Posłusznie odwróciłam się i
wyszłam z pomieszczenia, cały czas sumiennie patrząc na własne stopy. Kakashi
kroczył za mną prawie bezszelestnie, co potęgowało moją złość. Był zbyt
idealny.
- Nic by się nie stało, gdybyś
powiedziała „do widzenia”, albo chociaż pokazała, że zrozumiałaś polecenie. –
usłyszałam za sobą spokojny głos.
- Przecież wyszłam. – mruknęłam, starając się powstrzymać chęć
tupnięcia nogą. Przyspieszyłam kroku. – Kazała sobie iść, więc sobie poszłam.
Nie rozumiem jak dosadniej można pokazać, że zrozumiało się polecenie, niż je
wykonując.
Usłyszałam ciche westchnięcie,
bardzo blisko mnie. Przyspieszyłam jeszcze bardziej.
- Nie wiesz, gdzie leży
rezydencja Uchiha. – powiedział Kakashi w dalszym ciągu dotrzymując mi kroku.
- Nie mam zielonego pojęcia. –
mruknęłam pod nosem i zaraz po tym skarciłam się w duchu, że powiedziałam to na
głos. Miałam nadzieję, że Kakashi tego nie usłyszał.
Prawie, że zbiegłam po krętych
schodach, wijących się wokół budynku Hokage niczym wąż. Z zaciętością stawiałam
każdy kolejny krok, rozsypując przy tym piasek, wokoło siebie. Ludzie
obserwowali mnie zdziwieni i rozbawieni jednocześnie.
- Hej, Sei! – usłyszałam krzyk
Hatake, gdzieś z tyłu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Udało mi się od niego
oddalić. – Idziesz nie w tą stronę!
Zatrzymałam się w połowie
stawianego kroku, mając ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Jednak
odwróciłam się dumnie i szybkim krokiem wyminęłam Kakashiego, cały czas
wiedząc, że wyglądam jak debil. Usłyszałam jego cichy śmiech i już po chwili
kroczył koło mnie zupełnie niczym nie wzruszony, gdy ja próbowałam powstrzymać
moją rękę przed zaciśnięciem się w pięść i uderzeniem go w brzuch. Chociaż
wiedziałam, że cios nie byłby zbyt bolesny i tak miałam ochotę go zadać. Kiedy
zmieniło się moje nastawienie do Kakashiego? Co się dzieje?!
Szliśmy przez zalany słońcem rynek pełen
przeróżnych wystaw. Dookoła nas panował wesoły gwar idealnie wpasowujący się w
otoczenie. Cały czas nie mogłam się przyzwyczaić do diametralnej zmiany, która
zaszła w tej wiosce od wczorajszej nocy. Jakbym wróciła z pogrzebu na imprezę
urodzinową. Zbyt szybka zmiana frontów. Uniosłam lekko głowę ku górze, czując
jak letni wiatr przyjemnie muska moją skórę. Poczułam dziwne, przyjemne
uczucie, które przeszyło mnie od stóp, aż po czubek głowy. Dreszcze przebiegły
mi po plecach i mimowolnie się uśmiechnęłam. Kątem oka dostrzegłam, że Kakashi
przygląda mi się z zaciekawieniem i znów ogarnęło mnie uczucie dziwnej
nieśmiałości. Zarumieniona odwróciłam wzrok udając, że wielce zainteresowała
mnie wystawa warzyw, którą właśnie mijaliśmy. Może nie była to najlepsza
wymówka, ale tylko one mi się nawinęły. Przez tą całą głupią nieśmiałość
zrobiło mi się gorącą na samą myśl o tym, że ON był tuż koło mnie i tak po
prostu, bezwstydnie gapił się na mnie. Jakie to było przyjemne… Chwila co? Nie
to nie było przyjemnie! Zagubiona we własnych myślach co chwila potykałam się o
kamyk i za każdym razem dostrzegałam jak Kakashi wyciągał ręce z kieszeni,
jakby szykował się na to by mnie złapać. Czy rzeczywiście w moich
wcześniejszych latach byłam tak niezdarna, że musiał mnie łapać co chwila? Zresztą
teraz nie jest lepiej. Minęliśmy targ i weszliśmy na leśną dróżkę. Dla odmiany,
droga była zupełnie pusta i zrobiło się wyjątkowo cicho. Pięknie... teraz będę
potykałanm się o szyszki. Westchnęłam, uważnie patrząc pod nogi by znowu się
nie potknąć.
- Coś nie tak? – zapytał
Kakashi dziwnym głosem. Zsunął z twarzy maskę, na co ja entuzjastycznie
zareagowałam. W duchu.
Spojrzałam na niego niepewnie
i od razu tego pożałowałam, potykając się o szyszkę. Cudem utrzymałam się w
pionie i prychnęłam ze złości, która szybko zmieniła się w zażenowanie. Od
niedawna w mojej świadomości zagościł fakt, że mam 19 lat. Dlatego powinnam się
zachowywać jak na ten wiek przystało. Ale nie... mój organizm przybrał podryw
na trzyletnią, niezdarną dziewczynkę w dodatku z Alzheimerem. Doprawdy cudowny
plan. Oby tak dalej. Odważyłam się spojrzeć mu w oczy z rumieńcami na twarzy.
Jak się przeważnie zachowywałam w jego towarzystwie? Kim w ogóle byłam w tym
świecie? A co jeśli nigdy nie będę taka jak dawniej? Jaka byłam dawniej?! Och,
za dużo pytań.
- Jakie były stosunki między
nami? – zapytałam, uświadamiając sobie po fakcie, że te słowa rzeczywiście
wypłynęły z moich ust.
Kakashi spojrzał na mnie
dziwnym wzrokiem, nie do końca mi znanym. A może? W trakcie przemiany mojej
twarzy w czerwonego pomidora zaczęłam bełkotać.
- Z-z-z-zn-nzaczy nie o t-to mi chodziło. N-no wiesz-z. –
patrzyłam na niego błagalnie starając się oczami wymazać mu z głowy moje
pytanie. Może nie usłyszał?
- Hmmm – mruknął przeszywając
mnie wzrokiem i jakoś dziwnie się uśmiechając. – Nasze stosunki… były dosyć
skomplikowane.
Doprawdy mówi mi to tak dużo,
że z nadmiaru informacji moja głowa eksploduje. Mimo tego, że było mi potwornie
gorąco i byłam strasznie zawstydzona postanowiłam dowiedzieć się więcej.
- Jakiś dokładniejszy opis był
by miło widziany. – powiedziałam cicho, ale na tyle głośno by mnie usłyszał.
- Lubiliśmy się. – oznajmił
lekkim tonem, przytrzymując mnie, gdyż znowu potknęłam się o szyszkę.
A może szyszka był tylko
wymówką? Naprawdę miałam ochotę zemdleć gdy usłyszałam jego słowa. Lubiliśmy
się! Jak cudownie! Znaczy to jest bardzo dobry pierwszy krok. Może lubię go
trochę bardziej niż ona mnie. Tak tylko minimalnie. Tylko dlaczego słowa
minimalnie i diametralnie były do siebie tak podobne? Sama już nie wiedziałam
które lepiej opisuje sytuacje między nami. Cały czas broniłam się przed drugą
opcją.
- Aha… - wydukałam tylko, a
Kakashi uśmiechnął się.
Miał jakiś inny uśmiech.
Wyglądał w nim wyjątkowo seksownie. O czym ja myślę?!
- Już jesteśmy. – powiedział i
zakrył jego rozbrajający uśmiech maską.
Powstrzymałam odruch
krzyknięcia „Nie!” i natychmiastowego zerwania mu tego perfidnego kawałka
materiału z twarzy. Przełknęłam ślinę i dla uspokojenia przeniosłam wzrok na
budynek stojący przede mną. Wywołało to zupełnie odwrotny efekt. Stałam przed
olbrzymim domem, rezydencją, pałacem! Co to właściwie było?
- To jest rezydencja Uchiha. – oznajmił lekkim tonem Kakashi, jednocześnie odpowiadając mi na nie zadane nagłos pytanie.
- To jest rezydencja Uchiha. – oznajmił lekkim tonem Kakashi, jednocześnie odpowiadając mi na nie zadane nagłos pytanie.
