środa, 1 maja 2013

Rozdział 5


Oczywiście pobyt w niej zajął mi więcej czasu niż planowałam i wyszłam dopiero po 40 minutach, czując się trochę niepewnie. W myślach jednak stwierdziłam, że mam prawo.
Teraz powinnam leżeć sobie w łóżku w MOIM domu i uczyć się. Dobra nie oszukujmy się. Czytałabym jakąś fajną książkę i olałabym naukę. A teraz czułam się jak główna bohaterka, jakiejś przesadzonej książki przygodowej. Dobrą stroną tego był jednak gorący prysznic, no i Kakashi, oczywiście. „Ojcowska miłość!”. Drugą rzeczą, przez którą czułam się niepewnie były ubrania, które na sobie miałam. Nie chodziło o to, że czułam się w nich niekomfortowo, albo, o to że były za małe, czy za duże. Były idealne! I do tego bardzo mi przypasowały wizualnie. Tylko, w głowie pojawiało mi się jedno pytanie. Skąd Kakashi ma damskie ciuchy? Wliczając w to bieliznę. Przestało być to dziwne, a zrobiło się przerażające. Czyżby miał żonę? Dziewczynę? Albo po prostu był zboczeńcem… Potrząsnęłam energicznie głową. Żadna z opcji nie wydawała się zadowalająca.
Przeszłam korytarzem do salonu niepewnie się szukając Hatake wzrokiem. 
Kakashi siedział na fotelu i czytał książkę. Zdziwiona rozejrzałam się po pokoju i wtedy je dostrzegłam. Jedna ze ścian w całości zapełniona była książkami. Wydałam z siebie jakiś odgłos, który miał oznaczać zachwyt. W jednej sekundzie znalazłam się przy książkach i ze świecącymi oczami obserwowałam każdą z nich, nie mogąc się zdecydować. Mój brzuch odezwał się ponownie. Usłyszałam za sobą jakieś kroki, które oddalały się w przeciwną stronę. Nie zwróciłam na to większej uwagi, ilustrując grubą, czerwoną książkę na której złotymi literami napisano „ Chakra i jej ukryta moc”.
- Hej Sei – zawołał Kakashi z przedpokoju,  zakładając na siebie jakąś zieloną kamizelkę. – Pospiesz się.
Ocknęłam się z letargu, czując się jak idiotka, ale mimo to podeszłam do niego z podniesioną głową. Cała się zarumieniłam, wbiłam wzrok w dębową komodę, stojącą koło drzwi.
- Cz-zy… - wyjąkałam i gwałtownie podniosłam głowę – Mogłabym pożyczyć jakąś pożyczyć książkę później? – wypaliłam na jednym oddechu, zdając sobie sprawę z tego co powiedziałam dopiero po fakcie. O ile inni ludzie stresowali się, gdy mieli zaprosić kogoś na randkę, to ja najbardziej wstydziłam pytać się o pożyczanie książek. Wydawały mi się czymś intymnym i bliskim dla drugiego człowieka.
- Jasne. – powiedział i uśmiechnął się – Ale najpierw chodźmy coś zjeść.

Na uliczkach Konohy panował mrok, który co chwila rozjaśniały kolorowe lampy zawieszone na pobliskich sklepach. Niebo były zachmurzone, a dookoła panowała cisza. Ludzie przechodzący koło nas, albo bardzo się gdzieś spieszyli, albo szli powoli, jakby czymś zaniepokojeni. Cała sceneria była trochę przerażająca, a przynajmniej mogłaby się taka wydawać, gdyby koło mnie nie szedł Kakashi. „Ojcowska miłość”. Po raz pierwszy od wielu dni nie czułam przerażającego zimna, co bardzo mi przypasowało.  Wieczór był  bardzo ciepły, a wiatr przyjemny. Cisze panującą wokół nas przerwał wesoły krzyk.
- Jeszcze jedną poproszę, staruszku! – był to głos Naruto, cechujący się wyjątkowym entuzjazmem. Zupełnie niepasującym do tej wioski.
Krzyk dobiegał z niewielkiego budynku, który, od ponurych ulic Konohy, był oddzielony jedynie krótkimi zasłonkami, zza których biło ciepłe światło. Zobaczyłam jak Kakashi odgarnia jedną z nich i wchodzi do środka. Niewiele się zastanawiając potruchtałam za nim i również odgarnęłam jedną z zasłon. Natychmiast ogarnął mnie wyjątkowo smakowity zapach, przez który zrobiłam się jeszcze bardziej głodna. Usiadłam na jednym z barkowych krzesełek, pomiędzy Kakashim i Naruto, który wypił duszkiem jakąś zupę i z dużym brzdękiem odstawił pustą miskę na stos innych, stojących koło niego. Jego wyraz twarzy graniczył z euforią. Pozazdrościłam mu.
- Dobry wieczór, Kakashi, Sei – uśmiechnięty mężczyzna w średnim wieku, skłonił się lekko. – Co podać?
Kakashi wzruszył ramionami. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się skąd ten pan zna moje imię.
- To co zawsze. – oznajmił lekkim tonem, a Naruto zdał sobie w końcu sprawę, że nie jest sam.
- Ooooo! – wydał z siebie długi okrzyk, pełen entuzjazmu. – Kakashi – sensei, Sei! Gdzie wy się podziewaliście!? Wszyscy na was czekali. – Zrobiłam zdziwioną minę.
- Co masz na myśli mówiąc, że wszyscy na nas czekali? – spytałam.
- No…- zmieszał się Naruto, widocznie nie za bardzo rozumiejąc pytanie. – Wiesz przecież… Sakura, Sasuke, Sai, Shikamaru. – powiedział, spoglądając kątem oka na Kakashiego i robiąc smutną minę.
- To oni wszyscy TU są? – ucieszyłam się w duchu. Nie byłam sama.
Do Naruto wrócił entuzjazm.
- Mhhh – mruknął blondyn, odkładając gwałtownie swoje pałeczki koło stosu misek. – Przybyli dosyć niedawno. Jestem pewny, że jutro będziesz miała okazję się z nimi spotkać. – Uzumaki podniósł się z krzesła, kładąc rękę na wydętym brzuchu i masując go z uśmiechem. 
- Dopiero jutro… - powiedziałam cicho. – Ale przecież…
- Ach – westchnął blondyn, przerywając mi. Jednak byłam przekonana, że nie zrobił tego umyślnie, dlatego też nie miałam mu tego za złe. – Było naprawdę pyszne. – zwróciła się do mężczyzny w średnim wieku. – Ale czuję, że nie zmieszczę już więcej. – powiedział, z żalem i rzucił na stół kilka zwiniętych banknotów. – Do zobaczenia Sei, Kakashi – sensei, staruszku. – pomachał wesoło ręką i zniknął w połowie za tkaniną.
Patrzyłam z rezygnacją na jego odchodzące nogi, które powoli niknęły w ciemności. Nie dowiedziałam się za wiele. Zresztą, on też nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie. Byłam ciekawa co takiego zrobił Kakashi, że Naruto tak nagle posmutniał. Wolałam jednak o to nie pytać. Nie wydawało mi się, by miał zbyt dobry humor… a może po prostu lubił ciszę. Spojrzałam na niego spode łba, ale nie wydałam z siebie ani słowa. Wydawało mi się, że w ogóle nie zawracał sobie głowy moją obecnością. Usłyszałam  jak ktoś stawia koło mnie coś ciężkiego i natychmiast poczułam smakowity zapach. Przeniosłam wzrok na miskę pełną makaronu oblanego parującą ciemną zupą. Były tam też jakieś warzywa, mięso i ugotowane jajko. Byłam pewna, że moje oczy lśniły. Czułam, że Kakashi na mnie spojrzał i dostrzegłam, że sie uśmiecha. Wziął do ręki swoje pałeczki i ja natychmiast zrobiłam to samo.
- Smacznego. – powiedziałam zadowolona i zabrałam się za jedzenie.

Po skończonym posiłku Kakashi, tak jak Naruto zostawił jakieś zielone banknoty na ladzie, a ja poczułam się żałośnie. Musi za mnie płacić. Cóż, nie musiałby gdybym miała przy sobie swoje pieniądze. Przypatrzyłam się banknotom. T-to nawet nie była moja waluta. Parsknęłam cicho, ale zaraz się uśmiechnęłam. Mogłam szczerze przyznać, że to był najlepszy posiłek w moim życiu. Kakashi odwrócił się i rzucając krótkie „Dziękuje i dobranoc” wyszedł za zasłonę. Mężczyzna za ladą wyglądał na nieco oburzonego, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.
