Oczywiście pobyt w niej zajął
mi więcej czasu niż planowałam i wyszłam dopiero po 40 minutach, czując się
trochę niepewnie. W myślach jednak stwierdziłam, że mam prawo.
Teraz powinnam leżeć sobie w
łóżku w MOIM domu i uczyć się. Dobra nie oszukujmy się. Czytałabym jakąś fajną
książkę i olałabym naukę. A teraz czułam się jak główna bohaterka, jakiejś
przesadzonej książki przygodowej. Dobrą stroną tego był jednak gorący prysznic,
no i Kakashi, oczywiście. „Ojcowska miłość!”. Drugą rzeczą, przez którą czułam
się niepewnie były ubrania, które na sobie miałam. Nie chodziło o to, że czułam
się w nich niekomfortowo, albo, o to że były za małe, czy za duże. Były
idealne! I do tego bardzo mi przypasowały wizualnie. Tylko, w głowie pojawiało
mi się jedno pytanie. Skąd Kakashi ma damskie ciuchy? Wliczając w to bieliznę. Przestało
być to dziwne, a zrobiło się przerażające. Czyżby miał żonę? Dziewczynę? Albo
po prostu był zboczeńcem… Potrząsnęłam energicznie głową. Żadna z opcji nie
wydawała się zadowalająca.
Przeszłam korytarzem do salonu
niepewnie się szukając Hatake wzrokiem.
Kakashi siedział na fotelu i
czytał książkę. Zdziwiona rozejrzałam się po pokoju i wtedy je dostrzegłam.
Jedna ze ścian w całości zapełniona była książkami. Wydałam z siebie jakiś
odgłos, który miał oznaczać zachwyt. W jednej sekundzie znalazłam się przy
książkach i ze świecącymi oczami obserwowałam każdą z nich, nie mogąc się
zdecydować. Mój brzuch odezwał się ponownie. Usłyszałam za sobą jakieś kroki,
które oddalały się w przeciwną stronę. Nie zwróciłam na to większej uwagi,
ilustrując grubą, czerwoną książkę na której złotymi literami napisano „ Chakra
i jej ukryta moc”.
- Hej Sei – zawołał Kakashi z
przedpokoju, zakładając na siebie jakąś
zieloną kamizelkę. – Pospiesz się.
Ocknęłam się z letargu, czując
się jak idiotka, ale mimo to podeszłam do niego z podniesioną głową. Cała się
zarumieniłam, wbiłam wzrok w dębową komodę, stojącą koło drzwi.
- Cz-zy… - wyjąkałam i
gwałtownie podniosłam głowę – Mogłabym pożyczyć jakąś pożyczyć książkę później?
– wypaliłam na jednym oddechu, zdając sobie sprawę z tego co powiedziałam
dopiero po fakcie. O ile inni ludzie stresowali się, gdy mieli zaprosić kogoś
na randkę, to ja najbardziej wstydziłam pytać się o pożyczanie książek.
Wydawały mi się czymś intymnym i bliskim dla drugiego człowieka.
- Jasne. – powiedział i
uśmiechnął się – Ale najpierw chodźmy coś zjeść.
Na uliczkach Konohy panował
mrok, który co chwila rozjaśniały kolorowe lampy zawieszone na pobliskich
sklepach. Niebo były zachmurzone, a dookoła panowała cisza. Ludzie przechodzący
koło nas, albo bardzo się gdzieś spieszyli, albo szli powoli, jakby czymś
zaniepokojeni. Cała sceneria była trochę przerażająca, a przynajmniej mogłaby
się taka wydawać, gdyby koło mnie nie szedł Kakashi. „Ojcowska miłość”. Po raz
pierwszy od wielu dni nie czułam przerażającego zimna, co bardzo mi
przypasowało. Wieczór był bardzo ciepły, a wiatr przyjemny. Cisze
panującą wokół nas przerwał wesoły krzyk.
- Jeszcze jedną poproszę, staruszku!
– był to głos Naruto, cechujący się wyjątkowym entuzjazmem. Zupełnie
niepasującym do tej wioski.
Krzyk dobiegał z niewielkiego
budynku, który, od ponurych ulic Konohy, był oddzielony jedynie krótkimi
zasłonkami, zza których biło ciepłe światło. Zobaczyłam jak Kakashi odgarnia
jedną z nich i wchodzi do środka. Niewiele się zastanawiając potruchtałam za
nim i również odgarnęłam jedną z zasłon. Natychmiast ogarnął mnie wyjątkowo
smakowity zapach, przez który zrobiłam się jeszcze bardziej głodna. Usiadłam na
jednym z barkowych krzesełek, pomiędzy Kakashim i Naruto, który wypił duszkiem
jakąś zupę i z dużym brzdękiem odstawił pustą miskę na stos innych, stojących
koło niego. Jego wyraz twarzy graniczył z euforią. Pozazdrościłam mu.
- Dobry wieczór, Kakashi, Sei
– uśmiechnięty mężczyzna w średnim wieku, skłonił się lekko. – Co podać?
Kakashi wzruszył ramionami.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się skąd ten pan zna moje imię.
- To co zawsze. – oznajmił lekkim
tonem, a Naruto zdał sobie w końcu sprawę, że nie jest sam.
- Ooooo! – wydał z siebie
długi okrzyk, pełen entuzjazmu. – Kakashi – sensei, Sei! Gdzie wy się
podziewaliście!? Wszyscy na was czekali. – Zrobiłam zdziwioną minę.
- Co masz na myśli mówiąc, że
wszyscy na nas czekali? – spytałam.
- No…- zmieszał się Naruto,
widocznie nie za bardzo rozumiejąc pytanie. – Wiesz przecież… Sakura, Sasuke,
Sai, Shikamaru. – powiedział, spoglądając kątem oka na Kakashiego i robiąc
smutną minę.
- To oni wszyscy TU są? –
ucieszyłam się w duchu. Nie byłam sama.
Do Naruto wrócił entuzjazm.
- Mhhh – mruknął blondyn,
odkładając gwałtownie swoje pałeczki koło stosu misek. – Przybyli dosyć
niedawno. Jestem pewny, że jutro będziesz miała okazję się z nimi spotkać. – Uzumaki
podniósł się z krzesła, kładąc rękę na wydętym brzuchu i masując go z
uśmiechem.
-
Dopiero jutro… - powiedziałam cicho. – Ale przecież…
- Ach – westchnął blondyn,
przerywając mi. Jednak byłam przekonana, że nie zrobił tego umyślnie, dlatego
też nie miałam mu tego za złe. – Było naprawdę pyszne. – zwróciła się do
mężczyzny w średnim wieku. – Ale czuję, że nie zmieszczę już więcej. –
powiedział, z żalem i rzucił na stół kilka zwiniętych banknotów. – Do
zobaczenia Sei, Kakashi – sensei, staruszku. – pomachał wesoło ręką i zniknął w
połowie za tkaniną.
Patrzyłam z rezygnacją na jego
odchodzące nogi, które powoli niknęły w ciemności. Nie dowiedziałam się za
wiele. Zresztą, on też nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie. Byłam ciekawa
co takiego zrobił Kakashi, że Naruto tak nagle posmutniał. Wolałam jednak o to
nie pytać. Nie wydawało mi się, by miał zbyt dobry humor… a może po prostu
lubił ciszę. Spojrzałam na niego spode łba, ale nie wydałam z siebie ani słowa.
Wydawało mi się, że w ogóle nie zawracał sobie głowy moją obecnością.
Usłyszałam jak ktoś stawia koło mnie coś
ciężkiego i natychmiast poczułam smakowity zapach. Przeniosłam wzrok na miskę
pełną makaronu oblanego parującą ciemną zupą. Były tam też jakieś warzywa,
mięso i ugotowane jajko. Byłam pewna, że moje oczy lśniły. Czułam, że Kakashi
na mnie spojrzał i dostrzegłam, że sie uśmiecha. Wziął do ręki swoje pałeczki i
ja natychmiast zrobiłam to samo.
- Smacznego. – powiedziałam
zadowolona i zabrałam się za jedzenie.
Po skończonym posiłku Kakashi,
tak jak Naruto zostawił jakieś zielone banknoty na ladzie, a ja poczułam się
żałośnie. Musi za mnie płacić. Cóż, nie musiałby gdybym miała przy sobie swoje
pieniądze. Przypatrzyłam się banknotom. T-to nawet nie była moja waluta.
Parsknęłam cicho, ale zaraz się uśmiechnęłam. Mogłam szczerze przyznać, że to
był najlepszy posiłek w moim życiu. Kakashi odwrócił się i rzucając krótkie
„Dziękuje i dobranoc” wyszedł za zasłonę. Mężczyzna za ladą wyglądał na nieco
oburzonego, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.
- Dobranoc! – zawołał bardzo
uprzejmym tonem. – Mam nadzieję, że smakowało. – zwrócił się do mnie, z
ukrywaną nadzieją, że usłyszy słowa zachwytu z moim ust.
Pokiwałam entuzjastycznie.
- O tak i to bardzo –
powiedziałam uśmiechając się jeszcze szerzej. – Ta zupa była przepyszna. –
dodałam.
- Ramen. – rzekł
- Słucham? – zrobiłam głupią
minę.
- Ta zupa nazywa się Ramen. –
powiedział, ale nie wyczułam w jego tonie urazy. Po prostu mnie o tym
informował.
- Tak, oczywiście. Ramen –
poprawiłam się – było naprawdę przepyszne. Dobranoc. – pomachałam mu na
pożegnanie i wyszłam z za zasłonki.
- Dobranoc! – zawołał za mną.
– Zapraszamy ponownie! – dodał jeszcze wesołym głosem.
Kakashi, czekał na mnie oparty
o jedną ze ścian. Przypatrzyłam mu się. Po posiłku nie nasunął z powrotem
maski. Od zawsze twierdziłam, że dużo lepiej mu bez niej. Oczy miał zamknięte,
ale kiedy usłyszał moje kroki otworzył je i spojrzał na mnie, z nieodgadnionym
wyrazem.
- Co powiesz na spacer? –
spytał, ale widać było, że zrobił to gwałtownie bo natychmiast ugryzł się w
język. Jednak nie postanowił cofać swoich słów.
Spojrzałam mu w oczy w
zdziwieniu i wielkim skupieniu. Ojcowska miłość! Nie możesz się zgodzić!
Wieczorny spacer z Kakashim, nie przybliży Cię ani o krok do uczynienia go
osobą nic nieznaczącą. Po prostu nie możesz z nim teraz nigdzie iść. Wrócisz
grzecznie do domu… również jego… ale to nie ważne. Pójdziesz, powiesz grzecznie
„dobranoc” i położysz się gdzieś spać. Pod żadnym pozorem z nim nie idź!
- Chętnie. – oparłam.
Może to dlatego, że był
wieczór, może to dlatego, że chmury rozstąpiły się na chwilę i ukazały srebrny
księżyc w całej swej okazałości, może dlatego, że widziałam odbicie jego
spokojnej twarzy, oświetlonej przez księżyc, w tafli jeziora nad którym staliśmy,
może przez zapach, który roznosiły wokoło nas małe kwiatki, rosnące przy
brzegu, może to przez coś zupełnie innego, ale miałam wyjątkowo… romantyczny
nastrój. Po pewnym czasie przestałam się nawet zmuszać do ciągłego powtarzania
sobie o ojcowskiej miłości. Nie obchodziło mnie to. Miałam koło siebie
Kakashiego. I to była jedyna myśl jaka znajdowało się w mojej głowie. Jedyna o
której chciałam myśleć. Poszliśmy z Kakashim na wyjątkowo długi spacer, na
którym oprowadził mnie chyba po całej wiosce. Na początku w ogóle się nie
odzywał, ale później jakby poddał się i dzięki temu rozmawialiśmy prawie przez
cały czas o… niczym. Byłam wyjątkowo zaskoczona tym, że umiałam przeprowadzić z
nim normalną rozmowę i jednocześnie bardzo mnie to cieszyło. Cieszyło mnie na
tyle, że uśmiechałam się beztrosko do odbicia Kakashiego, który patrzył w inną
stronę. Wiatr zawiał lekko poruszając moimi włosami i taflą wody, przez co
nasze odbicia stały się niewyraźne. Kucnęłam i sięgnęłam po płaski i obszerny
kamień leżący u moich stóp, a następnie rzuciłam nim w wodę. Trzy koła… to nie
tak dużo. Kiedyś umiałam więcej. Kakashi obrócił się w moją stronę.
