środa, 20 marca 2013

Rozdział 1




1 Września

Początki roku są niebywale krępujące. Nigdy nie można być pewnym co ludzie o tobie pomyślą. Musisz ostrożnie dobierać każde słowo, powoli i uważnie analizując terytorium na którym stoisz. Wtedy następuje tak zwana ocena. Jesteś godny mojego towarzystwa, bądź nie. Obrzydliwe.
Opierając się o ścianę błądziłam zamglonym wzrokiem po twarzach ludzi tłoczących się nerwowo przede mną. Wysocy, niscy, grubi, chudzi, ładni, brzydcy… wszyscy byli tacy różni. Fascynujące. Jednak łączyło nas jedno wspólne uczucie. Mianowicie zdenerwowanie. Będzie trzeba zaprezentować się z jak najlepszej strony. Przekonać do siebie innych. Nie lubiłam takich sytuacji i nie wyglądało na to bym kiedykolwiek je polubiła.
Po korytarzu rozległ się dzwonek, zakłócając moje rozmyślania i powodując, że mój żołądek skurczył się boleśnie. Czas zapoznać się z nowymi ludźmi. Westchnęłam ciężko i potrząsnęłam głową starając się pozbyć wszelkich uprzedzeń. Po prostu bądź miła.
Tłum na korytarzu przerzedził się, dlatego odepchnęłam się lekko od ściany i ruszyłam długim, ponurym korytarzem przed siebie. Doskonale wiedziałam gdzie znajdowała się klasa w której miałam pierwsze zajęcia. Specjalnie przyszłam wcześniej i zapoznałam się z planem szkoły, by później nie krążyć jak idiotka, szukając sali. Moje nogi wystukiwały pewny rytm, ale wszystkie wnętrzności ściskały się boleśnie. Gdy doszłam do drewnianych drzwi po plecach przebiegły mi dreszcze. Niepewnie je otworzyłam, szybko oceniając sytuacje. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się na mnie. Ominęłam siedzących w ławkach uczniów i podeszłam do trzech dziewczyn stojących pod oknem. Przywołałam na twarzy szeroki uśmiech i wyciągnęłam przed siebie lekko drżącą rękę.
- Cześć, jestem Sei. – powiedziałam, starając się by mój głos brzmiał pewnie.
Blondynka z ciemno zielonymi oczami odwzajemniła uśmiech i ścisnęła lekko moją dłoń. Ulga którą poczułam była nie do opisania .
- Temari.
Przełknęłam ślinę i przedstawiłam się pozostałym dziewczynom. Wysoka blondynka o jasno niebieskich oczach miała na imię Ino, a dużo niższa brunetka z ciemnymi oczami i uroczymi koczkami, Ten Ten. O dziwo rozmowę z nimi prowadziło się całkiem przyjemnie. Och… jak ja nienawidziłam takich początkowych sytuacji. Zmieniać szkoły. Wiadomo. Przedszkole, podstawówka, gimnazjum, aż w końcu przyszedł czas na liceum. Po co to? Nie dość, że doświadcza się nie potrzebnych stresów przy spotkaniach z nowymi ludźmi to jeszcze te całe odstawianie tragedii przy zakończonym nauczaniu w poszczególnych szkołach. Te łzy i wspomnienia. Ja tak tego nie przeżywałam.
Nie zauważyłam nawet, że do klasy wszedł nauczyciel dopóki nie zabrał głosu. Wyglądał na skrępowanego. Widać było, że byliśmy jego pierwszą klasą wychowawczą. Przemowa nie trwała długo. Dowiedzieliśmy się jak ma na imię, czego uczy, oraz dostaliśmy kartki informujące o datach zebrań w pierwszym semestrze. Wszystko to zupełnie mnie nie interesowało.