- Dobranoc! – zawołał bardzo uprzejmym tonem. – Mam nadzieję, że smakowało. – zwrócił się do mnie, z ukrywaną nadzieją, że usłyszy słowa zachwytu z moim ust.
Pokiwałam entuzjastycznie.
- O tak i to bardzo – powiedziałam uśmiechając się jeszcze szerzej. – Ta zupa była przepyszna. – dodałam.
- Ramen. – rzekł
- Słucham? – zrobiłam głupią minę.
- Ta zupa nazywa się Ramen. – powiedział, ale nie wyczułam w jego tonie urazy. Po prostu mnie o tym informował.
- Tak, oczywiście. Ramen – poprawiłam się – było naprawdę przepyszne. Dobranoc. – pomachałam mu na pożegnanie i wyszłam z za zasłonki.
- Dobranoc! – zawołał za mną. – Zapraszamy ponownie! – dodał jeszcze wesołym głosem.
Kakashi, czekał na mnie oparty o jedną ze ścian. Przypatrzyłam mu się. Po posiłku nie nasunął z powrotem maski. Od zawsze twierdziłam, że dużo lepiej mu bez niej. Oczy miał zamknięte, ale kiedy usłyszał moje kroki otworzył je i spojrzał na mnie, z nieodgadnionym wyrazem.
- Co powiesz na spacer? – spytał, ale widać było, że zrobił to gwałtownie bo natychmiast ugryzł się w język. Jednak nie postanowił cofać swoich słów.
Spojrzałam mu w oczy w zdziwieniu i wielkim skupieniu. Ojcowska miłość! Nie możesz się zgodzić! Wieczorny spacer z Kakashim, nie przybliży Cię ani o krok do uczynienia go osobą nic nieznaczącą. Po prostu nie możesz z nim teraz nigdzie iść. Wrócisz grzecznie do domu… również jego… ale to nie ważne. Pójdziesz, powiesz grzecznie „dobranoc” i położysz się gdzieś spać. Pod żadnym pozorem z nim nie idź!
- Chętnie. – oparłam.

Może to dlatego, że był wieczór, może to dlatego, że chmury rozstąpiły się na chwilę i ukazały srebrny księżyc w całej swej okazałości, może dlatego, że widziałam odbicie jego spokojnej twarzy, oświetlonej przez księżyc, w tafli jeziora nad którym staliśmy, może przez zapach, który roznosiły wokoło nas małe kwiatki, rosnące przy brzegu, może to przez coś zupełnie innego, ale miałam wyjątkowo… romantyczny nastrój. Po pewnym czasie przestałam się nawet zmuszać do ciągłego powtarzania sobie o ojcowskiej miłości. Nie obchodziło mnie to. Miałam koło siebie Kakashiego. I to była jedyna myśl jaka znajdowało się w mojej głowie. Jedyna o której chciałam myśleć. Poszliśmy z Kakashim na wyjątkowo długi spacer, na którym oprowadził mnie chyba po całej wiosce. Na początku w ogóle się nie odzywał, ale później jakby poddał się i dzięki temu rozmawialiśmy prawie przez cały czas o… niczym. Byłam wyjątkowo zaskoczona tym, że umiałam przeprowadzić z nim normalną rozmowę i jednocześnie bardzo mnie to cieszyło. Cieszyło mnie na tyle, że uśmiechałam się beztrosko do odbicia Kakashiego, który patrzył w inną stronę. Wiatr zawiał lekko poruszając moimi włosami i taflą wody, przez co nasze odbicia stały się niewyraźne. Kucnęłam i sięgnęłam po płaski i obszerny kamień leżący u moich stóp, a następnie rzuciłam nim w wodę. Trzy koła… to nie tak dużo. Kiedyś umiałam więcej. Kakashi obrócił się w moją stronę.
- Umiesz puszczać kaczki? – spytałam, i schyliłam się po następny kamyk.
- Kaczki… - powtórzył nieprzytomnym tonem, jakby wyrwany z rozmyślań. Ponownie rzuciłam kamykiem. Dwa koła. Prychnęłam niezadowolona.
- Tak, kaczki. – powiedziałam.
- Ach… tak. – oznajmił i sięgnął po swój kamyk, a następnie pchnął nim w wodę. 5 kół. Stałam osłupiała i przetarłam oczy.
- I to tak za pierwszym razem! – powiedziałam udając oburzenie, a Kakashi uśmiechnął się jakoś dziwnie, patrząc mi w oczy. Serce podskoczyło mi do gardła. Sytuacja była wyjątkowo dziwna, kiedy w ciszy patrzyliśmy sobie w oczy, nawet nie mrugając, a oddzielało nas zaledwie pół metra. Odwróciłam szybko wzrok, czując jak policzki oblewa mi fala gorąca.
Patrzyłam na księżyc, który zniknął już prawie cały, zakryty przez ciemną chmurę.
- Powinniśmy już wracać. – powiedział, lekkim tonem Kakashi.
Już chciałam ruszyć na przód, ale ten podszedł do mnie i splótł swoje palce z moimi.
Spojrzałam cała czerwona na nasze złączone dłonie, ale nie wydałam z siebie żadnego odgłosu, mającego świadczyć o proteście. Wręcz przeciwnie. Miałam ochotę westchnąć z radości. Jego dłoń była duża i ciepła. Ogarnął mnie błogi spokój, jakby problemy przestały istnieć. Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on pociągnął mnie delikatnie w kierunku ścieżki , którą przyszliśmy. Ojcowska miłość…. ta, jasne.

Kiedy w końcu dotarliśmy do domu zegar wiszący w przedpokoju poinformował nas, że właśnie wybiła północ. Kakashi puścił moją rękę i poszedł do salonu, a ja powstrzymałam narastający we mnie protest i przeciągnęłam się ruszając za nim. Gdy nie czułam już tak bardzo jego obecności, mój umysł zaczął się rozjaśniać.  Cmoknęłam, niezadowolona. Pojawił się kolejny problem.
- Gdzie będę spać? – spytałam, siadając ciężko na kanapie i obserwując jak Kakashi rozpala ogień w kominku. Rzeczywiście zaczęło się robić chłodno. – Nie potrzebuje jakiś dogodnych warunków – ciągnęłam – byłe bym była w pozycji leżącej. – Przeniosłam wzrok na stos książek i wstałam, po raz kolejny je podziwiając.
- Coś się znajdzie. – powiedział cicho obserwując jak ogień pochłania, kolejne kawałki drewna.
- Okej… - wzięłam jakąś z szarą okładką i odwróciłam na drugą stronę, by mniej więcej dowiedzieć się o czym opowiada. Otworzyłam na pierwszą stronę i po dwukrotnym przeczytaniu epilogu, stwierdziłam, że może być naprawdę ciekawa. Rozłożyłam się na całej długości kanapy, trzymając lekturę nad głową i powoli odpływając z „rzeczywistości”. 

Po nieokreślony dla mnie czasie, poczułam jak Kakashi szturcha mnie w ramię. Odwróciłam głowę, z obrażoną miną. Nie przerywa się czytającemu. Złość szybko mi przeszła, gdy uświadomiłam sobie, że Hatake kuca przy kanapie i patrzy mi prosto w oczy. Był za blisko. Zdecydowanie za blisko.
- Powinnaś już iść spać. – oznajmił cicho, ale ze stanowczością. – Jest późno, a jutro muszę iść do Tsunade. – otworzyłam usta by coś powiedzieć. –TY też, i to w pełni świadoma. – dokończył, nie dając mi protestować.  – Jeśli się dobrze nie wyśpisz, zachowujesz się niczym Zombie. – dziwnie brzmiało to z jego ust, ale w pełni się  z nim zgadzałam.
- Ale… - mruknęłam, wciąż otumaniona. Był za blisko. Nie dawał mi nawet szansy na zebranie argumentów. – Dobra… - mruknęłam i nie wytrzymując dłużej, podniosłam się do pozycji siedzącej. – Więc, gdzie mam spać? – spytałam, zaginając stronę książki i wstając. Położyłam ją na stoliku, w myślach obiecując sobie, że jutro ją dokończę.
Zegar wybił godzinę drugą w nocy.
Kakashi wstał i skierował się w stronę korytarza.