- Umiesz puszczać kaczki? –
spytałam, i schyliłam się po następny kamyk.
- Kaczki… - powtórzył
nieprzytomnym tonem, jakby wyrwany z rozmyślań. Ponownie rzuciłam kamykiem. Dwa
koła. Prychnęłam niezadowolona.
- Tak, kaczki. – powiedziałam.
- Ach… tak. – oznajmił i
sięgnął po swój kamyk, a następnie pchnął nim w wodę. 5 kół. Stałam osłupiała i
przetarłam oczy.
- I to tak za pierwszym razem!
– powiedziałam udając oburzenie, a Kakashi uśmiechnął się jakoś dziwnie,
patrząc mi w oczy. Serce podskoczyło mi do gardła. Sytuacja była wyjątkowo
dziwna, kiedy w ciszy patrzyliśmy sobie w oczy, nawet nie mrugając, a
oddzielało nas zaledwie pół metra. Odwróciłam szybko wzrok, czując jak policzki
oblewa mi fala gorąca.
Patrzyłam na księżyc, który
zniknął już prawie cały, zakryty przez ciemną chmurę.
- Powinniśmy już wracać. –
powiedział, lekkim tonem Kakashi.
Już chciałam ruszyć na przód,
ale ten podszedł do mnie i splótł swoje palce z moimi.
Spojrzałam cała czerwona na
nasze złączone dłonie, ale nie wydałam z siebie żadnego odgłosu, mającego
świadczyć o proteście. Wręcz przeciwnie. Miałam ochotę westchnąć z radości. Jego
dłoń była duża i ciepła. Ogarnął mnie błogi spokój, jakby problemy przestały
istnieć. Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on pociągnął mnie delikatnie w
kierunku ścieżki , którą przyszliśmy. Ojcowska miłość…. ta, jasne.
Kiedy w końcu dotarliśmy do
domu zegar wiszący w przedpokoju poinformował nas, że właśnie wybiła północ.
Kakashi puścił moją rękę i poszedł do salonu, a ja powstrzymałam narastający we
mnie protest i przeciągnęłam się ruszając za nim. Gdy nie czułam już tak bardzo
jego obecności, mój umysł zaczął się rozjaśniać. Cmoknęłam, niezadowolona. Pojawił się kolejny
problem.
- Gdzie będę spać? – spytałam,
siadając ciężko na kanapie i obserwując jak Kakashi rozpala ogień w kominku.
Rzeczywiście zaczęło się robić chłodno. – Nie potrzebuje jakiś dogodnych
warunków – ciągnęłam – byłe bym była w pozycji leżącej. – Przeniosłam wzrok na
stos książek i wstałam, po raz kolejny je podziwiając.
- Coś się znajdzie. –
powiedział cicho obserwując jak ogień pochłania, kolejne kawałki drewna.
- Okej… - wzięłam jakąś z
szarą okładką i odwróciłam na drugą stronę, by mniej więcej dowiedzieć się o
czym opowiada. Otworzyłam na pierwszą stronę i po dwukrotnym przeczytaniu
epilogu, stwierdziłam, że może być naprawdę ciekawa. Rozłożyłam się na całej
długości kanapy, trzymając lekturę nad głową i powoli odpływając z
„rzeczywistości”.
Po nieokreślony dla mnie
czasie, poczułam jak Kakashi szturcha mnie w ramię. Odwróciłam głowę, z
obrażoną miną. Nie przerywa się czytającemu. Złość szybko mi przeszła, gdy
uświadomiłam sobie, że Hatake kuca przy kanapie i patrzy mi prosto w oczy. Był
za blisko. Zdecydowanie za blisko.
- Powinnaś już iść spać. –
oznajmił cicho, ale ze stanowczością. – Jest późno, a jutro muszę iść do
Tsunade. – otworzyłam usta by coś powiedzieć. –TY też, i to w pełni świadoma. –
dokończył, nie dając mi protestować. –
Jeśli się dobrze nie wyśpisz, zachowujesz się niczym Zombie. – dziwnie brzmiało
to z jego ust, ale w pełni się z nim
zgadzałam.
- Ale… - mruknęłam, wciąż
otumaniona. Był za blisko. Nie dawał mi nawet szansy na zebranie argumentów. –
Dobra… - mruknęłam i nie wytrzymując dłużej, podniosłam się do pozycji
siedzącej. – Więc, gdzie mam spać? – spytałam, zaginając stronę książki i wstając.
Położyłam ją na stoliku, w myślach obiecując sobie, że jutro ją dokończę.
Zegar wybił godzinę drugą w
nocy.
Kakashi wstał i skierował się
w stronę korytarza.
- Chodź, to Ci pokaże. –
powiedział przez ramię. Poszłam za nim i zobaczyłam jak otwiera drzwi
znajdujące się tuż koło tych od łazienki. Wszedł do środka, a ja razem z nim.
Była to niewielka sypialnia, z podwójnym łóżkiem z szarą pościelą. Za posłaniem znajdowało się duże okno, na którego parapecie, stała mała roślinka. Była tu również szafa i mała komoda umieszczona przy łóżku na
której stały trzy fotografie. Chociaż w sumie to dwie. Jedna z nich była
położona, zdjęciem do dołu. Na pierwszej znajdował się Kakashi z niezadowoloną
miną, stojący koło bardzo ładnej uśmiechniętej dziewczyny i wyglądającego
znajomo, naburmuszonego chłopaka w goglach. Za nimi stał wysoki blondyn,
trzymając ręce na głowie Kakashiego i drugiego chłopaka i uśmiechając się,
jakby przepraszająco. Druga fotografia była bardzo podobna, tylko, że mężczyzną
stojącym za Naruto, Sakurą i Sasuke był
Kakashi. Wszyscy mieli na głowach ochraniacze, ze znakiem liścia. Takim samym
jaki widziałam na wigilii szkolnej. Zmarszczyłam
brwi, ale zaraz potem ziewnęłam cicho, zamykając oczy. Jutro się nad tym
zastanowię. Pokój wyglądał na zadbany, a przynajmniej nie dopatrzyłam się,
żadnej pajęczyny i zakurzonych powierzchni. Na ciemnych panelach, leżał biały
dywan, a ściany były koloru szarawej zieleni. Byłam jedną z tych osób, które
uwielbiały skromny wystrój, dlatego też, pokój bardzo mi się spodobał. Nadszedł
czas na drugie pytanie. Spojrzałam na Kakashiego zakłopotana, krzyżując ręce na
piersiach.
-W czym będę spać? – spytałam
trochę nieprzytomnie.
-W sumie to się nad tym nie
zastanawiałem… - powiedział, pesząc się. – Ale na pewno coś się znajdzie. –
podszedł do szafy zaczął w niej grzebać.
Przysięgam, że jeśli wyciągnie
mi jeszcze jedną damską rzecz, to biorę nogi zapas.
Po pewnym czasie, który
ciągnął się dla mnie w nieskończoność, gdyż oczy same mi się zamykał, Kakashi
wynurzył się spod szafy z trzaskiem zamykając drzwi. Trzymał w ręku jakiś
czarny materiał zwinięty w kulkę. Podał mi go, prostując rękę i po raz kolejny
odwracając głowę. Czy dawanie ludziom ubrań tak bardzo go irytuje? Wzięłam od
niego ową rzecz, ale zanim zdążyłam zobaczyć czym ona była, Kakashi, rzuciwszy
„dobranoc”, wyszedł z pokoju. Westchnęłam, patrząc się tępo w miejsce gdzie
jeszcze przed chwilą stał. Przeniosłam wzrok na ubranie, które trzymałam w ręku
i rozłożyłam je na łóżku. Czarny materiał, okazał się dużą koszulką z długimi rękawami
i czerwonym zawijasem na jednym z nich. Zrobiłam głupią minę, gdy uświadomiłam
sobie, że była to koszulka Hatake. Czekaj… czekaj… a gdzie jest dół?! Dał mi
samą koszulkę, a o spodniach już nie pomyślał? Czy moje nogi osiągnęły poziom
niewidzialności? Ziewnęłam głośno,
przerywając swoje protesty i przebrałam się w koszulę, która sięgała mi do
połowy ud. W sumie nie było tak źle. Myślałam, że będzie krótsza. Umyślnie
tracąc równowagę, opadłam na miękki materac
i przycisnęłam głowę do poduszki kładąc się na boku i zginając jedną
nogę w kolanie. Ta pościel, zdecydowanie za bardzo pachniała Kakashim. Dawno
nie spało mi się tak dobrze.
Obudziłam się, mając wrażenie,
że ktoś świeci mi w twarz olbrzymim reflektorem. Przewróciłam się leniwie na
drugi bok, ale reflektor, znajdował się również z drugiej strony. Przycisnęłam
głowę do poduszki i ogarnęła mnie błoga ciemność. Zadowolona z tego, że mogłam
jeszcze pospać, wtuliłam twarz w poduszkę i okryłam się szczelniej kołdrą. Coś
zaświergotało mi wesoło nad uchem. Zmarszczyłam brwi i zignorowałam irytujący
dźwięk. Uczyniło to ponownie. Przesłyszałam się. Ćwir, ćwir. To omamy. Ćwir,
ćwir. Oj proszę, zamknij się. Ćwir, ćwir, ćwir, ćwirrrrr. W jednym gwałtownym
geście zerwałam się do pozycji siedzącej, odgarniając, potargane włosy z
twarzy. Zmrużyłam oczy, sekundę po tym jak je otworzyłam, zdając sobie sprawę,
że olbrzymimi reflektorami było wyjątkowo mocno świecące słońce. Zamrugałam
parę razy i spojrzałam z nienawiścią, na małego ptaszka, siedzącego na jednej
gałęzi za oknem. Zaćwierkał ponownie, poruszył skrzydełkami, zataczając małe
kółko i ponownie lądując miękko na gałęzi. Jego duże oczy wpatrywały się we
mnie zaciekawione, a główka co chwila zmieniała pozycje. Przetarłam oczy i
opierając ręce o kolana patrzyłam na ptaka ilustrując go całego. Był bardzo
ładny z brązowym upierzeniem i bystrymi żółtymi oczami. Ziewnęłam, zasłaniając
usta rękoma i rozciągnęłam się. Irytacja na ptaszka, powoli mi mijała, ale w
dalszym ciągu nie spuszczałam z niego oka.
- Idź sobie – mruknęłam. – To
znaczy leć. – poprawiłam. – Poleć gdzie indziej. Chcę spać… - na dowód tego
ziewnęłam ponownie, a z oczu poleciały mi łzy. – Idź. Ćwierkaj… - znowu
wtuliłam twarz w poduszkę. – Gdze indej – wymówiłam już w poszewkę poduszki,
nawet nie starając się by zabrzmiało to wyraźnie. Przecież to tylko ptak.
Ćwir, ćwir, ćwir, ćwir, ćwir.
Proszę Cie…. Ćwir, ćwir, ćwir, ćwir, ćwir. Zerwałam się jeszcze gwałtowniej niż
wcześniej i tym razem do pozycji stojącej, przez co zakręciło mi się w głowie.
