w kominku. Byłam w naprawdę dobrym humorze, ponieważ okazało się, że gotować, a tym bardziej kroić nie potrafi w ogóle. Zdążył zranić się 4 razy w ciągu 10 minut. Za siódmym zacięciem odesłałam go do salonu, na co zareagował bardzo entuzjastycznie. Jednak gdy wybiła godzina 19:00 zaczęłam się niepokoić, czy ktoś w ogóle przyjdzie. Odłożyłam nóż, na blat kuchenny i poszłam do salonu. Usiadłam koło Shikamaru i w milczeniu przyglądałam się ogniu.
- Nie przyjdą prawda? – spytałam cicho.
- Hmm? – ocknął się, z zamysłu. – Jasne, że przyjdą.
- Mhh – mruknęłam bez przekonania.
Wydaje mi się, że Shikamaru poczuł się zobowiązany, żeby mnie pocieszyć.
- Hej, Sei – powiedział szturchając mnie lekko w ramię. – Nie martw się. Jeśli już powiedzieli, że przyjdą, to na pewno to zrobią. – stwierdził patrząc na mnie wyczekująco.
Uśmiechnęłam się lekko. Chyba uznał, że jego zadanie jest zakończone. Mimo to dodał.
- Po za tym pomyśl. Na dworze jest potwornie zimno, jestem pewien, że komunikacja miejska, nie działa tak sprawnie jak we wiosnę.
I to zdanie od razu poprawiło mi humor. Nie rozumiałam czemu wcześniej na to nie wpadłam.
- Dzięki.

Wszyscy dotarli z 30 minutowym spóźnieniem, ale nie miałam im tego za złe. Cieszyłam się, że w ogóle przyszli. Zauważyłam, że Sakura, ma na sobie męski szal, ale nie wnikałam w ten temat. Sasuke przyniósł 4 horrory i jedna komedię. Pięknie. Nie lubiłam horrorów. Mam za bujną wyobraźnie by móc normalnie po nich funkcjonować. Jednak nie miałam nic do gadania.
Okazało się, że Shikamaru obliczył wszystko na tyle dobrze, że każdy siedział wygodnie i mógł normalnie oglądać filmy. Mimo, że ta noc, była jedną z najlepszych w moim życiu, czułam się trochę dziwnie. Może dlatego, że Sakura co chwila zerkała nieśmiało na Sasuke, który z kolei nie bawił się w kotka i myszkę i gapił się na nią cały czas. Shikamaru i Temari cały czas się stykali, przez co oboje robili się cali czerwoni. Za to Naruto, siedzący koło Hinaty, ciągle się wiercił. Po czym uznał, że najwygodniejsza pozycja jaką mógł przybrać, to przełożenie ręki za głowę Hyuugi i oparcie dłoni na jej ramieniu. Biedna Hinata, przez cały czas była czerwona niczym dojrzały pomidor. Nie mogłam uwierzyć, że oni wszyscy się jeszcze nie zorientowali. Otaczają mnie debile.
Chociaż, nie wiedziałam czy nie wolałam tych debilów, od Nejiego i Ten Ten, którzy całowali się w kuchni. Zawiesiłam głowę, zdołowana. W myślach miałam tylko jeden opis mnie w tym wszystkim „Forever alone”.

15 Grudnia godz. 13.30
Wszyscy rozchodzili się do domów, w dużym pośpiechu i nieporządku. Zaczęli się zbierać już o 12, ale zgodnie stwierdzili, że pomogą mi posprzątać salon i kuchnie, które po wczorajszej nocy nie wyglądały za dobrze. Miałam kanapy do przestawienia, podłogę do odkurzenia i mycia, gdyż Naruto wylał na nią sok, i mnóstwo naczyń do zmycia. W końcu zebrali się i wyszli razem,  mówiąc między sobą, że muszą to jeszcze kiedyś powtórzyć. Zamykając drzwi poczułam, coś w rodzaju ulgi i żalu. Byłam potwornie zmęczona, ale jednocześnie chciałam iść z nimi. Starając się więcej nie myśleć, poszłam spać.

2 komentarze:

  1. Chodzę sobie, tak o, bez celu, zaglądam tu i ówdzie, czytam po 2 rozdziały i wychodzę. A tu nagle: Blog o Kakashim. Niby nic, a jednak stwierdziłam, że poczytam. Za oknem tak ponuro. I nawet nie zauważyłam, kiedy wciągnęło mnie tak, że nie jestem w stanie wypłynąć spowrotem na powierzchnię rzeczywistości. Bardzo mi się spodobał pomysł opowiadania. Niby dużo tekstu, ale nie zanudza i wciąż dzieje się coś nowego i prawie nieoczekiwanego. Lecę dalej, dać się zwodzić fabule.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę się zgodzić z przedmówczynią - tekstu jest sporo, a czyta się płynnie i z przyjemnością. Muszę też przyznać, że chociaż czytywałam już lepsze historie, a na dodatek ta jest dziwnie sielankowa, czyta mi się bardzo dobrze i wcale nie przeszkadza mi to, że wszystko idzie nierealnie dobrze i gładko. Miło się czyta o przyjaźni, która zaczyna się zawiązywać między bohaterami, ale wciąż najbardziej nurtującym mnie wątkiem jest relacja Kakashiego i... Sei, tak? Dlatego nie zatrzymuję się tutaj na dłużej, a biorę się za kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, Mukudori.

    OdpowiedzUsuń