- Chodź, to Ci pokaże. – powiedział przez ramię. Poszłam za nim i zobaczyłam jak otwiera drzwi znajdujące się tuż koło tych od łazienki. Wszedł do środka, a ja razem z nim. Była to niewielka sypialnia, z podwójnym łóżkiem z szarą pościelą. Za posłaniem znajdowało się duże okno, na którego parapecie, stała mała roślinka. Była tu również szafa i mała komoda umieszczona przy łóżku na której stały trzy fotografie. Chociaż w sumie to dwie. Jedna z nich była położona, zdjęciem do dołu. Na pierwszej znajdował się Kakashi z niezadowoloną miną, stojący koło bardzo ładnej uśmiechniętej dziewczyny i wyglądającego znajomo, naburmuszonego chłopaka w goglach. Za nimi stał wysoki blondyn, trzymając ręce na głowie Kakashiego i drugiego chłopaka i uśmiechając się, jakby przepraszająco. Druga fotografia była bardzo podobna, tylko, że mężczyzną stojącym za Naruto, Sakurą i  Sasuke był Kakashi. Wszyscy mieli na głowach ochraniacze, ze znakiem liścia. Takim samym jaki widziałam na wigilii szkolnej.  Zmarszczyłam brwi, ale zaraz potem ziewnęłam cicho, zamykając oczy. Jutro się nad tym zastanowię. Pokój wyglądał na zadbany, a przynajmniej nie dopatrzyłam się, żadnej pajęczyny i zakurzonych powierzchni. Na ciemnych panelach, leżał biały dywan, a ściany były koloru szarawej zieleni. Byłam jedną z tych osób, które uwielbiały skromny wystrój, dlatego też, pokój bardzo mi się spodobał. Nadszedł czas na drugie pytanie. Spojrzałam na Kakashiego zakłopotana, krzyżując ręce na piersiach.
-W czym będę spać? – spytałam trochę nieprzytomnie.
-W sumie to się nad tym nie zastanawiałem… - powiedział, pesząc się. – Ale na pewno coś się znajdzie. – podszedł do szafy zaczął w niej grzebać.
Przysięgam, że jeśli wyciągnie mi jeszcze jedną damską rzecz, to biorę nogi zapas.
Po pewnym czasie, który ciągnął się dla mnie w nieskończoność, gdyż oczy same mi się zamykał, Kakashi wynurzył się spod szafy z trzaskiem zamykając drzwi. Trzymał w ręku jakiś czarny materiał zwinięty w kulkę. Podał mi go, prostując rękę i po raz kolejny odwracając głowę. Czy dawanie ludziom ubrań tak bardzo go irytuje? Wzięłam od niego ową rzecz, ale zanim zdążyłam zobaczyć czym ona była, Kakashi, rzuciwszy „dobranoc”, wyszedł z pokoju. Westchnęłam, patrząc się tępo w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał. Przeniosłam wzrok na ubranie, które trzymałam w ręku i rozłożyłam je na łóżku. Czarny materiał, okazał się dużą koszulką z długimi rękawami i czerwonym zawijasem na jednym z nich. Zrobiłam głupią minę, gdy uświadomiłam sobie, że była to koszulka Hatake. Czekaj… czekaj… a gdzie jest dół?! Dał mi samą koszulkę, a o spodniach już nie pomyślał? Czy moje nogi osiągnęły poziom niewidzialności?  Ziewnęłam głośno, przerywając swoje protesty i przebrałam się w koszulę, która sięgała mi do połowy ud. W sumie nie było tak źle. Myślałam, że będzie krótsza. Umyślnie tracąc równowagę, opadłam na miękki materac  i przycisnęłam głowę do poduszki kładąc się na boku i zginając jedną nogę w kolanie. Ta pościel, zdecydowanie za bardzo pachniała Kakashim. Dawno nie spało mi się tak dobrze.


Obudziłam się, mając wrażenie, że ktoś świeci mi w twarz olbrzymim reflektorem. Przewróciłam się leniwie na drugi bok, ale reflektor, znajdował się również z drugiej strony. Przycisnęłam głowę do poduszki i ogarnęła mnie błoga ciemność. Zadowolona z tego, że mogłam jeszcze pospać, wtuliłam twarz w poduszkę i okryłam się szczelniej kołdrą. Coś zaświergotało mi wesoło nad uchem. Zmarszczyłam brwi i zignorowałam irytujący dźwięk. Uczyniło to ponownie. Przesłyszałam się. Ćwir, ćwir. To omamy. Ćwir, ćwir. Oj proszę, zamknij się. Ćwir, ćwir, ćwir, ćwirrrrr. W jednym gwałtownym geście zerwałam się do pozycji siedzącej, odgarniając, potargane włosy z twarzy. Zmrużyłam oczy, sekundę po tym jak je otworzyłam, zdając sobie sprawę, że olbrzymimi reflektorami było wyjątkowo mocno świecące słońce. Zamrugałam parę razy i spojrzałam z nienawiścią, na małego ptaszka, siedzącego na jednej gałęzi za oknem. Zaćwierkał ponownie, poruszył skrzydełkami, zataczając małe kółko i ponownie lądując miękko na gałęzi. Jego duże oczy wpatrywały się we mnie zaciekawione, a główka co chwila zmieniała pozycje. Przetarłam oczy i opierając ręce o kolana patrzyłam na ptaka ilustrując go całego. Był bardzo ładny z brązowym upierzeniem i bystrymi żółtymi oczami. Ziewnęłam, zasłaniając usta rękoma i rozciągnęłam się. Irytacja na ptaszka, powoli mi mijała, ale w dalszym ciągu nie spuszczałam z niego oka.
- Idź sobie – mruknęłam. – To znaczy leć. – poprawiłam. – Poleć gdzie indziej. Chcę spać… - na dowód tego ziewnęłam ponownie, a z oczu poleciały mi łzy. – Idź. Ćwierkaj… - znowu wtuliłam twarz w poduszkę. – Gdze indej – wymówiłam już w poszewkę poduszki, nawet nie starając się by zabrzmiało to wyraźnie. Przecież to tylko ptak.
Ćwir, ćwir, ćwir, ćwir, ćwir. Proszę Cie…. Ćwir, ćwir, ćwir, ćwir, ćwir. Zerwałam się jeszcze gwałtowniej niż wcześniej i tym razem do pozycji stojącej, przez co zakręciło mi się w głowie.
- Ptaku! – krzyknęłam, patrząc mu wyzywająco, w te śliczne żółte oczka. – Zlituj się!
Ale on tylko napuszył się, jakby dumny z tego, że mnie zdenerwował i podleciał do okna. Zmarszczyłam brwi, opadając mocno na materac i siadając po turecku. Ptaszek zaczął stukać w szybę dziobem. Siedziałam, przez chwilę w znużeniu przyglądając się jego daremnym wysiłkom, ale gdy dostrzegłam, że zrobił w szybie małą rysę, natychmiast otworzyłam okno, przerażona, co powie Kakashi, jak to zobaczy.
Ptaszek zaczął latać uradowany po pokoju, ćwierkając głośno, a następnie sfrunął mi na ramie i szturchnął swoją pierzastą głową w policzek.
-Chcesz coś ode mnie? – spytałam, zdezorientowana.
Byłam pewna, że ptaszek wydał z siebie dźwięk świadczący o irytacji. Sfrunął z mojego ramienia, na pościel  i pochylił się lekko. Przez chwilę myślałam, że mi się kłania, ale w końcu dostrzegłam, podłużny materiał przyczepiony do jego grzbietu.
Wyglądał jak jakiś ptasi plecak. Może w tym świecie ptaki chodzą do szkoły? Zaćwierkał niecierpliwie, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Mam to wziąć? – spytałam wskazując palcem na plecaczek, wyraźnie czymś wypchany. Ćwir, ćwir.
Uznając to za odpowiedź twierdzącą i odpięłam rzepy, na których trzymały się uchwyty plecaka. Marszcząc brwi przyłożyłam go sobie do ucha i potrząsnęłam lekko. Usłyszałam cichy szelest. Ptak przewrócił oczami. Chwila… czy ptak właśnie przewróciła oczami?  Nie chcąc narażać się na ptasią furię, wyjęłam z plecaka zawartość. Była to pożółkła zwitka papieru. Rozłożyłam go. Kartka była pognieciona i w kilku miejscach poplamiona, zaschniętą już krwią. Przeczytałam ją trzy razy, zastanawiając się czy na pewno nie zapomniałam jak się układa zdania.

Wąż nie żyje. Księżycowe oko rozpoczęte. Nadzieja w przywróconych.

