niedziela, 8 września 2013

Rozdział 15




Zimno przebiegło po moim kręgosłupie, bezczelnie wdrapując się na ramiona i policzki. Wpełzło na i tak już lodowaty nos i wdarło się do środka atakując ośrodek mózgowy.
- Apsik! – ktoś kichnął głośno, zrywając mnie z łóżka. Powietrze, wydające się składać wyłącznie z drobinek lodu, uderzyło we mnie niczym zawodowy bokser o mało nie zwalając z nóg.
Rozejrzałam się, po pomieszczeniu, podejrzliwie, mając ochotę oddać komuś za tą gwałtowną pobudkę, jednak było ono beznadziejnie puste. Biel bijąca od ścian sprawiła, że mój mózg przestał normalnie funkcjonować.
Mój Boże, jestem w igloo.
Otarłam zapuchnięte powieki, wzmagając bolesne szczypanie moich oczu, i natychmiast rzuciłam się z powrotem na łóżko, skacząc po podłodze jakby parzyła, chociaż było zupełnie odwrotnie. Otuliłam się ciepłą jeszcze kołdrą i z impetem uderzyłam twarzą w poduszkę. Poczułam jak komórki mózgowe odzyskują swój rezon i zamiast biegać niczym szalone gdzie popadnie zaczęły zbierać istotne fakty.
Po pierwsze: Nie byłam w igloo. To przez temperaturę porównywalną do zera bezwzględnego i paskudną jasność ścian czułam się niczym Eskimos. Eskimos pozbawiony cieplutkiego, mięciutkiego futerka.
Szczytowy punkt na liście mojego marnego życia: Przemalować ściany.
Po drugie: Ja byłam osobą, która kichnęła. Obudziłam sama siebie kichnięciem. Moje prychnięcie zatonęło w miękkiej strukturze poduszki.
Zawsze jest ten pierwszy raz.
Leżąc tak twarzą w ciemności i duchocie, zaczęła mi się udzielać klaustrofobia. Przewróciłam się na bok kuląc niczym nienarodzone dziecko i krzywiąc gdy, zimno znów zaczęło się bawić temperaturą mojego nosa. Przejechałam językiem po papierze ściernym i zdałam sobie sprawę, że to moje usta. Jęknęłam żałośnie.
Doprowadzić się do takiego stanu, przez jakiegoś tam ninje wysokiej rangi, którego imię zostało wtrącone do lochów Twojej podświadomości i poddawane torturom, potrafisz tylko ty, idiotko.
Nazwijmy go „Panem Ktosiem”.
Pan Ktoś, nie jest wart zmieniania moich ust w zbiorowisko drobnych ran ciętych wywołanych suchotom. Zwłaszcza, że sam o tych ustach nie pamięta, pomimo tego, że wcześniej miał z nimi dosyć bliską styczność. Można by rzec, że bliższej już mieć nie mógł.
Zacisnęłam zęby nie chcąc o tym myśleć.
Ciepło powoli uciekało z mojego ciała, pomimo, że było one szczelnie okryte pierzyną. Natychmiast stworzyłam kolejny punkt.
Po trzecie: Jeśli będę tu tak leżała, to umrę z zimna.
Mogę uratować się jedynie gorącym, poprawka: parzącym prysznicem, który rozgrzeje mnie również od środka sprawiając, że poczuję się szczęśliwa i będę beztrosko skakać po łące pełnej kwiatów.
Ech, zawsze można pomarzyć.
Niechętnie zwlokłam się z łóżka, żałując, że nie mogę zrosnąć się z materacem i stać się jego częścią. Do łazienki weszłam nucąc w głowie marsz pogrzebowy i odpędzając od siebie pragnienie znalezienia się w ciepłych ramionach Kaka… Pana Ktosia.
Zacisnęłam mocno powieki.
Woda w zupełności mi wystarczy.