- Ptaku! – krzyknęłam, patrząc
mu wyzywająco, w te śliczne żółte oczka. – Zlituj się!
Ale on tylko napuszył się,
jakby dumny z tego, że mnie zdenerwował i podleciał do okna. Zmarszczyłam brwi,
opadając mocno na materac i siadając po turecku. Ptaszek zaczął stukać w szybę
dziobem. Siedziałam, przez chwilę w znużeniu przyglądając się jego daremnym
wysiłkom, ale gdy dostrzegłam, że zrobił w szybie małą rysę, natychmiast
otworzyłam okno, przerażona, co powie Kakashi, jak to zobaczy.
Ptaszek zaczął latać uradowany
po pokoju, ćwierkając głośno, a następnie sfrunął mi na ramie i szturchnął
swoją pierzastą głową w policzek.
-Chcesz coś ode mnie? –
spytałam, zdezorientowana.
Byłam pewna, że ptaszek wydał
z siebie dźwięk świadczący o irytacji. Sfrunął z mojego ramienia, na
pościel i pochylił się lekko. Przez chwilę
myślałam, że mi się kłania, ale w końcu dostrzegłam, podłużny materiał
przyczepiony do jego grzbietu.
Wyglądał jak jakiś ptasi
plecak. Może w tym świecie ptaki chodzą do szkoły? Zaćwierkał niecierpliwie, a
ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Mam to wziąć? – spytałam
wskazując palcem na plecaczek, wyraźnie czymś wypchany. Ćwir, ćwir.
Uznając to za odpowiedź
twierdzącą i odpięłam rzepy, na których trzymały się uchwyty plecaka. Marszcząc
brwi przyłożyłam go sobie do ucha i potrząsnęłam lekko. Usłyszałam cichy
szelest. Ptak przewrócił oczami. Chwila… czy ptak właśnie przewróciła oczami? Nie chcąc narażać się na ptasią furię, wyjęłam
z plecaka zawartość. Była to pożółkła zwitka papieru. Rozłożyłam go. Kartka
była pognieciona i w kilku miejscach poplamiona, zaschniętą już krwią. Przeczytałam
ją trzy razy, zastanawiając się czy na pewno nie zapomniałam jak się układa
zdania.
Wąż nie żyje. Księżycowe
oko rozpoczęte. Nadzieja w
przywróconych.
Ptak wyleciał przez okno,
widocznie uważając, jego zadanie za zakończone. Przełknęłam głośno ślinę,
czując jak po plecach przebiega mi gęsia skórka. Już pierwsze zdanie
wystarczyło bym wystraszyła się nie na żarty. Właściwie to tylko ono. Reszty
nie rozumiałam kompletnie. Zmarszczyłam brwi, zdziwiona, że zdanie które informowało mnie o śmierci
jakiegoś tam węża, tak mnie poruszyło. Powoli zwlekłam się łóżka, pozbywając
się moich obaw i odłożyłam dziwny liścik na małą komodę, koło zdjęć Kakashiego.
Podeszłam do lustra i nawet nie mrugnęłam, kiedy zobaczyłam znaną sobie,
dziewczynę, o wyglądzie świadczącym o tym, że cierpiała na długotrwałą
bezsenność. Oczywiście, nie była to prawda. Wszystko wskazywało na to, że
spałam wyjątkowo krótko tej nocy i przez to nie funkcjonowałam za dobrze.
Ziewnęłam, zasłaniając usta dłońmi, a oczy zaszły mi łzami. Najchętniej
wróciłabym do łóżka i popadła w błogą nicość. Jednak miałam dziwne przeczucie,
że muszę pokazać Kakashiemu tą krótką notkę. Chwyciłam niechętnie zwitek
papieru, gniotąc go jeszcze bardziej i chwiejnym krokiem wyszłam z pokoju.
Przeszłam przez ciemny korytarz i znalazłam się w zalanym słońcu salonie. Rozejrzałam
się dookoła. Wyglądało na to, że Kakashi jeszcze spał. Podeszłam do lodówki z
zamiarem wzięcia sobie czegoś do picia, ale przypomniało mi się, że była pusta,
więc zrezygnowana, usiadłam na blacie w kuchni i wpatrywałam się w swoje stopy.
Po jakichś 15 minutach stwierdziłam, że to zajęcie było wyjątkowo nużące i
przeniosłam wzrok na kuchenkę gazową. Nie zrobiła nic. Stała sobie spokojnie,
oparta o ścianę i nie wykonywała żadnych najmniejszych ruchów. Normalna, nudna,
szara, kuchenka. Westchnęłam i przeczytałam po raz któryś krótki liścik,
chociaż już znałam go na pamięć. Powinnam pokazać go Kakashiemu. Tylko, że
jeśli jeszcze śpi to ja nie miałam odwagi go budzić. Co mogłabym zrobić żeby
zabić czas? Pomyślałam o książce, którą wczoraj czytałam, ale jakoś nie bardzo
chciało mi się jej ruszać z samego rana… tak właściwie to która godzina? Czytający
mi w myślach zegarek, zaczął głośno bić. Zerknęłam na niego niechętnie,
zdenerwowana, tak dużym hałasem. Wybiła godzina 6:00. Wytrzeszczyłam oczy. Od
kiedy ja wstawałam o 6? Jakby uwiadamiając sobie, jak wczesna była pora,
poczułam się senna. Bardzo chciałam wrócić do łóżka. Jednak najpierw –
spojrzałam na liścik – muszę przekazać go Kakashiemu. Zeskoczyłam bezgłośnie na
kafelki i podeszłam do wygasłego kominka, wpatrując się w szarawy popiół, jakby
był czymś bardzo ciekawym. Pierwszy raz od przybycia do tej wioski, poczułam
nie złość, nie zdziwienie, nie spokój, lecz smutek. Poczułam się opuszczona.
Prawie bezdomna. Pomimo obecności Kakashiego i Naruto… tęskniłam za moim domem.
Za moim salonem, za moim kominkiem. Usiadłam na podłodze. W szybce Kominka
widziałam swoje odbicie. Pogrążone w smutku, nijakie, patrzyło na mnie dużymi,
zielonymi oczami, a jego brązowe potargane włosy, nachodziły na owalną twarz.
Uśmiechnęłam się lekko, ale w odbiciu wyglądało to bardziej jak niemiły grymas.
Uświadomiłam sobie powód mojego nastroju. Była nim ta wioska. Konoha. Nie
należałam tu. Chciałam wrócić tam gdzie znajdował się mój dom. Natychmiast.
Czułam się oszukiwana i wykorzystywana, chociaż nic specjalnego jeszcze nie
zrobiłam. Przypomniałam sobie ostatnie zdanie liściku. Nadzieja w
przywróconych. Kim mogli być przywróceni? Czy możliwe było, że chodziło o mnie?
Przecież ja w życiu w tym miejscu nie byłam. Nigdy o nim nie słyszałam. Co gorsza, nie chciałam w nim
przebywać już ani jednego dnia, ale nie miałam pojęcia, jak mogłabym wrócić do
MOJEGO świata. Westchnęłam cicho z zamiarem wstania z zimnej podłogi, ale
usłyszałam za sobą szelest, jakiś zgrzyt i skrzypienie. Sparaliżowało mnie w
pozycji na klęczkach, gdyż mój umysł określił ten hałas jako zagrożenie.
Odwróciłam się gwałtownie do tyłu i poczułam jak moje policzki i szyję oblewa
fala gorąca. Liścik wypadł mi z ręki i wylądował miękko na podłodze koło mnie. Na
kanapie, znajdującej się naprzeciwko kominka, leżał Kakashi, pogrążony w śnie.
Jedna ręka opadała mu bezwładnie na dywan a drugą położył na oparciu kanapy,
przekładając dłoń poza jej granice. Twarz zwróconą miał w moją stronę, ale
oczy, które ledwo było widać przez nachodzące na nie pasma szarych włosów,
zamknięte. Pojedyncze promyki słońca opadały mu na twarz, ale zdawało mu się to
nie przeszkadzać. Usta miał lekko uchylone, a jego klatka piersiowa regularnie
podnosiła się i opadała. Moje serce, które przyspieszyło pod wpływem niedawno
odczuwanej adrenaliny, zamiast się uspokoić, zaczęło bić jeszcze szybciej.
Wszystkie ponure myśli zostały zepchnięte w najgłębszy, najciemniejszy kąt w
mojej głowie, a w żołądku wzbiło się do lotu stado motyli. Uśmiechnęłam się,
mając minę wyrażającą coś w rodzaju zachwytu. Gdyby ktoś, kiedyś zapytałby mnie
jak jednym słowem opisałabym Kakashiego, to odpowiedziałabym raczej „
Spokojny”, albo „Przystojny”. Ale ostatnie stwierdzenie jakiego bym użyła to „ Uroczy”.
O nie, Kakashi nigdy nie był uroczy. Zawsze był bardziej męski niż inni, być
może dlatego powiedzenie o nim jako o uroczym nie przeszłoby mi przez gardło. Teraz
jednak, wyglądał przeuroczo. Zamrugałam kilkakrotnie oczami, jakby chcąc się
upewnić, że on tu na pewno jest. Kakashi zmarszczył lekko nos, cmoknął i
widocznie chcąc przewrócić się na brzuch, opadł na podłogę z głośnym hukiem i
razem z poduszką, lecącą za nim i zakrywającą mu głowę. Usłyszałam ciche
przekleństwo i zaraz po tym Hatake przeniósł się do pozycji siedzącej,
opierając łokieć o kolano, a drugą ręką, o dywan. Przeniósł swoje zaspane
spojrzenie na mnie, a ja wstrzymałam oddech. Jego szare włosy były w jeszcze
większym nieładzie niż zwykle, a zasapany wyraz twarzy, sprawiał, że stawał się
jeszcze bardziej uroczy. Nie uszło mojej uwadze, że nie miał na sobie koszulki
i przed oczami miałam jego tors. Siłą woli zmuszałam się by patrzeć mu w oczy.
Jego wzrok był nieprzytomny, jakby pokryty szarawą mgiełką. Wpatrywał się we
mnie, nieprzerwanie, a ja bałam się odezwać. Miałam tak wielką ochotę
dotknięcia go, że zaciskałam pięści żeby się powstrzymać od tego czynu, ale
wciąż nie miałam pewności, czy to wystarczy.
- Mmmm… - mruknął ochrypłym głosem,
a ja zacisnęłam pięści jeszcze mocniej. Zamknął oczy i zrobił najmniej
spodziewaną się przeze mnie rzecz. Rozłożył się na dywanie, a swoją głowę
położył na moich nogach. Za nim zdążyłam cokolwiek wyjąkać, Kakashi zasnął.
Poddałam się i rozluźniłam pięści, po czym odgarnęłam mu kilka kosmyków z
twarzy, wpatrując się z lekkim, przyjemnym ukłuciem w sercu, w wymalowany na
niej spokój. Co się ze mną dzieje?
Siedziałam jak sparaliżowana,
przez nieokreśloną ilość czasu, starając się pozbierać wciąż wymykające mi się
myśli. Miałam przekazać Kakashiemu coś ważnego. Chciałam mu to dać… Co to było?