Ptak wyleciał przez okno, widocznie uważając, jego zadanie za zakończone. Przełknęłam głośno ślinę, czując jak po plecach przebiega mi gęsia skórka. Już pierwsze zdanie wystarczyło bym wystraszyła się nie na żarty. Właściwie to tylko ono. Reszty nie rozumiałam kompletnie. Zmarszczyłam brwi, zdziwiona,  że zdanie które informowało mnie o śmierci jakiegoś tam węża, tak mnie poruszyło. Powoli zwlekłam się łóżka, pozbywając się moich obaw i odłożyłam dziwny liścik na małą komodę, koło zdjęć Kakashiego. Podeszłam do lustra i nawet nie mrugnęłam, kiedy zobaczyłam znaną sobie, dziewczynę, o wyglądzie świadczącym o tym, że cierpiała na długotrwałą bezsenność. Oczywiście, nie była to prawda. Wszystko wskazywało na to, że spałam wyjątkowo krótko tej nocy i przez to nie funkcjonowałam za dobrze. Ziewnęłam, zasłaniając usta dłońmi, a oczy zaszły mi łzami. Najchętniej wróciłabym do łóżka i popadła w błogą nicość. Jednak miałam dziwne przeczucie, że muszę pokazać Kakashiemu tą krótką notkę. Chwyciłam niechętnie zwitek papieru, gniotąc go jeszcze bardziej i chwiejnym krokiem wyszłam z pokoju. Przeszłam przez ciemny korytarz i znalazłam się w zalanym słońcu salonie. Rozejrzałam się dookoła. Wyglądało na to, że Kakashi jeszcze spał. Podeszłam do lodówki z zamiarem wzięcia sobie czegoś do picia, ale przypomniało mi się, że była pusta, więc zrezygnowana, usiadłam na blacie w kuchni i wpatrywałam się w swoje stopy. Po jakichś 15 minutach stwierdziłam, że to zajęcie było wyjątkowo nużące i przeniosłam wzrok na kuchenkę gazową. Nie zrobiła nic. Stała sobie spokojnie, oparta o ścianę i nie wykonywała żadnych najmniejszych ruchów. Normalna, nudna, szara, kuchenka. Westchnęłam i przeczytałam po raz któryś krótki liścik, chociaż już znałam go na pamięć. Powinnam pokazać go Kakashiemu. Tylko, że jeśli jeszcze śpi to ja nie miałam odwagi go budzić. Co mogłabym zrobić żeby zabić czas? Pomyślałam o książce, którą wczoraj czytałam, ale jakoś nie bardzo chciało mi się jej ruszać z samego rana… tak właściwie to która godzina? Czytający mi w myślach zegarek, zaczął głośno bić. Zerknęłam na niego niechętnie, zdenerwowana, tak dużym hałasem. Wybiła godzina 6:00. Wytrzeszczyłam oczy. Od kiedy ja wstawałam o 6? Jakby uwiadamiając sobie, jak wczesna była pora, poczułam się senna. Bardzo chciałam wrócić do łóżka. Jednak najpierw – spojrzałam na liścik – muszę przekazać go Kakashiemu. Zeskoczyłam bezgłośnie na kafelki i podeszłam do wygasłego kominka, wpatrując się w szarawy popiół, jakby był czymś bardzo ciekawym. Pierwszy raz od przybycia do tej wioski, poczułam nie złość, nie zdziwienie, nie spokój, lecz smutek. Poczułam się opuszczona. Prawie bezdomna. Pomimo obecności Kakashiego i Naruto… tęskniłam za moim domem. Za moim salonem, za moim kominkiem. Usiadłam na podłodze. W szybce Kominka widziałam swoje odbicie. Pogrążone w smutku, nijakie, patrzyło na mnie dużymi, zielonymi oczami, a jego brązowe potargane włosy, nachodziły na owalną twarz. Uśmiechnęłam się lekko, ale w odbiciu wyglądało to bardziej jak niemiły grymas. Uświadomiłam sobie powód mojego nastroju. Była nim ta wioska. Konoha. Nie należałam tu. Chciałam wrócić tam gdzie znajdował się mój dom. Natychmiast. Czułam się oszukiwana i wykorzystywana, chociaż nic specjalnego jeszcze nie zrobiłam. Przypomniałam sobie ostatnie zdanie liściku. Nadzieja w przywróconych. Kim mogli być przywróceni? Czy możliwe było, że chodziło o mnie? Przecież ja w życiu w tym miejscu nie byłam. Nigdy o nim  nie słyszałam. Co gorsza, nie chciałam w nim przebywać już ani jednego dnia, ale nie miałam pojęcia, jak mogłabym wrócić do MOJEGO świata. Westchnęłam cicho z zamiarem wstania z zimnej podłogi, ale usłyszałam za sobą szelest, jakiś zgrzyt i skrzypienie. Sparaliżowało mnie w pozycji na klęczkach, gdyż mój umysł określił ten hałas jako zagrożenie. Odwróciłam się gwałtownie do tyłu i poczułam jak moje policzki i szyję oblewa fala gorąca. Liścik wypadł mi z ręki i wylądował miękko na podłodze koło mnie. Na kanapie, znajdującej się naprzeciwko kominka, leżał Kakashi, pogrążony w śnie. Jedna ręka opadała mu bezwładnie na dywan a drugą położył na oparciu kanapy, przekładając dłoń poza jej granice. Twarz zwróconą miał w moją stronę, ale oczy, które ledwo było widać przez nachodzące na nie pasma szarych włosów, zamknięte. Pojedyncze promyki słońca opadały mu na twarz, ale zdawało mu się to nie przeszkadzać. Usta miał lekko uchylone, a jego klatka piersiowa regularnie podnosiła się i opadała. Moje serce, które przyspieszyło pod wpływem niedawno odczuwanej adrenaliny, zamiast się uspokoić, zaczęło bić jeszcze szybciej. Wszystkie ponure myśli zostały zepchnięte w najgłębszy, najciemniejszy kąt w mojej głowie, a w żołądku wzbiło się do lotu stado motyli. Uśmiechnęłam się, mając minę wyrażającą coś w rodzaju zachwytu. Gdyby ktoś, kiedyś zapytałby mnie jak jednym słowem opisałabym Kakashiego, to odpowiedziałabym raczej „ Spokojny”, albo „Przystojny”. Ale ostatnie stwierdzenie jakiego bym użyła to „ Uroczy”. O nie, Kakashi nigdy nie był uroczy. Zawsze był bardziej męski niż inni, być może dlatego powiedzenie o nim jako o uroczym nie przeszłoby mi przez gardło. Teraz jednak, wyglądał przeuroczo. Zamrugałam kilkakrotnie oczami, jakby chcąc się upewnić, że on tu na pewno jest. Kakashi zmarszczył lekko nos, cmoknął i widocznie chcąc przewrócić się na brzuch, opadł na podłogę z głośnym hukiem i razem z poduszką, lecącą za nim i zakrywającą mu głowę. Usłyszałam ciche przekleństwo i zaraz po tym Hatake przeniósł się do pozycji siedzącej, opierając łokieć o kolano, a drugą ręką, o dywan. Przeniósł swoje zaspane spojrzenie na mnie, a ja wstrzymałam oddech. Jego szare włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, a zasapany wyraz twarzy, sprawiał, że stawał się jeszcze bardziej uroczy. Nie uszło mojej uwadze, że nie miał na sobie koszulki i przed oczami miałam jego tors. Siłą woli zmuszałam się by patrzeć mu w oczy. Jego wzrok był nieprzytomny, jakby pokryty szarawą mgiełką. Wpatrywał się we mnie, nieprzerwanie, a ja bałam się odezwać. Miałam tak wielką ochotę dotknięcia go, że zaciskałam pięści żeby się powstrzymać od tego czynu, ale wciąż nie miałam pewności, czy to wystarczy.
- Mmmm… - mruknął ochrypłym głosem, a ja zacisnęłam pięści jeszcze mocniej. Zamknął oczy i zrobił najmniej spodziewaną się przeze mnie rzecz. Rozłożył się na dywanie, a swoją głowę położył na moich nogach. Za nim zdążyłam cokolwiek wyjąkać, Kakashi zasnął. Poddałam się i rozluźniłam pięści, po czym odgarnęłam mu kilka kosmyków z twarzy, wpatrując się z lekkim, przyjemnym ukłuciem w sercu, w wymalowany na niej spokój. Co się ze mną dzieje?