Stałam osłupiała, przyglądając
się miejscu gdzie miałam zamieszkać. Pod słowem „rezydencja” krył się wysoki,
ogromny, stary budynek w całości zrobiony z ciemnego drewna. Gdyby tego było
mało to po jego prawej stronie znajdował się taras z widokiem na duży staw. Dom
miał mnóstwo, dużych okien. Widok do jego wnętrza był częściowo przysłonięty
przez długie, ciężkie zasłony. Zrobiłam kilka kroków w tył, żeby objąć
spojrzeniem całą rezydencję i ze zdziwieniem stwierdziłam, że za ogromnym
budynkiem, który zrobił na mnie takie wrażenie, stoi jeszcze większy budynek. Z
kolei z mojej lewej strony znajdowały się jeszcze dwa, mniejsze domy, które i
tak wielkością mogłyby dorównać małym kamienicom. Przełknęłam ślinę z
przerażeniem. Chyba nie każą mi tu sprzątać?! Niepewnie podeszłam do mosiężnych
drzwi na samym środku których namalowany był biało czerwony znak. Wydawało mi
się, że skądś go znam. Już chciałam nacisnąć na dużą, metalową klamkę, gdy
zrobił to za mnie Kakashi. O otworzył drzwi wpuszczając mnie pierwszą do
środka. Od razu uderzył we mnie chłód i zapach kurzu. Wnętrze było pełne
starych, solidnych mebli. Górował w nim w kolor bordowy, ale było też dużo
różnych odcieni brązu. Gdyby wszystko powycierać z kurzy i pozdejmować
pajęczyny, to można by nawet uznać, że był to wyjątkowo ładny wystrój.
Przydałoby jeszcze rozsunąć zasłony, by wpuścić choć trochę promieni
słonecznych. Jak na razie dom ten można było porównać z domami jakimi możemy
zobaczyć w kiepskich horrorach o duchach. Zakasłałam kilka razy, krztusząc się
nieświeżym powietrzem, a następnie miałam niepohamowaną serię kichnięć i oczy
zaczęły mnie szczypać.
- Bardzo możliwe… -
powiedziałam i znów kichnęłam. – Że mam uczulenie na kurz.
- O tak, masz. – odpowiedział
Kakashi. – Zapomniałem o tym wspomnieć.
Spojrzałam na niego spod byka.
- Mam wrażenie, że zapomniałeś
wspomnieć jeszcze o milionie istotnych rzeczy.
- Poradzisz sobie odkrywając
je na nowo.
- Wolałabym raczej wiedzieć jakie
są moje słabe strony. Sugerujesz, że żeby sprawdzić czy mam uczulenie na
orzechy, mam je zjeść i zobaczyć, czy mogę oddychać?
- Dobry pomysł. – powiedział i
już drugi raz usłyszałam jego zaczepny ton. – Na szczęście nie masz uczulenia
na orzechy i nic by Ci się nie stało.
- Orzechy to był tylko
przykład. – rzuciłam gniewnie mierząc go wyzywającym spojrzeniem. Co się znowu
ze mną dzieje?!
- Doskonale zdaje sobie z tego
sprawę. Jednak nie jestem twoim osobistym informatorem, ani niańką. Musisz
sobie poradzić sama.
- Jesteś taki… - szukałam w
głowie odpowiedniego przymiotnika.
- Przystojny, zabawny,
inteligentny. – podsunął rozbawionym tonem.
- Złośliwonarcystyczny!-
odparowałam.
- Z tego co wiem nie ma
takiego słowa.
- Nie, dla twojego
ograniczonego mózgu.
- Jakoś wcześniej w ogóle ci
on nie przeszkadzał.
- Jakbyś nie zauważył nie
pamiętam co było wcześniej.
- Uwierz mi na słowo… dużo się
między nami działo.
- Już słyszałam od ciebie
wiele takich niejasnych odpowiedzi. Dopóki nie zorientuję się do końca, jak
dokładnie wyglądały nasze relacje nie będę Ci wierzyć w ani jedno słowo.
- Jak chcesz żebym dokładniej
opisał naszą znajomość? Mam przytoczyć każdą naszą rozmowę?
- Sądzę, że jeśli wszystkie
wyglądały tak jak ta, którą właśnie prowadzimy, to mogłoby być zabawnie.
- Jesteś taka denerwująca.
- Dopasowuje się do
towarzystwa! – krzyknęłam, czując się wewnętrznie zraniona. – Nie wierze, że
kiedykolwiek się lubiliśmy. To jest nierealne. Nie z twoim charakterem.
- A jednak.
- Nie wiem co chcesz tymi
kłamstwami osiągnąć, ale nie mam mowy żebym Ci uwierzyła.
- Jak chcesz. – mruknął i
stanął do mnie bokiem.
Przez chwilę patrzyłam na jego
profil z na wpół otwartymi ustami, po czym prychnęłam i odwróciłam się do niego
plecami, krzyżując ręce na piersi.
Byłam zła i roztrzęsiona. Za
nic na świecie nie chciałam by uznawał mnie za denerwującą. Och… czemu w ogóle
zaczęłam tą kłótnię? Jakie to głupie! A on teraz uważa, że jestem denerwująca.
Czy można zrobić lepsze wrażenie, na osobie, która mi się podoba? Jestem taką
idiotką. Zerknęłam na niego z żalem wymalowanym w oczach, ale on nawet nie
zwrócił na mnie uwagi. Wpatrzony był w oparcie bufiastej, bordowej kanapy stojącej
koło kominka, naprzeciwko zasłoniętego okna. Spojrzałam w tą samą stronę i ze
zdziwieniem odkryłam, że z jej czubka wyrastają czarne włosy. To znaczy, że
przez ten cały czas nie byliśmy sami? Pięknie. Po prostu lepiej być nie może.
Tylko tego brakowało by mój przyrodni brat, był świadkiem tego jak się
upokarzam.
Cała postać, razem z włosami,
wstała z kanapy. Potrzebowałam minuty, by dotarła do mnie informacja, że osoba
w którą się wpatruję, nie jest Sasuke.
- Uchiha Madara. – wysyczał
Kakashi, a ja zostałam wtajemniczona w nowy stopień chłodności w jego głosie. –
Czego chcesz?
Czarnowłosy mężczyzna w ogóle
zdawał się nie przejmować jego słowami. Cały czas wpatrywał się we mnie,
mierząc od stóp do czubka głowy i z powrotem.
- Urosłaś. – powiedział tonem
wyrażającym życzliwość, a mnie przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- To chyba oczywiste. –
powiedziałam zupełnie nie znanym mi tonem, przy którym mógł się schować nawet
Kakashi.
Czy ja rzeczywiście coś
powiedziałam? Czemu się w ogóle odzywam?
- Charakter też Ci się
zmienił. Wcześniej byłaś bardziej potulna.
Prychnęłam. Już to gdzieś
słyszałam.
- Złagodniałeś. – powiedziały
moje usta. – Środki uspokajające zaczęły działać? Och… - westchnęły sztucznie.
– Gdzie się podziały twoje wszystkie zmarszczki? Jakaś operacja plastyczna, czy
po prostu gdy osiągniesz pewien wiek to odradzasz się na nowo? – mój organizm
miał ochotę splunąć.
Mężczyzna przeszył mnie
groźnym wzrokiem czerwonych oczu.
Co ty robisz!? Zamknij się!
Ten gościu jest niebezpieczny! O jeju… chyba się zdenerwował! Zdenerwowałam go!
Nie! To moje usta go zdenerwowały? Co żeście narobiły? Głupie!
Poczułam lekkie ukłucie tuż
przy skroniach i zaraz potem moje oczy zaczęły dziwnie szczypać. Chciałam je
przetrzeć palcami, ale moje ręce nie chciały mnie słuchać.
- Umiem się oprzeć twojemu
Genjutsu. – ktoś wypowiedział te słowa moim głosem. Zaraz ja je wypowiedziałam!
Znowu. – Nie powinieneś mnie nie doceniać.
Zamknij się, zamknij się,
zamknij się. O jeju z jego oczu wypływa krew. Czemu? Chyba go zdenerwowałam
jeszcze bardziej. Niech ktoś mu pomoże.
Poczułam lęk. Olbrzymi lęk,
który najprościej można było wytłumaczyć tym, że martwiłam się o stan zdrowia
czarnowłosego mężczyzny.
- Madara… - usłyszałam
zdecydowany głos Kakashiego. – Natychmiast przestań. Za chwilę pojawi się tu
Sasuke. Nie dasz rady nam obojgu.
Madara…Madara, Madara, Madara.
Uchiha Madara. Uchiha Madara.
Zachłysnęłam się powietrzem.
Pieczenie oczu ustało. Ugięły się pode mną kolana i uderzyłam nimi o twarde
drewno. Madara, Madara. Więc to był Madara. Człowiek, który mnie porwał. On nie
tylko mnie porwał. On jest okrutny. Nienawidzę go! Nienawidzę! Czemu go
nienawidzę? To zły człowiek. Podły. Co chwila przeszywały mnie zimne dreszcze,
a moja dolna warga zaczęła drżeć.
Jak najdalej, jak najdalej od Madary.
Próbowałam wstać, ale zakończyło się to tylko
moim upadkiem. Jak najdalej. Przesunęłam się trochę do tyłu. Widziałam jak
Kakashi staje przede mną. Jak najdalej od Madary. On jest złym, bardzo złym
człowiekiem. Poczułam coś mokrego na policzkach i zdałam sobie sprawę, że to
łzy. Otarłam je jedną ręką. Nie ma na to czasu. Muszę uciekać. Jak najdalej od
Madary. Łzy ciekły mi obficie po twarzy. Spojrzałam na swoją dłoń. Była cała
czerwona. Przesunęłam się jeszcze trochę. Jak najdalej od Madary. Czemu moja
ręka jest czerwona? Jak najdalej… Czy moje łzy są krwawe? Przejechałam obiema
dłońmi po policzkach. Znowu były całe we krwi. Ja też zaczynam krwawić.