Zmusiłam się by przenieść wzrok z jego twarzy na kanapę i wysiliłam swoją
pamięć. Hatake obrócił się na bok przyciskając nos do mojego brzucha. W mojej
głowie znów zapanowała pustaka. Nie pomagasz Kakashi, nie pomagasz. Rozejrzałam
się zrezygnowana po pokoju. Smugi światła przedostające się spod ciężkich,
czerwonych zasłon, oświetlały poszczególne elementy salonu, a w nich samych
unosił się drobny pyłek. Ciemna, sosnowa podłoga wydawała się prawie biała w
tym świetle, a książki wyglądały na starsze, bardziej zniszczone, przez co
stały się dla mnie ciekawsze. Dookoła panowała taka cisza, że z łatwością
mogłam wyłapać powolne tykanie zegara, a nawet bicie własnego serca. Chociaż,
jeśli chodziło o moje serce, to mogłabym je usłyszeć, nawet na jakimś koncercie
rokowym, gdzie wszędzie roiłoby się od spoconych i rozwrzeszczanych
nastolatków. Nieznośnie pulsowało mi w uszach, a ja miałam wrażenie, że nigdy
nie zwolni swojego tempa. Cały czas błądziłam wzrokiem po salonie, aż do
momentu gdy zobaczyłam zgnieciony zwitek papieru. Natychmiast przypomniało mi
się co miałam do przekazania Kakashiemu. Wyciągnęłam rękę najdalej jak mogłam
jednocześnie, nie chcąc zrzucać Hatake. Jednak odległość dzieląca mnie i kartkę
była zbyt duża. Cmoknęłam cicho i spojrzałam
na Kakashiego. Naprawdę nie chciałam go budzić. Ale był to jedyny
sposób, na przekazanie mu tej informacji. Najwyżej pójdzie spać jak ją
przeczyta. Wzięłam jego twarz w ręce i poklepałam go lekko po policzkach.
- Hej Kakashi. – mruknęłam,
cichym głosem, wmawiając sobie, że dotykanie go jest konieczne do tego by go
obudzić. Odchrząknęłam. – Kakashi – powiedziałam głośniej.
Hatake zmarszczył brwi i mruknął
coś pod nosem. – Kakashi wstawaj! – prawie krzyknęłam.
Ten zerwał się tak gwałtownie,
że musiałam zrobić szybki unik by nie oberwać jego głową w twarz. Stał na lekko
zgiętych nogach z rękami, przygotowanymi do ataku i rozglądał się nieufnie po
pokoju, szeroko otwartymi oczami. Szybko wstałam, trzymając przed sobą
wyciągnięte dłonie.
- Spokojnie, spokojnie. –
powiedziałam drżącym głosem, robiąc krok do tyłu. Mimo tego, że sytuacja
bardziej mnie bawiła niż napawała strachem, wolałam się trzymać w bezpiecznej
odległości. – To tylko ja.
Kakashi wyprostował się i
przetarł jedną ręką oczy. Następnie przeczesał palcami swoje włosy, co
sprawiło, że były w jeszcze większym nieładzie niż przed chwilą.
- Ooo Sei – powiedział cicho,
zaspanym głosem – Coś się stało? – spytał.
Podniosłam z podłogi zmiętą
kartkę i bez słowa podałam ją Kakashiemu. Ten zmarszczył brwi, ale wziął ode
mnie kartkę i przeniósł na nią wzrok. Przez jego twarz przemknęły trzy
gwałtowne uczucia. Najpierw dostrzegłam coś w rodzaju ulgi, później
przerażenia, a na samym końcu złości. Ścisnął kartkę w ręku i wrzucił ją do
zgaszonego kominka. Bez słowa odwrócił się i poszedł w stronę mojej
dotychczasowej sypialni. Wyglądało na to, że senność minęła mu zupełnie. Przez
chwilę stałam osłupiała nie rozumiejąc do końca powodu jego złości. Co kogo
obchodziło, że jakimś tam wąż nie żyje. Ocknęłam się i poszłam w jego
ślady. Gdy otworzyłam drzwi Kakashi
właśnie naciągał na twarz maskę.
- Ubieraj się. – rzucił mi
jakieś ubrania tak szybko, że z trudem zdążyłam zanotować, że leciały w moim
kierunku. Chwyciłam je tuż nad ziemią. – Szybko – mruknął
zniecierpliwiony, widząc jak stoję cały
czas w jednym miejscu , patrząc na niego. Właśnie nakładał na czoło czarny
ochraniacz ze znakiem liścia, a następnie przechylił go tak, żeby zakrywał mu oko,
które przeszywała blizna. Pierwszy raz w życiu pomyślałam, że Kakashi wygląda
naprawdę groźnie. Wyciągnął z szafy dwie, ciemnozielone kamizelki i rzucił
jedną w moim kierunku. Znowu z trudem zdążyłam ją złapać. Patrzyłam jak zakłada
ją na siebie i szybko zapina ekspres. Spojrzał na mnie wzrokiem, który mógłby
zabijać, a ja ze strachu przełknęłam ślinę, wydałam z siebie jakiś
niezrozumiały odgłos i natychmiast opuściłam pokój, kierując się w stronę
łazienki. Nie pamiętam bym kiedykolwiek w życiu ubrała się w tak szybkim
tempie. Cały czas miałam przed oczami jego groźny wyraz twarzy i sam strach
napędzał moje ręce. Czy wiem czemu mnie sprowadzono do tego świata? Odpowiedź
oczywiście była negatywna. Jaką rolę pełnił Kakashi w tym wszystkim? Mówił o sobie,
jako o moim ochroniarzu. Czy to aby na pewno była prawda? Co jeśli
przyprowadził mnie tu po to, by coś mi zrobić? Pierwszy z brzegu przykład.
Brutalne morderstwo. Naprawdę nie chciałam umierać. Mimo ciągłego marudzenia,
moje życie do tej pory nie wydawało się takie złe. Zwłaszcza ostatnio, kiedy
poznałam tych wszystkich wspaniałych ludzi. Nie chciałam się z nim rozstawać.
Próbowałam znaleźć powód dla którego Kakashi chciał by mnie zabić. Nie było
żadnego, więc odrzuciłam od siebie mrożące krew w żyłach wizje mordu. Żeby
wyzbyć się ich całkowicie ochlapałam twarz zimą wodą. Jedną ręką szybko
przeczesałam włosy, by nie wyglądały na tak bardzo potargane. Otrzymawszy
zamierzony efekt z impetem otworzyłam drzwi łazienki i wybiegłam do salonu.
Kakashi stał przy drzwiach wyjściowych i nakładał jakieś dziwne buty
odsłaniające palce i pięty. Dochodząc do niego, pchnęłam przypadkowo pierwszą z
brzegu książkę stojącą na półce. Powstała przez to reakcja łańcuchowa i książki
zaczęły się walić niczym domino, a trzy ostatnie spadły na ziemię.
- Jeju! – wyrwało mi się i
natychmiast zasłoniłam sobie usta rękami. – Przepraszam, ja nie chciałam. –
wyjąkałam pospiesznie, zbierając książki z podłogi.
Położyłam je na stoliku przy
kanapie i zabrałam się za układanie innych.
- Sei, nie mamy czasu –
powiedział Kakashi. W moim mniemaniu jego ton wyrażał rozbawienie, ale szybko
odrzuciłam od siebie te przypuszczenia, gdy zobaczyłam jego wzrok. Natychmiast
porzuciłam wykonywaną czynność, przez co, jeszcze jedna z książek wylądowała na
podłodze, ale już nie miałam odwagi jej podnieść. Przeszłam do przedpokoju,
starając się zachować, co najmniej metrową odległość między mną, a Kakashim.
Wzrokiem szukałam moich zniszczonych tenisówek, jeszcze wczoraj stojących w
miejscu, które właśnie obserwowałam jakby mając nadzieje, że tam wyrosną.
- Emm – powiedziałam
niepewnie. – Nie mam butów.
Kakashi wyciągnął z komody tak
samo dziwaczne obuwie, jakie miał na sobie i rzucił mi je przed stopy.
Przywiązywał do swojej nogi bandaż, do którego doczepił malutki pokrowiec, w
którym coś brzęczało. Obserwując jak zakłada na dłonie czarne rękawiczki bez
palców z małym metalowym prostokątem, nasuwałam na oślep buta. Okazało się, że włożyłam
go nie na tą stopę, co potrzeba i nie chcąc jeszcze bardziej denerwować
Kakashiego pospiesznie go zdjęłam i założyłam jak należy. Kiedy przymierzałam
się do drugiego, Hatake przymocowywał sobie mały plecaczek do spodni.
Wyprostowałam się, mając już na sobie pełne obuwie i patrzyłam jak Kakashi
grzebie w zawartości komody. Wyciągnął z niej taką sam ochraniacz, jaki miał na
czole i przewiązał mi go mocno na ramieniu.
- Najwyższy czas byś zaczęła
nosić opaskę. – powiedział cicho bardziej do siebie niż do mnie. Nic nie odpowiedziałam.
- A tak na marginesie. – zaczęłam
kiedy otwierał drzwi. – Dokąd idziemy?
- Do Tsunade. – oznajmił,
ponaglając mnie do tego bym wyszła na dwór. Szybko opuściłam
pomieszczenie. Uderzyło mnie przyjemne
ciepło, a promienie słońca przyjemnie grzały skórę. Spojrzałam w górę i
zobaczyłam leniwie sunące po niebie chmury. Uśmiechnęłam się. Była to bardzo
miła odmiana pogodowa. Mój nastrój prysł jak bańka, kiedy Kakashi złapał mnie
za ramię i pospiesznie skierował się w stronę wielkiego czerwonego budynku.
Wyrwałam mu rękę, jednak nie zbyt agresywnie, ponieważ nadal mnie przerażał. Na
ulicach Konohy można było dostrzec mnóstwo uśmiechniętych twarzy, a rozmowy
mieszkańców mieszały się ze sobą tworząc hałaśliwy gwar. Byłam zdziwiona
zachowaniem ich wszystkich. Jeszcze wczoraj wieczorem, każdy, kogo mijałam zachowywał
się niczym uciekinier ze szpitala psychiatrycznego, bojący się, że ktoś go
przyłapie na ucieczce. Dzisiaj jednak wioska promieniowała radością.
- Informacje szybko się
rozchodzą. – powiedział Kakashi. Wydawało mi się, że chciał mi tym wyjaśnić dziwne
zachowanie ludzi, ale i tak nie wiedziałam, o co mu chodziło. Niektórzy
uśmiechali się do mnie przyjaźnie machając rękami. Zmarszczyłam brwi. Co sie
dzieje?
- Wszystko wyjaśni Ci Tsunade.
- Dobra, dobra. – byłam
zadowolona z tego, że wreszcie dowiem się prawdy, ale jak na razie czułam się
jak wiecznie niedoinformowana idiotka. Zaczęłam wspinać się za Kakashim po
długich betonowych schodach, wijących się wokół budynku niczym wąż. W końcu
doszliśmy do małych drewnianych drzwi. Hatake pchnął je i przepuścił mnie w
drzwiach; jego zachowanie wydawało się dziwne o tyle, o ile przed chwilą miałam
wrażenie, że chce mnie zabić. Szliśmy przez korytarz tak samo długi jak schody,
a ja zaczęłam się zastanawiać, czy architekt tego budynku nie miał przypadkiem
jakichś kompleksów, na punkcie wielkości. Kolejne drzwi które otworzył Kakashi
prowadziły do dużego okrągłego pomieszczenia z licznymi oknami. Za biurkiem
zawalonym papierami siedziała moja, jak już zdążyłam się domyślić, była
nauczycielka wychowania fizycznego. Opierało głowę o splecione dłonie,
obserwując mnie bacznie swoimi piwnymi oczami.
- Ach Sei… - powiedziała
poważnym tonem.
- Tak to ja. – wymsknęło mi
się. Zupełnie nie mogłam zrozumieć, czemu sytuacja, w której się znajdowałam,
była utrzymywana w tak nieprzyjemnej atmosferze. Bardzo pragnęłam ją rozluźnić,
jednak starałam się od tego powstrzymać. Może chodziło o coś naprawdę ważnego?
- Hmm – wydała z siebie
Tsunade. – Charakter nie zmienił Ci się ani trochę – oznajmiła bardziej
przyjaźnie. – Zresztą zauważyłam to już podczas lekcji.