Pod prysznicem mój nastrój polepszył się odrobinę. Najszybciej jak mogłam założyłam na siebie wygrzebane z szafy ubrania. Nie odbyło się to jednak w takim okresie czasowym, jakiego bym sobie życzyła. Zanim przekopałam się przez stosy krótkich spodenek, koszulek na ramiączka, bandaży, broni i wybuchających karteczek, których o mało nie odpaliłam minęło co najmniej dziesięć minut. W tym czasie zdążyłam ponownie znienawidzić swoich ścian i znów zaczynałam nabierać przekonania, że jestem Eskimosem w igloo pozbawionym futra. Miałam kiedyś rodzinę, która zabrała wszystkie ubrania i pozostawiła mnie samotną na Alasce.
Oliwkową koszulkę z długimi rękawami wyszperałam z westchnieniem ulgi i natychmiast na siebie założyłam. Najdłuższe spodnie jakie znalazłam sięgały do połowy łydek więc, wciągnęłam na nogi dwie pary czarnych getrów i dopiero wtedy ubrałam spodnie. Na moich stopach znalazły się trzy pary skarpetek, a nawet udało mi się wygrzebać buty, będące w pełni zabudowane. Czułam się niczym alpinista zdobywający szczyt, gdy w ręce wpadła mi ciemno zielona bluza i ze złowrogim śmiechem zawinęłam wokół szyi szary szalik, chowając w nim mój nos.
Natychmiast wepchnęłam ręce do kieszeni i zaczęłam skakać w miejscu próbując się trochę rozgrzać.
Gdy temperatura mojej skóry znów była dodatnia, odważyłam się podejść do okna, od którego podejrzanie świeciła biała łuna. Musiałam przymknąć oczy, ponieważ na dworze było tak jasno, że aż bolało. Spod przymrużonych powiek widziałam biel. Biel była wszędzie. Ta biel była… śniegiem. Gruba warstwa tego zimnego, mokrego paskudztwa zakryła zieleń traw i pokryła korony, jeszcze liściastych drzew.
Oparłam czoło o cienką szybkę i zjechałam po niej, opadając na podłogę.
Nie byłam do końca przekonana, czy to ja wywołałam tą pogodę, czy też po prostu nastąpiła pora zimowa, ale drzewa były tu opóźnione w rozwoju i zapomniały pozbyć się liści. Prychnęłam, wciskając zaciśnięte dłonie pod pachy. To wszystko zaczynało mnie mocno irytować.
Wstałam szybko z podłogi i poszłam dokładnie wysuszyć włosy, a następnie zebrałam je i upięłam w wysokiego koka. Posmarowałam usta i twarz jakąś maścią nawilżającą, znalezioną w szafkach, znajdujących się w łazience i nie ścieląc łóżka, wyszłam z pokoju.

