1 Września
Początki roku są niebywale krępujące. Nigdy
nie można być pewnym co ludzie o tobie pomyślą. Musisz ostrożnie dobierać każde
słowo, powoli i uważnie analizując terytorium na którym stoisz. Wtedy następuje
tak zwana ocena. Jesteś godny mojego towarzystwa, bądź nie. Obrzydliwe.
Opierając się o ścianę błądziłam zamglonym wzrokiem po twarzach ludzi tłoczących się nerwowo przede mną. Wysocy, niscy, grubi, chudzi, ładni, brzydcy… wszyscy byli tacy różni. Fascynujące. Jednak łączyło nas jedno wspólne uczucie. Mianowicie zdenerwowanie. Będzie trzeba zaprezentować się z jak najlepszej strony. Przekonać do siebie innych. Nie lubiłam takich sytuacji i nie wyglądało na to bym kiedykolwiek je polubiła.
Opierając się o ścianę błądziłam zamglonym wzrokiem po twarzach ludzi tłoczących się nerwowo przede mną. Wysocy, niscy, grubi, chudzi, ładni, brzydcy… wszyscy byli tacy różni. Fascynujące. Jednak łączyło nas jedno wspólne uczucie. Mianowicie zdenerwowanie. Będzie trzeba zaprezentować się z jak najlepszej strony. Przekonać do siebie innych. Nie lubiłam takich sytuacji i nie wyglądało na to bym kiedykolwiek je polubiła.
Po korytarzu rozległ się dzwonek, zakłócając moje rozmyślania i
powodując, że mój żołądek skurczył się boleśnie. Czas zapoznać się z nowymi
ludźmi. Westchnęłam ciężko i potrząsnęłam głową starając się pozbyć wszelkich
uprzedzeń. Po prostu bądź miła.
Tłum na korytarzu przerzedził się, dlatego
odepchnęłam się lekko od ściany i ruszyłam długim, ponurym korytarzem przed
siebie. Doskonale wiedziałam gdzie znajdowała się klasa w której miałam
pierwsze zajęcia. Specjalnie przyszłam wcześniej i zapoznałam się z planem
szkoły, by później nie krążyć jak idiotka, szukając sali. Moje nogi wystukiwały
pewny rytm, ale wszystkie wnętrzności ściskały się boleśnie. Gdy doszłam do
drewnianych drzwi po plecach przebiegły mi dreszcze. Niepewnie je otworzyłam,
szybko oceniając sytuacje. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się na mnie.
Ominęłam siedzących w ławkach uczniów i podeszłam do trzech dziewczyn stojących
pod oknem. Przywołałam na twarzy szeroki uśmiech i wyciągnęłam przed siebie
lekko drżącą rękę.
- Cześć, jestem Sei. – powiedziałam, starając
się by mój głos brzmiał pewnie.
Blondynka z ciemno zielonymi oczami
odwzajemniła uśmiech i ścisnęła lekko moją dłoń. Ulga którą poczułam była nie
do opisania .
- Temari.
Przełknęłam ślinę i przedstawiłam się
pozostałym dziewczynom. Wysoka blondynka o jasno niebieskich oczach miała na imię
Ino, a dużo niższa brunetka z ciemnymi oczami i uroczymi koczkami, Ten Ten. O
dziwo rozmowę z nimi prowadziło się całkiem przyjemnie. Och… jak ja
nienawidziłam takich początkowych sytuacji. Zmieniać szkoły. Wiadomo.
Przedszkole, podstawówka, gimnazjum, aż w końcu przyszedł czas na liceum. Po co
to? Nie dość, że doświadcza się nie potrzebnych stresów przy spotkaniach z
nowymi ludźmi to jeszcze te całe odstawianie tragedii przy zakończonym
nauczaniu w poszczególnych szkołach. Te łzy i wspomnienia. Ja tak tego nie
przeżywałam.
Nie zauważyłam nawet, że do klasy wszedł
nauczyciel dopóki nie zabrał głosu. Wyglądał na skrępowanego. Widać było, że
byliśmy jego pierwszą klasą wychowawczą. Przemowa nie trwała długo.
Dowiedzieliśmy się jak ma na imię, czego uczy, oraz dostaliśmy kartki
informujące o datach zebrań w pierwszym semestrze. Wszystko to zupełnie mnie
nie interesowało.
Na następnych lekcjach, każdy z nauczycieli
informował nas o systemie oceniania i wyglądało na to, że oni są nim tak samo
znudzeni jak uczniowie. Na lekcji fizyki do mojej głowy nie docierało ani jedno
słowo wypowiadane przez nauczyciela spinającego swoje włosy w wysoką kitkę
i mającego na policzkach dwie długie
blizny. Nie ciekawiło mnie nawet skąd je ma. Opierając rękę o ławkę, kreśliłam
jakieś abstrakcyjne wzory na tle nowego zeszytu. Nagle poczułam się bardzo
zmęczona i moje oczy zaszły łzami. Szybo je otarłam, powstrzymując ziewnięcie.