Na następnych lekcjach, każdy z nauczycieli informował nas o systemie oceniania i wyglądało na to, że oni są nim tak samo znudzeni jak uczniowie. Na lekcji fizyki do mojej głowy nie docierało ani jedno słowo wypowiadane przez nauczyciela spinającego swoje włosy w wysoką kitkę i  mającego na policzkach dwie długie blizny. Nie ciekawiło mnie nawet skąd je ma. Opierając rękę o ławkę, kreśliłam jakieś abstrakcyjne wzory na tle nowego zeszytu. Nagle poczułam się bardzo zmęczona i moje oczy zaszły łzami. Szybo je otarłam, powstrzymując ziewnięcie. Jak tak dalej pójdzie to nie wyrobię sobie za dobrej opinii. Zresztą wszystko i tak już było przesądzone. Nauczyciele nigdy za bardzo mnie nie lubili. Nie sprawiałam kłopotów, ale jeśli chodzi o oceny to były one raczej średnie.
Zbawienny dźwięk dzwonka zadziałał jak balsam na moje uszy, jak i bardzo poprawił samopoczucie. Pospiesznie wrzucając zeszyt do plecaka i ruszyłam w stronę drzwi, lecz gdy już miałam wychodzić ktoś zagrodził mi drogę. Wpadłam prosto na wysokiego bruneta o jasno zielonych oczach i jak się okazało cudownym uśmiechu. Przez chwilę stałam nie mogą wykrztusić słowa, po czym gwałtownie się odsunęłam, cała zarumieniona na twarzy.
- P – przepraszam – wyjąkałam pospiesznie, owijając wokół palca jeden ze sznurków przy plecaku i z uwagą obserwując czubki moich tenisówek.
- Przecież nic się nie stało – usłyszałam jego głos i od razu zapadła cisza.
Wydawało mi się, że trwała ona co najmniej półgodziny, ale rozsądek podpowiadał mi, że nie minęło więcej niż sekunda. Moja głowa wystrzeliła do góry wbrew mojej woli, przerażona tak długo trwającym milczeniem i zobaczyłam jak chłopak ustępuje mi miejsca. Coś zakuło mnie w sercu. Dżentelmen. Ładny dżentelmen. Wydając z siebie jakiś dźwięk który miał brzmieć jak „dziękuję” wyszłam z klasy, cały czas starając się nie puścić biegiem. Opanuj się! Przecież to tylko i wyłącznie zwykły uczeń z cudownymi manierami i przystojną twarzą. Pełno takich dookoła. Niepewnie rozejrzałam się po korytarzu, którym właśnie zmierzałam. Po mojej prawej stała grupka chłopców ubranych w niemalże identyczne sweterki w kratkę, a po ich pryszczatych twarzach błądziły dziwaczne uśmieszki. Tuż koło nich siedział otyły chłopak, który z euforią na twarzy otwierał kolejną paczkę chipsów. Gdy sięgnęłam dalej wzrokiem zobaczyłam dwójkę wysokich, blond bliźniaków, którzy wyglądali jakby dużo urośli w bardzo krótkim czasie.
Cóż…
Może w tej części korytarza nie roiło się od najprzystojniejszych mężczyzn, ale tak to jest ich  ma pęczki… prawda?


Zabawnym trafem było to, że pierwszy dzień zajęć szkolnych wypadał w piątek.
Zakładając słuchawki na uszy zastanawiałam się czy aby na pewno, spódniczka w którą się przebrałam nie jest zbyt krótka i czy inni nie pomyślą, że wyglądam w niej – ładnie mówiąc –  wyzywająco. Założyłam plecak przez ramię, żałując, że nigdzie nie mam pod ręką peleryny niewidki.
Tak naprawdę byłam dosyć nieśmiałą osobą. Zawsze za bardzo przejmowałam się zdaniem innych, nawet nieznanych mi, osób. Krytyka bolała mnie dogłębnie, dlatego starałam się robić wszystko jak należy. Unikałam jakichkolwiek miejsc publicznych jak ognia. Nie chciałam się niepotrzebnie narażać.
Niepewnie skinęłam głową do nowo poznanych dziewczyn i ruszyłam w stronę wyjścia. Tym razem na nikogo nie wpadałam i nie do końca wiedziałam, czy byłam z tego zadowolona czy też może nie.

Droga do domu wydała mi się wyjątkowo krótka i bardzo możliwe, że była to zasługa nowych piosenek na moim telefonie. Wbiegając na 4 piętro, zastanawiałam się co mogłabym zrobić z wolnym weekendem, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Otworzyłam drzwi do mieszkania i od razu skierowałam się do mojego pokoju. Rzucając plecak na podłogę, uruchomiłam laptopa i otworzyłam okno, jednocześnie. Nie do końca wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc najzwyczajniej w świecie, jak to ja, poszłam do kuchni. Otwierając lodówkę na oścież, nie zauważyłam w niej nic wartego mojej uwagi a tym bardziej żołądka. Od dawna nie rozbiłam żadnych zakupów, więc białe półki ziały pustką. Co prawda zostało mi jedno jajko i dwa plastry żółtego sera, ale nie mogłam sobie wmówić, że dożyje na tym do końca weekendu. Zażenowana zamknęłam lodówkę i oparłam o nią głowę uświadamiając sobie, że będę musiała iść na zakupy. Do supermarketu. Boże. Ludzie. Znowu.