Siedziałam jak sparaliżowana, przez nieokreśloną ilość czasu, starając się pozbierać wciąż wymykające mi się myśli. Miałam przekazać Kakashiemu coś ważnego. Chciałam mu to dać… Co to było? Zmusiłam się by przenieść wzrok z jego twarzy na kanapę i wysiliłam swoją pamięć. Hatake obrócił się na bok przyciskając nos do mojego brzucha. W mojej głowie znów zapanowała pustaka. Nie pomagasz Kakashi, nie pomagasz. Rozejrzałam się zrezygnowana po pokoju. Smugi światła przedostające się spod ciężkich, czerwonych zasłon, oświetlały poszczególne elementy salonu, a w nich samych unosił się drobny pyłek. Ciemna, sosnowa podłoga wydawała się prawie biała w tym świetle, a książki wyglądały na starsze, bardziej zniszczone, przez co stały się dla mnie ciekawsze. Dookoła panowała taka cisza, że z łatwością mogłam wyłapać powolne tykanie zegara, a nawet bicie własnego serca. Chociaż, jeśli chodziło o moje serce, to mogłabym je usłyszeć, nawet na jakimś koncercie rokowym, gdzie wszędzie roiłoby się od spoconych i rozwrzeszczanych nastolatków. Nieznośnie pulsowało mi w uszach, a ja miałam wrażenie, że nigdy nie zwolni swojego tempa. Cały czas błądziłam wzrokiem po salonie, aż do momentu gdy zobaczyłam zgnieciony zwitek papieru. Natychmiast przypomniało mi się co miałam do przekazania Kakashiemu. Wyciągnęłam rękę najdalej jak mogłam jednocześnie, nie chcąc zrzucać Hatake. Jednak odległość dzieląca mnie i kartkę była zbyt duża. Cmoknęłam cicho i spojrzałam  na Kakashiego. Naprawdę nie chciałam go budzić. Ale był to jedyny sposób, na przekazanie mu tej informacji. Najwyżej pójdzie spać jak ją przeczyta. Wzięłam jego twarz w ręce i poklepałam go lekko po policzkach.
- Hej Kakashi. – mruknęłam, cichym głosem, wmawiając sobie, że dotykanie go jest konieczne do tego by go obudzić. Odchrząknęłam. – Kakashi – powiedziałam głośniej.
Hatake zmarszczył brwi i mruknął coś pod nosem. – Kakashi wstawaj! – prawie krzyknęłam.
Ten zerwał się tak gwałtownie, że musiałam zrobić szybki unik by nie oberwać jego głową w twarz. Stał na lekko zgiętych nogach z rękami, przygotowanymi do ataku i rozglądał się nieufnie po pokoju, szeroko otwartymi oczami. Szybko wstałam, trzymając przed sobą wyciągnięte dłonie.
- Spokojnie, spokojnie. – powiedziałam drżącym głosem, robiąc krok do tyłu. Mimo tego, że sytuacja bardziej mnie bawiła niż napawała strachem, wolałam się trzymać w bezpiecznej odległości. – To tylko ja.
Kakashi wyprostował się i przetarł jedną ręką oczy. Następnie przeczesał palcami swoje włosy, co sprawiło, że były w jeszcze większym nieładzie niż przed chwilą.
- Ooo Sei – powiedział cicho, zaspanym głosem – Coś się stało? – spytał.
Podniosłam z podłogi zmiętą kartkę i bez słowa podałam ją Kakashiemu. Ten zmarszczył brwi, ale wziął ode mnie kartkę i przeniósł na nią wzrok. Przez jego twarz przemknęły trzy gwałtowne uczucia. Najpierw dostrzegłam coś w rodzaju ulgi, później przerażenia, a na samym końcu złości. Ścisnął kartkę w ręku i wrzucił ją do zgaszonego kominka. Bez słowa odwrócił się i poszedł w stronę mojej dotychczasowej sypialni. Wyglądało na to, że senność minęła mu zupełnie. Przez chwilę stałam osłupiała nie rozumiejąc do końca powodu jego złości. Co kogo obchodziło, że jakimś tam wąż nie żyje. Ocknęłam się i poszłam w jego ślady.  Gdy otworzyłam drzwi Kakashi właśnie naciągał na twarz maskę.
- Ubieraj się. – rzucił mi jakieś ubrania tak szybko, że z trudem zdążyłam zanotować, że leciały w moim kierunku. Chwyciłam je tuż nad ziemią. – Szybko – mruknął zniecierpliwiony,  widząc jak stoję cały czas w jednym miejscu , patrząc na niego. Właśnie nakładał na czoło czarny ochraniacz ze znakiem liścia, a następnie przechylił go tak, żeby zakrywał mu oko, które przeszywała blizna. Pierwszy raz w życiu pomyślałam, że Kakashi wygląda naprawdę groźnie. Wyciągnął z szafy dwie, ciemnozielone kamizelki i rzucił jedną w moim kierunku. Znowu z trudem zdążyłam ją złapać. Patrzyłam jak zakłada ją na siebie i szybko zapina ekspres. Spojrzał na mnie wzrokiem, który mógłby zabijać, a ja ze strachu przełknęłam ślinę, wydałam z siebie jakiś niezrozumiały odgłos i natychmiast opuściłam pokój, kierując się w stronę łazienki. Nie pamiętam bym kiedykolwiek w życiu ubrała się w tak szybkim tempie. Cały czas miałam przed oczami jego groźny wyraz twarzy i sam strach napędzał moje ręce. Czy wiem czemu mnie sprowadzono do tego świata? Odpowiedź oczywiście była negatywna. Jaką rolę pełnił Kakashi w tym wszystkim? Mówił o sobie, jako o moim ochroniarzu. Czy to aby na pewno była prawda? Co jeśli przyprowadził mnie tu po to, by coś mi zrobić? Pierwszy z brzegu przykład. Brutalne morderstwo. Naprawdę nie chciałam umierać. Mimo ciągłego marudzenia, moje życie do tej pory nie wydawało się takie złe. Zwłaszcza ostatnio, kiedy poznałam tych wszystkich wspaniałych ludzi. Nie chciałam się z nim rozstawać. Próbowałam znaleźć powód dla którego Kakashi chciał by mnie zabić. Nie było żadnego, więc odrzuciłam od siebie mrożące krew w żyłach wizje mordu. Żeby wyzbyć się ich całkowicie ochlapałam twarz zimą wodą. Jedną ręką szybko przeczesałam włosy, by nie wyglądały na tak bardzo potargane. Otrzymawszy zamierzony efekt z impetem otworzyłam drzwi łazienki i wybiegłam do salonu. Kakashi stał przy drzwiach wyjściowych i nakładał jakieś dziwne buty odsłaniające palce i pięty. Dochodząc do niego, pchnęłam przypadkowo pierwszą z brzegu książkę stojącą na półce. Powstała przez to reakcja łańcuchowa i książki zaczęły się walić niczym domino, a trzy ostatnie spadły na ziemię.
- Jeju! – wyrwało mi się i natychmiast zasłoniłam sobie usta rękami. – Przepraszam, ja nie chciałam. – wyjąkałam pospiesznie, zbierając książki z podłogi.
Położyłam je na stoliku przy kanapie i zabrałam się za układanie innych.
- Sei, nie mamy czasu – powiedział Kakashi. W moim mniemaniu jego ton wyrażał rozbawienie, ale szybko odrzuciłam od siebie te przypuszczenia, gdy zobaczyłam jego wzrok. Natychmiast porzuciłam wykonywaną czynność, przez co, jeszcze jedna z książek wylądowała na podłodze, ale już nie miałam odwagi jej podnieść. Przeszłam do przedpokoju, starając się zachować, co najmniej metrową odległość między mną, a Kakashim. Wzrokiem szukałam moich zniszczonych tenisówek, jeszcze wczoraj stojących w miejscu, które właśnie obserwowałam jakby mając nadzieje, że tam wyrosną.
- Emm – powiedziałam niepewnie. – Nie mam butów.
Kakashi wyciągnął z komody tak samo dziwaczne obuwie, jakie miał na sobie i rzucił mi je przed stopy. Przywiązywał do swojej nogi bandaż, do którego doczepił malutki pokrowiec, w którym coś brzęczało. Obserwując jak zakłada na dłonie czarne rękawiczki bez palców z małym metalowym prostokątem, nasuwałam na oślep buta. Okazało się, że włożyłam go nie na tą stopę, co potrzeba i nie chcąc jeszcze bardziej denerwować Kakashiego pospiesznie go zdjęłam i założyłam jak należy. Kiedy przymierzałam się do drugiego, Hatake przymocowywał sobie mały plecaczek do spodni. Wyprostowałam się, mając już na sobie pełne obuwie i patrzyłam jak Kakashi grzebie w zawartości komody. Wyciągnął z niej taką sam ochraniacz, jaki miał na czole i przewiązał mi go mocno na ramieniu.