Jak tak dalej pójdzie to nie wyrobię sobie za dobrej opinii. Zresztą wszystko i
tak już było przesądzone. Nauczyciele nigdy za bardzo mnie nie lubili. Nie
sprawiałam kłopotów, ale jeśli chodzi o oceny to były one raczej średnie.
Zbawienny
dźwięk dzwonka zadziałał jak balsam na moje uszy, jak i bardzo poprawił
samopoczucie. Pospiesznie wrzucając zeszyt do plecaka i ruszyłam w stronę drzwi,
lecz gdy już miałam wychodzić ktoś zagrodził mi drogę. Wpadłam prosto na
wysokiego bruneta o jasno zielonych oczach i jak się okazało cudownym uśmiechu.
Przez chwilę stałam nie mogą wykrztusić słowa, po czym gwałtownie się
odsunęłam, cała zarumieniona na twarzy.
- P – przepraszam – wyjąkałam pospiesznie,
owijając wokół palca jeden ze sznurków przy plecaku i z uwagą obserwując czubki
moich tenisówek.
- Przecież nic się nie stało – usłyszałam jego
głos i od razu zapadła cisza.
Wydawało mi się, że trwała ona co najmniej
półgodziny, ale rozsądek podpowiadał mi, że nie minęło więcej niż sekunda. Moja
głowa wystrzeliła do góry wbrew mojej woli, przerażona tak długo trwającym
milczeniem i zobaczyłam jak chłopak ustępuje mi miejsca. Coś zakuło mnie w
sercu. Dżentelmen. Ładny dżentelmen. Wydając z siebie jakiś dźwięk który miał
brzmieć jak „dziękuję” wyszłam z klasy, cały czas starając się nie puścić
biegiem. Opanuj się! Przecież to tylko i wyłącznie zwykły uczeń z cudownymi manierami
i przystojną twarzą. Pełno takich dookoła. Niepewnie rozejrzałam się po
korytarzu, którym właśnie zmierzałam. Po mojej prawej stała grupka chłopców
ubranych w niemalże identyczne sweterki w kratkę, a po ich pryszczatych
twarzach błądziły dziwaczne uśmieszki. Tuż koło nich siedział otyły chłopak,
który z euforią na twarzy otwierał kolejną paczkę chipsów. Gdy sięgnęłam dalej
wzrokiem zobaczyłam dwójkę wysokich, blond bliźniaków, którzy wyglądali jakby
dużo urośli w bardzo krótkim czasie.
Cóż…
Może w tej części korytarza nie roiło się od
najprzystojniejszych mężczyzn, ale tak to jest ich ma pęczki… prawda?
Zabawnym trafem było to, że pierwszy dzień
zajęć szkolnych wypadał w piątek.
Zakładając słuchawki na uszy zastanawiałam się
czy aby na pewno, spódniczka w którą się przebrałam nie jest zbyt krótka i czy
inni nie pomyślą, że wyglądam w niej – ładnie mówiąc – wyzywająco. Założyłam plecak przez ramię,
żałując, że nigdzie nie mam pod ręką peleryny niewidki.
Tak naprawdę byłam dosyć nieśmiałą osobą. Zawsze
za bardzo przejmowałam się zdaniem innych, nawet nieznanych mi, osób. Krytyka
bolała mnie dogłębnie, dlatego starałam się robić wszystko jak należy. Unikałam
jakichkolwiek miejsc publicznych jak ognia. Nie chciałam się niepotrzebnie
narażać.
Niepewnie skinęłam głową do nowo poznanych dziewczyn
i ruszyłam w stronę wyjścia. Tym razem na nikogo nie wpadałam i nie do końca
wiedziałam, czy byłam z tego zadowolona czy też może nie.
Droga do domu wydała mi się wyjątkowo krótka i
bardzo możliwe, że była to zasługa nowych piosenek na moim telefonie. Wbiegając
na 4 piętro, zastanawiałam się co mogłabym zrobić z wolnym weekendem, ale nic
nie przychodziło mi do głowy. Otworzyłam drzwi do mieszkania i od razu
skierowałam się do mojego pokoju. Rzucając plecak na podłogę, uruchomiłam
laptopa i otworzyłam okno, jednocześnie. Nie do końca wiedziałam, co ze sobą
zrobić, więc najzwyczajniej w świecie, jak to ja, poszłam do kuchni. Otwierając
lodówkę na oścież, nie zauważyłam w niej nic wartego mojej uwagi a tym bardziej
żołądka. Od dawna nie rozbiłam żadnych zakupów, więc białe półki ziały pustką.