Wyprawa do sklepu nie była tak tragiczna jak się zapowiadała. Mimo, że był piątek, zakupy w supermarkecie robiło jakieś sześć osób. Można by powiedzieć, że w życiu nie odbyłam przyjemniejszej wyprawy po składniki spożywcze. Uśmiechnęłam się sama do swoich myśli, kiedy przekręcałam klucze w zamku.
Rozpakowując rzeczy, wróciłam myślami do planów na weekend, jednak poddałam się już po 10 minutach.
 Ostatecznie, jak zwykle zresztą, postanowiłam zostać w domu i nie robić nic. Ach ja i te moje szalone pomysły.


Weekend minął mi tak nudno, że szczerze cieszyłam się nawet z porannej pobudki. Wstawiając sobie wodę na herbatę, byłam tak podekscytowana, że nie mogłam ustać w jednym miejscu. Cieszyło mnie, że znów spotkam się z moją klasą, mimo, że nie do końca ją znałam. Najbardziej chciałam zobaczyć Temari. Wydawała mi się jakoś bardzo bliska. Zupełnie bezsensu. Przecież poznałam dopiero trzy dni temu.
Usiadłam na blacie kuchennym oplatając dłońmi kubek z herbatą. Na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Chciałabym wpaść jeszcze raz na tego szatyna. Jaki on miał uśmiech… potrząsnęłam głową. Nie powinnam tak o tym myśleć. Tylko czemu? Przecież to nie jest zabronione. A ja po prostu jeszcze raz chciałam go zobaczyć.
Nagle ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Nie za bardzo rozumiejąc, czemu je mam, odłożyłam kubek z powrotem na blat i zeskoczyłam z niego, lądują miękko na palcach. Potargałam ręką włosy i ruszyłam w stronę łazienki, mając zamiar zamienić dziewczynę z lustra z zombie, na żywego człowieka, o w miarę normalnym wyglądzie.
Jeszcze przed podjęciem prób spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i zastygłam w pół kroku, robiąc do niego wielkie oczy. Wydałam z siebie jakiś dziwny jęk i ruszyłam pędem przed siebie, ślizgając się na panelach i cudem unikając upadku. Stanęłam na środku salonu, łapiąc się obiema rękami za włosy i ciągnąc je lekko. Co powinnam zrobić najpierw?! Szybko podejmując decyzję, pobiegłam do pokoju się ubrać. Jak to jest możliwe, że zostało mi piętnaście minut do początku zajęć? Przecież specjalnie wstałam wcześniej. Zakładając spodnie i czesząc się jednocześnie, próbowałam wykombinować jak dotrzeć na zajęcia na czas. Szkołę miałam dwadzieścia minut drogi stąd, nie wliczając jeszcze pobytu w szatni. 
- Głupia, głupia, głupia – mówiłam do siebie, próbują ukroić kawałek chleba. Po drugim zacięciu się nożem, stwierdziłam, że kupię sobie coś w bufecie. Włożyłam zranione palce pod zimną wodę i wywaliłam chyba połowę, rzeczy z mojej szafki próbując znaleźć plastry, które jak na złość okazały się leżeć na stole w torebce. Jako jedyna nie rozpakowana rzecz z piątku. Prawie warcząc zamknęłam drzwi, i zaczęłam zbiegać po schodach. W połowie 1 piętra zorientowałam się, że nie wzięłam plecaka. I tu wypadałoby dodać, że mieszkam na piętrze numer 4.  Uderzając się otwartą ręką w czoło, popędziłam z powrotem.
Wybiegając z kamienicy, czułam się jak na zawodach z biegu. Z początku biegłam niezdarnie i wolno, ale powtarzając sobie w myślach zdanie „Muszę zdążyć, muszę zdążyć” moje kroki stawały się dłuższe i cichsze. Moje ciało wydawało się być dziwnie zadowolone z tego, że dostarczałam mu tego rodzaju wyzwań. Przepełniała mnie jakaś nieznana energia i nie do końca wiedziałam czy mi się ona podobała. Spoglądałam na zdziwione miny mieszkańców. Stwierdziłam, że mogę przecież uprawiać jogging dla zdrowia. Nikt wcale nie musi podejrzewać, że zaspałam i próbuje zdążyć do szkoły. Tylko, który normalny człowiek wybierający się na jogging, sprintuje w jeansach, z plecakiem, po chodniku? Uświadamiając sobie, że moje zachowanie jak najbardziej nie było normalne, zawiesiłam głowę i przyspieszyłam. Niech chociaż ta lekcja będzie warta całego upokorzenia.
Wparowałam do szkoły jak głupia i równo z dzwonkiem. Nie czułam żadnego zmęczenia, ale byłam zbyt zdenerwowana, by myśleć o tym jak dziwne to było. Obliczałam w głowie, jakie są szanse, by nauczyciel spóźnił się w drugi dzień szkoły i doszłam do wniosku, że nie ma żadnych. Z wściekłością zmieniając obuwie, przeklinałam szkolny regulamin. W myślach oczywiście. W głowie wirowało mi jedna myśl. Sala 107, sala 107. Rzuciłam się pędem po pustym korytarzu, a moje kroki odbijały się  echem od ścian. Kiedy dobiegłam, odetchnęłam spokojni dziesięć razy i powoli, z opanowaniem odtworzyłam drzwi. Chcąc już wydusić z siebie długie i pełne skruchy przeprosiny za spóźnienie, zobaczyłam, że nie dość iż nie była to moja klasa, to jeszcze przy jednej z ławek dostrzegłam zielonookiego szatyna. Zastygłam z otwartymi ustami. Cała zarumieniona, spuściłam wzrok, wyjąkałam ciche ,,przepraszam” i czym prędzej zamknęłam drzwi. Następnie, po raz któryś tego dnia, uderzyłam się otwartą dłonią w głowę, ponieważ właśnie przypomniało mi się, że zaczynam lekcje godzinę później.
Zeszłam do szatni i usiadłam opierając plecy jedną z szafek. Trwały lekcje, więc dookoła mnie panowała nadzwyczajna cisza. Wtedy szkoła wydawała się taka cudowna. Kiedy panował w niej spokój, a korytarze nie były pełnie przepychających się ludzi. Odetchnęłam starając się znaleźć pozytywne strony sytuacji. Po pięciu minutach, zrezygnowałam z jakichkolwiek poszukiwań, ponieważ nie przynosiły one skutków. Do szatni weszła Temari.
-Cześć!- powiedziała, z uśmiechem na twarzy.
Odpowiedziałam jej jakimś dziwnym grymasem, nie do końca wiedząc co chcę jej w nim przekazać.
- Co ty taka niemrawa?- spytała, siadając koło mnie.
Oparłam głowę o szafkę i wpatrywałam się w biały sufit, udając, że mnie wielce zaciekawił. Temari cierpliwie czekała, nie odrywając ode mnie wzroku. Westchnęłam i zaczęłam jej opowiadać mój cudownie rozpoczęty dzień.