Przechodząc do kuchni, przez przypadek potłukłam drogo wyglądający, wzorzysty wazon, niechcący zahaczając o niego dłonią. Zbierając ostre kawałki porcelany, skupiałam się na tym, by się nie zaciąć. Na szczęście, tym razem mi się to udało i wyrzucając do kosza na śmieci resztki wazonu, dumnie ruszyłam przed siebie. Gdy przekroczyłam próg jadalni, mój brzuch odezwał się głośno, domagając jedzenia. Przyspieszyłam kroku, sama mając ochotę wypełnić jego żądania. Może i nie chciałam nic jeść, ale musiałam zapełnić czymś tą denerwującą pustkę w moim żołądku. Chociaż to umiem w sobie naprawić.
Chwyciłam, za kilku dniową bułkę i zaczęłam ją powoli konsumować. Moje zęby, wydawały się słabe, zupełnie jakby miały ukruszyć się przy każdym kolejnym gryzie. Możliwe, jednak, że była to wina wyjątkowo ciągnącego się i twardego jednocześnie, starego pieczywa. Stojąc na środku kuchni pogrążyłam się w tępej ciszy. Wbiłam mój wzrok w podłogę, a wspomnienia poprzednich dni zaczęły przewijać się w mojej głowie, niczym roller coaster. Obrazy się ze sobą zlewały, uczucia mieszały, wywołując we mnie jeden wielki bigos emocjonalny. Ale wyraz twarzy nadal miałam taki sam, z oczu nie poleciała żadna łza. Byłam opanowana i systematycznie wbijałam zęby w bułkę.
Jaki był prawdziwy cel Madary w tym wszystkim?
Chce mnie, to pewne.
Ale po co? Po co tak potężnemu shinobi ktoś taki jak ja?
Ach, tak. Musi wykorzystać moje zdolności panowania nad pogodą. Nie rozumiem, w jaki sposób. Brakuje mu ulewnych dni? Jest fanatykiem szalonych burz?
To wszystko nie miało żadnego sensu.
Miałam wrażenie, że Madara chce mnie zniszczyć od środka. Dawać szczęście; niczym małemu dziecku wymarzoną zabawkę i następnie wyrywać mu ją z rąk i niszczyć na jego oczach. Udawało mu się to wprost wyśmienicie.
Wedle jego oczekiwań miałam ochotę rozryczeć się i tupać ze złości nogami oczekując moich zabawek!
Ale nie zrobię tego. Bo w przeciwieństwie do dziecka, wiem, że nic mi to nie pomoże.
Pomimo to prychnęłam, gniewnie, starając się w tym ukryć moją rozpacz.
Rozmyślania przerwał pełen wesołości krzyk. Wpychając do ust resztę bułki, przeszłam do salonu, rozglądając się niepewnie. Nie było w nim nikogo oprócz mnie, więc wzruszyłam obojętnie ramionami, zdając sobie sprawę, że dźwięk doszedł z pokoju, w którym obecnie przebywał Pan Ktoś. A mnie zupełnie on nie obchodził. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Ma teraz swoich przyjaciół, którzy opiekują się nim i na których nie wrzeszczy. Z kolei mnie wygonił wczoraj ze swojego pokoju, jakbym była jakimś szpiegiem, który może mu zaszkodzić. Pff..
Logicznie rzecz biorąc uratowałam mu życie. Nie powinien tak reagować na mój widok.
Pomimo tego, że wiedziałam, iż cała wina leżała po stronie Madary to i tak mnie to irytowało. Co mam teraz zrobić z Panem Ktosiem, skoro on jest bliski nienawiści do mnie? Nie potrafię go wymazać ze swojej i tak już dziurawej pamięci, więc najłatwiej będzie mi go ignorować.  Może wtedy sidła rozpaczy nie zacisną się na mnie na tyle mocno, na ile chce Madara.
Ale co pomoże mu wykończenie mnie psychicznie? Dlaczego chce żebym stała się wrakiem człowieka? Wiadomo, że będę wtedy słabsza. Czy właśnie takiej mnie potrzebował? Wykończonej, skłonnej do zakończenia swojego życia?