Co prawda zostało mi jedno jajko i dwa plastry żółtego sera, ale nie mogłam
sobie wmówić, że dożyje na tym do końca weekendu. Zażenowana zamknęłam lodówkę
i oparłam o nią głowę uświadamiając sobie, że będę musiała iść na zakupy. Do
supermarketu. Boże. Ludzie. Znowu.
Wyprawa do sklepu nie była tak tragiczna jak
się zapowiadała. Mimo, że był piątek, zakupy w supermarkecie robiło jakieś sześć
osób. Można by powiedzieć, że w życiu nie odbyłam przyjemniejszej wyprawy po
składniki spożywcze. Uśmiechnęłam się sama do swoich myśli, kiedy przekręcałam
klucze w zamku.
Rozpakowując rzeczy, wróciłam myślami do
planów na weekend, jednak poddałam się już po 10 minutach.
Ostatecznie, jak zwykle zresztą, postanowiłam
zostać w domu i nie robić nic. Ach ja i te moje szalone pomysły.
Weekend minął mi tak nudno, że szczerze
cieszyłam się nawet z porannej pobudki. Wstawiając sobie wodę na herbatę, byłam
tak podekscytowana, że nie mogłam ustać w jednym miejscu. Cieszyło mnie, że znów
spotkam się z moją klasą, mimo, że nie do końca ją znałam. Najbardziej chciałam
zobaczyć Temari. Wydawała mi się jakoś bardzo bliska. Zupełnie bezsensu.
Przecież poznałam dopiero trzy dni temu.
Usiadłam na blacie kuchennym oplatając dłońmi
kubek z herbatą. Na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Chciałabym wpaść
jeszcze raz na tego szatyna. Jaki on miał uśmiech… potrząsnęłam głową. Nie
powinnam tak o tym myśleć. Tylko czemu? Przecież to nie jest zabronione. A ja
po prostu jeszcze raz chciałam go zobaczyć.
Nagle ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Nie za
bardzo rozumiejąc, czemu je mam, odłożyłam kubek z powrotem na blat i
zeskoczyłam z niego, lądują miękko na palcach. Potargałam ręką włosy i ruszyłam
w stronę łazienki, mając zamiar zamienić dziewczynę z lustra z zombie, na
żywego człowieka, o w miarę normalnym wyglądzie.
Jeszcze przed podjęciem prób spojrzałam na
zegar wiszący na ścianie i zastygłam w pół kroku, robiąc do niego wielkie oczy.
Wydałam z siebie jakiś dziwny jęk i ruszyłam pędem przed siebie, ślizgając się
na panelach i cudem unikając upadku. Stanęłam na środku salonu, łapiąc się
obiema rękami za włosy i ciągnąc je lekko. Co powinnam zrobić najpierw?! Szybko
podejmując decyzję, pobiegłam do pokoju się ubrać. Jak to jest możliwe, że
zostało mi piętnaście minut do początku zajęć? Przecież specjalnie wstałam wcześniej. Zakładając
spodnie i czesząc się jednocześnie, próbowałam wykombinować jak dotrzeć na zajęcia
na czas. Szkołę miałam dwadzieścia minut drogi stąd, nie wliczając jeszcze pobytu w
szatni.
- Głupia, głupia, głupia – mówiłam do siebie, próbują ukroić kawałek chleba. Po drugim zacięciu się nożem, stwierdziłam, że kupię sobie coś w bufecie. Włożyłam zranione palce pod zimną wodę i wywaliłam chyba połowę, rzeczy z mojej szafki próbując znaleźć plastry, które jak na złość okazały się leżeć na stole w torebce. Jako jedyna nie rozpakowana rzecz z piątku. Prawie warcząc zamknęłam drzwi, i zaczęłam zbiegać po schodach. W połowie 1 piętra zorientowałam się, że nie wzięłam plecaka. I tu wypadałoby dodać, że mieszkam na piętrze numer 4. Uderzając się otwartą ręką w czoło, popędziłam z powrotem.
- Głupia, głupia, głupia – mówiłam do siebie, próbują ukroić kawałek chleba. Po drugim zacięciu się nożem, stwierdziłam, że kupię sobie coś w bufecie. Włożyłam zranione palce pod zimną wodę i wywaliłam chyba połowę, rzeczy z mojej szafki próbując znaleźć plastry, które jak na złość okazały się leżeć na stole w torebce. Jako jedyna nie rozpakowana rzecz z piątku. Prawie warcząc zamknęłam drzwi, i zaczęłam zbiegać po schodach. W połowie 1 piętra zorientowałam się, że nie wzięłam plecaka. I tu wypadałoby dodać, że mieszkam na piętrze numer 4. Uderzając się otwartą ręką w czoło, popędziłam z powrotem.
Wybiegając z kamienicy, czułam się jak na
zawodach z biegu. Z początku biegłam niezdarnie i wolno, ale powtarzając sobie
w myślach zdanie „Muszę zdążyć, muszę zdążyć” moje kroki stawały się dłuższe i
cichsze. Moje ciało wydawało się być dziwnie zadowolone z tego, że dostarczałam mu tego rodzaju wyzwań.