- Nie zmienił mi się ani
trochę? – powtórzyłam podejrzliwie. – Co masz na myśli?
Kakashi pochylił się nade mną.
- To jest najważniejsza osoba
w całej wiosce – szepnął mi do ucha. – Staraj się ją traktować z większym
szacunkiem.
Zrobiłam nieprzyjemną minę.
Nie bardzo obchodziło mnie to, że była taka ważna.
- Dobrze. – odparłam. – Więc…
co ma PANI na myśli? – powtórzyłam pytanie, siląc się też na przyjemniejszy
ton. – Lepiej? - zwróciłam się szeptem
do Kakashiego, który tylko kiwnął głową. Nie wydawał się już tak bardzo
przerażający, ale nadal promieniowała od niego jakaś siła.
Tsunade, wydawała się trochę
rozdrażniona tym, że szepczemy pomiędzy sobą.
- Daj spokój Kakashi. –
powiedziała załamanym głosem. – Nie możesz jej od razu tak do mnie nastawiać. –
dokończyła i wypiła jednym chlustem jakiś przezroczysty płyn, stojący w szklance
na jej biurku. Miałam dziwne wrażenie, że nie była to woda. Blondynka cmoknęła
parę razy i zaczęła stukać palcami w biurko. Mina Kakashiego stężała, a ja
zaczęłam się niepokoić. Naprawdę, nie lubiałam poważnych sytuacji. W
pomieszczeniu zapanowała pełna napięcia cisza, przerywana tylko miarowym
stukaniem placów Tsunade w blat. Chcąc, czy nie chcąc, spoważniałam. Blondynka
cały czas wpatrzona we mnie opadła na oparcie fotela i westchnęła.
- Co chcesz wiedzieć, Sei? –
zapytała odgarniając z twarzy blond włosy. Wyglądała na zmęczoną.
Spojrzałam w jej oczy
zdziwiona i zdezorientowana. Czułam narastające we mnie poirytowanie.
Zapomniałam o tym, że miałam się grzecznie odzywać.
- No nie wiem, nie wiem. –
udałam, że sie nad tym zastanawiam, przykładając dłoń do twarzy i obejmując
dwoma palcam brodę. – Może wszystkiego? – powiedziałam, a w moim głosie dało
się wyczuć zdenerwowanie. Poczułam jak Kakashi kładzie mi dłoń na ramieniu i
ściska je lekko. Zignorowałam to.
- Prosze was! – krzyknęłam, a
ręka Hatake zacisnęła się mocniej. – Ściągacie mnie do zupełnie obcego świata
bez słowa wyjaśnienia. Posiadacie jakieś dziwaczne nadprzyrodzone zdolności,
takie jak zmiana koloru oczu i super szykość. O! A Ty jeszcze urwałaś sobie
kawałek biurka, TYLKO za pomocą ręki! To jest po prostu śmieszne! – wskazałam
na Tsunade, która trzymała w dłoni oderwany róg blatu. Wyglądała na
zdenerwowaną, a może nawet wściekłą. Zignorowałam również to. – Gdy chciałam
się czegoś dowiedzieć to Kakashi cały czas powtarzał „Zabroniono mi, zabroniono
mi”. – próbowałam naśladować jego gardłowy głos, ale nie wyszło mi to za
dobrze. Wprost poczułam jak Hatake się uśmiecha. Ingnoruj! – I tak znosiłam to
dosyć dobrze. Przyszłam tu, żeby zrozumieć... choć może nie tyle co zrozumieć,
co uzyskać informację, na temat tego wszystkiego. – machnęłam ręką zataczając
półkole. – Chce wiedzieć czemu mnie tu sprowadziliście, dowiedzieć się jaki był
wasz cel, a następnie grzecznie odmówić udziału w nim i wrócić do domu. –
powiedziałam, zupełnie jakbym wpadła w jakiś słowotok. Czułam się o wiele lżej.
- Nie wrócisz do domu, Sei. –
oznajmił cicho Kakashi, a Tsunade, której najwyraźniej przeszła złość, odłożyła
kawałek biurka na podłogę i zmarszczyła brwi patrząc na mnie ze współczuciem.
Jego słowa krążyły w mojej głowie i sprawiały, że mi się słabo i niedobrze.
- Oczywiście, że wrócę. –
powiedziałam niepewnie. – Nie możecie mnie tu przetrzymywać siłą. Nie wolno
wam!
- Tu nie chodzi o to, czy
chcesz zostać, czy nie. – odezwała się blondynka. – Tylko o to, że nie masz
dokąd wrócić.
- Jasne, że mam! – oznajmiłam
już pewniej. – Mam dom, przyjaciół, ciotkę. Nie wiem o co Ci chodzi.
- Z tym, że tamten świat,
który do tej pory znałaś, tamta „rzeczywistość”. – powiedział Kakashi. – Był
tylko iluzją.
W pokoju zrobiło się wyjątkowo
cicho.
- Co masz na na myśli? –
zapytałam.
- Nie istnieje. – dokończyła
ostrym tonem Tsunade.
Miałam wrażenie, że moje serce
stanęło. Minęło kilka potwornie długich i uciążliwych sekund zanim znowu
zaczęło bić. Jej słowa krążyły w mojej głowie, powoli, boleśnie, uwiadamiając
mnie w ich sensie. Mdłości pogłębiły się, a ja odruchowo złapałam się za
brzuch. Wzięłam głęboki oddech, uświadamiając sobie, że wstrzymałam powietrze.
Widziałam jak Kakashi pchnął mnie lekko, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
Musiałam się stamtąd wydostać. Było mi duszno, potrzebowałam powietrza.
Nagle poczułam jakbym stała
gdzieś z boku i patrzyła jak Hatake
prowadzi mnie w stronę krzesła i sadza na nim. Miałam wrażenie, że nie ja byłam
tą roztrzęsioną, wpatrującą się w swoje ręce dziewczyną. Było to wyjątkowo
dziwne uczucie. Druga ja przy biurku, wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk i
zmieniła sie w smuge dymu, a nastepnie zniknęła całkowicie. Złapałam się za
głowę jakby chcąc zobaczyć, czy jeszcze tam jest. Wydawało mi się, że wszystko
było z nią wporządku. Westchnęłam z ulgą. Oczy Tsunade i Kakashiego natychmiast
skierowały się w moją stronę. Sama rozjerzałam się wokoło siebie by określić
moje położenie. Znajdowałam się przy drzwiach, schowana w cieniu i nieświadoma
tego jak się tam znalazłam. Blondynka wyglądała na zaciekawioną, a Kakashi
wydawał się zaniepokojony.
- Jeśli zastanawiasz się co
właśnie się wydarzyło. – powiedziała Tsunade, wskazując na puste krzesło
stojące naprzeciwko jej biruka. Tym razem, skorzystałam z zaproszena bez
większych protestów. – To wykonałaś Kage Bunshin no jutsu, mówiąc prościej,
stworzyłaś swojego klona.
Nie odpowiedziałam nic. Nie
chciałam wiedzieć, jak to zrobiłam, ani czym dokładnie to było. Pragnęłam o tym
jak najszybciej zapomnieć. Wypełniała mnie dziwna pustka i wrażenie, że nie
należałam nigdzie i krążyłam w bezkresnej otchłani niczym pojedyncze ciało
niebieskie. I co bardziej mnie dziwiło, byłam tym niewzruszona.
Czułam, że stoi za mną
Kakashi, ale nie wywołało to na mnie żadnego wrażenia. Nie ucieszyłam się, ani nie załamałam. Nie
wiedziałam kim jestem i przez to wszystkie emocje jakie do tej pory mi
towarzyszyły, rozpłynęły się jakby były tylko nieważnym wspomnieniem jakiegoś
innego człowieka. Miałam wrażenie, że nawet serce przestało mi bić, a do życia
nie potrzebuje powietrza. Wszystko co mnie otaczało stało się w jednej chwili
nieważne.
- Najlepiej będzie, jak
opowiem Ci wszystko od początku. – oznajmiła Tsunade, nie przerywając kontaktu
z moimi obojętnymi oczami.
Cały czas milczałam i nie
zamierzałam się odezwać. Najchętniej wstałabym i wyszła, gdyż przestało mi
zależeć na jakichkolwiek informacjach. Jeśli wszystko w co do tej pory
wierzyłam było kłamstwem, to już nie chciałam poznawać prawdy. Dobrze było mi w
mojej małej pustej przestrzeniu i uczuciu, że nie musze się niczym przejmować.
- Pierwszą rzeczą, dosyć
istotną, jest twoje nazwisko. Bardzo dziwiło mnie to, że ty i Sasuke
pozostaliście przy swoich prawdziwych imionach. Dzięki temu odnalezienie was
było o wiele prostsze. Musisz wiedzieć, że Uchiha, nie jest tak po prostu
pierwszym z brzegu nazwiskiem. Mając to nazwisko, należysz do pewnego
wyjątkowego klanu, z zaawansowaną grupą krwi. Posiadasz niebywałą moc. –
Tsunade skierowała dwa palce w stronę mojej twarzy – W oczach. – Coś we mnie
drgnęło.
- Moc? – słowa same wypłynęły
z moich ust.
- Sharingan.
-Sharingan? – powtórzyłam
nieprzytomnie i w mojej głowie pojawiło się wspomnienie. Moje wspomnienie. –
Kakashi posiada Sharingan.
- Kakashi – sensei, Sei.
Traktuj swojego mistrza z szacunkiem. – ostrzegła mnie Tsunade.
- Sensei? – mruknęłam, i
spojrzałam na Kakashiego z pytającym wzrokiem. Ten patrzył na mnie tak jakby
próbował mi przekazać „ Stosuj się do tego co mówi”. Z ciemnej otchłani
wyłoniło się nowe odczucie. Ciekawość. Kiwnęłam powoli głową i odwróciłam się.
- Tak to prawda, że Kakashi
jest w posiadaniu sharingan. – kontynuowała – Jednak nie należy do twojego
klanu.
- Wspominał o tym. –
powiedziałam cicho, przypominając sobie, moje bezskuteczne próby wyciągnięcia z
Hatake jakichkolwiek informacji. – Skoro nie należy do mojego klanu… - z trudem
przeszło mi to przez gardło – to czemu posiada Sharingan?
- Do tego dojdziemy później. –
powiedziała niecierpliwie Tsunade. – Teraz jednak skupmy się na rzeczach
najważniejszych.
- Co należy do tych
najważniejszych informacji, skoro nie to? – spytałam.
- Twoje moce, Sei. – odparła
Hokage. – Twoje niezwykłe moce. Oczywiście nigdy nie byłaś tak silna jak Sasuke
i nie wydaje mi się, żebyś kiedykolwiek osiągnęła jego poziom, jednak…. wydaje
mi się, zresztą nie tylko mi, że możesz posiadać w sobie coś wyjątkowego.
- To założenie jest kompletnie
niewytłumaczalne – powiedział ostro Kakashi – Jedyne co posiada to sharingan i Mangekyou
sharingan. O ile to nie jest dla Ciebie wystarczająco niezwykłe.
- Więc czemu jako jedyna nic
sobie nie przypomniała? Czemu Sasuke nie
został tak samo zapieczętowany jak Sei?