Zmarszczyłam brwi i przełknęłam ostatni kęs bułki. Jego niedoczekanie.
Nie ugnę się pod ciężarem problemów. Na tym świecie są ludzie, którzy mają gorzej ode mnie i pomimo tego się nie załamują.
Muszę uratować moją matkę.
- Kakashi – Sensei! – krzyk znów rozległ się po salonie – Czy ty w ogóle mnie słuchasz!?
Zastygłam na krótką chwilę zdając sobie sprawę do kogo należy ten głos. Przez chwilę rozważałam wszystkie za i przeciw, pójścia do pokoju Hatake. W końcu westchnęłam i ruszyłam schodami na górę.
Pamiętam, że kiedy wczoraj szłam tym korytarzem, moje serce uderzało boleśnie o żebra, a głowa była pełna przerażających myśli. Teraz jednak czułam jedynie minimalną radość, wymieszaną z dużą dawką obojętności. Pierwsze uczucie zdołało wcisnąć na moją twarz odrobinę uśmiechu i wraz z nim przeszłam do pokoju.
Krzyki Naruto ucichły, a głowy wszystkich skierowały się na mnie. Oparłam się o framugę drzwi, obejmując wzrokiem pomieszczenie. Nie zmieniło się tu nic, od mojej poprzedniej wizyty, chociaż wszystko wydawało się takie inne. Podłoga nadal była pokryta ciemnymi panelami, a ściany przerażająco białe. Duże, okna przez które wlatywało lodowate światło, sprawiały, że robiły się jeszcze jaśniejsze. Przypominając sobie o moim wyobrażeniu igloo po plecach przebiegł mi dreszcz. Tylko, że w tym pomieszczeniu był ktoś, kto mógłby dać mi trochę ciepła… ale mniejsza o niego.
- Dzień dobry – przywitałam się ze wszystkimi, z delikatnym uśmiechem. Sakura odpowiedziała mi słabo, a Sasuke, stał odwrócony przodem do okna i podziwiał… w sumie nie wiedziałam co tu podziwiać. Może po prostu wypatrywał jakiegoś obcego ninja, który włóczył się wokół naszej rezydencji. W każdym razie nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, tylko machnął ręką na przywitanie. Wbrew swojej woli zerknęłam na pana Ktosia. Okazało się, że mierzył mnie pełnym złości spojrzeniem. Byłam pewna, że na jego twarzy znajduje się grymas niezadowolenia, ale niestety nie mogłam tego potwierdzić ponieważ miał maskę. Nawet leżąc w łóżku i będą podłączonym do kroplówki wydawał się groźny.
- Sei – chan! – krzyknął blondyn, szczerząc się na mój widok.
- Naruto! – odparłam z równym entuzjazmem, po części go przedrzeźniając po części autentycznie się ciesząc.
Uzumaki jako jedyny nie patrzył na mnie ze współczuciem i nie uważał na słowa. Od wczorajszego wieczora, czułam się niczym człowiek niepełnosprawny, wykluczony z ludzkiej rasy. Temari odprowadziła mnie do pokoju w kompletnej ciszy, utrzymując minimalny kontakt fizyczny i wzrokowy. Co prawda, przepłakałam całą noc, ale hej! Przecież jest nowy dzień. Czuję się już lepiej, powinni to od razu zauważyć i przestać traktować mnie jak trędowatego.
- Tak dawno Cię nie widziałem! – podszedł do mnie i przytulił mocno.
Był wyższy niż to zapamiętałam, a może tak mi się tylko wydawało. Głowę miałam przyciśniętą do jego klatki piersiowej.
- Wcale nie tak dawno – powiedziałam, gdy już się ode mnie odsunął – Ale i tak w tym krótkim okresie udało Ci się sporo urosnąć.
Naruto zarumienił się i z uśmiechem, zaczął przygładzać dłonią swoje odstające na wszystkie strony włosy.