Przepełniała mnie jakaś nieznana energia i nie do końca wiedziałam czy mi się
ona podobała. Spoglądałam na zdziwione miny mieszkańców. Stwierdziłam, że mogę
przecież uprawiać jogging dla zdrowia. Nikt wcale nie musi podejrzewać, że
zaspałam i próbuje zdążyć do szkoły. Tylko, który normalny człowiek wybierający
się na jogging, sprintuje w jeansach, z plecakiem, po chodniku? Uświadamiając
sobie, że moje zachowanie jak najbardziej nie było normalne, zawiesiłam głowę i
przyspieszyłam. Niech chociaż ta lekcja będzie warta całego upokorzenia.
Wparowałam do szkoły jak głupia i równo z
dzwonkiem. Nie czułam żadnego zmęczenia, ale byłam zbyt zdenerwowana, by myśleć
o tym jak dziwne to było. Obliczałam w głowie, jakie są szanse, by nauczyciel
spóźnił się w drugi dzień szkoły i doszłam do wniosku, że nie ma żadnych. Z
wściekłością zmieniając obuwie, przeklinałam szkolny regulamin. W myślach
oczywiście. W głowie wirowało mi jedna myśl. Sala 107, sala 107. Rzuciłam się
pędem po pustym korytarzu, a moje kroki odbijały się echem od ścian. Kiedy dobiegłam, odetchnęłam spokojni dziesięć razy i powoli, z opanowaniem odtworzyłam drzwi.
Chcąc już wydusić z siebie długie i pełne skruchy przeprosiny za spóźnienie,
zobaczyłam, że nie dość iż nie była to moja klasa, to jeszcze przy jednej z
ławek dostrzegłam zielonookiego szatyna. Zastygłam z otwartymi ustami. Cała
zarumieniona, spuściłam wzrok, wyjąkałam ciche ,,przepraszam” i czym prędzej
zamknęłam drzwi. Następnie, po raz któryś tego dnia, uderzyłam się otwartą
dłonią w głowę, ponieważ właśnie przypomniało mi się, że zaczynam lekcje
godzinę później.
Zeszłam do szatni i usiadłam opierając plecy
jedną z szafek. Trwały lekcje, więc dookoła mnie panowała nadzwyczajna cisza.
Wtedy szkoła wydawała się taka cudowna. Kiedy panował w niej spokój, a
korytarze nie były pełnie przepychających się ludzi. Odetchnęłam starając się
znaleźć pozytywne strony sytuacji. Po pięciu minutach, zrezygnowałam z
jakichkolwiek poszukiwań, ponieważ nie przynosiły one skutków. Do szatni weszła
Temari.
-Cześć!- powiedziała, z uśmiechem na twarzy.
Odpowiedziałam jej jakimś dziwnym grymasem,
nie do końca wiedząc co chcę jej w nim przekazać.
- Co ty taka niemrawa?- spytała, siadając koło
mnie.
Oparłam głowę o szafkę i wpatrywałam się w
biały sufit, udając, że mnie wielce zaciekawił. Temari cierpliwie czekała, nie
odrywając ode mnie wzroku. Westchnęłam i zaczęłam jej opowiadać mój cudownie
rozpoczęty dzień.
Gdy skończyłam, Temari trzymała się za brzuch,
nie mogąc powstrzymać śmiechu, a ja spuściłam głowę zażenowana, obejmując
nogi rękoma.
- Nie przejmuj się tak – powiedziała
prostując się. - Dużo osób zapomina torby, spóźnia się do szkoły, myli godziny,
i wchodzi do innej klasy. – wyliczała na palcach. - Może nie zdarza im się to w
jednym dniu, ale przecież nikt nie musi wiedzieć, że akurat tobie przydarzyło
się wszystko dzisiaj – westchnęła, a potem dodała. - Po za tym, myślę, że ten
chłopak zwróci teraz na ciebie większą uwagę.
Czując się lekko pocieszona, podniosłam na nią
wzrok i uśmiechnęłam się.
-Dzięki.
Pierwsze dwie lekcje zniosłam wyjątkowo
dobrze. Prawdopodobnie była to zasługa Temari, z którą bardzo dobrze się dogadywałam.
Teraz, gdy przyszedł czas na wf, trochę się denerwowałam. Nigdy nie byłam dobra
w sporcie, a już ostatnie, czego chciałam to się upokorzyć. Znowu. Sale do
treningów znajdowały się w innym budynku, więc, żeby się do nich dostać
musiałyśmy przejść kawałek po dworze. Stwierdziłam, że pogoda nie była fatalna,
ale też nie zachwycała. Temperatura wynosiła ok. 18 stopni, lecz wiał bardzo
zimny wiatr. Zauważyłam, że nie tylko moja klasa, lecz prawie cała szkoła,
kierowała się w do sal treningowych. Zmarszczyłam brwi nie bardzo rozumiejąc,
czemu. Szturchnęłam łokciem Temari, która szła tuż obok mnie, zapoznając ją z
moimi myślami.