Nie ma czasu. Nie mogę się teraz nad tym
zastanawiać. Jak najdalej od Madary. Ale nie mogłam się ruszyć. Wpatrywałam się
z przerażeniem w moje dłonie. Co się dzieje? Poczułam wokół siebie jakąś
nieznaną mi moc. Wokoło mnie utworzyła się ciemno zielona energia obejmująca
również Kakashiego. Powłoka wiła się i wydawała dziwne odgłosy. Zaczęła się w
coś formować. Czy to są kości? Siedziałam w środku wielkiego zielonego
szkieletu. Nagle coś oplotło się wokoło nich niczym węże. Ścięgna?
- No, no, no. – cmoknął
Madara, przypatrując się zielonej postaci. – Nie przypuszczałem, że nadal
możesz go przywołać.
Zaczęłam się czymś krztusić i
musiałam oprzeć się obiema rękami o podłogę by się na niej nie położyć.
Kasłałam krwią. Bardzo obficie zresztą.
- Sei. – usłyszałam Kakashiego
i poczułam jak czyjaś ręka dotyka moich pleców. – Musisz przestać.
- Nie mogę. – wykrztusiłam,
próbując powstrzymać się od plucia krwią. Im więcej jej stracę tym gorzej. –
Nie wiem jak. To nie ja. Co się dzieje?
Kakashi przenosił nerwowo
wzrok ze mnie na Madare. Uniósł swoją opaskę, ukazując Sharingan. Widziałam jak
robi jakąś pieczęć rękami i o dziwo zanotowałam ją jako „tygrys”. Cały czas
kasłałam krwią, nie mogąc nad tym zapanować.
- Nie rozumiem. – szepnęłam
sama do siebie. – Nie rozumiem. – coś przezroczystego zaczęło kapać na kałuże
krwi przede mną. Tym razem płakałam naprawdę. Prawdziwymi łzami. – Nic nie
rozumiem. – chlipałam, a krew spływała mi żałośnie z ust, mieszając się ze
słonymi łzami. – Proszę… proszę niech to się skończy.
Wtedy poczułam coś dziwnego.
Jakąś nieznaną mi energię. Nie wiedziałam co się dzieje. Słyszałam w oddali
głośny śmiech Madary. Przyprawiał mnie o mdłości. Spojrzałam na Kakashiego,
który cały czas trzymając ręce w tym dziwnym znaku, szeptał coś do siebie. Już
raz to widziałam. Tylko wtedy nie czułam tej energii, która teraz od niego
promieniowała. Zielona postać zaczęła obrastać w skórę. Nie w tak szybkim
tempie jak tworzyły się kości, czy ścięgna, ale powoli. Z pewnym oporem.
Zaczęłam się krztusić jeszcze bardziej. Moje oczy paliły się żywym ogniem. A
przynajmniej tak mi się zdawało. Cała się trzęsłam w spazmach płaczu i z bólu.
Niech to się skończy. Energia wokół Kakashiego powiększyła się. Skóra zaczęła
się cofać. Za nią, bardzo wolno, zsunęły się ścięgna. Szkielet postaci zaczął
się rozpadać, ale kości zdążyły zniknąć przed zetknięciem się z ziemią. Zielna
energia już mnie nie otaczała. Przestałam kasłać krwią, a pieczenie oczu nieco
zelżało. Ból stał się o wiele mniejszy. Bardziej znośny. Słyszałam ciężki
oddech Kakashiego, w dalszym ciągu stojącego tuż koło mnie. Moja widoczność
była rozmazana przez łzy cisnące mi się do oczu. Co się dzieje?
- Muszę powiedzieć. –
powiedział donośnym głosem Madara. Nie wiedziałam nawet kiedy przestał się
śmiać. – Że jestem pod wrażeniem. Jeszcze nigdy nie widziałem, by jakakolwiek
osoba cofnęła Susanoo, jeśli nie należało ono do niej. Jest to wprost
niemożliwe. Ciekawe, bardzo ciekawe.
Usłyszałam jego kroki. Zbliżał
się do nas. Nie… nie. Muszę uciekać. Jak najdalej od Madary. Zielona powłoka
znów zaczęła mnie otaczać, jednak szybko zniknęła. Kakashi stanął przede mną.
- Nie dasz rady kontrolować
Susanoo i walczyć ze mną jednocześnie. – oznajmił rozbawionym głosem Madara. –
Ta walka już jest skończona. Sei, idzie ze mną. Jeśli się teraz odsuniesz, to
może Cię nie zabiję.
Kakashi nadal stał w miejscu.
Nawet nie drgnął.
- Dobrze wiesz, że nie dasz
rady mnie pokonać. – ciągnął czarnowłosy. – Nie w tym stanie.
Moje spazmy płaczu powiększyły
się. Nie mogę z nim iść. Nie chcę. Jak najdalej od Madary. Ale muszę.
- Kakashi, odsuń się. –
wychrypiałam nie swoim głosem.
On nie może go zabić. Nie.
Kakashi powinien odsunąć, a ja muszę z nim iść. Jak najdalej od Madary. Muszę…
Inaczej zabije nas obojga. Nie mogę na to pozwolić. Kakashi cały czas stał w
miejscu. Starałam się powtórzyć prośbę, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego
słowa. Jeśli się nie odsunie, zginie. Tylko, że on nie może zginąć. To jest
niemożliwe. Proszę, proszę odsuń się i pozwól mu mnie zabrać. To przecież nie
ma sensu.
Słyszałam coraz bliższe kroki
Madary. Poczułam wewnętrzny ból. Kakashi nie może zginąć! Ale on się nie ruszy.
Cały czas będzie stał przede mną. Więc ja muszę się ruszyć. Cała się trzęsąc,
starałam się podnieść z podłogi. Moja noga poślizgnęła się na kałuży krwi i
upadłam na podłogę uderzając szczęką w panele. Krew roztrysnęła się i zaczęła
wsiąkać w moje ubranie. Leżałam na podłodze, nie zdolna do żadnego ruchu. To na
nic. Zginiemy tutaj. Tylko czemu? Czemu mnie to spotyka?!
Kroki Madary ucichły. Stał
teraz jakieś dwa metry od Kakashiego.
- Masz ostatnią szansę. –
powiedział, a jego głos przepełniała euforia. – Szkoda by było zabijać tak
utalentowanego shinobi. Ale jeśli nie zejdziesz mi z drogi, zrobię to.
Nagle przestrzeń pomiędzy nimi
przeszyła błyskawica, która zamieniła się w jasną, iskrzącą się na wszystkie
strony kratę, oddzielającą mnie i Kakashiego od Madary.
- Zrobisz jeszcze jeden krok w
ich stronę, a zabiję Cię. – usłyszałam głos, który znów wprowadził mnie w nowy
stopień nienawiści. Był to głos Sasuke. – Kakashi, panujesz nad tym? – zapytał.
Dostrzegłam jak Kakashi skina,
ciężko głową.
- Natychmiast opuść posiadłość
Uchiha. Nie jesteś tu już mile widziany. Przestałeś należeć do naszego klanu,
dawno temu. Nic nie powstrzymuje mnie przed zabiciem cię.
Starszy Uchiha zaczął się
cofać w tył z dziwnym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Na razie wam odpuszczę. –
powiedział lekko. – Ale skoro nawet ty, Sasuke, jesteś przeciwko mnie… to przy
następnym spotkaniu, nie będę już taki łaskawy. Zabiję wszystkich, którzy mi
się przeciwstawią.
- Wynocha! – krzyknął Sasuke, a jego głos zniżył
temperaturę w pokoju.
Usłyszałam trzask i za chwilę
moje ciało przestało odczuwać ból, a oczy przestały piec zupełnie. Kakashi
klęczał koło mnie. Czułam jak jego ręce przewracają mnie na plecy. Zobaczyłam
jak pochylają się nade mną. Spojrzałam na Sasuke i poczułam wyrzuty sumienia.
Ruszyłam lekko ręką, starając
się nią zatoczyć krąg, ale nie wyszło mi to za dobrze.
- Przepraszam. – wyszeptałam z
ledwością. – Ubrudziłam Ci całą podłogę.
Zobaczyłam tylko, że Sasuke i
Kakashi się uśmiechają, a potem zniknęło całe zmęczenie i zrobiło mi się ciemno
pod oczami. Osunęłam się w nicość.
Coś mrugało nad moją głową.
Ciemno, jasno, ciemno, jasno. Czułam to pomimo zamkniętych oczu. Wyjątkowo
nieprzyjemne uczucie. Bolał mnie brzuch, ręce, nogi, ale największy ból
odczuwałam w oczach i głowie. Straszliwe pulsowanie. Coś okropnego!
- Mogliby naprawić to światło.
– mruknął niecierpliwie, znany mi, kobiecy głos. – Rozumiem, że rezydencja jest
stara i w ogóle, ale powinni tu mieć normalną dostawę prądu.