- O czymś tu zapominasz
CZCIGODNA-Tsunade. Dwa Sharingany. Dwa Shringany! Sasuke Uchiha do tej pory nie
stanowił dla Obito dużego zagrożenia. Jednak, gdy pojawiła się Sei wszystko się
zmieniło. Znała jego najsłabsze punkty, znała miejsce jego kryjówki, wiedziała
o nim WSZYSTKO. Oczywiście, Obito musiał się zabezpieczyć. Przed jej odejściem,
zapieczętował w niej wszystkie najważniejsze informacje. Był przekonany, że
jutsu, którego użył było nie do złamania. Ale nie docenił nas. Nie docenił
oddziałów Konohy. Co prawda, odkrycie, jak złamać pieczęć zajęło wam 4 lata,
ale w końcu wam się udało. Gdy doszła do
niego wiadomość, że możemy złamać jego pieczęć, musiał interweniować. Jestem
pewny, że pamiętasz ten dzień, Tsunade-sama. – powiedział Kakashi, a jego głos
był zdecydowany i nie było sposobu na to by mu w tej chwili przerwać.
Zauważyłam, że cały walczy z tym by mówić „my”, a nie „wy”. – Właśnie wtedy
mieliśmy posiąść informacje tak bardzo wam potrzebne. Ale coś nam
przeszkodziło, prawda? Byliście głupcami, którzy tak jak wcześniej Obito, nie
docenili przeciwnika. Uchiha był wiele kroków przed nami. Wymusić na nas
pozbyciu się najważniejszych jednostek. Wyjątkowo sprytny plan. Wszyscy byli
zajęci opłakiwaniem tych, którzy mieli odejść, chociaż wtedy jeszcze do tego
nie doszło. Byliście zbyt zapracowani,
by dostrzec, że wasz główny informator został porwany. Zbyt pyszni by zrozumieć
swój błąd i natychmiast wysłać oddziały ANBU. Nie rozumiałem i wciąż nie
rozumiem, czemu mnie wtedy nie posłuchaliście. Z twojej strony, Tsunade-sama,
było to żałosne i głupie zachowanie. – twarz Tsunade, nie wygięła się, jak
przypuszczałam, w złości. Wyrażała żal. – A później? Później nie pomógł by nam
nawet cud. Gdy podwaja się pieczęci zapomnienia, nie ma żadnej mowy o tym by ją
zniszczyć, a Obito Uchiha ją potroił i wkopał Sei w Genjutsu wciskając jej
jakąś bajkę, o jej „innym” życiu. Nie rozumiem, czemu musicie być tacy uparci.
Od samego początku mówiłem, że jutsu przywrócenia pamięci nie zadziała na Sei. Gdybyście
mnie tylko wysłuchali to zjawiłaby się w Konoha dużo wcześniej. Zrozum Tsunade,
zrozum w końcu, że ona nie posiada żadnych nadprzyrodzonych mocy, o których być
nie wiedziała. Jest w posiadaniu tylko i wyłącznie informacji. To czyni ją tak
cenną dla wioski i tak niebezpieczną dla Obito. – zakończył ostro. W jego głosie
ani razu nie pojawiło się wahanie. Byłam przekonana, że zrobił na Tsunade duże
wrażenie.
- Dobrze…- mruknęła pod nosem,
a ja otworzyłam szeroko oczy.
Dotarła do mnie jakaś
informacja. Nie miałam wątpliwości co do tego, że blondynka uwierzyła w każde
słowo wypływające z ust Kakashiego, sama też gotowa była w nie uwierzyć. Jednak
coś mi nie pozwalało. Głęboko w mojej podświadomości, byłam przekonana, że
Hatake skłamał. I pomimo jego starań, nad tym by to co powiedział zabrzmiało
jak najbardziej wiarygodnie, nie mogłam mu uwierzyć. Nie powiedziałam nic. Sama
byłam przygnieciona napływem nowych informacji o moim rzekomym życiu i
zastanawianiem się, które z nich mogły być prawdziwe. Ku mojemu niezadowoleniu
otaczająca mnie otchłań zaczęła się rozstępować, a ja zaczęłam odczuwać ból psychiczny, wywołany
moją niewiedzą. Próbowałam przyswoić fakty, pogodzić się z nimi. Nie chciałam
zauważyć, że od pewnego czasu w pokoju panowała nieprzyjemna cisza. Atmosfera
była napięta jak bańka mydlana i miałam wrażenie, że za chwilę może pęknąć.
Wiedziałam, że byłam jedyną osobą, która mogła tą ciszę przerwać. Czułam na
siebie spojrzenie pozostałej dwójki i skuliłam się lekko na krześle.
Poukładałam sobie zgromadzone informacje w głowie i starałam się je dopasować
do mnie. Z trudem przyjęłam do siebie wiadomość, że to ja byłam tym wielkim i
ważnym informatorem, którego porwali. Przełknęłam głośno ślinę i odetchnęłam
głęboko. Z wielkim trudem wyprostowałam się na krześle i wbiłam wzrok w
porozrzucane na biurku dokumenty, na które wylał się atrament.
- Więc pochodzę z tego
„wielkiego” – nie mogłam się powstrzymać od ironii – klanu Uchiha i posiadam
Sharingan i Man-coś-tam Sharingan.
- Mangekyou Sharingan. –
wtrącił spokojnie Kakashi. Zdziwiło mnie, że potrafi tak szybko do siebie
dochodzić.
- Tak właśnie. – przytaknęłam.
– Do tego jestem jakimś cennym informatorem. Mam rozumieć, że czymś w rodzaju
„broni” – zakreśliłam palcami cudzysłów. – tej wioski.
- Tak.
- Na czym polega ta cała moc
moich oczu? – spytałam. –Ani razu nie zanotowałam by było w nich coś
niezwykłego.
- Hmmm. – mruknęłam Tsunade, a
ja czułam na sobie jej spojrzenie. – Myślę Kakashi, że możesz już zdjąć z
siebie iluzję. – zwróciła się do Hatake stojącego za moimi plecami.
- Tak jest. – oparł.
Odwróciłam się w jego stronę,
trochę zbyt gwałtownie, rozdrażniona słowem „iluzja”. Podciągnął ochraniacz ze
znakiem liścia, do tej pory zakrywający mu jego lewe oko. Nie dostrzegłam w tym
nic niezwykłego. Jego oczy wyglądały jak zwykle, z tym, że jedno przeszyte było
blizną. Pamiętając jednak o krwi spływającej z jego oka i zmianie koloru na
szkarłatny czerwony, siedziałam czując narastające we mnie napięcie. Kakashi
zamknął lewe oko i przyłożył do niego palec wskazujący, mrucząc coś pod nosem. Zmarszczyłam
brwi, czekając na jakieś wyjątkowo dziwne zdarzenie, ale nic takiego się nie
stało. Hatake otworzył oko; jego tęczówka zmieniła kolor na czerwony, a wokoło
źrenicy znajdowały się trzy czarne łezki.
- I to jest ten cały
Sharingan? – spytałam zawiedziona. – Posiadam sekretną moc zmiany koloru oka?
- Nie, oczywiście, że nie. –
powiedziała Tsunade. – Pokazywanie Ci, co on potrafi byłoby niebezpieczne.
Musisz uwierzyć nam na słowo.
- Oczywiście. – odparłam. –
Więc co potrafi to czerwone oko? – wstałam, czując nagły przypływ odwagi i
wskazałam palcem oko Kakashiego. Wyglądał na zmieszanego.
- Sharingan, Sei, Sharingan. –
upomniała mnie Tsunade i wskazała ręką krzesło. Usiadłam na nim po raz kolejny.
– Podstawową zaletą posiadania Sharingana jest dostrzeganie i kopiowanie
różnorakich jutsu.
- Jutsu?
- Techniki wykonywane za
pomocą Chakry.
- Chakry?
- Wewnętrzna energia każdego
Shinobi.
- Shinobi?
- Czy ty o niczym nie
pamiętasz?! – zniecierpliwiła się Tsunade.
- Dosyć idiotyczne pytanie,
biorąc pod uwagę fakt, że przed chwilą wspominałaś o tym Kakashiemu.
- Sensei – Kakashiemu! Wyrażaj
szacunek. – zdenerwowała się blondynka, ale byłam pewna, że było to spowodowane
wytknięciem jej błędu, a nie jakimś idiotycznym przydomkiem, który musze
dodawać do imienia Kakashiego.
- Dobrze już dobrze. –
powiedziałam niezadowolona, po raz drugi czując zaciskającą się rękę Hatake na
moim ramieniu. – Wracając do tematu… Sharingan potrafi kopiować techniki
stworzone przez czarkę.
- Chakrę.
- Dokładnie. I ta czarka…
- Chakra.
- Przecież mówię! Ta chakra
jest energią wewnętrzną Szibobi.
- Shinobi! Jeny….. – Tsunade
przyłożyła otwartą dłoń do twarzy i opadła na oparcie fotela. – Nie będzie to
łatwa rozmowa.
- Też tak uważam. –
powiedziałam złośliwie. Ręka Hatake zacisnęła się mocniej. Syknęłam. – Jeszcze
trochę, Kakashi a wbijesz mi paznokcie w skórę. – zwróciłam się do szarowłosego.
- Kakashi-sensei! – usłyszałam
podniesiony, groźny głos blondynki.
Prychnęłam cicho.
- Czemu mam zwracać się do
niego per „sensei”? – spytałam zakładając ręce na piersi.
- Ponieważ przez 5 lat Kakashi
był twoim mistrzem! – ryknęła Tsunade. Żyła na jej czole pulsowała
niebezpiecznie, a na policzkach pojawiły się rumieńce.
Rozszerzyłam oczy w zdumieniu
przenosząc wzrok co chwila z Kakashiego na Tsunade. - Więc znam Cię od pięciu
lat?! – krzyknęłam zszokowana. Hatake podrapał się po głowie i wniósł oczy ku
górze.
- Od sześciu z lekką przerwą.
– powiedział i przeniósł wzrok na mnie.
-Mhh…. – mruknęłam. Poczułam
nieprzyjemne uczucie w żołądku.
Czy Kakashi mnie lubił? Czy
byłam dla niego miła? Czy byłam dobrą uczennicą? Czy już wtedy byłam w nim
zakochana? Jeśli tak, to czy on odwzajemniał moje uczucie? Ale przecież to był
mój nauczyciel… wydawało mi się, że związki między uczniem, a nauczycielem był
zabronione, nawet w tym świecie. Czy to oznacza, że byłam idiotką, która
wzdychała do Kakashiego? Czy byłam przez niego ignorowana? O Boże! Za dużo pytań
wirowało mi w głowie i sama nie wiedziałam, które z nich było najważniejszym.
- Fajnie wiedzieć. –
wykrztusiłam, mając wrażenie, że jeśli zaraz czegoś nie powiem, to Tsunade usłyszy moje myśli. – Więc, więc… ta
czarka…
- Chakra! – krzyknęła wciąż
zła blondynka.
- Czym dokładnie ona jest? –
zapytałam, zadowolona z tego, że udało mi się zmienić temat.
- Jak już mówiłam jest to
energia wewnętrzna każdego shinobi. – oznajmiła Tsunade.
- No tak, tak, ale kto to jest
shinobi?
- Może łatwiej Ci będzie jak
powiem ninja. – mruknęła bardziej do siebie niż do mnie, ale i tak ją
usłyszałam.
Od razu nasunął mi się obraz
Bruc’a Lee, pokonującego dwudziestu przeciwników na raz. Nie byłam pewna czy o
to jej chodziło.
- To znaczy, że shinobi, to
ktoś super szybki i silny ktoś, kto zabija złych ludzi i na którego życie czyha
mnóstwo osób?
- Coś w ten deseń. – rozległ
się głos Kakashiego za moimi plecami. Pokiwałam z uznaniem głową.
- Fajnie. – uśmiechnęłam się.
– I ja jestem takim shinobi?
- Tak.
- I posiadam chakre, która
jest moją energią wewnętrzną. – powiedziałam , układając sobie wszystko w
głowie, a po chwili dodałam. – i dzięki niej mogę wykonywać jakieś techniki.
Tsunade wyglądała jakby humor
gwałtownie jej sie polepszył. Pokiwała energicznie głową.