Ta otworzyła szeroko, oczy jakby nie
rozumiała, czemu się nad tym zastanawiam.
- No tak. – mruknęła jakby do siebie – Widzisz
w tej szkole już tak jest. Wszystkie klasy odbywają treningi w tym samym
czasie.
- Skąd o tym wiesz? – zdziwiłam się, ponieważ
sama nic o tym nie słyszałam.
- Mam starszego brata, który tu chodzi.
Kankuro. –wskazała wysokiego szatyna, idącego przed nami i uśmiechnęła się - Od
rodzeństwa możesz się wiele dowiedzieć.
Ostatnie słowo wypowiedziała akurat wtedy gdy
dotarliśmy do drzwi budynku. Wisiała na nich wielka kartka, na której
znajdowała się olbrzymia tabela.
- A może wiesz, o co chodzi w tym? – jęknęłam,
próbując znaleźć moje nazwisko pośród stosu innych.
- Jasne, że wiem. Tak się składa, że na wf nie
ćwiczymy klasami, tylko grupami. –Uśmiechnęła się. – Może trafisz na swojego
szatyna?
Szturchnęła mnie lekko w bok.
-Jak masz na nazwisko Sei?
-Uchiha.- odparłam bez chwili namysłu.
Na jej twarzy przez chwilę widziałam bardzo
duży szok, ale szybko zmienił się w podejrzliwość
- Jesteś pewna?- zapytała marszcząc brwi.
- Tak - odpowiedziałam niepewnie, zdziwiona
jej zachowaniem – Wiem jak mam na nazwisko. - Powiedziałam półżartem, ale
wydaje mi się, że Temari nie było do śmiechu.
-Ciekawe – po raz kolejny, tego dnia mruknęła
do siebie.
Jej twarz rozpromieniła się w jednej
sekundzie.
-Wygląda na to, że jesteś w grupie z Sakurą i
Hinatą, a waszą nauczycielką jest Tsunade.
Gdy to powiedziała jak na zawołanie zjawiła
się Różowo-włosa wraz z Hyuugą. Poznałam je pierwszego dnia podczas przerwy
obiadowej. Okazało się, że przyjaźniły się z Temari od dzieciństwa. Miałam
jakieś dziwne wrażenie, że w tej szkole każdy każdego znał. Oczywiście ja byłam
wyjątkiem.
-Sei, ja już pójdę. Nie chce się spóźnić na
zajęcia. – powiedziała matowym głosem blondynka i wymieniając szybkie
spojrzenie z Sakurą, oddaliła się.
Zostałam sama, wraz z Hinatą i Sakurą, które
nie wyglądały na specjalnie zainteresowane moją obecnością. Zielonooka
wpatrywała się w przestrzeń za mną, a Hyuuga, cała zaczerwieniona spuściła
głowę. Zerknęłam w tył, próbując znaleźć przyczynę ich dziwnego zachowania, którą
okazała się być, dwoma wysokimi osobnikami płci przeciwnej. Jeden był brunetem,
drugi blondynem i niestety to jedyne, co mogłam zobaczyć. Podejrzewam, że
miałam dosyć dziwaczną minę, ponieważ gdy się odwróciłam, dziewczyny
natychmiast się ocknęły i podbiegły bliżej do mnie.
- Nic ci nie jest? – spytała, z przejęciem
Hinata, na co ja kiwnęłam głową.
- Tylko trochę zakręciło mi się w głowie. –
szepnęłam, kładąc rękę na czole.
Widocznie to im wystarczyło, bo chwytając mnie
pod ramię powędrowały do szatni.
Mój strój sportowy, nie był niczym niezwykłym.
Składał się z krótkich, czarnych getrów, białej bokserki i adidasów. Był
wygodny i nie krępował ruchów, przez to czułam się w nim jak najbardziej
komfortowo. Kiedy rozejrzałam się dookoła, z uśmiechem stwierdziłam, że
większość osób jest ubrana podobnie do mnie. Nie będę się wyróżniać. Co za ulga.
Moje spokojne rozmyślania przerwała Hinata,
która z impetem pchnęła mnie i Sakurę do drzwi.
-Pospieszcie się – powiedziała cicho swoim,
cienkim głosem.
Wydawało mi się, że wcale nie podobało jej
się, że musi nam rozkazywać.
-Tsunade-sama nie lubi, gdy ktoś się spóźnia.
Robi się wtedy bardzo nerwowa.