Gdy skończyłam, Temari trzymała się za brzuch, nie mogąc powstrzymać śmiechu, a ja spuściłam głowę zażenowana, obejmując nogi rękoma.
- Nie przejmuj się tak – powiedziała prostując się. - Dużo osób zapomina torby, spóźnia się do szkoły, myli godziny, i wchodzi do innej klasy. – wyliczała na palcach. - Może nie zdarza im się to w jednym dniu, ale przecież nikt nie musi wiedzieć, że akurat tobie przydarzyło się wszystko dzisiaj – westchnęła, a potem dodała. - Po za tym, myślę, że ten chłopak zwróci teraz na ciebie większą uwagę.
Czując się lekko pocieszona, podniosłam na nią wzrok i uśmiechnęłam się.
-Dzięki.

Pierwsze dwie lekcje zniosłam wyjątkowo dobrze. Prawdopodobnie była to zasługa Temari, z którą bardzo dobrze się dogadywałam. Teraz, gdy przyszedł czas na wf, trochę się denerwowałam. Nigdy nie byłam dobra w sporcie, a już ostatnie, czego chciałam to się upokorzyć. Znowu. Sale do treningów znajdowały się w innym budynku, więc, żeby się do nich dostać musiałyśmy przejść kawałek po dworze. Stwierdziłam, że pogoda nie była fatalna, ale też nie zachwycała. Temperatura wynosiła ok. 18 stopni, lecz wiał bardzo zimny wiatr. Zauważyłam, że nie tylko moja klasa, lecz prawie cała szkoła, kierowała się w do sal treningowych. Zmarszczyłam brwi nie bardzo rozumiejąc, czemu. Szturchnęłam łokciem Temari, która szła tuż obok mnie, zapoznając ją z moimi myślami.
Ta otworzyła szeroko, oczy jakby nie rozumiała, czemu się nad tym zastanawiam.
- No tak. – mruknęła jakby do siebie – Widzisz w tej szkole już tak jest. Wszystkie klasy odbywają treningi w tym samym czasie.
- Skąd o tym wiesz? – zdziwiłam się, ponieważ sama nic o tym nie słyszałam.
- Mam starszego brata, który tu chodzi. Kankuro. –wskazała wysokiego szatyna, idącego przed nami i uśmiechnęła się  -  Od rodzeństwa możesz się wiele dowiedzieć.
Ostatnie słowo wypowiedziała akurat wtedy gdy dotarliśmy do drzwi budynku. Wisiała na nich wielka kartka, na której znajdowała się olbrzymia tabela.
- A może wiesz, o co chodzi w tym? – jęknęłam, próbując znaleźć moje nazwisko pośród stosu innych.
- Jasne, że wiem. Tak się składa, że na wf nie ćwiczymy klasami, tylko grupami. –Uśmiechnęła się. – Może trafisz na swojego szatyna?
 Szturchnęła mnie lekko w bok.
-Jak masz na nazwisko Sei?
-Uchiha.- odparłam bez chwili namysłu.
Na jej twarzy przez chwilę widziałam bardzo duży szok, ale szybko zmienił się w podejrzliwość
- Jesteś pewna?- zapytała marszcząc brwi.
- Tak - odpowiedziałam niepewnie, zdziwiona jej zachowaniem – Wiem jak mam na nazwisko. - Powiedziałam półżartem, ale wydaje mi się, że Temari nie było do śmiechu.
-Ciekawe – po raz kolejny, tego dnia mruknęła do siebie.
Jej twarz rozpromieniła się w jednej sekundzie.
-Wygląda na to, że jesteś w grupie z Sakurą i Hinatą, a waszą nauczycielką jest Tsunade.
Gdy to powiedziała jak na zawołanie zjawiła się Różowo-włosa wraz z Hyuugą. Poznałam je pierwszego dnia podczas przerwy obiadowej. Okazało się, że przyjaźniły się z Temari od dzieciństwa. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że w tej szkole każdy każdego znał. Oczywiście ja byłam wyjątkiem.