- Trzeba tylko wymienić
żarówkę. – powiedział spokojnie jakiś mężczyzna.
- Nie wymądrzaj się tak,
Shikamaru.
- Mówisz mi, że chcesz, by
naprawili to światło. – powiedział Shikamaru, a ja byłam przekonana, że właśnie
włożył ręce do kieszeni i wzruszył ramionami. – To powiedziałem Ci tylko co
trzeba zrobić by zaczęło normalnie działać…. przestań obgryzać paznokcie.
- Nie jesteś moim ojcem, nie
musisz mnie pouczać. Ty jak się denerwujesz, to kręcisz młynki kciukami, a ja
obgryzam paznokcie. Każdy ma jakieś nawyki.
- Ale mój nie doprowadza do
tego, że zaczynam krwawić.
- Nie krwawię.
- Zaraz zaczniesz… och
widzisz. Już zaczęłaś. Jesteś taka kłopotliwa.
Usłyszałam ciężkie kroki z
mojej prawej strony, które szybko ucichły.
- Jest pewna granica między
paznokciami a skórą.
- Jakoś nigdy jej nie
zauważyłam. – powiedziała zaczepnie kobieta.
Teraz oba głosy dochodziły z
mojej lewej strony.
- Co ty robisz? – zapytał
zaskoczony damski głos. Nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należał. – Nosisz
ze sobą plasterki? Uroczo… naprawdę uroczo. – powiedziała bardzo sarkastycznie.
Och, tak. Shikamaru i Temari.
Ich rozmowy były tak oryginalne, że nie można było ich pomylić z żadnymi
innymi. Powinnam się od razu zorientować.
- Jak widzisz, przydały się.
- Umiem sobie sama naklejać
plasterek. Zdążyli mnie tego nauczyć. – powiedziała Temari miękkim głosem.
Potem zapanowała dziwna cisza,
trwająca całkiem długo. Miałam ochotę przewrócić oczami, ale nie mogłam się
zmusić do ich otworzenia. Doprawdy w takiej chwili. Ja tu leże w wielkim bólu,
a oni się zajęli całowaniem. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Jakieś plusy ten
świat posiadał.
Coś zakuło mnie boleśnie w
ramieniu i wydałam z siebie jęk bólu. Usłyszałam jakieś tupnięcie, szmer, syk,
a później odezwała się Temari.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
Niestety odpowiedziała jej zupełna cisza. W
duchu pogratulowałam Shikamaru. Ja też bym milczała, gdybym była w podobnej
sytuacji. Nie ma sensu złościć blondynki jeszcze bardziej, bo mogła sprawić, że
jakiś niespodziewany podmuch wiatru rozetnie ci policzek. Po pokoju rozległy
się kroki, a ja po chwili namysłu stwierdziłam, że ktoś nade mną stoi.
Zmrużyłam powieki przygotowując się na otwarcie oczu. O dziwo nie było to taki
trudne. W sumie, to w ogóle nie było trudne. Wpatrywałam się w co chwila gasnącą
żarówkę, nie czując żadnego bólu, ani dyskomfortu. Ciekawe. Byłam tak
pochłonięta, zastanawianiem się nad tym, że nie zanotowałam tego, iż Temari coś
do mnie mówiła.
- … powinnaś być
rozsądniejsza! – zakończyła swój, niesłyszany przeze mnie wywód.
Moje ramię znów przeszył ostry
ból, ale powstrzymałam się przed wydaniem jakiegokolwiek dźwięku i skinęłam
głową, starając się przekazać blondynce, że ją słuchałam. Całe szczęście, że do
pokoju wtargnął Kakashi, który odwrócił uwagę Temari, bo inaczej z łatwością by
odkryła, że kłamałam. Chyba nie byłam dobra w ukrywaniu prawdy.
Osy w moim brzuchu zerwały się
do lotu i dźgały mnie swoimi żądłami tak mocno, jak jeszcze nigdy. A może było
to wywołane tym, że moje ciało było całe obolałe. W każdym razie odczułam, że
miłość bywa bolesna. Starałam się przenieść do pozycji siedzącej, ale Kakashi w
ekspresowym tempie dopadł do mojego łóżka i wcisnął mnie z powrotem w twardy
materac.
- Nie wstawaj. Tylko
pogorszysz swoją sytuację. Ostro przeholowałaś. – powiedział twardym tonem.
- Milutki jak zawsze. –
mruknęłam, a on uśmiechnął się.
Przez ten uśmiech nie mogłam
się na niego boczyć. Cudownie! Czemu on ma w zanadrzu taką broń, a ja nie?
Nadęłam lekko policzki, na co Kakashi się roześmiał.
- Co ty taki wesoły? – zapytałam
podejrzliwie.
On tylko przechylił lekko
głowę i cały czas się uśmiechając, wpatrywał się we mnie z taką czułością w
oczach, że poczułam jak się rumienię.
- Ładny dzisiaj dzień. –
oznajmił lekko.
- Jest noc. - powiedziałam,
niepewnie patrząc na ciemny zarys drzew za oknem. – W dodatku późna.
- Ale piękna.
Boże… jak mówi, że noc jest
piękna to niech się patrzy za okno! Proszę… nie zniosę takiego wzroku.
Shikamaru chrząknął.
- To my już pójdziemy. Jest
już późno, a muszę jeszcze złożyć raport Tsunade. Temari? – zwrócił się do
blondynki, która patrzyła w zdziwieniu to na Kakashiego to na mnie. – Temari
idziemy.
- To wy… - wyjąkała, a
Shikamaru złapał ją za ramię, pociągając za sobą do drzwi.
- Dobranoc. – rzucił przez
ramię Nara, szybko zatrzaskując za sobą drzwi nim blondynka zdążyła dokończyć
zdanie.
Pięknie. Zostałam sama w
ciemnym pokoju z naćpanym Kakashim. Lepszego scenariuszu nie mogłam sobie
wymarzyć. Spojrzałam na niego niepewnie, niezdolna do żadnego ruchu.
Wiedziałam, że moje włosy są potargane i porozrzucane po poduszce i, że byłam
strasznie blada. Przecież musiałam być. Po utracie tak dużej ilości krwi nie
było innego wyjścia. Za to on wyglądał dzisiaj tak samo przystojnie jak zawsze.
Zresztą, byłam ciekawa, czy były momenty w jego życiu gdy jego wygląd był choć
odrobinę mniej niesamowity. Bez maski prezentował się tak cudownie. Oliwkowa
koszulka z krótkim rękawem, którą na sobie miał, przylegała do niego w tak
idealny sposób, że musiałam westchnąć. Kakashi znowu się uśmiechnął, ukazując
proste, białe zęby, a ja poczułam jakiś ucisk w klatce piersiowej. Podszedł do
krzesła stojącego pod ścianą i przysunął je do łóżka na którym leżałam. Usiadł
na nim opierając ręce o kolana i kładąc swoją brodę na splecionych dłoniach.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu po czym włożył rękę do kieszeni
spodni, wyjmując z niej małą fiolkę z rzadkim czerwonym płynem. Wyciągnął
buteleczkę w moją stronę.
- Sakura mi to dała. –
powiedział cicho. – Podobno dzięki temu płynowi… - potrząsnął lekko buteleczką.
- … lekkie obrażenia leczą się natychmiastowo. Plus ma działanie przeciwbólowe.
Przełknęłam ślinę, nieufnie
biorąc od Kakashiego buteleczkę.
- Ale to nie jest krew? –
zapytałam, chcąc się upewnić, że nie próbują mnie zmienić w wampira.
- Och, nie. Co do tego jestem
pewny. – odpowiedział, a w jego oczy błysnęły.
Skinęłam głową i odkorkowałam
fiolkę. Podniosłam lekko głowę, by nie zakrztusić się podczas picia tego czegoś
i za jednym razem opróżniłam buteleczkę. Skrzywiłam się, a moje ciało przeszły
nieprzyjemne ciarki. Płyn w smaku był tak kwaśny i niedobry jednocześnie, że
miałam ochotę natychmiast go zwrócić. Jednak opanowałam się i odkaszlnęłam
kilka razy.
- Smaczny? – zapytał Kakashi
wesoło.
- W życiu nie piłam lepszego.
Po moich plecach przebiegły
ciepłe dreszcze i miałam wrażenie, że jakieś niewidzialne wstęgi oplatają się
wokół mojego kręgosłupa, po czym przepełzają na brzuch i obejmują ręce i nogi.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć z miejsca, leżąc niczym szmaciana lalka na
łóżku. Czułam się przygnieciona przez oplatające mnie, niewidzialne pasy, które
zrobiły się ciepłe. Jednak za nim zaczęły mnie parzyć, poczułam jak wsiąkają w
moją skórę. Zrobiło mi się gorąco, ale ból zniknął. Byłam wstanie podnieść się
do pozycji siedzącej.
- Co to było? – zapytałam,
wachlując się dłonią.