Biegnąc do Sali treningowej, zastanawiałam się
skąd ona to wszystko wie. Może też ma starszego brata? Tylko z tego co zdążyłam
zauważyć, pani Tsunade trenuje tylko dziewczyny. Pewnie ma starszą siostrę.
Tsunade okazała się być wysoką, kobietą o
bardzo pełnych kształtach, blond włosach i brązowych oczach. Wyraz twarzy miała
wyjątkowo groźny, przez co zdawało mi się, że potrafiła zabijać nie tylko
wzrokiem. Nie próbując nawet bawić się w zapoznanie z regulaminem i systemem
oceniania, od razu kazała nam przebiec sto okrążeń wokoło wielkiego boiska,
który zresztą był naszą „salą” treningową. Nie przyjęłam tego zbyt entuzjastycznie,
ale przez strach jaki czułam patrząc na nią, nie odważyłam się nawet mrugnąć i
od razu rzuciłam się biegiem przed siebie.
Nie dam rady, nie dam rady. Boże, dałam radę.
Dobiegłam. I nie byłam ostatnia. Przebiegłam wszystko równo z Sakurą, a za nami
było jeszcze mnóstwo osób. Co najbardziej mnie zdziwiło, to to, że Hinata
skończyła swój bieg przed wszystkimi i czekała na nas z uśmiechem na twarzy,
bez żadnego zmęczenia. Gdy tylko wszyscy dobiegli, Tsunade, nie zwracając uwagi
na to, że większość ledwo utrzymywała się na nogach, zaganiała do robienia
brzuszków. „Ta kobieta jest przerażająca”. Stwierdziłam, próbując, w zasadzie
już samą siłą woli zrobić kolejny brzuszek.
Po półgodzinie, robienia brzuszków Tsunade
pokazała, że ma serce i dała nam półgodziny przerwy. Usiadłam na twardym
betonie, z ledwością łapiąc oddech. W moje ślady poszła również Sakura i
Hinata, która nie była nawet trochę spocona. Nie chcąc się nad tym zastanawiać,
potrząsnęłam głową.
-Ile tu trwają lekcje wf?- jęknęła Sakura.
-To zależy od naszych nauczycieli. –
powiedziała Hinata jakby to było oczywiste.
Podniosłam zdziwiona brwi, ale nie dane mi
było pytać o więcej, bo Sakura nagle odzyskując siły, zerwała się na równe
nogi.
-Chodźmy zobaczyć, jak idzie Sasuke-kun.-
powiedziała wyraźnie pobudzona i za nim Hinata zdążyła cokolwiek powiedzieć,
Sakura zniknęła nam z oczu.
-Skąd wie gdzie trenują?
-Zdążyła podejrzeć do jakiej sali wchodzą.
Naruto-kun, też tam ćwiczy. – oznajmiła Hinata i opuściła głowę, zarumieniona.
-To chodźmy!- powiedziałam, wstając. – I tak
nie mamy nic do roboty. Możemy odpoczywać, nudząc się, albo patrząc na waszych
przystojniaków. – wzruszyłam ramionami. – naprawdę nie widzę nic ciekawego w
pierwszej opcji – uśmiechnęłam się i pomogłam Hinacie wstać.
Weszliśmy do wielkiej sali treningowej, gdzie
Sakura już siedziała, pod ścianą i ze świecącymi oczami obserwowała bruneta.
Usiadłyśmy tuż koło niej. Z zadowoleniem stwierdziłam, że jest tu mój obiekt
westchnień. Może nie wpadłam jeszcze w tak zaawansowanym stopniu jak dziewczyny
siedzące koło mnie, ale uważałam go za bardzo przystojnego i pociągającego. Na
sali ćwiczyło 7 osób. Wyglądało na to, że trenowali karate. Każdy walczył w
parach i niestety musiałam stwierdzić, że szatyn, który mi się podoba przegrywał
z leniwym Shikamaru z mojej klasy. Lekko zawiedziona, przeniosłam wzrok na inne
pary. Następni byli dwaj bliźniacy, którzy poruszali się z zadziwiającą
szybkością. Wyglądało na to, że ich poziom był wyrównany. Nie dość, że
wyglądali tak samo to jeszcze walczyli identycznie. Już chciałam się zapytać,
Hinaty kim są, kiedy nagle spostrzegłam, że nie są bliźniakami. Mimo, że mieli
takie same, obcięte na grzybka, czarne włosy, grube ciemne brwi, kare oczy i
takie same stroje, składające się z zielonych spodenek i białych koszulek, to
jednak dało się zauważyć pewne różnice. Jeden z nich był odrobinę wyższy, miał
ostrzejsze rysy twarzy i inny kształt oczu, wyglądał na starszego od swojego
„przeciwnika”. Ten drugi miał owalną twarz, okrągłe oczy i wyglądał na chłopaka
w moim wieku. Albo to rodzeństwo z dużą różnicą wiekową, albo nie są
spokrewnieni. Druga opcja zmiażdżyła pierwszą, gdy niższy z nich krzyknął.