- Wiadomo! – krzyknął z dumą. – Teraz żaden ninja już nigdy nie będzie uważał mnie za słabego przeciwnika! Stałem się prawdziwym macho!
- Zbyt dużo pewności siebie – ugasiłam cicho jego zapał.
Zerknęłam na Sasuke. Przecież był jego rówieśnikiem. Chyba powinnam zauważyć, że on też rośnie. I nagle zdałam sobie sprawę, że mój brat zawsze przewyższał Naruto o półtorej głowy od początku mojej nauki w sztucznym liceum. Widocznie szybciej dojrzał.
Pomimo gwałtownego wzrostu blondyna, Sasuke wciąż był od niego wyższy. Dlaczego więc ja, jako jego siostra byłam tak beznadziejnie niska!? Życie jest nie fair.
- To ona musiała ukraść mój naszyjnik – głos pana Ktosia był spokojny, chociaż czułam na sobie jego pełne złości spojrzenie – Jest jedyną obcą tu osobą, w dodatku zbyt często przychodzi mnie odwiedzać, chociaż jej nie znam.
Przełknęłam gorzką złość, która chciała bym wypowiedziała kilka niecenzuralnych słów i odważyłam się na niego spojrzeć. Co z tego, że gdy mój wzrok skrzyżował się z czernią tęczówek pana Ktosia, to nogi zmieniły mi się w watę cukrową!? Byłam zła!
- Wcale nie przyszłam Cię odwiedzić – powiedziałam tak opanowanym głosem, że zdziwiłam samą siebie.- Chciałam przywitać się z Naruto.
- Już to zrobiłaś. Możesz wyjść.
- Pragnę zauważyć, że to ty znajdujesz się w mojej rezydencji, a nie na odwrót – wypaliłam, tym razem nie kryjąc złości. – Równie dobrze mogłabym Cię wyrzucić przez to okno. Byłaby to co prawda niegościnność, ale mając tak upierdliwych gości trudno o kulturę.
- Uprzejmość gościa kończy się wraz z kradzieżą jego rzeczy, przez gospodarza.
- Niczego Ci nie ukradłam! – krzyknęłam – Po za tym to Sasuke jest gospodarzem.
- Ja? – odezwał się zdziwiony.
Och, świetnie milczek się odezwał.
- Tak Ty – odrzekłam niecierpliwie.
- Zapomnij – powiedział. – Ty tu jesteś starsza.
- Pfff… - prychnęłam. – Ale nie znaczy to, że odpowiadam za to, że temu Panu zgubił się jakiś tam łańcuszek.
- Panu? – zdezorientowany Uzumaki, drapał się w zamyśleniu po głowie.
- Stara się pokazać resztki kultury – podpowiedział mu pan Ktoś.
- Niebywałe jak można być tak złośliwym! – krzyknęłam na niego po raz kolejny. – W dodatku do kogoś, kto jest właścicielem domu, w którym przebywasz.
Okej, pogodziłam się już z rolą pani rezydencji.
- Jestem poszkodowany – odparł spokojnie – Gdybym mógł, wyszedłbym stąd jak najszybciej.
- Nie możesz chodzić? – zapytałam zdziwiona, starając się nie przybrać zmartwionego wyrazu twarzy. Nie do końca udało mi się jednak ukryć nuty strachu w moim głosie.
- Próbowałem – odparł, zbity z pantałyku moim zachowaniem – I skończyło się na tym, że obudziłem się z powrotem w łóżku. Podobno zemdlałem.
Zmęczenie, powiedziałam sobie, to tylko zmęczenie. Dzięki temu udało mi się odepchnąć moje obawy.
- Jak chcesz załatwię Ci wózek inwalidzki – oznajmiłam niby od niechcenia, badając stan swoich paznokci.
- Trudno byłoby mi zjechać po schodach.
- Mogę Ci pomóc popchnięciem. – zerknęłam na niego z ukosa.
- Wystarczy! – głos Sakury rozniósł się po pokoju – Dopiero co się zobaczyliście, a już skaczecie sobie do gardeł.
- Ja tylko wymagam, by ona wykazała się minimalnym wstydem – pan Ktoś, był niemożliwie denerwująco spokojny. – Powinna oddać to co mi zabrała.