- Najwyższy czas byś zaczęła nosić opaskę. – powiedział cicho bardziej do siebie niż do mnie. Nic nie odpowiedziałam.
- A tak na marginesie. – zaczęłam kiedy otwierał drzwi. – Dokąd idziemy?
- Do Tsunade. – oznajmił, ponaglając mnie do tego bym wyszła na dwór. Szybko opuściłam pomieszczenie.  Uderzyło mnie przyjemne ciepło, a promienie słońca przyjemnie grzały skórę. Spojrzałam w górę i zobaczyłam leniwie sunące po niebie chmury. Uśmiechnęłam się. Była to bardzo miła odmiana pogodowa. Mój nastrój prysł jak bańka, kiedy Kakashi złapał mnie za ramię i pospiesznie skierował się w stronę wielkiego czerwonego budynku. Wyrwałam mu rękę, jednak nie zbyt agresywnie, ponieważ nadal mnie przerażał. Na ulicach Konohy można było dostrzec mnóstwo uśmiechniętych twarzy, a rozmowy mieszkańców mieszały się ze sobą tworząc hałaśliwy gwar. Byłam zdziwiona zachowaniem ich wszystkich. Jeszcze wczoraj wieczorem, każdy, kogo mijałam zachowywał się niczym uciekinier ze szpitala psychiatrycznego, bojący się, że ktoś go przyłapie na ucieczce. Dzisiaj jednak wioska promieniowała radością.
- Informacje szybko się rozchodzą. – powiedział Kakashi. Wydawało mi się, że chciał mi tym wyjaśnić dziwne zachowanie ludzi, ale i tak nie wiedziałam, o co mu chodziło. Niektórzy uśmiechali się do mnie przyjaźnie machając rękami. Zmarszczyłam brwi. Co sie dzieje?
- Wszystko wyjaśni Ci Tsunade.
- Dobra, dobra. – byłam zadowolona z tego, że wreszcie dowiem się prawdy, ale jak na razie czułam się jak wiecznie niedoinformowana idiotka. Zaczęłam wspinać się za Kakashim po długich betonowych schodach, wijących się wokół budynku niczym wąż. W końcu doszliśmy do małych drewnianych drzwi. Hatake pchnął je i przepuścił mnie w drzwiach; jego zachowanie wydawało się dziwne o tyle, o ile przed chwilą miałam wrażenie, że chce mnie zabić. Szliśmy przez korytarz tak samo długi jak schody, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy architekt tego budynku nie miał przypadkiem jakichś kompleksów, na punkcie wielkości. Kolejne drzwi które otworzył Kakashi prowadziły do dużego okrągłego pomieszczenia z licznymi oknami. Za biurkiem zawalonym papierami siedziała moja, jak już zdążyłam się domyślić, była nauczycielka wychowania fizycznego. Opierało głowę o splecione dłonie, obserwując mnie bacznie swoimi piwnymi oczami.
- Ach Sei… - powiedziała poważnym tonem.
- Tak to ja. – wymsknęło mi się. Zupełnie nie mogłam zrozumieć, czemu sytuacja, w której się znajdowałam, była utrzymywana w tak nieprzyjemnej atmosferze. Bardzo pragnęłam ją rozluźnić, jednak starałam się od tego powstrzymać. Może chodziło o coś naprawdę ważnego?
- Hmm – wydała z siebie Tsunade. – Charakter nie zmienił Ci się ani trochę – oznajmiła bardziej przyjaźnie. – Zresztą zauważyłam to już podczas lekcji.
- Nie zmienił mi się ani trochę? – powtórzyłam podejrzliwie. – Co masz na myśli?
Kakashi pochylił się nade mną.
- To jest najważniejsza osoba w całej wiosce – szepnął mi do ucha. – Staraj się ją traktować z większym szacunkiem.
Zrobiłam nieprzyjemną minę. Nie bardzo obchodziło mnie to, że była taka ważna.
- Dobrze. – odparłam. – Więc… co ma PANI na myśli? – powtórzyłam pytanie, siląc się też na przyjemniejszy ton. – Lepiej?  - zwróciłam się szeptem do Kakashiego, który tylko kiwnął głową. Nie wydawał się już tak bardzo przerażający, ale nadal promieniowała od niego jakaś siła.
Tsunade, wydawała się trochę rozdrażniona tym, że szepczemy pomiędzy sobą.
- Daj spokój Kakashi. – powiedziała załamanym głosem. – Nie możesz jej od razu tak do mnie nastawiać. – dokończyła i wypiła jednym chlustem jakiś przezroczysty płyn, stojący w szklance na jej biurku. Miałam dziwne wrażenie, że nie była to woda. Blondynka cmoknęła parę razy i zaczęła stukać palcami w biurko. Mina Kakashiego stężała, a ja zaczęłam się niepokoić. Naprawdę, nie lubiałam poważnych sytuacji. W pomieszczeniu zapanowała pełna napięcia cisza, przerywana tylko miarowym stukaniem placów Tsunade w blat. Chcąc, czy nie chcąc, spoważniałam. Blondynka cały czas wpatrzona we mnie opadła na oparcie fotela i westchnęła.
- Co chcesz wiedzieć, Sei? – zapytała odgarniając z twarzy blond włosy. Wyglądała na zmęczoną.
Spojrzałam w jej oczy zdziwiona i zdezorientowana. Czułam narastające we mnie poirytowanie. Zapomniałam o tym, że miałam się grzecznie odzywać.
- No nie wiem, nie wiem. – udałam, że sie nad tym zastanawiam, przykładając dłoń do twarzy i obejmując dwoma palcam brodę. – Może wszystkiego? – powiedziałam, a w moim głosie dało się wyczuć zdenerwowanie. Poczułam jak Kakashi kładzie mi dłoń na ramieniu i ściska je lekko. Zignorowałam to.
- Prosze was! – krzyknęłam, a ręka Hatake zacisnęła się mocniej. – Ściągacie mnie do zupełnie obcego świata bez słowa wyjaśnienia. Posiadacie jakieś dziwaczne nadprzyrodzone zdolności, takie jak zmiana koloru oczu i super szykość. O! A Ty jeszcze urwałaś sobie kawałek biurka, TYLKO za pomocą ręki! To jest po prostu śmieszne! – wskazałam na Tsunade, która trzymała w dłoni oderwany róg blatu. Wyglądała na zdenerwowaną, a może nawet wściekłą. Zignorowałam również to. – Gdy chciałam się czegoś dowiedzieć to Kakashi cały czas powtarzał „Zabroniono mi, zabroniono mi”. – próbowałam naśladować jego gardłowy głos, ale nie wyszło mi to za dobrze. Wprost poczułam jak Hatake się uśmiecha. Ingnoruj! – I tak znosiłam to dosyć dobrze. Przyszłam tu, żeby zrozumieć... choć może nie tyle co zrozumieć, co uzyskać informację, na temat tego wszystkiego. – machnęłam ręką zataczając półkole. – Chce wiedzieć czemu mnie tu sprowadziliście, dowiedzieć się jaki był wasz cel, a następnie grzecznie odmówić udziału w nim i wrócić do domu. – powiedziałam, zupełnie jakbym wpadła w jakiś słowotok. Czułam się o wiele lżej.
- Nie wrócisz do domu, Sei. – oznajmił cicho Kakashi, a Tsunade, której najwyraźniej przeszła złość, odłożyła kawałek biurka na podłogę i zmarszczyła brwi patrząc na mnie ze współczuciem. Jego słowa krążyły w mojej głowie i sprawiały, że mi się słabo i niedobrze.
- Oczywiście, że wrócę. – powiedziałam niepewnie. – Nie możecie mnie tu przetrzymywać siłą. Nie wolno wam!
- Tu nie chodzi o to, czy chcesz zostać, czy nie. – odezwała się blondynka. – Tylko o to, że nie masz dokąd wrócić.
- Jasne, że mam! – oznajmiłam już pewniej. – Mam dom, przyjaciół, ciotkę. Nie wiem o co Ci chodzi.
- Z tym, że tamten świat, który do tej pory znałaś, tamta „rzeczywistość”. – powiedział Kakashi. – Był tylko iluzją.
W pokoju zrobiło się wyjątkowo cicho.