- Jakiego rodzaju techniki? –
spytałam.
- Oh… naprawdę długo by
wymieniać. Posiadasz dosyć szeroki zakres technik. Zresztą niedługo przypomnisz
sobie je wszystkie na treningach. Będziesz je odbywała dwa razy dziennie z
Kakashim, jako mistrzem. Jak za starych czasów. – oznajmiła uśmiechając się
lekko.
Pokiwałam głową. Przestałam
słuchać Tsunade, od kiedy powiedziała,
że umiem wykonywać dużo technik.
Zastanawiałam się jak one wyglądają i jaką mocą dzięki nim, dysponuje. W
końcu dotarły do mnie dalsze słowa blondynki.
- Chwila, chwila -
powiedziałam, patrząc je prosto w brązowe oczy. – Jakie znowu treningi? Przecież skoro znam te wszystkie techniki to
nie muszę się ich znowu uczyć, ani ich szkolić, prawda? Byłoby to kompletną
stratą czasu.
- A możesz powiedzieć w jaki
sposób wykonałaś klona? Albo jakie trzeba ułożyć pieczęcie, żeby wykonać kulę
ognia? – zapytał Kakashi.
- Noo… eee.. no wiesz… -
jąkałam się, próbując wybrnąć. – użyłam Chakry… i – rozłożyłam ręce – powstał
klon.
- Właśnie po to są te treningi
– oznajmiła Tsunade poważnym głosem. – żebyś umiała się posługiwać technikami w
razie zagrożenia.
- Jakiego zagrożenia!? –
krzyknęłam drżącym głosem.
- Kilka osób chce Cię zabić. –
powiedziała blondynka, tak jakby informowała mnie o tym, co jadła na śniadanie.
– Musisz nauczyć się bronić, bo inaczej zginiesz.
Przełknęłam głośno ślinę,
wsuwając się głębiej w krzesło.
- Nie żeby coś mi nie pasowało
– zaczęłam, trochę sztucznym głosem – Ale jestem tu od wczoraj, a niektórzy już
chcą, żebym się wynosiła. I to trochę w ostrzejszym tych słów znaczeniu.
-
Jesteś na tym świecie od twoich narodzin. Od dziewiętnastu lat…
- Czekaj, jakich
dziewiętnastu!? – przerwałam jej – Przecież ja mam szesnaście.
- A tak zapomniałam wspomnieć.
Twój wiek również był iluzją.
- Taki tam, drobny szczegół.
– powiedziałam. Kakashi zaprzestał prób
uspokajania mnie, a Tsunade udawała, że nie usłyszała mojego sarkazmu.
- Wracając do twoich oczu,
Sei. – powiedziała opanowanym tonem, trochę zbyt uprzejmym. – Sharingan,
potrafi jeszcze kilka, zadziwiających rzeczy, o których nie zdążyłam ci
powiedzieć. – spojrzała na mnie jakby czekając, aż się odezwę. Milczałam,
dlatego westchnęła i mówiła dalej. – Kolejną, bardzo niebezpieczną mocą tych
oczu jest Genjutsu… - zmarszczyłam brwi i już utworzyłam usta by coś
powiedzieć, ale Tsunade mnie wyprzedziła. – Inaczej iluzja. Możesz wprowadzać
swojego przeciwnika w zupełnie inny świat, zależny od twojej woli. Możesz go
torturować, albo po prostu przetrzymywać.
- To wszystko? – spytałam z
zawodem. – Nie brzmi to zbyt groźnie.
- Och… wydaje mi się, że nie rozumiesz,
co znaczy torturowanie przeciwnika.
- Więc mi wytłumacz.
- Nie mamy teraz na to czasu.
Przekonasz się na treningach. – powiedziała Tsunade. Zegar wiszący na jednej ze
ścian wybił godzinę 7:00, a ja poczułam, obojętnie jak dziwne wydawało się to w
mojej sytuacji, jak robie się senna. Ziewnęłam, jedną ręką zasłaniając usta, a
w oczach zebrały mi się łzy.
- Możemy to jakoś
przyspieszyć? – powiedziałam ledwo, mając jeszcze zamknięte oczy. – Nie długo
stanę się jeszcze bardziej śpiąca, a wtedy będziesz mogła mówić, co Ci się
żywnie podoba, bo i tak nie będzie nic do mnie docierało. – kątem oka
dostrzegłam jak Kakashi przytakuje. Jako mój nauczycie, musiał dużo o mnie
wiedzieć.
- Dobrze więc. O kolejnych
zastosowaniach Sharingana dowiesz się później. Już w trakcie treningów. Teraz
przejdźmy może do twojej przeszłości.
- A tak – powiedziałam,
powstrzymując olbrzymią ochotę, położenia nóg na biurku. – Było by miło,
dowiedzieć się trochę o moim życiu.
- Mhy – Tsunade uśmiechnęła
się delikatnie potakując. – Jednak skoro nie chcesz niczego przedłużać. – dodała,
a w jej oczach zobaczyłam błysk satysfakcji. – To było by lepiej gdybyś
siedziała cicho i nie wtrącała się, kiedy ja mówię.
Wygląda na to, że gdy Kakashi
przestał mnie uspokajać, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Jak już mówiłam – zaczęła –
Nazywasz się Sei Uchiha, pochodzisz z klanu Uchiha. Twoim ojcem jest Uchiha
Fukagu. – otworzyłam usta jednak, gdy tylko zobaczyłam srogi wzrok Tsunade,
udałam, że biorę głęboki oddech. – Jesteś przyrodnią siostrą Sasuke i Itachiego
Uchiha. – wydałam z siebie dziwny odgłos. – Twoja matka umarła, gdy miałaś 3
lata. Została zamordowana. Nie, nie wiem, przez kogo. – dodała z naciskiem, gdy
zobaczyła moje pytające spojrzenie. – Warto wspomnieć, że nie byłaś mieszkanką
Konohy, prawdopodobnie nie mieszkałaś w żadnej ze znanych nam nacji. Twój
ojciec nie chciał się tobą zająć, dlatego też przygarnął Cię Uchiha Madara. –
poczułam jak coś we mnie drgnęło. – Uchiha Madara jest legendarnym ninja, który
dawno temu przewodził klanem Uchiha i pomagał w budowie wioski Liścia. Po walce
z pierwszym Hokage, został uznany za martwego. Jednak jakimś cudem udało mu się
przeżyć. Gdy trafiłaś pod jego skrzydła był już bardzo stary i zmęczony.
Próbował Cię wytrenować. Wydostać z Ciebie moc klanu Uchiha, ale nie
przejawiałaś specjalnego zainteresowania tym wszystkim. Brakowało Ci również talentu.
Gdy miałaś pięć lat, do kryjówki Madary, dołączył nowy członek. Był nim Obito
Uchiha. Nie wiem nic o waszych wzajemnych stosunkach, ale pewne jest, że
posiadłaś o tej dwójce bardzo dużo informacji. Gdy miałaś 13 lat udało Ci się
uciec. Przed tym jednak Obito zapieczętował w tobie wszystkie informacje na ich
temat. Jakimś cudem dotarłaś do bram Konohy, gdzie od razu zajął się tobą
oddział medyków. Gdy tylko poczułaś się lepiej, wyciągnęliśmy z Ciebie tyle
informacji ile tylko zdołaliśmy, jednak nie mogliśmy nie zauważyć, że w twoich
wspomnieniach istniały pewne luki. Gdy dowiedzieliśmy się, że jesteś z klanu
Uchiha, zostałaś przydzielona do Kakashiego, by ten szlifował twoje
umiejętności, które, nie oszukujmy się, nie były za wielkie. Myślę, że reszty
możesz się domyślić z wcześniejszych słów Kakashiego. – zakończyła łagodnie,
spoglądając na mnie z ciekawością.
Ułożyłam sobie wszystko w
głowie. Cała ta opowieść wydawało się w miarę logiczna. Przyjmując do
świadomości fakt, że istnieje takie coś jak „Sharingan”, czy też „Jutsu”, albo
ta cała „czarka” . A i oczywiście wierząc w to, że jestem jakimś Shinobi. Wzrok
miałam wbity w porozrzucane kartki, ale po chwili przeniosłam go niepewnie na
Tsunade. Pokiwałam powoli głową, starając się tym samym przekazać, że w
uwierzyłam w tą absurdalną historyjkę. Sama nie pojmowałam, czemu. Narastało we
mnie jakieś przekonanie, mówiące o tym, że wszystko to jest prawdą. Spojrzałam
na swoje dłonie. Czułam się dużo pewniej niż przed chwilą. Bardziej
realistycznie.
- Okej. – powiedziałam lekko.
– Wierze wam.
Na twarzy Tsunade przemknął
cień zdziwienia, ale po chwili uśmiechała się delikatnie. Opadła na oparcie
fotela, wzdychając ciężko. Widocznie przekazanie informacji o mojej przeszłości
bardzo ją zmęczyło. Poszłam w jej ślady i naparłam plecami na krzesło. Niestety
zrobiłam to trochę zbyt gwałtownie. Przednie nóżki krzesła oderwały się od
podłogi, a ja uświadomiłam sobie, że lecę do tyłu. Jednak zamiast zderzenia z twardą
podłogą, zawisłam jakichś metr nad nią. Kakashi, z zadziwiającą szybkością
złapał za oparcie i już po chwili krzesło wraz ze mną znalazło się w pozycji
wyjściowej. Całkowicie ignorując Tsunade, usiadłam okrakiem na krześle, tyłem
do niej. Oparłam ręce na oparciu i przyłożyłam dłoń do policzka. Hatake
uśmiechał się spod maski.
- Hej. – powiedziałam sennie, tłumiąc
ziewnięcie. – Kiedy zaczynamy ten trening? - Kakashi przychylił głowę lekko w
bok, przyglądając mi się uważnie. Kosmyki włosów opadły mu lekko, przysłaniając
oczy.
Mogłabym przysiąc, że
usłyszałam jak Tsunade warczy.
- Kakashi – sensei. – dodałam pospiesznie.
- Myślę, że najlepiej będzie
jak zaczniemy trening od jutra. – wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że
poczułam jak się rumienię.
- C-czemu nie dzisiaj? –
zapytałam, trzęsącym się głosem, opuszczając głowę.
- Mamy jeszcze wiele rzeczy do
zrobienia. – powiedział spokojnie, wkładając ręce do kieszeni.
- Dlatego, uważam, że
powinniśmy zacząć jak najwcześniej. – starałam się, żeby mój głos brzmiał jak
najpewniej, ale ziewnięcie, które wymsknęło mi się tuż po wypowiedzeniu zdania
popsuło zamierzony efekt. – Przynajmniej, żeby nie marnować czasu.- dodałam
ocierając oczy.
- Mówiąc, że mamy do zrobienia
dużo rzeczy, nie mam na myśli twoich umiejętności. – odparł spokojnie Kakashi,
cały czas się we mnie wpatrując. – Chodzi raczej o sprawy, które niezałatwione,
mogłyby Ci przeszkodzić w normalnym życiu.
Użyłam całej siły woli by nie
przewrócić oczami.
- Na przykład? – zapytałam
uprzejmym tonem.
- W dalszym ciągu nie
załatwiliśmy sprawy twojego zamieszkania. – odezwała się Tsunade.
- Och… - wymsknęło mi się.
Mogłam się zorientować, że nie będę mieszkała z Kakashim przez cały pobyt w tej
wiosce. Jednak nie udało mi się uniknąć nieprzyjemnego uczucia, które
zakiełkowało gdzieś w okolicach mojego pępka.
- Najlepszym miejscem jest jak
na razie rezydencja Uchiha. – powiedziała pogodnym tonem. – Wcześniej też tam
mieszkałaś. Oczywiście wcześniej nie było tam Sasuke, ale jestem pewna, że
ucieszy się z nowego towarzystwa.