- Już mówiłem. – powiedział
Kakashi. – Lekarstwo przygotowane przez Sakurę. Specjalnie dopasowane do
twojego Kekei Genkai. Zresztą oddziałało by tak na każdego członka Uchiha.
Sakura od niedawna przygotowuje takie „napoje wzmacniające”… – zakreślił w
powietrzu cudzysłów. – …dla Sasuke, który nie wie co to umiar, podczas
treningów. Mam wrażenie, że robi to specjalnie, ale nie będę się w to mieszać.
- Co robi specjalnie?
- Ćwiczy do granic swoich
możliwości. Zawsze.
- Ach rozumiem… - uśmiechnęłam
się zadziornie. – Jego sposoby
są dosyć… oryginalne.
Kakashi westchnął.
- Nawet nie wiesz jak trudno
jest wymyślić dobry podryw, który nie byłby zbyt nachalny, ale zauważalny
jednocześnie.
Uniosłam brwi w zdziwieniu.
- Rozumiem, że ty jesteś w tym
obcykany.
- Można powiedzieć, że
trafiłem na kogoś kogo bardzo trudno zadowolić.
Poczułam dziwne ukłucie w
okolicach serca i ogarnęło mnie uczucie zazdrości. Niewdzięcznica! Jest
podrywana przez Kakashiego, a jeszcze jej mało… nie wierzyłam, że można być tak
wybrednym. Byłam przekonana, że wystarczyłoby tylko jedno jego słowo, bym
rzuciła mu się w ramiona. Oczywiście musiało by ono być jednoznaczne. Byłabym
zadowolona gdyby po prostu kazał mi się przytulić. Marzenie idioty.
- Kto to taki? – zapytałam
odruchowo, starając się by zabrzmiało to tak jakbym była ciekawa, a nie
cholernie zazdrosna.
Kakashi uśmiechnął się o jego
oczy zalśniły w ciepłym świetle lampy.
- Znasz ją bardzo dobrze. –
powiedział dziwnie miękkim głosem.
- N-nie. – wyjąkałam.
- Co, nie?
- Sakura?! Ale przecież…. –
plącząc się we własnych myślach próbowałam ubrać wszystko w słowa. - …przecież
ona jest zakochana w Sasuke… och…- westchnęłam, gdy coś do mnie dotarło. –
dlatego tak trudno ją poderwać. Powinnam się domyślić! Przecież cały czas
powtarzałeś „Sakura, Sakura, Sakura”. Masz nawet jej zdjęcie w pokoju! Och!
Powinnam się domyślić. – nie obchodziło mnie to, że właśnie demonstrowałam mu
jak bardzo jestem tym poruszona.
- Sei. – jego głos był
rozbawiony.
- Co!? Rozumiem, jeśli musisz
już iść. Sakura czeka.
- To nie jest Sakura. –
powiedziała spokojnie, w dalszym ciągu przyglądając mi się z zachłannością.
Ja z kolei zastygłam, przez
chwilę nie mogąc się odezwać. Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie.
- N-n-nie? – zapytałam po raz
kolejny się jąkając. – Sakura nie jest dziewczyną, która Ci się podoba?
- Nie.
Zrobiło mi się nagle o wiele
lżej, ale to uczucie szybko minęło, gdy przypomniałam sobie, że to jeszcze nie
koniec śledztwa.
- Temari? – rzuciłam prosto z
mostu.
- Nie.
- Ten Ten.
- Nie.
- Hinata.
- Skąd Ci przyszła do głowy
Hinata?
- Ino?
- Absolutnie nie.
- Absolutnie?
- Nie jest w moim typie.
- Tsunade?
- Sei, nie zaczynasz
przesadzać?
- Ale ja nie znam nikogo więcej!
- Ale ja nie znam nikogo więcej!
- Znasz.
Gorączkowo wyszukiwałam w pamięci
innych imion, ale nie mogłam sobie nic przypomnieć.
- Mówiąc, że znam ją bardzo
dobrze… - zaczęłam. – masz na myśli, że znałam ją przed wpadnięciem w Genjutsu,
czy w trakcie jego trwania. Bo widzisz… może umknęło Ci to po raz kolejny, ale
straciłam pamięć. Nie pamiętam mojego wcześniejszego „ życia” – nakreśliłam
palcami cudzysłów.
- Jestem pewny, że ją
pamiętasz.
- Jeśli to było przed
wpakowaniem się w sztuczny świat, to szczerze wątpię.
- Znałaś ją też w Genjutsu.
- Dobra! Nie obchodzi mnie to!
– wstałam, gwałtownie odrzucając pościel i podeszłam do okna. – Nie musisz mi
nic mówić. Nie potrzebnie pytałam. – mówiłam siłując się z klamką. Musiałam
zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
- Dobrze, że zapytałaś. –
opowiedział spokojnie, przyglądając się moim staraniom.
Klamka skrzypnęła i w końcu
udało mi się ją przekręcić. Otworzyłam okno na oścież i oparłam się o parapet.
Poczułam błogą radość, gdy owiało mnie, ciepłe, wieczorne powietrze.
- Mhy… - mruknęłam. – Zawsze
tylko jakieś zgadywanki i zagadki. Nie możesz mi podać prostej i jasnej
odpowiedzi, tylko musisz tak wszystko komplikować. Jesteś potwornie
denerwujący.
- Oczywiście, że mogę Ci podać
prostą odpowiedź.
- Więc czemu tego nie
zrobisz?!
- Nie uwierzyłabyś mi. –
powiedział bardzo cicho, a ja przestałam czuć na sobie jego spojrzenie. – Nigdy
nie uwierzysz. Nigdy sobie nie przypomnisz. A ja po prostu muszę się z tym
pogodzić
Dopadły mnie palące wyrzuty
sumienia. Przyszedł mnie odwiedzić w bardzo dobrym humorze. Nie minęło
półgodziny, a już jest przygnębiony. Co ja robie z ludźmi?
- A gdybym Ci obiecała… - powiedziałam
niepewnie, odwracając się do niego. Wpiłam dłonie w krawędź parapetu, gdy
zobaczyłam, że ukrył swoją twarz w dłoniach. Bolało gdy widziałam go smutnego.
– Gdybym obiecała, że uwierzę we wszystko co mi teraz powiesz.
Kakashi podniósł lekko głowę,
tak, bym widziała tylko jego oczy, wpatrujące się we mnie z nadzieją. Po chwili
zabrał dłonie z twarzy i opadł na oparcie krzesła, krzyżując ręce na piersi.
- Jak? – zapytał głębokim głosem.
- Nie rozumiem. – powiedziałam
zbita z tropu.
- Jak możesz mi zagwarantować,
że uwierzysz we wszystko co Ci powiem? Skąd mogę wiedzieć, że nie będziesz
udawać?
- Ufam Ci. – wypaliłam szybko.
– Wierzę, że nie nafaszerujesz mnie sztucznymi informacjami. Nie jesteś taki.
- Skąd wiesz, że taki nie
jestem?
Zamyśliłam się przez chwilę
nad jego pytaniem.
- Po prostu... to wiem.
Kakashi spojrzał na mnie, ale
jego spojrzenie było boleśnie smutne. Moje serce skurczyło się mocno, a ja nie
mogłam opanować drżenia dłoni, dlatego mocniej zacisnęłam palce na krawędzi parapetu.
Byłam pewna, że wyraz mojej twarzy był dokładnym odwzorowaniem kotłujących się
we mnie emocji. Tylko czemu on był taki smutny?!
- Przestań. – wyszeptałam
błagalnie. – Przestań tak na mnie patrzyć.
- Jak? – zapytał zdziwiony.
- Tak jakbyś był najbardziej
zrozpaczonym człowiekiem na świcie. Tak jakbym to ja była powodem twojej
rozpaczy. Po prostu przestań.
Rozszerzył oczy w zdziwieniu,
a jego usta rozchyliły się w lekkim, smutnym uśmiechu.
Wstał z krzesła i ruszył w
moim kierunku. Jego kroki dudniły w rytm mojego serca.
Tak bardzo czegoś chciałam.
Szybko pokonał dzielącą nas
odległość zatrzymując się bardzo blisko mnie. Jednak miałam wrażenie, że nie
jest wystarczająco blisko.
Chciałam, żeby był bliżej.
Przestałam tak bardzo ściskać
krawędź parapetu. Podniosłam głowę, patrząc mu prosto w oczy. Zrobiło mi się
gorąco, a po moich plecach przebiegły dreszcze, gdy poczułam jak kładzie ręce
na mojej tali. Jego dotyk był ciepły i pozostawiał za sobą przyjemne mrowienie.
Przejechał dłońmi niżej, zatrzymując je na moich biodrach i bez ostrzeżenia
posadził mnie na parapecie, samemu opierając się o jego krawędź. Był tak
blisko, że stykaliśmy się czołami. Wciąż niewystarczająco.
Zmrużył powieki, a ja mimowolnie przeniosłam
wzrok na jego usta.