- Co tak dokładnie Ci zabrałam, hmm?
- Mój naszyjnik ze znakiem wieczności – oznajmił.
Przypomniałam sobie, że rzeczywiście coś takiego nosił. Pierwszy raz zobaczyłam go w dzień wigilii szkolnej, w dzień, w którym Genjutsu dało mi się wyjątkowo we znaki, a on zupełnie jakby o tym wiedział pojawił się przede mną i pocieszył. Zadrżałam na myśl o zapachu i cieple bijącym od jego ciała.
Łańcuszek wydawał mi się wtedy bardzo znajomy, tak samo jak teraz gdy pan Ktoś o nim wspomniał. Skoro tak bardzo mi się z czymś kojarzył, musiał mieć jakieś znaczenie. Nigdy nie przywiązywałam uwagi do biżuterii, tym bardziej jeśli nosił ją mężczyzna. Trzeba to będzie jakoś rozegrać.
- Skoro go zgubiłeś, to pewnie wcale nie był taki ważny – powiedziałam pewnie, krzyżując ręce na piersi.
- Nie zgubiłem go, a Ty mogłabyś przestać w końcu kłamać. Nigdy nie zgubiłbym tak istotnej rzeczy.
- Dlaczego tak Ci na nim zależy? – zapytałam obojętnie.
Szaro-włosy wydawał się autentycznie zaskoczony moim pytaniem. Zastanowił się chwile, po czym odpowiedział cicho:
- Nie wiem.
- No to super – mruknęłam pod nosem – Podobno to kobiety są zagubione.
- Nie jestem zagubiony, po prostu nie umiem odpowiedzieć Ci na pytanie. Zresztą, co Cię to obchodzi?
- Jako potencjalny złodziej, zamierzam go dobrze wycenić – powiedziałam z sarkazmem i ruszyłam w stronę drzwi. – Nie mam ochoty dłużej z Tobą rozmawiać. – oznajmiłam Ktosiowi. -  Pa, Naruto.
Blondyn był zbyt skupiony na myśleniu nad tym co się wydarzyło przed chwilą by mi odpowiedzieć, ale nie przejmowałam się tym za bardzo. Moje pełne gniewu wyjście, byłoby perfekcyjne, gdybym nie potknęła się o własne nogi i nie runęła jak długa na podłogę. Sasuke zerwał się by pomóc mi wstać, ale ja odtrąciłam jego rękę i sama podniosłam się na nogi. Tłumiąc wstyd wyszłam z pomieszczenia dumnie wyprostowana. Usłyszałam jeszcze tylko cichy śmiech pana Ktosia.
Moje pełne wściekłości kroki były denerwująco głośne. Prawie, że zbiegłam po schodach, nie wiedząc w sumie, co zamierzam uczynić. Kolana i łokcie bolały mnie od upadku, ale nie zwracałam na to uwagi. Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, zamierzając udać się na długi spacer. Może po drodze zgarnie mnie Madara? W sumie, dlaczego nie? Przynajmniej wtedy będę bliżej matki.
Zanim zdążyłam nacisnąć klamkę, skrzydło otworzył ktoś inny, widocznie z zamiarem wejścia do środka.
- Co ty tu robisz!? – krzyknęłam na Bogu ducha winnego, zdezorientowanego Shikamaru.
Ilu moich znajomych włóczyło się jeszcze po mojej rezydencji? Przecież to był mój dom, a nie muzeum!
- Eee – zająknął się, a ja westchnęłam.
- Zresztą, nie ważne – powiedziałam, zdając sobie sprawę, że zareagowałam na jego widok trochę zbyt agresywnie. – Gdzie jest Temari?
Nara przybrał minę, jakby chciał zaraz powiedzieć „ A skąd ja mam to wiedzieć?”, ale ja zgromiłam go wzrokiem.
- Na dworze – powiedział marszcząc, brwi. – Przyszła ze mną, ale postanowiła nie wchodzić do środka.
- Jak miło – mruknęłam, krzywiąc się. – Dziękuję – powiedziałam najmilszym tonem na jaki było mnie stać w obecnej chwili i posłałam mu słaby uśmiech.
Następnie przeszłam pod jego ramieniem, prawie nie musząc się schylać i wyszłam na przerażająco zimne podwórko. 