-Tym razem cię pokonam Gai-sensei!
Czyli to jest nauczyciel!? Jak ogromną trzeba
mieć obsesję, by tak upodabniać się do trenera?
-Yaaaaa!- krzyknął Gai i kopniakiem wywrócił
swojego ucznia na materace.
Byłam pewna, że ktoś teraz pójdzie po
pielęgniarkę, albo chociaż jego sensei sie zaniepokoi, a tym czasem nic takiego
się nie wydarzyło.
-Wstawaj Lee!- krzyknął, prawą rękę chowając
za plecy, a lewą kierując do przodu.- pokaż swoją siłę młodości!
Przecież to była pozycja, która informowała o
gotowości do walki. Nie, nie miałam zielonego pojęcia skąd to wiedziałam. Nie
możliwym było, by chłopak po takim kopniaku, potrafił jeszcze trenować.
Oczywiście, musiałam się mylić.
-Hai! – odparł Lee i bez problemu dźwignął się
nogi.
Nie mogąc do końca uwierzyć w to co widzę
przeniosłam wzrok dalej. Tym razem trafiłam na trio. Wyglądało na to, że
blondyn i brunet współpracowali ze sobą, próbując zdobyć dzwoneczki
przywieszone do spodni ich „przeciwnika”. Obojętnie jak dziwnie to brzmiało,
to, to właśnie widziałam. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.
-Aaaa przecież to Naruto i Sasuke… –
powiedziałam sama do siebie, ale wydawało mi się, że Hinata i Sakura są
szczególnie wyczulone na dźwięk tych imion.
Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że chodzę z
nimi do klasy.
- Skąd go znasz? – spytała Sakura, robiąc
wielkie oczy.
- Eeee… - jęknęłam, łapiąc się zażenowana za
głowę – Więc, no ten tego. Tak się składa, że chodzę z nim do klasy.
-Jak to jest możliwe, że dopiero teraz to
sobie przypomniałaś?! Przecież tyle razy o nim wspominałam.
-Nie wiem. – odparłam, próbując się obronić. –
Może musiałam ich najpierw zobaczyć.
O dziwo Sakura zaprzestała pytań i znów
przeniosła wzrok na Sasuke. Poszłam w jej ślady, lecz zamiast bruneta bardziej
zainteresował mnie szaro-włosy mężczyzna, w czarnym stroju, który z wielką
zwinnością omijał ataki, kierowane w jego stronę. Wyglądał o tyle dziwnie, że
połowę twarzy zakrywała mu czarna maska zlewająca się z koszulką o tym samym
kolorze. Blizna przeszywająca jego lewe oko również przykuła moją uwagę.
Wydawał się spokojny, opanowany i wyglądało na to, że każdy jego ruch był
dokładnie przemyślany. Nie zdawałam sobie sprawy nawet z tego, że się rumienię.
Wydawało mi się, że też był nauczycielem, ale nie wyglądał staro. Zaczęłam się
zastanawiać ile wynosi różnica naszego wieku. 5, 7 lat? Mimo tego, że miał
zasłoniętą połowę twarzy, to na pierwszy rzut oka widać było, że był
przystojny. „I bardzo dobrze zbudowany” dodałam w myślach patrząc jak blokuje
atak, bruneta. Zawstydzona własnymi myślami potrząsnęłam głową, jednak nie
mogłam wyzbyć się wrażenia, że w sali zrobiło się potwornie gorąco. I właśnie
wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam. Byłam cała spocona, potargana i
czerwona. Z przerażeniem odkryłam, że gdyby on teraz na mnie spojrzał, to z
pewnością nie zrobiłabym na nim dobrego wrażenia. Podniosłam ręce w rozpaczy
przygładzając włosy, jednak było za późno. Podniósł głowę i spojrzał mi prosto
w oczy i przysięgam, że czas płynął wtedy wolniej. Kiedy przerwał kontakt
wzrokowy, by odskoczyć od pięści Naruto, ja próbowałam sobie przypomnieć jak
się oddycha.
6 Grudnia
Następne dni, a nawet tygodnie minęły mi
wyjątkowo szybko i zanim się obejrzałam, spadł śnieg i na dworze zrobiło się
przerażająco zimno. Był czwartek, godzina 16.30, a ja ozdabiałam moją salę
wychowawczą świątecznymi rzeczami. Pomagała mi Temari i Sakura, a później miał
jeszcze przyjść Sasuke, żeby przywiesić gwiazdki do sufitu. Oczywiście Haruno,
nic o tym nie wiedziała, ale byłam pewna, iż ucieszy się z faktu, że go
zobaczy. Każda z klas miała mnóstwo obowiązków, dlatego, bardzo rzadko się
widywaliśmy. Jeśli już to było to tylko mijanie się na korytarzach. Przez cały
ten czas, zdążyłam już poznać i zaakceptować, grupę otaczających mnie ludzi.