- Chciałaś wiedzieć kim jest
dziewczyna w której się zakochałem. – wyszeptał, a mnie owinął jego ciepły
oddech. Odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. Moja skóra paliła się pod jego
dotykiem. Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Nasze usta dzieliły
minimetry. – To ty zawsze nią byłaś. - powiedział i pocałował mnie lekko.
Westchnęłam prosto w jego usta, zanurzając dłonie w jego włosach. Nabierając
odwagi odwzajemniłam pocałunek, czując szybkie bicie mojego serca. W moim
gardle pojawiła się gula wywołana wzruszeniem, a oczy zaczęły mnie piec.
Wszystko wydawało mi się takie znajome, naturalne. Kakashi naparł na moje usta
z większą zachłannością obejmując mnie mocniej rękami, jakby się bał, że zaraz
zniknę. W tym momencie wszystko wydawało się takie piękne…
Już po raz drugi obudziły mnie
oślepiające promyki słońca. Beształam się w duchu, za nie zasunięcie zasłon. Z
ociąganiem odrzuciłam białą pościel i chwiejnym krokiem podeszłam do okna. Nie
przypominałam sobie bym kiedykolwiek osiągnęła większy stopień niewyspania niż
dzisiaj. Powstrzymując ziewnięcie, zaczęłam ocierać moje oczy. Szybko jednak
się zorientowałam, że nie za wiele mi to pomoże. Ze zrezygnowaniem zasłoniłam
zasłony i ledwo doczłapałam nogami z powrotem do łóżka, opadając na nie.
Materac zatrzeszczał, ale nie przeszkadzało mi to. Jeszcze pięć minut.
Późniejsza pobudka było o
wiele przyjemniejsza. Przeciągnęłam się mrucząc cicho, zadowolona z tego, że
się wyspałam. Z uśmiechem ruszyłam stronę okna, gotowa na powitanie nowego
dnia. Jednak gdy odsłoniłam za słony słońce już chyliło się ku zachodowi,
obejmując ciepłym światłem szczyty drzew. Zmarszczyłam brwi. Spałam cały dzień?
To nie możliwe! Otarłam szybko oczy, jednak znów zobaczyłam zachodzące słońce.
- Niee – wydałam z siebie. –
Czemu nikt mnie nie obudził?
Obeszłam na około cały pokój
nie do końca wiedząc po co. Czy powinnam poszukać Sasuke? Czy powinnam iść na
trening z Kakashim? Ale przecież nie ustalaliśmy kiedy ma się on odbyć. A co jeśli
ustaliliśmy? Nie chciałam by był na mnie
zły.
Obeszłam pokój jeszcze raz. Co
powinnam robić? Muszę wyjść z tego pokoju. Poszukać kogoś, zapytać. Spojrzałam
na swoje ubranie. Miałam na sobie ciemnozieloną koszulkę z długimi rękawami i
ze znakami mojego klanu na ich końcach, oraz sięgające do kolan czarne dresowe
rybaczki. Nie wyglądały na brudne ale były całe wygniecione. Szczególnie
koszulka. Wyglądała jakby co chwila ktoś ściskał jej materiał… O MÓJ DOBRY BOŻE!
Szybko dotknęłam swoich ust,
przez chwilę nie będąc w stanie oddychać. Kakashi. On tu był. Ze mną .W nocy. Musiałam
usiąść na łóżku, bo nagle moje kości postanowiły, że pójdą sobie na spacer,
zostawiając mnie z miękkimi nogami. Pocałował mnie. Naprawdę to zrobił.
Wyczułam nawet malutką ranę na mojej dolnej wardze. Ugryzł mnie. I jak ja mam
się pozbyć wrażenia, że oni wszyscy są wampirami? Uśmiechnęłam się do własnych
myśli. Mógłby to robić częściej. Położyłam się na plecach wpatrując się w swoje
dłonie. Miał takie miękkie włosy. I ten zapach… mają tu wodę kolońską? Nie
wiedziałam, że całowanie się może być takie przyjemne. A może wiedziałam? Moje
ręce opadły na miękką pościel, a ja sama z rozmarzonym wyrazem twarzy
wpatrywałam się w sufit. Byłam szczęśliwa i zdenerwowana jednocześnie. Jakie są
teraz nasze stosunki? Czy nadal mam się do niego zwracać per „Sensei”. Nie
pamiętam nawet jak długo u mnie był. Ale biorąc pod uwagę to, że przespałam
cały dzień, mogłam stwierdzić, że szybko nie wyszedł. Nagle poczułam w sercu
niepokój. Wczoraj wszystko było super, pięknie i w ogóle, ale… czy związki
między nauczycielem a uczniem nie są zabronione? Czy można to nazwać związkiem?
Przecież tylko się całowaliśmy. Może taki pocałunek był naturalną metodą
powitania w tym dziwnym świecie? Zamiast podawania sobie ręki. Byłoby to co
najmniej dziwne, ale czy wszystko co mnie otacza nie wydaje się nieprawdziwe?
Jeszcze tyle rzeczy nie wiem…
Ten czarnowłosy mężczyzna.
Uchiha Madara. Mój żołądek fiknął kozła, doprowadzając mnie do mdłości. Czego
on ode mnie chciał? I czemu reaguje tak dziwnie na jego widok? Nie mówiąc już o
tym dziwnym zielonym szkielecie który mnie otaczał. Tego wszystkiego było za
dużo. Już zupełnie nie rozumiejąc tego jak się czuję, zerwałam się z łóżka i
ruszyłam w kierunku jedynych drzwi w tym pomieszczeniu. Nie wiele myśląc
nacisnęłam klamkę i pchnęłam je. Prowadziły do pustego, długiego korytarza.
Przez szereg wysokich okien wpadały promienie słoneczne, w których unosiły się
powolnie drobinki kurzu. Nim zdążyłam zrobić choćby jeden krok, kichnęłam.
Pięknie. Nie wiedziałam jak wytrzymam w tym domu. Zdenerwowana i zniewolona
przez serię kichnięć, zaczęłam otwierać każde okno na oścież. Już ja tu
przewietrzę. Niepewnie spojrzałam na coraz niżej zachodzące słońce. Może oni
kładli się wcześnie spać? Co jeśli ich obudzę?
- Ach! – wydałam z siebie, ze
złością. – Trudno! Należą mi się odpowiedzi i chce je otrzymać już dzisiaj.
Przywołałam do siebie obraz rezydencji Uchiha
i ogarnęło mnie przerażenie. Jeśli się zgubię będzie ze mną źle. Coś poruszyło
się niespokojnie za oknem, a po moich plecach przebiegły dreszcze. Całe moje
ciało się naprężyło, a oczy zaczęły rozglądać się uważnie po podwórku. Miałam
wrażenie, że jeszcze nie raz samą siebie zadziwię. Jakaś postać przebiegła
podwórko tak szybko, że normalny człowiek uznałby ten widok za przewidzenie.
Ale ja wiedziałam, że ono nim nie było. Zanim zorientowałam się co w ogóle
robie, moje nogi zgięły się gotowe do skoku. Zdołałam wyrwać z siebie tylko
krótki pisk, gdy przeskoczyłam przez parapet okna i zaczęłam niebezpiecznie zbliżać
się do ziemi z wysokości trzech pięter. Nie ma to jak popełnić samobójstwo.
Dobry pomysł, Sei! Idealny sposób na wszystkie problemy. O dziwo moje stopy
bardzo miękko i cicho zetknęły się z miękką, wilgotną trawą. Jedyne co zdążyłam
zrobić to uświadomić sobie, że jeszcze żyję i mam bose stopy. Moje ciało
wyrwało gwałtownie do przodu. Poczułam ostry podmuch wiatru, który rozwiał moje
włosy do tyłu. Ja biegłam. Tylko czemu mimowolnie? Świat wokół mnie zmienił się
w smugi o różnych odcieniach zieleni, a przed sobą zobaczyłam biegnącą postać.
Na jej koszulce zlewały się różne kolory, lecz gdy wysiliłam wzrok dostrzegłam
niewyraźny zarys symbolu Uchiha.
- Sasuke! – wyrwało mi się, a
postać gwałtownie stanęła. Moje nogi w jednej chwili zatrzymały się i
kosztowało mnie dużo wysiłku by nie upaść na ziemię. Sasuke stanął przede mną,
jednym gestem przywracając mi równowagę. Jego mina wyrażała zdziwienie, ale i
zmęczenie. Zauważyłam, że był cały oblany potem i w kilku miejscach miał
głębokie zadrapania. Zgięłam się w pół, opierając ręce o kolana i dysząc
ciężko. Chyba nie przyjęłam za dobrze moich nowych możliwości.
- I-i-idioto! – wydyszałam
powoli się prostując. Nie wiedziałam czemu, ale poczułam olbrzymią złość na
Sasuke i jednocześnie coś ścisnęło mnie w żołądku. Zmartwienie? Wzięłam ostatni
głęboki oddech i wyprostowałam się, celując palcem w milczącego bruneta. –
Chcesz się zabić?! Ile razy mam ci powtarzać byś nie trenował w taki sposób!?