Ja z kolei wcale nie byłam
tego taka pewna. Na samą myśl o tym, że będę musiała spędzać większość czasu w
towarzystwie brata, którego prawie nie znałam, zrobiło mi się dziwnie nieswojo.
W dodatku byłam święcie przekonana o tym, że mój brat był gburem. Jednak ta
opcja nie wydawała się, aż tak zła.
- Dobrze. – odparłam po
krótkiej chwili, mając wrażenie, że Tsunade i tak nie potrzebuje mojego
pozwolenia. – Mogę tam zamieszkać. Czy istnieją jeszcze jakieś sprawy które
niezwłocznie trzeba załatwić?
- Uważam, że powinnaś
porozmawiać, z twoimi przyjaciółmi. Nawet, jeśli ich nie pamiętasz. Wydaje mi
się, że dobrze Ci to zrobi. – oznajmiła, nadal zachowując wesoły ton. – Na
dzisiaj skończyliśmy. Kakashi – zwróciła się do niego – Czy mógłbyś zaprowadzić
Sei do znajomych.
Jednak Kakashi stał w miejscu,
wrogo patrząc na Tsunade. Trwało to kilka sekund. Jego twarz po chwili
przybrała spokojny wyraz.
- Czy jesteś pewna, że
zapoznanie Sei ze wszystkimi jej przyjaciółmi, jest dobrym pomysłem?
- Ależ oczywiście. – oznajmiła
uśmiechając się. – Na pewno się za nimi stęskniła.
- Nie pamięta ich. –
odpowiedział.
- Z większością widziała się w
Genjutsu i biorąc pod uwagę twoje raporty, miała z nimi bardzo dobre stosunki.
- Twoje raporty? – zapytałam
odruchowo, podnosząc brwi. – Nie wiedziałam, że zdajesz o mnie raporty,
Kakashi. – Oczy Tsunade błysnęły niebezpiecznie. – Sensei.
- To znaczy, że dobrze
wykonałem zadanie. – odparł, a ja pierwszy raz w życiu usłyszałam, że jego ton
jest zaczepny.
W wielkim zdziwieniu
stwierdziłam, że sama się do niego odezwałam w dokładnie taki sam sposób. Od
kiedy przychodzi mi to z taką swobodą?
- Mogłeś mnie o tym
poinformować jak tylko znaleźliśmy się w
Konoha. Szpiegowanie ludzi jest zakazane.
- Co za różnica, czy dowiedziałaś
się o tym wczoraj czy dzisiaj. Najchętniej w ogóle bym Ci nic nie mówił. Po za
tym byłaś jedyną, która przeżyła tą podróż w tak histeryczny sposób. –
powiedział poważnym tonem, ale jego oczach dostrzegłam rozbawienie. Wstrzymałam
oddech z oburzenia.
- Ciekawe dlaczego. –
odrzekłam, łapiąc się dwoma palcami za brodę. – Pomyślmy przez chwilę i sobie
to przeanalizujmy. – mój ton wspaniale dopasowywał się do sensu słów, a ja
byłam z siebie dumna. – O czekaj! Chyba wpadłam na pomysł! Czy nie uważasz, że
to dlatego iż – możliwe, że umknął Ci ten nieistotny szczegół – straciłam
pamięć!
- Oczywiście, wziąłem to pod
uwagę.
- Jak miło. – prychnęłam.
- Jednak w dalszym ciągu twoje
zachowanie było zbyt histeryczne. – powiedział. – Nawet jeśli straciłaś
wspomnienia, to nie straciłaś instynktu. I sądzę, że powinnaś też rozumieć sens
słów, które do ciebie kieruję. Jak ktoś krzyczy, żebyś się ruszyła z miejsca,
to powinnaś się z tego miejsca ruszyć.
- Może uznałam, że nie będę
wykonywać rozkazów, które mi nie odpowiadają. – rzuciłam zaciskając zęby.
- Myślę, że w tego typu
sytuacjach należy zapomnieć o swoich chorych zasadach i robić to co mówią.-
przybliżył się o krok, a ja zdałam sobie sprawę, że mówi o sytuacji, która
miała miejsce tuż przed wydostaniem się z Genjutsu. Więc to wtedy krzyczał.
- Och, przepraszam, że nie
wykonałam twojego polecenia. – powiedziałam pogardliwie. – Ale byłam zbyt
zajęta wsłuchiwaniem się w dźwięk spadającego sufitu, by usłyszeć cokolwiek
innego.
- Więc sama powinnaś ruszyć
się z miejsca.
- Naprawdę? – udałam
zdziwienie. – Patrz, nie wpadłam na to. Gdy sufit zaczął się zawalać,
pomyślałam, że najlepiej będzie jeśli zacznę śpiewać! – nie wierzyłam, że
kiedykolwiek udałoby mi się osiągnąć większy sarkazm. – A ty zamiast stać przy
drzwiach i wymachiwać bezsensu rękami, powinieneś mnie zabrać z tamtego
miejsca.
- Przecież to zrobiłem.
- Ale w ostatniej chwili. –
mruknęłam, zakładając nogę na nogę. – Jako mój ochroniarz, nie powinieneś
zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. – tak naprawdę byłam mu niebywale
wdzięczna za to, że uratował mi życie. Ale sam zaczął… no może to ja zaczęłam.
Co dziwne odczuwałam dziką satysfakcję z naszej sprzeczki. – Miałeś szczęście.
- Osoba, która nie wie jak
robi się własnego klona, nie powinna mówić nic o moich umiejętnościach.
- Straciłam pamięć, Kakashi! –
krzyknęłam wstając z miejsca. – Ciekawe ile ty byś potrafił, niczego nie
pamiętając!? Jakoś nie wydaje mi się, że byłbyś lepszy ode mnie. –
powiedziałam, patrząc mu wyzywająco w oczy.
- Nie ma sensu byś tak się
unosiła. – oznajmił, a głos znów był spokojny. – Usiądź i ochłoń.
Na moje policzki gwałtownie
wpłynął rumieniec, a ja poczułam w sobie narastającą złość. Jak mógł tak szybko
zmieniać temat, nastrój, spojrzenie i w ogóle wszystko!
- Nie będę słuchała rozkazów,
które mi nie odpowiadają. – oznajmiłam i powstrzymując wielką chęć uderzenia
go, położyłam mu rękę na brzuchu i odepchnęłam lekko.
- Jakoś wcześniej byłaś
bardziej uległa.
- Pomijając oczywiście moment,
w którym rozpędzony sufit zmierzał w moją stronę. – przypomniałam mu złośliwie.
- Tak, pomijając ten moment.
Akurat w nim zachowałaś się głupio i lekkomyślnie.
Spojrzała na niego z
nienawiścią.
- Ty… - wymierzyłam w niego
palcem. - Ty…nadęty, arogancki, kłamliwy...
- No wreszcie! – przerwał mi rozbawiony
głos Tsunade i zdziwiona, przestałam rzucać w Kakashiego obelgami. – Już myślałam, że nigdy nie zaczniecie
zachowywać się normalnie. Nie przypuszczałam, że Sei może być tak długo
spokojna. Zwłaszcza w twoim towarzystwie, Kakashi. Brakowało mi waszych kłótni.
Opuściłam ręce i spojrzałam na
Tsunade z lekko rozchylonymi ustami i wielkimi oczami.
- Ż-że ja się z nim – moja
dłoń znów odruchowo wskazała na Kakashiego. – Kłóciłam?
- O każdej porze dnia i nocy. –
mruknął Hatake cicho. Byłam pewna, że w jego głosie igrało rozbawienie. Mnie
wcale nie było do śmiechu.
- I bardzo dobrze! –
krzyknęłam, starając się by zabrzmiało to pewnie. Stwierdzenie „O każdej porze
dnia i nocy” przyprawiało mnie o dziwne mrowienie w żołądku. Jakiej nocy? –
Przynajmniej wiem na czym stoję.
- Nie do końca – powiedział
cicho Kakashi, bardziej do siebie niż do nas.
- Chcesz podać mi jakieś inne
istotne fakty? – zdenerwowałam się. – Może w poniedziałki bawimy się w „Kto
pierwszy zginie”, a z kolei we wtorki urządzamy konkurs rzucania mięsem!
- Nie, mięsem jeszcze ani razu
we mnie nie rzuciłaś. – Hatake podrapał się po głowie w zastanowieniu. –
Chociaż raz byłaś blisko.
Przez moją twarz przemknęło
zdziwienie, które zaraz zamieniło się w złość. Wzięłam głęboki, relaksujący
oddech i starałam się już więcej nie patrzeć w stronę Kakashiego. Tsunade nadal
uśmiechała się pod nosem, dlatego też zdecydowałam, że nie zaszczycę
spojrzeniem również jej. Opuściłam głowę i z zaciętością wpatrywałam się w moje
stopy.
- Jak już mówiłam. – odezwała
się blondynka donośnym, przyjaznym głosem. – To wszystko co chciałam wam
przekazać. Możecie już iść.
Rozdział jest meggaa długi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Bardzo dziękuję za, aż dwa komentarze! Naprawdę jestem z was dumna. Rozdział dedykuję osobom, które zostawiły komentarz pod moją ostatnią notką i mam nadzieję, że się spodoba również ta. Bardzo, bardzo, bardzo serdecznie zapraszam do komentowania. Naprawdę jest to dla mnie ważne. Buziaki i pozdrowienia :* :* + bonusowe zdjęcia :D
wow fajne kurcze też chcę tak pisać,aha mam prośbę możesz dać kilka wskazówek bo piszesz naprawdę fajnie.
OdpowiedzUsuńPodobno pomaga układanie planu wydarzeń, ponieważ wtedy tekst jest spójny. W pisaniu trzeba odnaleźć swój styl, dlatego wymyślaj różne historie i zapisuj je. Zabrzmi to pospolicie, ale praktyka w tym jest najważniejsza. Czytaj to co piszesz i zwracaj uwagę na błędy. Nie wiem co mogę jeszcze doradzić, bo tak naprawdę nie jestem w tym za dobra :) Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam :**
Usuńdzięki za wskazówki i pozdrawiam
Usuńiiii zajebiste dajesz mogłabyś prowadzić tego bloga do końca świata.Kakashi to moja ulubiona postać,aha i jeszcze kiedy next.
OdpowiedzUsuńRozdziały powinny pojawiać się co tydzień, ale prawdopodobnie będą też większe odstępy. Zależy od okoliczności :) Następna notka pojawi się w środę :D
Usuńspoko rozumiem masz dużo pracy tak jak ja kartkitp pozdrawiam i czekam.
UsuńKAKASHI KOCHA SEI HAHA podobają mi się takie rozdziały i mam nadzieje że ta parka się dosiebia zbliży,ale kurde właśnie skąd kakashi ma damskie ciuchy.A właśnie wie ktoś gdzie można znależć chłopaka przystojnego jak Kakashi tylko bez sharingana proszę.HE HE DUUUŻO WENY I POZDRO.
OdpowiedzUsuńnie no świetne OJCOWSKA MIŁOŚĆ HYBA RACZEJ MĘSKO-DAMSKA MIŁOŚĆ.Piękny rożdzialik.
OdpowiedzUsuńNARUTO TY ŻARŁOKU.super nocia czekam nanext i fajne zdjęcia wstawiłaś.
OdpowiedzUsuńzajebisty rożdział ale prośbę mam jak znikasz na dłuższy czas to możesz nas informować pliiis bo myślałam że porzuciłaś bloga który naprawdę jest super.nocia jest serio ekstra no to pozdro.
OdpowiedzUsuńkakashi wygląda sweet kiedy śpi-też tak uwarzam.
OdpowiedzUsuń