-Sei, ja już pójdę. Nie chce się spóźnić na zajęcia. – powiedziała matowym głosem blondynka i wymieniając szybkie spojrzenie z Sakurą, oddaliła się.
Zostałam sama, wraz z Hinatą i Sakurą, które nie wyglądały na specjalnie zainteresowane moją obecnością. Zielonooka wpatrywała się w przestrzeń za mną, a Hyuuga, cała zaczerwieniona spuściła głowę. Zerknęłam w tył, próbując znaleźć przyczynę ich dziwnego zachowania, którą okazała się być, dwoma wysokimi osobnikami płci przeciwnej. Jeden był brunetem, drugi blondynem i niestety to jedyne, co mogłam zobaczyć. Podejrzewam, że miałam dosyć dziwaczną minę, ponieważ gdy się odwróciłam, dziewczyny natychmiast się ocknęły i podbiegły bliżej do mnie.
- Nic ci nie jest? – spytała, z przejęciem Hinata, na co ja kiwnęłam głową.
- Tylko trochę zakręciło mi się w głowie. – szepnęłam, kładąc rękę na czole.
Widocznie to im wystarczyło, bo chwytając mnie pod ramię powędrowały do szatni.

Mój strój sportowy, nie był niczym niezwykłym. Składał się z krótkich, czarnych getrów, białej bokserki i adidasów. Był wygodny i nie krępował ruchów, przez to czułam się w nim jak najbardziej komfortowo. Kiedy rozejrzałam się dookoła, z uśmiechem stwierdziłam, że większość osób jest ubrana podobnie do mnie. Nie będę się wyróżniać. Co za ulga.
Moje spokojne rozmyślania przerwała Hinata, która z impetem pchnęła mnie i Sakurę do drzwi.
-Pospieszcie się – powiedziała cicho swoim, cienkim głosem.
Wydawało mi się, że wcale nie podobało jej się, że musi nam rozkazywać.
-Tsunade-sama nie lubi, gdy ktoś się spóźnia. Robi się wtedy bardzo nerwowa.
Biegnąc do Sali treningowej, zastanawiałam się skąd ona to wszystko wie. Może też ma starszego brata? Tylko z tego co zdążyłam zauważyć, pani Tsunade trenuje tylko dziewczyny. Pewnie ma starszą siostrę.
Tsunade okazała się być wysoką, kobietą o bardzo pełnych kształtach, blond włosach i brązowych oczach. Wyraz twarzy miała wyjątkowo groźny, przez co zdawało mi się, że potrafiła zabijać nie tylko wzrokiem. Nie próbując nawet bawić się w zapoznanie z regulaminem i systemem oceniania, od razu kazała nam przebiec sto okrążeń wokoło wielkiego boiska, który zresztą był naszą „salą” treningową. Nie przyjęłam tego zbyt entuzjastycznie, ale przez strach jaki czułam patrząc na nią, nie odważyłam się nawet mrugnąć i od razu rzuciłam się biegiem przed siebie.
Nie dam rady, nie dam rady. Boże, dałam radę. Dobiegłam. I nie byłam ostatnia. Przebiegłam wszystko równo z Sakurą, a za nami było jeszcze mnóstwo osób. Co najbardziej mnie zdziwiło, to to, że Hinata skończyła swój bieg przed wszystkimi i czekała na nas z uśmiechem na twarzy, bez żadnego zmęczenia. Gdy tylko wszyscy dobiegli, Tsunade, nie zwracając uwagi na to, że większość ledwo utrzymywała się na nogach, zaganiała do robienia brzuszków. „Ta kobieta jest przerażająca”. Stwierdziłam, próbując, w zasadzie już samą siłą woli zrobić kolejny brzuszek.