-
Ale…
-Żadnego „Ale”! – przerwałam
mu. Skąd?! Skąd biorą mi się te bezsensowne, zupełnie niewytłumaczalne pytania?
Słowa nadal wypływały mi z ust, a ja nijak mogłam je zatrzymać. – Tyle razy Ci
mówiłam, że to jest niebezpieczne! Że pewnego dnia twoja Sakura może wyruszyć
na misję, nie informując Cię o tym! Albo po prostu nie przyjść! Rozumiesz?!
Wtedy nie da ci tej jej „Krwistej Miksturki” i może wdać się w twoje rany
zakażenie! A wtedy możesz zachorować! A potem umrzeć w MĘCZARNIACH!
- Krwistej Miksturki?
- Tylko to zapamiętałeś z
mojego wywodu?
- Nie dramatyzujesz za bardzo?
– zapytał ocierając dłoniom pot za czoła. – Jak widzisz jeszcze żyje.
- Jeśli będziesz kontynuował
taki trening to już niedługo. – odparłam ze złością, zakładając ręce na piersi.
- Nie, bo ona zawsze mi
pomoże. – powiedział uśmiechając się lekko. Od kiedy Sasuke się uśmiecha? –Widzisz? – wskazał palcem w przestrzeń za
mną. – Już idzie. Zawsze o tej samej porze.
Spojrzałam w miejsce w które
pokazywał. Rzeczywiście, pod jednym z drzew stanęła Sakura, szukając czegoś w
małej, brązowej torebeczce.
- Bez niej byłbyś już martwy.
– prychnęłam.
- Możliwe. – mruknął pod nosem
i objął mnie ramieniem, po czym zaczął kierować w stronę Sakury. – Dobrze, że
wróciłaś.
- Jesteś cały spocony! –
krzyknęłam odsuwając się od niego na jakiś metr. – I ostrzegam Cię! Jeśli nie
skończysz swoich chorych treningów, to powiem wszystko Sakurze!
Na twarzy Sasuke przemknął
strach.
- Nie zrobisz tego.
- Założymy się?
Sasuke prychnął, skrzywił się,
ale nic nie odpowiedział. Doszliśmy do Sakury, która teraz trzymała w rękach
malutka fiolkę ze znajomym mi czerwonym, rzadkim płynem. Uśmiechnęłam się do
nas.
- Dzień dobry, Sasuke – kun,
Sei. – powiedziała przyjaznym głosem i skinęła głową. – Jak się czujesz? –
zapytała zwracając się do mnie.
Przez chwilę nic nie
odpowiadałam i z wielkimi oczami patrzyłam na jej pewną i opanowaną twarz. Co
się stało z Sakurą?
- D-dobrze. – wyjąkałam po
chwili. Odchrząknęłam i starałam się nadać swojemu głosu pewności. Skoro ona,
będąc młodszą ode mnie, potrafiła zachowywać się w taki sposób, to ja też. A
może nie? – Twój lek bardzo mi pomógł. Dziękuję.
Sakura uśmiechnęła się wesoło.
- Na tym polega moja praca…
Jaka praca?
- …Leczę ludzi.
- …Leczę ludzi.
Co? Jest taka młoda a już pracuje?
Osłupiałam lekko, więc nic nie
odpowiedziałam. Chyba jednak nie umiałam się zachowywać stosownie do wieku.
Dziewiętnaście lat, dziewiętnaście lat. Jeju… byłam taka stara.
Sakura zmierzyła srogim,
mądrym spojrzeniem Sasuke.
- Powinieneś chociaż starać
się nie okaleczać. Ten lek… - podniosła buteleczkę – ulecza tylko wewnętrzne obrażenia i
stłuczenia. Do ran ciętych będę musiała użyć Chakry.
- Nie wiedziałem. – powiedział
poważnie Sasuke.
Nie mogłam się powstrzymać i
przewróciłam oczami. Ta, jasne. Leczenie chakrą. Kontakt fizyczny bardzo trudny
do uniknięcia. Na pewno o tym nie pomyślał.
Skąd ja wiem na czym to
polega? Nagle przypomniałam sobie cel mojego wyskoku z okna, co tak na
marginesie, było najgłupszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłam. Ale jeszcze całe
życie przede mną, więc może uda mi się pobić nieudaną próbę samobójczą.
- Możecie mi powiedzieć co ja
mam ze sobą zrobić? – zapytałam, trochę zbyt histerycznie.
- Co masz na myśli? – zapytała
zdziwiona Sakura, gestem ręki nakazując Sasuke do siebie podejść. Na jej
policzkach pojawiły się rumieńce.
Zrobiłam dziwną minę i
przyłożyłam rękę do twarzy. Za. Dużo. Par. Wokół. Mnie. Westchnęłam i
pocierając oczy, zdusiłam w sobie irytacje. Przecież tak samo zachowywałam się
przy Kakashim. O nie. Ja zachowywałam się o wiele, wiele gorzej. Nie mogę się
ich czepiać. Młodzi, zakochani. Co ja właśnie pomyślałam?! Przecież też jestem
młoda! Dziewiętnaście lat, dziewiętnaście… już niedługo stuknie mi
trzydziestka. Powinnam zacząć używać kremów na zmarszczki? Czy mam się już
przygotowywać na bóle kręgosłupa? Muszę zacząć się zdrowo odżywiać. Problemy z
żołądkiem w tym wieku to nierzadkość. Jakim wieku?! O jejku… muszę znaleźć
pracę, by zapewnić sobie dobrą emeryturę. Och, i może kupię sobie kota? Menopauza wydawała się taka bliska. Nie! Ja
nie chce się starzeć!
- Sei? – mruknął Sasuke.
Gdy go usłyszałam,
uświadomiłam sobie, że obiema rękami ciągnęłam się za włosy, co chwila
potrząsając głową. Szybko się opanowałam i próbowałam sobie przypomnieć o co
zapytała Sakura.
- Tak, tak właśnie. –
powiedziałam. – Chodzi mi o to…. – o co mi chodziło? Ach, tak! – Czy jest coś
co powinnam teraz robić? Trenować czy coś? Jak dotąd nie zrobiłam za wiele.
Zamierzaliście mnie w ogóle wypuścić z tego pokoju? Jak długo spałam? Ach
przejdźmy do rzeczy! Co powinnam teraz robić? Wyjaśnijcie mi proszę. Albo
najpierw oprowadźcie mnie po tej rezydencji. Lekko się w niej gubię. I tak
pewnie nic nie zapamiętam. To pomińmy rezydencje. Czy jest przewidziany mój
czas pobytu tutaj? Chcecie ze mnie zdjąć jakąś pieczęć nie? Możemy to zrobić
dzisiaj! A nie… przecież mi ją potroili i jest niemożliwa do usunięcia. To
niedobrze. Co powinnam robić? Widzieliście może Kakashiego? Ale po co mi
Kakashi… A tak! Trening. Mogłabym zacząć z nim trenować, coś co już trenowałam.
Och, dziwne zdanie. W sumie to po co ja trenuję? Uwolniliście mnie z tego
wielkiego Genjutsu i co ja mam teraz robić? Pomagać w jakichś bitwach? Tak w
ogóle, to prowadzimy jakąś wojnę, prawda? Z kim? Jeju, mam nadzieję, że nie z
Niemcami. To dosyć brutalni przeciwnicy. Wiele o nich czytałam. To kiedy
zaczynam trening? Może najpierw powinnam coś zjeść? Nie pamiętam kiedy ostatnio
jadłam. Chociaż nie, pamiętam. Ostatnio jadłam ramen jakieś dwa dni temu. To
chyba nie dobrze? I nie piłam nic od dawna. Przydała by mi się szklanka wody.
Ale nie czuję się głodna. To źle prawda? Nie jestem też jakoś specjalnie
spragniona? O jejku, Sakura, co jest ze mną nie tak? Skoro czuję się całkiem
nieźle, to może mogłabym zacząć trening. Tylko co ja mam na nim „trenować”? A i
miałam się zapytać, czemu tu rosną takie olbrzymie drzewa? Kwestia nawozu czy
jak? I po co wam buty bez palców? Wyjątkowo niepraktyczne. Jak kiedyś wpadnie
wam przez ten otwór kamyk, to zrozumiecie o czym mówię. Ale wracając do treningu…
chociaż kwestia mojego żywienia, też nie wydaje się za kolorowa. Gdzie jest
Kakashi?! – zakończyłam swoją wypowiedź dramatycznym krzykiem. Możliwym było,
że powiedziałam troszeczkę za dużo. Ale tylko kilka nieistotnym szczególików.
Powinni wyłapać sens wypowiedzi. Oj, bądź ze sobą szczera Sei. Nie zrozumieli,
ani kawałka z tego co im powiedziałaś. Chociaż pytanie „gdzie jest Kakashi”
wydawało się wystarczająco głośne i wyraźne. Przenosiłam wzrok od spokojnej
twarzy Sasuke, do zupełnie zbitej z pantałyku Sakury.
- Nie jestem pewny…- zaczął
brunet.