- Co masz na na myśli? – zapytałam.
- Nie istnieje. – dokończyła ostrym tonem Tsunade.
Miałam wrażenie, że moje serce stanęło. Minęło kilka potwornie długich i uciążliwych sekund zanim znowu zaczęło bić. Jej słowa krążyły w mojej głowie, powoli, boleśnie, uwiadamiając mnie w ich sensie. Mdłości pogłębiły się, a ja odruchowo złapałam się za brzuch. Wzięłam głęboki oddech, uświadamiając sobie, że wstrzymałam powietrze. Widziałam jak Kakashi pchnął mnie lekko, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Musiałam się stamtąd wydostać. Było mi duszno, potrzebowałam powietrza.
Nagle poczułam jakbym stała gdzieś z boku i  patrzyła jak Hatake prowadzi mnie w stronę krzesła i sadza na nim. Miałam wrażenie, że nie ja byłam tą roztrzęsioną, wpatrującą się w swoje ręce dziewczyną. Było to wyjątkowo dziwne uczucie. Druga ja przy biurku, wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk i zmieniła sie w smuge dymu, a nastepnie zniknęła całkowicie. Złapałam się za głowę jakby chcąc zobaczyć, czy jeszcze tam jest. Wydawało mi się, że wszystko było z nią wporządku. Westchnęłam z ulgą. Oczy Tsunade i Kakashiego natychmiast skierowały się w moją stronę. Sama rozjerzałam się wokoło siebie by określić moje położenie. Znajdowałam się przy drzwiach, schowana w cieniu i nieświadoma tego jak się tam znalazłam. Blondynka wyglądała na zaciekawioną, a Kakashi wydawał się zaniepokojony.
- Jeśli zastanawiasz się co właśnie się wydarzyło. – powiedziała Tsunade, wskazując na puste krzesło stojące naprzeciwko jej biruka. Tym razem, skorzystałam z zaproszena bez większych protestów. – To wykonałaś Kage Bunshin no jutsu, mówiąc prościej, stworzyłaś swojego klona.
Nie odpowiedziałam nic. Nie chciałam wiedzieć, jak to zrobiłam, ani czym dokładnie to było. Pragnęłam o tym jak najszybciej zapomnieć. Wypełniała mnie dziwna pustka i wrażenie, że nie należałam nigdzie i krążyłam w bezkresnej otchłani niczym pojedyncze ciało niebieskie. I co bardziej mnie dziwiło, byłam tym  niewzruszona.
Czułam, że stoi za mną Kakashi, ale nie wywołało to na mnie żadnego wrażenia.  Nie ucieszyłam się, ani nie załamałam. Nie wiedziałam kim jestem i przez to wszystkie emocje jakie do tej pory mi towarzyszyły, rozpłynęły się jakby były tylko nieważnym wspomnieniem jakiegoś innego człowieka. Miałam wrażenie, że nawet serce przestało mi bić, a do życia nie potrzebuje powietrza. Wszystko co mnie otaczało stało się w jednej chwili nieważne.
- Najlepiej będzie, jak opowiem Ci wszystko od początku. – oznajmiła Tsunade, nie przerywając kontaktu z moimi obojętnymi oczami.
Cały czas milczałam i nie zamierzałam się odezwać. Najchętniej wstałabym i wyszła, gdyż przestało mi zależeć na jakichkolwiek informacjach. Jeśli wszystko w co do tej pory wierzyłam było kłamstwem, to już nie chciałam poznawać prawdy. Dobrze było mi w mojej małej pustej przestrzeniu i uczuciu, że nie musze się niczym przejmować.
- Pierwszą rzeczą, dosyć istotną, jest twoje nazwisko. Bardzo dziwiło mnie to, że ty i Sasuke pozostaliście przy swoich prawdziwych imionach. Dzięki temu odnalezienie was było o wiele prostsze. Musisz wiedzieć, że Uchiha, nie jest tak po prostu pierwszym z brzegu nazwiskiem. Mając to nazwisko, należysz do pewnego wyjątkowego klanu, z zaawansowaną grupą krwi. Posiadasz niebywałą moc. – Tsunade skierowała dwa palce w stronę mojej twarzy – W oczach. – Coś we mnie drgnęło.
- Moc? – słowa same wypłynęły z moich ust.
- Sharingan.
-Sharingan? – powtórzyłam nieprzytomnie i w mojej głowie pojawiło się wspomnienie. Moje wspomnienie. – Kakashi posiada Sharingan.
- Kakashi – sensei, Sei. Traktuj swojego mistrza z szacunkiem. – ostrzegła mnie Tsunade.
- Sensei? – mruknęłam, i spojrzałam na Kakashiego z pytającym wzrokiem. Ten patrzył na mnie tak jakby próbował mi przekazać „ Stosuj się do tego co mówi”. Z ciemnej otchłani wyłoniło się nowe odczucie. Ciekawość. Kiwnęłam powoli głową i odwróciłam się.
- Tak to prawda, że Kakashi jest w posiadaniu sharingan. – kontynuowała – Jednak nie należy do twojego klanu.
- Wspominał o tym. – powiedziałam cicho, przypominając sobie, moje bezskuteczne próby wyciągnięcia z Hatake jakichkolwiek informacji. – Skoro nie należy do mojego klanu… - z trudem przeszło mi to przez gardło – to czemu posiada Sharingan?
- Do tego dojdziemy później. – powiedziała niecierpliwie Tsunade. – Teraz jednak skupmy się na rzeczach najważniejszych.
- Co należy do tych najważniejszych informacji, skoro nie to? – spytałam.
- Twoje moce, Sei. – odparła Hokage. – Twoje niezwykłe moce. Oczywiście nigdy nie byłaś tak silna jak Sasuke i nie wydaje mi się, żebyś kiedykolwiek osiągnęła jego poziom, jednak…. wydaje mi się, zresztą nie tylko mi, że możesz posiadać w sobie coś wyjątkowego.
- To założenie jest kompletnie niewytłumaczalne – powiedział ostro Kakashi – Jedyne co posiada to sharingan i Mangekyou sharingan. O ile to nie jest dla Ciebie wystarczająco niezwykłe.
- Więc czemu jako jedyna nic sobie nie przypomniała?  Czemu Sasuke nie został tak samo zapieczętowany jak Sei?
- O czymś tu zapominasz CZCIGODNA-Tsunade. Dwa Sharingany. Dwa Shringany! Sasuke Uchiha do tej pory nie stanowił dla Obito dużego zagrożenia. Jednak, gdy pojawiła się Sei wszystko się zmieniło. Znała jego najsłabsze punkty, znała miejsce jego kryjówki, wiedziała o nim WSZYSTKO. Oczywiście, Obito musiał się zabezpieczyć. Przed jej odejściem, zapieczętował w niej wszystkie najważniejsze informacje. Był przekonany, że jutsu, którego użył było nie do złamania. Ale nie docenił nas. Nie docenił oddziałów Konohy. Co prawda, odkrycie, jak złamać pieczęć zajęło wam 4 lata, ale w końcu wam się udało.  Gdy doszła do niego wiadomość, że możemy złamać jego pieczęć, musiał interweniować. Jestem pewny, że pamiętasz ten dzień, Tsunade-sama. – powiedział Kakashi, a jego głos był zdecydowany i nie było sposobu na to by mu w tej chwili przerwać. Zauważyłam, że cały walczy z tym by mówić „my”, a nie „wy”. – Właśnie wtedy mieliśmy posiąść informacje tak bardzo wam potrzebne. Ale coś nam przeszkodziło, prawda? Byliście głupcami, którzy tak jak wcześniej Obito, nie docenili przeciwnika. Uchiha był wiele kroków przed nami. Wymusić na nas pozbyciu się najważniejszych jednostek. Wyjątkowo sprytny plan. Wszyscy byli zajęci opłakiwaniem tych, którzy mieli odejść, chociaż wtedy jeszcze do tego nie doszło.  Byliście zbyt zapracowani, by dostrzec, że wasz główny informator został porwany. Zbyt pyszni by zrozumieć swój błąd i natychmiast wysłać oddziały ANBU. Nie rozumiałem i wciąż nie rozumiem, czemu mnie wtedy nie posłuchaliście. Z twojej strony, Tsunade-sama, było to żałosne i głupie zachowanie. – twarz Tsunade, nie wygięła się, jak przypuszczałam, w złości. Wyrażała żal. – A później? Później nie pomógł by nam nawet cud. Gdy podwaja się pieczęci zapomnienia, nie ma żadnej mowy o tym by ją zniszczyć, a Obito Uchiha ją potroił i wkopał Sei w Genjutsu wciskając jej jakąś bajkę, o jej „innym” życiu. Nie rozumiem, czemu musicie być tacy uparci. Od samego początku mówiłem, że jutsu przywrócenia pamięci nie zadziała na Sei. Gdybyście mnie tylko wysłuchali to zjawiłaby się w Konoha dużo wcześniej. Zrozum Tsunade, zrozum w końcu, że ona nie posiada żadnych nadprzyrodzonych mocy, o których być nie wiedziała. Jest w posiadaniu tylko i wyłącznie informacji. To czyni ją tak cenną dla wioski i tak niebezpieczną dla Obito. – zakończył ostro. W jego głosie ani razu nie pojawiło się wahanie. Byłam przekonana, że zrobił na Tsunade duże wrażenie.