Udało mi się to nawet z Sasuke, który nigdy nie był zbyt rozmowny, przez co
wprowadzał mnie w zakłopotanie. Mogłabym mu opowiedzieć, najbardziej
dramatyczną historię jaką znam, a on i tak by tylko odburknął „super”.
- Sei – jęknęła Temari – nie wiem jak ty, ale
ja jestem wykończona!
Zerknęłam na nią i przy okazji zobaczyłam, że
Sakura jej potakuje.
-Siedzimy w szkole od 7. – powiedziała Sakura
– Po za tym, Tsunade-sama dała nam dzisiaj niezły wycisk.
-Pfff – prychnęłam – ona zawsze trenuje nas do
upadłego. Czasami mam wrażenie, że robi to z czystej ciekawości, czy któraś z
nas może umrzeć od tego wysiłku.
Mój fatalny, żart o dziwo podziałał i na
krótką chwilę mogłam zobaczyć uśmiechy na ich twarzach.
Temari opadła na krzesło i westchnęła ciężko.
Nie mogłam się nie zlitować.
-Dobra. – mruknęłam – możesz iść, ale ja
zostaję. – Burknęłam, chcąc by zabrzmiało to jakbym strzeliła focha.
Tylko trudno było obrazić się na kogoś bez
szczególnych przyczyn więc naburmuszona mina szybko mi przeszła.
- Co wy tu robicie po lekcjach? – spytał
Shikamaru, który właśnie wszedł do Sali.
Gdy przeniósł wzrok na Temari, na jego twarz
wpełzł strach. Blondynka miała dzisiaj bardzo męczący dzień, dlatego wyglądała
na ledwo żywą, szczególnie, że teraz jej twarz zakrywały rozpuszczone włosy.
-Wszystko w porządku? – Nara położył rękę na
jej ramieniu i przybliżył się.
Temari natychmiast się otrząsnęła i podniosła
głowę. Na policzkach wystąpiły jej lekkie rumieńce. Tak się składa, że chłopak
przybliżył się trochę za bardzo. Według niej oczywiście, ponieważ ja uważałam,
że ta pozycja nie była ani trochę intymna. Przynajmniej nie byłaby gdyby nie
chodziło o te dwójkę, którzy ciągną do siebie niczym dwa różne magnesy.
Niestety, byli jedynymi osobami w szkole, które nie zdawały sobie z tego
sprawy. Wprost nie mogłam uwierzyć, że Shikamaru ma IQ powyżej 200, a nie dostrzega tak
oczywistych rzeczy.
-Tak, tak. – powiedziała Temari wstając jak
oparzona.
-Nie wyglądasz za dobrze – stwierdził, tym
samym wymierzając jej policzek.
Oczywiście nie to miał na myśli. Chodziło o
to, że twarz Temari z koloru czerwonego zrobiła się zielona.
- Lepiej jak zaprowadzę ją do pielęgniarki. –
skierował słowa do mnie i Sakury, na co kiwnęłyśmy entuzjastycznie głowami.
Co jak co, ale jeśli chodzi o miłość to obie
wiedziałyśmy od razu czy ona jest czy jej nie ma. Prawie od razu, gdyż Sakura
nie zauważała dyskretnych znaków jakie wysyłał jej Sasuke. Wiecznie twierdziła,
że nie ma u niego szans i jedyne co może robić to obserwować jak odchodzi z
inną piękną, inteligentną, kobietą i zakłada z nią rodzinę. Zwracając uwagę na
jej stopień zakochania jej wizje były lekko dołujące.
Shikamaru, by podtrzymać Temari musiał położyć
jej rękę na biodrze, przez co zrobiła się fioletowa. Z uśmiechem stwierdziłam,
że zmienia kolory niczym lampki, które właśnie zawieszałam na choince.
- Jakie to kłopotliwe – mruknął i ruszył w
stronę wyjścia, lekko kuśtykając, gdyż blondynka, niezbyt świadomie, oparła się
na nim – Sasuke kazał przekazać, że może się trochę spóźnić, bo Kakashi chce
przedłużyć trening. – rzucił przez ramię, nie mając pojęcia, że zostawił nas z
takim samym kolorem twarzy jaki na początku miała Temari.
Dziwna zmiana wątku i miejsca, w ogóle dziwna sytuacja - spodziewałam się raczej opowiadania zgodnego z kanonem, a widzę, że popuszczasz wodze własnej kreatywności. W porządku, jak dla mnie jest ok. Ciekawa jestem rozwoju sytuacji między Kakashim i dziewczyną, a także nurtuje mnie tożsamość szatyna. Kim on może być...? Sporo błędów interpunkcyjnych, na szczęście prawie brak innych błędów, więc można się skupić na czytaniu. Lecę dalej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mukudori!