Wróciłam! I bardzo się cieszę, że to zrobiłam, bo tęskniłam za wami :* Co prawda takiego zapału do pisania tego, jak na samym początku już chyba nigdy nie będę miała, ale jeśli chodzi o moje chęci to postępy są spore ^.^. Ponieważ dawno nic nie pisałam jestem ciekawa, czy rozdział wam się spodobał? W sumie to zawsze jestem tego ciekawa :P Więc zapraszam do komentowania <3
Pozdrawiam :*


17 komentarzy:

  1. Nie! Kakashi ma być sobą! Tak nie może być ;_____; Sei nie może.być mu obojetna, proszę Cię, niech ona zrobi coś żeby on odzyskał pamięć, nie wiem niech go pocałuje i wtedy on by sobie wszystko przypominiał. Błagam Cię! Oni muszą być razem! Proszę?
    Koala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co się stanie, to się stanie :D Cierpliwości :P
      Pozdrawiam :* :*

      Usuń
  2. Pan Ktoś <3 Wreszcie się doczekałam! Ale czmu on musi być taki wredny?? Chociaż uwielbiam te ich sarkastyczne wymiany zdań, to czasmi trochę mnie przerażają. Mam ogromna nadzieję, że w następnym rozdziale się pocaują <3 Cieszę sie, że chęci są ale czemu nie ma zapału? Przecież teraz się chyba wszystko rozkręca? Liczę, że same chęci wystarczą na następny rozdział i że pojawi się nie długo. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś tam zapał jest. Zwłaszcza, że ostatnio totalnie zamieniłam się w Sei, bo potykam się o własne nogi, tnę nożem próbując przekroić bułkę, gubię ubrania, rzeczy i się w tym świecie ;___; Wcielanie się w postać, nabrało nowego znaczenia :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. nosz kurwa zajebiste,tylko kakashi i sei mogli by być razem[w sensie że kakaś odzyska pamięć] pozdro od WILCZYCY

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Widzę, że chęci wróciły i cieszy mnie to, że nie zostawiłaś tego bloga niedokończonego, jak obiecałaś. Więc masz już u mnie (po raz któryś) mega plus- bo lubię ludzi słownych :)
    Ahhh, jak ja lubię pokręcony umysł Sei. Po prostu kocham jej zwykłe, a zarazem niezwykłe, przemyślenia. Rodzina na Alasce ją zostawiła- no kto doszedłby do czegoś takiego? Genialne! Porównanie do igloo spowodowało, że wiedziałam jak się czuję Sei. Aż mi się przypomniało, że to już końcówka dni ciepłych w realnym świecie. Prawie też odczułam zimno tak jak ona- prawie, bo siedzę w ciepłym szlafroku, do którego wskoczyłam zaraz po przyjściu ze szkoły- lało jak z cebra, gdy z niej wychodziłam, a ja bez parasola i sprintem na przystanek, na który i tak dotarłam cała mokra... Więc trochę wiem jakie zimno czuła ^^
    Bardzo ciekawi mnie sprawa z łańcuszkiem Kakashiego, znaczy Pana Ktosia. Kto go mógł zwinąć? Oskarżenia pod adresem Sei są tak logicznie śmieszne. Hahah, kocham ich kłótnie <3 Ta odpowiedź Sei po prostu mnie rozwaliła: " - Trudno byłoby mi zjechać po schodach. - Mogę Ci pomóc popchnięciem." xD Dalej mnie śmieszy.
    Nie piszę, że chcę aby Sei była z Ktosiem, bo to chyba oczywiste ;p Co do tej pary mam ogromne pokłady cierpliwości na to kiedy będą razem, więc... niech są sobie na razie osobno. Jest zabawnie :)
    Rozdział wydaje mi się krótszy od pozostałych na tym blogu, ale mi to nie przeszkadza, ważne, że jest. Dziękuje Ci za rozweselenie mnie na koniec dzisiejszego dnia- być może nawet zajrzę do podręcznika z biologii (jestem na rozszerzeniu), bo po przeczytaniu Twojego rozdziału aż chce się coś pożytecznego zrobić. Mój komentarz wydaje mi się jakiś nieskładny, ale czasami takie mi wychodzą, gdy wtrącam trochę swojego rozumowania, pomijając niektóre rzeczy, które dla mnie są oczywiste i jednocześnie potrzebne innym żeby zdania były poprawne i gramatycznie, i logicznie. Trudno, mam nadzieję, że coś z tego zrozumiałaś ;p
    Pozdrawiam i weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzam zostawiać blogów, bo wiem jak to jest, gdy autor przerywa historię, którą chciałabym przeczytać. Ja czuję wtedy kompletne rozdarcie; nie wiem czy ten blog takowe wywołuje, ale i tak wredna nie będę :) O ja, współczuję Ci ogromnie! Ja na szczęście zdążyłam tuż przed tym jak się rozpadało... brrr nie wyobrażam tego nawet sobie. Chociaż znajomi w wakacje wrzucili mnie w ubraniach do rzeki, bo jako jedyna "byłam sucha" i zapylałam w ociężałej, ociekającej lodowatą wodą koszulce i spodniach, a ciepło nie było :D Także w sumie sobie wyobrażam i łączę z Tobą w bólu :(
      Cała przyjemność po mojej stronie :D Miło dla odmiany poprawić komuś humor, zamiast go dołować (jak na blogu o SasuSaku. W końcu jakiś kontrast między tym opowiadaniem, a Szukając Miłości jest :D)
      Pozdrawiam :*:*