Po półgodzinie, robienia brzuszków Tsunade pokazała, że ma serce i dała nam półgodziny przerwy. Usiadłam na twardym betonie, z ledwością łapiąc oddech. W moje ślady poszła również Sakura i Hinata, która nie była nawet trochę spocona. Nie chcąc się nad tym zastanawiać, potrząsnęłam głową.
-Ile tu trwają lekcje wf?- jęknęła Sakura.
-To zależy od naszych nauczycieli. – powiedziała Hinata jakby to było oczywiste.
Podniosłam zdziwiona brwi, ale nie dane mi było pytać o więcej, bo Sakura nagle odzyskując siły, zerwała się na równe nogi. 
-Chodźmy zobaczyć, jak idzie Sasuke-kun.- powiedziała wyraźnie pobudzona i za nim Hinata zdążyła cokolwiek powiedzieć, Sakura zniknęła nam z oczu.
-Skąd wie gdzie trenują?
-Zdążyła podejrzeć do jakiej sali wchodzą. Naruto-kun, też tam ćwiczy. – oznajmiła Hinata i opuściła głowę, zarumieniona.
-To chodźmy!- powiedziałam, wstając. – I tak nie mamy nic do roboty. Możemy odpoczywać, nudząc się, albo patrząc na waszych przystojniaków. – wzruszyłam ramionami. – naprawdę nie widzę nic ciekawego w pierwszej opcji – uśmiechnęłam się i pomogłam Hinacie wstać.