- …na które pytanie powinnam
odpowiedzieć. – dokończyła za niego Sakura.
Spojrzeli na siebie w
popłochu, rumieniąc się lekko.
- To nie czas na pieprzoną
nieśmiałość! – krzyknęłam zdenerwowana. – Jak tak dalej pójdzie, to będziecie
tak się podrywać do wieku emerytalnego! Niestety dalej nie przetrwacie, bo
Sasuke zejdzie na zawał, od zaciętości jego treningów! Sakura! – podeszłam do
niej i położyłam ręce na jej ramionach. Potrząsnęłam nią lekko. – Sasuke jest w
tobie zakochany! Rozumiesz to? Dotarło to do ciebie, ślepa dziewczyno?! Jeśli
tak, to kiwnij głową!
Twarz Sakury zaczęła nabierać
koloru czerwonego i po chwili zwiotczała, a jej głowa przychyliła się do tyłu.
Kolana się pod nią ugięły i Sasuke musiał ją złapać by nie upadła.
- Pięknie! – krzyknęłam. –
Zemdlała. I co zrobiłeś?!
Szok bruneta był tak wielki,
że o mało nie wypuścił dziewczyny z rąk.
- Ja!? Przecież to ty!
- Och naprawdę!? Uważasz, że
gdybym powiedziała „Jestem w tobie zakochana” to by zemdlała?
- O czym ty w ogóle mówisz?
- O tym, że to twoje imię
sprawiło, że straciła przytomność… i parę innych słów też.
- Więc to moja wina?!
- Prędzej czy później by do
tego doszło.
- Tylko, że ja zrobiłbym to
dyskretniej. – syknął rozeźlony, idąc z Sakurą na rękach w stronę rezydencji.
- Na tyle dyskretnie, że w
ogóle. – rzuciłam podążając za nim.
- Nie prawda. Zrobiłbym to.
- W wieku osiemdziesięciu lat.
– ciągnęłam – A wtedy zamiast omdlenia, oglądałbyś jak dostaje palpitacji
serca.
- Wszystko wyolbrzymiasz.
- Kiedyś mi podziękujesz.
Weszliśmy do salonu. Drewniana
podłoga lśniła czystością, a ja byłam wdzięczna, że nie zostawili mojej krwi na
widoku. Byłoby to co najmniej dziwne. Chociaż po rodzinie wampirów wszystkiego
można się spodziewać. Moja krew służyłaby im za ołtarzyk, lub coś w ten deseń.
Sasuke położył Sakurę na jednej z puszystych sof, odgarniając jej włosy z
twarzy. Przypatrywał jej się intensywnie. Pomimo mojego podenerwowania uznałam
to za urocze. Mój młodszy brat się zakochał! Czekaj, czekaj. Przecież ja go
nawet nie znam. Och, co z tego? I tak wydawało mi się to urocze.
- Trzeba jej przywrócić
przytomność. – powiedziałam cicho, sprowadzając Sasuke do rzeczywistości.
Natychmiast się wyprostował i
ruszył w kierunku, dębowych drzwi.
- Pójdę po wodę. – powiedział.
- Istnieją łagodniejsze
sposoby!
- Woda będzie najszybszym. –
odkrzyknął zatrzaskując drzwi.
- Delikatnie, jak zawsze. –
mruknęłam do siebie przechodząc się po salonie. Przez otwarte okno wdarł się
podmuch zimnego, wieczornego powietrza. Objęłam się rękami, ocierając energicznie swoje ramiona. Przydałoby mi się
cieplejsze ubranie. Przeciągnęłam ręce po moich włosach, starając się je trochę
przygładzić. Może jednak powinnam doprowadzić się do wyglądu na jaki przystało
człowiekowi? Przecież taki mniej więcej był mój cel gdy wychodziłam z
zajmowanego przeze mnie pokoju.
Sasuke wrócił z tajemniczego
pokoju, który moim zdaniem był kuchnią, ale kto wie? Może trzymają tam naczynia
z wodą ustawione w rzędach, na wypadek gdyby ktoś zemdlał?
Trzymał szklanki z przeźroczystą cieczą w obu
dłoniach. Podszedł do mnie i podał mi jedną.
- Gdy byłaś nieprzytomna, to
dostawałaś płyny i pokarm dożylnie. Ale i tak przyda Ci się trochę świeżej
wody. – oznajmił, a jego ton znów był ponury i poważny. Sasuke gbur powraca!
Posłusznie wzięłam od niego
szklankę, uśmiechając się lekko. O dziwo odwzajemnił uśmiech, jakimś grymasem,
ale byłam pewna, że miał dobre intencje. By powstrzymać się od parsknięcia
śmiechem, wypiłam wodę duszkiem. Była zimna i orzeźwiająca. Od razu poczułam
się raźniej.
Sasuke podszedł do Sakury i
bez zastanowienia chlusnął jej strumieniem wody w twarz. Ona podniosła się
gwałtownie, rozglądając się z uwagą po pomieszczeniu, czujnymi i wystraszonymi,
zielonymi oczami. W końcu dostrzegła Sasuke, który natychmiast się nad nią
pochylił. Nawet ja uważałam, że odległość między ich twarzami była zdecydowanie
za mała.
- Cc-o… - wychrypiała
zszokowana Sakura.
- Zemdlałaś, bo Sei
powiedziała Ci, że jestem w tobie zakochany. – powiedział głośno, bez ogródek.
Przewróciłam oczami.
- Dyskretny, tak? – zapytałam
ironicznie.
- U nas to rodzinne. –
odpowiedział zerkając w moją stronę i tym razem uśmiechając się szczerze.
Nie mogłam się powstrzymać i
również szeroko się uśmiechnęłam. Żartujący Sasuke. Naprawdę miła odmiana.
- Skoro już sobie uzgodniliśmy
kto kogo kocha… - zaczęłam, chcąc choć trochę uwolnić Sakurę od plątaniny
myśli. Na jej twarzy znajdowały się rumieńce, a zielone iskrzące oczy,
wpatrywały się z wyrazem zagubienia w bruneta.
- Nie do końca. – mruknął
Sasuke i usiadł w nogach Haruno, która natychmiast je skuliła, i objęła rękami.
Mój brat spojrzał na nią przychylając lekko głowę. – Pięknie. – zwrócił się do
mnie. – Teraz się mnie boi.
- Nie! – zaprzeczyła żarliwie
Sakura dotykając dłonią jego ramienia.
- Och proszę was! – krzyknęłam
zirytowana. – Załatwicie to między sobą później! Czuję się trochę bardziej
zagubiona niż Sakura! – nagle zrozumiałam jak samolubnie to zabrzmiało. –
Przepraszam was… - powiedziałam ze skruchą. – Po prostu powiedzcie mi gdzie
jest Kakashi.
- Czy ktoś powiedział Kakashi?
– zapytał głęboki kobiecy głos, dobiegający z przedpokoju.
I jest rozdział 6! Nie wiem jak dziękować wam za te wszystkie komentarze. Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam, gdy je przeczytałam. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Nie będę wam więcej truć o mojej radości, bo długo by się rozpisywać. Jesteście wspaniali, naprawdę wspaniali! Następny rozdział pojawi się w środę, o ile nie odetną mnie od komputera. Zapraszam do komentowania. Pozdrawiam i całuję :**
A tak na marginesie to uwielbiam te fanarty <3
A tak na marginesie to uwielbiam te fanarty <3
wow wow wow zajebista notka kakashi i sei są razem.
OdpowiedzUsuńhehe ,,nie żdziwiłabym się gdyby wszyscy tu byli wampirami,,dobre rozwaliłaś mnie tym,a wogóle notka świetna pozdrawiam i czekam na next.
OdpowiedzUsuńfajne powinnaś zgłosić się do konkursu na opowiadanie.
OdpowiedzUsuńwłaśnie przeczytałam i muszę stwierdzić że wyszło świetnie.pozdro i czekam na next.
OdpowiedzUsuńty nie dziękuj tylko pisz dalej kobieto bo to jest fan-ta-sty-czne.
OdpowiedzUsuńhehehehe ale dajesz wspaniałe!! papapa i czekam na next.
OdpowiedzUsuńholera jasna no zajebiste a kiedy next proszę napisz coś szybko.
OdpowiedzUsuńMoment z monologiem pytań Sei był g-e-n-i-a-l-n-y!
OdpowiedzUsuńi Sasuke tez jest cudowny!
Wow! Świetny blog ;d
OdpowiedzUsuńZabieram się za czytanie następnych rozdziałów<3
Fragmenty SasuxSaku są cudne, proszę o więcej! Chociaż takich malutkich :)
Wogole to tak ryłam z tego rozdzilu ze ni9e masz pojecia, malo z krzesla nie spadlam. Uwilbiam twoje poczucie humoru, kocham po prostu. Kocham bohatera ktorego stworzylas Sei dla mnie jest boska super super super. Po przeczytaniu tego rozdzilu nastawilas mnie pozytywnie na przezycie tego dnia
OdpowiedzUsuńkryzysowa narzeczona;D;*