      Usuń
  5. zgadzam się z sefią bardzo się cieszę że wróciłaś,te kłótnie sei z kakashim mnie rozwalają i sory że tak długo nie komentowałam,chyba mam wiele z nią wspólnego,bo mój umysł też jest pokręcony jestem właśnie w 2 kl gimnazju i dodam że jestem nowa w szkole i nikogo nie znam do tego jeszcze mega problemy z matmą normalnie najprostzych żeczy nie umiem zrobić,za to uwielbiam sport[czyt. walkę],w poprzedniej szkole miałam problemy ponieważ uwielbiam anime a wszyscy się ze mnie śmieli że oglądam,,chińskie bajki dla dzieci,, to mnie wkurwiało,bo ludzie zwyczajnie nie wiedzą co to jest,ani że coś takiego istnieje i jeszcze wszyscy mieli brechę z mojego imienia ANTONINA lub TOŚKA.Ale dość trucia o mne rożdział bardzo,badzo mi się podoba i czekam na next.
    MONONOKE-CHAN


    MONONOKE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez całe przedszkole i do piątej klasy podstawówki moją najlepszą przyjaciółką była właśnie Tosia :D Także ja uważam,że Twoje imię jest zajebiste :) Współczuję Ci z tym, że jesteś nowa, ale da się przecież jeszcze zintegrować, nie? Zagadaj do nich, poproś o pomoc przy zadaniu czy coś :D Rzeczywiście jak nie oglądali to nie powinni się śmiać, bo Naruto bajką na pewno nie jest. Tak samo jak większość anime :) Ale nie przejmuj się u mnie też mówią, że oglądam Chińskie bajeczki, ale robią to tak dla przekomarzania się. Jestem pewna, że u Ciebie też nie naśmiewali się na "poważnie". Trzymam za Ciebie kciuki :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :*

      Usuń
    2. nie ma za co i dziękuję za ciepłe słowa.
      mononoke chan

      Usuń
  6. WRÓCIŁAAAAAAAŚ! <3 Tak się cieszę;d

    Kakashi na pewno sobie przypomni co i jak! I to będzie miało związek z łańcuszkiem, prawda? Dostał go od Sei? Co do jego pamięci, myśle, że sam pocałunek nie wystarczy, bo może to mieć związek z tym, że to ona go "udusiła" i przez to nieświadomie zapomniał? (albo bredzę w tej chwili? ;p).. Hymm.. nie mogę się doczekać co dalej!
    Namira

    OdpowiedzUsuń
  7. zarąbiste,widać że masz talent psarski daję 10/10.
    remi

    OdpowiedzUsuń
  8. Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Pozdrawiam i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń
  9. juchuuuuuuu wróciłaś jest,super,zajebista i bardzo pozytywna nocia,kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  10. rozdział super,najważniejsze są chęci,bo bez nich wyjdzie kompletne gówno,pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  11. rozdział jak zawsze mi się podoba,nekścik pliiiiiis
    Mikoto

    OdpowiedzUsuń