Weszliśmy do wielkiej sali treningowej, gdzie Sakura już siedziała, pod ścianą i ze świecącymi oczami obserwowała bruneta. Usiadłyśmy tuż koło niej. Z zadowoleniem stwierdziłam, że jest tu mój obiekt westchnień. Może nie wpadłam jeszcze w tak zaawansowanym stopniu jak dziewczyny siedzące koło mnie, ale uważałam go za bardzo przystojnego i pociągającego. Na sali ćwiczyło 7 osób. Wyglądało na to, że trenowali karate. Każdy walczył w parach i niestety musiałam stwierdzić, że szatyn, który mi się podoba przegrywał z leniwym Shikamaru z mojej klasy. Lekko zawiedziona, przeniosłam wzrok na inne pary. Następni byli dwaj bliźniacy, którzy poruszali się z zadziwiającą szybkością. Wyglądało na to, że ich poziom był wyrównany. Nie dość, że wyglądali tak samo to jeszcze walczyli identycznie. Już chciałam się zapytać, Hinaty kim są, kiedy nagle spostrzegłam, że nie są bliźniakami. Mimo, że mieli takie same, obcięte na grzybka, czarne włosy, grube ciemne brwi, kare oczy i takie same stroje, składające się z zielonych spodenek i białych koszulek, to jednak dało się zauważyć pewne różnice. Jeden z nich był odrobinę wyższy, miał ostrzejsze rysy twarzy i inny kształt oczu, wyglądał na starszego od swojego „przeciwnika”. Ten drugi miał owalną twarz, okrągłe oczy i wyglądał na chłopaka w moim wieku. Albo to rodzeństwo z dużą różnicą wiekową, albo nie są spokrewnieni. Druga opcja zmiażdżyła pierwszą, gdy niższy z nich krzyknął.
-Tym razem cię pokonam Gai-sensei!
Czyli to jest nauczyciel!? Jak ogromną trzeba mieć obsesję, by tak upodabniać się do trenera?
-Yaaaaa!- krzyknął Gai i kopniakiem wywrócił swojego ucznia na materace.
Byłam pewna, że ktoś teraz pójdzie po pielęgniarkę, albo chociaż jego sensei sie zaniepokoi, a tym czasem nic takiego się nie wydarzyło.
-Wstawaj Lee!- krzyknął, prawą rękę chowając za plecy, a lewą kierując do przodu.- pokaż swoją siłę młodości!
Przecież to była pozycja, która informowała o gotowości do walki. Nie, nie miałam zielonego pojęcia skąd to wiedziałam. Nie możliwym było, by chłopak po takim kopniaku, potrafił jeszcze trenować. Oczywiście, musiałam się mylić.
-Hai! – odparł Lee i bez problemu dźwignął się nogi.
Nie mogąc do końca uwierzyć w to co widzę przeniosłam wzrok dalej. Tym razem trafiłam na trio. Wyglądało na to, że blondyn i brunet współpracowali ze sobą, próbując zdobyć dzwoneczki przywieszone do spodni ich „przeciwnika”. Obojętnie jak dziwnie to brzmiało, to, to właśnie widziałam. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.
-Aaaa przecież to Naruto i Sasuke… – powiedziałam sama do siebie, ale wydawało mi się, że Hinata i Sakura są szczególnie wyczulone na dźwięk tych imion.
Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że chodzę z nimi do klasy.
- Skąd go znasz? – spytała Sakura, robiąc wielkie oczy.
- Eeee… - jęknęłam, łapiąc się zażenowana za głowę – Więc, no ten tego. Tak się składa, że chodzę z nim do klasy.
-Jak to jest możliwe, że dopiero teraz to sobie przypomniałaś?! Przecież tyle razy o nim wspominałam.
-Nie wiem. – odparłam, próbując się obronić. – Może musiałam ich najpierw zobaczyć.
O dziwo Sakura zaprzestała pytań i znów przeniosła wzrok na Sasuke. Poszłam w jej ślady, lecz zamiast bruneta bardziej zainteresował mnie szaro-włosy mężczyzna, w czarnym stroju, który z wielką zwinnością omijał ataki, kierowane w jego stronę. Wyglądał o tyle dziwnie, że połowę twarzy zakrywała mu czarna maska zlewająca się z koszulką o tym samym kolorze. Blizna przeszywająca jego lewe oko również przykuła moją uwagę. Wydawał się spokojny, opanowany i wyglądało na to, że każdy jego ruch był dokładnie przemyślany. Nie zdawałam sobie sprawy nawet z tego, że się rumienię. Wydawało mi się, że też był nauczycielem, ale nie wyglądał staro. Zaczęłam się zastanawiać ile wynosi różnica naszego wieku. 5, 7 lat? Mimo tego, że miał zasłoniętą połowę twarzy, to na pierwszy rzut oka widać było, że był przystojny. „I bardzo dobrze zbudowany” dodałam w myślach patrząc jak blokuje atak, bruneta. Zawstydzona własnymi myślami potrząsnęłam głową, jednak nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że w sali zrobiło się potwornie gorąco. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam. Byłam cała spocona, potargana i czerwona. Z przerażeniem odkryłam, że gdyby on teraz na mnie spojrzał, to z pewnością nie zrobiłabym na nim dobrego wrażenia. Podniosłam ręce w rozpaczy przygładzając włosy, jednak było za późno. Podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy i przysięgam, że czas płynął wtedy wolniej. Kiedy przerwał kontakt wzrokowy, by odskoczyć od pięści Naruto, ja próbowałam sobie przypomnieć jak się oddycha.

6 Grudnia
Następne dni, a nawet tygodnie minęły mi wyjątkowo szybko i zanim się obejrzałam, spadł śnieg i na dworze zrobiło się przerażająco zimno. Był czwartek, godzina 16.30, a ja ozdabiałam moją salę wychowawczą świątecznymi rzeczami. Pomagała mi Temari i Sakura, a później miał jeszcze przyjść Sasuke, żeby przywiesić gwiazdki do sufitu. Oczywiście Haruno, nic o tym nie wiedziała, ale byłam pewna, iż ucieszy się z faktu, że go zobaczy. Każda z klas miała mnóstwo obowiązków, dlatego, bardzo rzadko się widywaliśmy. Jeśli już to było to tylko mijanie się na korytarzach. Przez cały ten czas, zdążyłam już poznać i zaakceptować, grupę otaczających mnie ludzi. Udało mi się to nawet z Sasuke, który nigdy nie był zbyt rozmowny, przez co wprowadzał mnie w zakłopotanie. Mogłabym mu opowiedzieć, najbardziej dramatyczną historię jaką znam, a on i tak by tylko odburknął „super”.
- Sei – jęknęła Temari – nie wiem jak ty, ale ja jestem wykończona!
Zerknęłam na nią i przy okazji zobaczyłam, że Sakura jej potakuje.
-Siedzimy w szkole od 7. – powiedziała Sakura – Po za tym, Tsunade-sama dała nam dzisiaj niezły wycisk.
-Pfff – prychnęłam – ona zawsze trenuje nas do upadłego. Czasami mam wrażenie, że robi to z czystej ciekawości, czy któraś z nas może umrzeć od tego wysiłku.
Mój fatalny, żart o dziwo podziałał i na krótką chwilę mogłam zobaczyć uśmiechy na ich twarzach.
Temari opadła na krzesło i westchnęła ciężko. Nie mogłam się nie zlitować.
-Dobra. – mruknęłam – możesz iść, ale ja zostaję. – Burknęłam, chcąc by zabrzmiało to jakbym strzeliła focha.
Tylko trudno było obrazić się na kogoś bez szczególnych przyczyn więc naburmuszona mina szybko mi przeszła.
- Co wy tu robicie po lekcjach? – spytał Shikamaru, który właśnie wszedł do Sali.
Gdy przeniósł wzrok na Temari, na jego twarz wpełzł strach. Blondynka miała dzisiaj bardzo męczący dzień, dlatego wyglądała na ledwo żywą, szczególnie, że teraz jej twarz zakrywały rozpuszczone włosy.
-Wszystko w porządku? – Nara położył rękę na jej ramieniu i przybliżył się.
Temari natychmiast się otrząsnęła i podniosła głowę. Na policzkach wystąpiły jej lekkie rumieńce. Tak się składa, że chłopak przybliżył się trochę za bardzo. Według niej oczywiście, ponieważ ja uważałam, że ta pozycja nie była ani trochę intymna. Przynajmniej nie byłaby gdyby nie chodziło o te dwójkę, którzy ciągną do siebie niczym dwa różne magnesy. Niestety, byli jedynymi osobami w szkole, które nie zdawały sobie z tego sprawy. Wprost nie mogłam uwierzyć, że Shikamaru ma IQ powyżej 200, a nie dostrzega tak oczywistych rzeczy.
-Tak, tak. – powiedziała Temari wstając jak oparzona.
-Nie wyglądasz za dobrze – stwierdził, tym samym wymierzając jej policzek.
Oczywiście nie to miał na myśli. Chodziło o to, że twarz Temari z koloru czerwonego zrobiła się zielona.
- Lepiej jak zaprowadzę ją do pielęgniarki. – skierował słowa do mnie i Sakury, na co kiwnęłyśmy entuzjastycznie głowami.
Co jak co, ale jeśli chodzi o miłość to obie wiedziałyśmy od razu czy ona jest czy jej nie ma. Prawie od razu, gdyż Sakura nie zauważała dyskretnych znaków jakie wysyłał jej Sasuke. Wiecznie twierdziła, że nie ma u niego szans i jedyne co może robić to obserwować jak odchodzi z inną piękną, inteligentną, kobietą i zakłada z nią rodzinę. Zwracając uwagę na jej stopień zakochania jej wizje były lekko dołujące.
Shikamaru, by podtrzymać Temari musiał położyć jej rękę na biodrze, przez co zrobiła się fioletowa. Z uśmiechem stwierdziłam, że zmienia kolory niczym lampki, które właśnie zawieszałam na choince.
- Jakie to kłopotliwe – mruknął i ruszył w stronę wyjścia, lekko kuśtykając, gdyż blondynka, niezbyt świadomie, oparła się na nim – Sasuke kazał przekazać, że może się trochę spóźnić, bo Kakashi chce przedłużyć trening. – rzucił przez ramię, nie mając pojęcia, że zostawił nas z takim samym kolorem twarzy jaki na początku miała Temari.

1 komentarz:

  1. Dziwna zmiana wątku i miejsca, w ogóle dziwna sytuacja - spodziewałam się raczej opowiadania zgodnego z kanonem, a widzę, że popuszczasz wodze własnej kreatywności. W porządku, jak dla mnie jest ok. Ciekawa jestem rozwoju sytuacji między Kakashim i dziewczyną, a także nurtuje mnie tożsamość szatyna. Kim on może być...? Sporo błędów interpunkcyjnych, na szczęście prawie brak innych błędów, więc można się skupić na czytaniu. Lecę dalej!
    Pozdrawiam, Mukudori!

    OdpowiedzUsuń