- Dobrze…- mruknęła pod nosem, a ja otworzyłam szeroko oczy.
Dotarła do mnie jakaś informacja. Nie miałam wątpliwości co do tego, że blondynka uwierzyła w każde słowo wypływające z ust Kakashiego, sama też gotowa była w nie uwierzyć. Jednak coś mi nie pozwalało. Głęboko w mojej podświadomości, byłam przekonana, że Hatake skłamał. I pomimo jego starań, nad tym by to co powiedział zabrzmiało jak najbardziej wiarygodnie, nie mogłam mu uwierzyć. Nie powiedziałam nic. Sama byłam przygnieciona napływem nowych informacji o moim rzekomym życiu i zastanawianiem się, które z nich mogły być prawdziwe. Ku mojemu niezadowoleniu otaczająca mnie otchłań zaczęła się rozstępować, a  ja zaczęłam odczuwać ból psychiczny, wywołany moją niewiedzą. Próbowałam przyswoić fakty, pogodzić się z nimi. Nie chciałam zauważyć, że od pewnego czasu w pokoju panowała nieprzyjemna cisza. Atmosfera była napięta jak bańka mydlana i miałam wrażenie, że za chwilę może pęknąć. Wiedziałam, że byłam jedyną osobą, która mogła tą ciszę przerwać. Czułam na siebie spojrzenie pozostałej dwójki i skuliłam się lekko na krześle. Poukładałam sobie zgromadzone informacje w głowie i starałam się je dopasować do mnie. Z trudem przyjęłam do siebie wiadomość, że to ja byłam tym wielkim i ważnym informatorem, którego porwali. Przełknęłam głośno ślinę i odetchnęłam głęboko. Z wielkim trudem wyprostowałam się na krześle i wbiłam wzrok w porozrzucane na biurku dokumenty, na które wylał się atrament.
- Więc pochodzę z tego „wielkiego” – nie mogłam się powstrzymać od ironii – klanu Uchiha i posiadam Sharingan i Man-coś-tam Sharingan.
- Mangekyou Sharingan. – wtrącił spokojnie Kakashi. Zdziwiło mnie, że potrafi tak szybko do siebie dochodzić.
- Tak właśnie. – przytaknęłam. – Do tego jestem jakimś cennym informatorem. Mam rozumieć, że czymś w rodzaju „broni” – zakreśliłam palcami cudzysłów. – tej wioski.
- Tak.
- Na czym polega ta cała moc moich oczu? – spytałam. –Ani razu nie zanotowałam by było w nich coś niezwykłego.
- Hmmm. – mruknęłam Tsunade, a ja czułam na sobie jej spojrzenie. – Myślę Kakashi, że możesz już zdjąć z siebie iluzję. – zwróciła się do Hatake stojącego za moimi plecami.
- Tak jest. – oparł.
Odwróciłam się w jego stronę, trochę zbyt gwałtownie, rozdrażniona słowem „iluzja”. Podciągnął ochraniacz ze znakiem liścia, do tej pory zakrywający mu jego lewe oko. Nie dostrzegłam w tym nic niezwykłego. Jego oczy wyglądały jak zwykle, z tym, że jedno przeszyte było blizną. Pamiętając jednak o krwi spływającej z jego oka i zmianie koloru na szkarłatny czerwony, siedziałam czując narastające we mnie napięcie. Kakashi zamknął lewe oko i przyłożył do niego palec wskazujący, mrucząc coś pod nosem. Zmarszczyłam brwi, czekając na jakieś wyjątkowo dziwne zdarzenie, ale nic takiego się nie stało. Hatake otworzył oko; jego tęczówka zmieniła kolor na czerwony, a wokoło źrenicy znajdowały się trzy czarne łezki.
- I to jest ten cały Sharingan? – spytałam zawiedziona. – Posiadam sekretną moc zmiany koloru oka?
- Nie, oczywiście, że nie. – powiedziała Tsunade. – Pokazywanie Ci, co on potrafi byłoby niebezpieczne. Musisz uwierzyć nam na słowo.
- Oczywiście. – odparłam. – Więc co potrafi to czerwone oko? – wstałam, czując nagły przypływ odwagi i wskazałam palcem oko Kakashiego. Wyglądał na zmieszanego.
- Sharingan, Sei, Sharingan. – upomniała mnie Tsunade i wskazała ręką krzesło. Usiadłam na nim po raz kolejny. – Podstawową zaletą posiadania Sharingana jest dostrzeganie i kopiowanie różnorakich jutsu.
- Jutsu?
- Techniki wykonywane za pomocą Chakry.
- Chakry?
- Wewnętrzna energia każdego Shinobi.
- Shinobi?
- Czy ty o niczym nie pamiętasz?! – zniecierpliwiła się Tsunade.
- Dosyć idiotyczne pytanie, biorąc pod uwagę fakt, że przed chwilą wspominałaś o tym Kakashiemu.
- Sensei – Kakashiemu! Wyrażaj szacunek. – zdenerwowała się blondynka, ale byłam pewna, że było to spowodowane wytknięciem jej błędu, a nie jakimś idiotycznym przydomkiem, który musze dodawać do imienia Kakashiego.
- Dobrze już dobrze. – powiedziałam niezadowolona, po raz drugi czując zaciskającą się rękę Hatake na moim ramieniu. – Wracając do tematu… Sharingan potrafi kopiować techniki stworzone przez czarkę.
- Chakrę.
- Dokładnie. I ta czarka…
- Chakra.
- Przecież mówię! Ta chakra jest energią wewnętrzną Szibobi.
- Shinobi! Jeny….. – Tsunade przyłożyła otwartą dłoń do twarzy i opadła na oparcie fotela. – Nie będzie to łatwa rozmowa.
- Też tak uważam. – powiedziałam złośliwie. Ręka Hatake zacisnęła się mocniej. Syknęłam. – Jeszcze trochę, Kakashi a wbijesz mi paznokcie w skórę. – zwróciłam się do szarowłosego.
- Kakashi-sensei! – usłyszałam podniesiony, groźny głos blondynki.
Prychnęłam cicho.
- Czemu mam zwracać się do niego per „sensei”? – spytałam zakładając ręce na piersi.
- Ponieważ przez 5 lat Kakashi był twoim mistrzem! – ryknęła Tsunade. Żyła na jej czole pulsowała niebezpiecznie, a na policzkach pojawiły się rumieńce.
Rozszerzyłam oczy w zdumieniu przenosząc wzrok co chwila z Kakashiego na Tsunade. - Więc znam Cię od pięciu lat?! – krzyknęłam zszokowana. Hatake podrapał się po głowie i wniósł oczy ku górze.
- Od sześciu z lekką przerwą. – powiedział i przeniósł wzrok na mnie.
-Mhh…. – mruknęłam. Poczułam nieprzyjemne uczucie w żołądku.
Czy Kakashi mnie lubił? Czy byłam dla niego miła? Czy byłam dobrą uczennicą? Czy już wtedy byłam w nim zakochana? Jeśli tak, to czy on odwzajemniał moje uczucie? Ale przecież to był mój nauczyciel… wydawało mi się, że związki między uczniem, a nauczycielem był zabronione, nawet w tym świecie. Czy to oznacza, że byłam idiotką, która wzdychała do Kakashiego? Czy byłam przez niego ignorowana? O Boże! Za dużo pytań wirowało mi w głowie i sama nie wiedziałam, które z nich było najważniejszym.
- Fajnie wiedzieć. – wykrztusiłam, mając wrażenie, że jeśli zaraz czegoś nie powiem, to  Tsunade usłyszy moje myśli. – Więc, więc… ta czarka…
- Chakra! – krzyknęła wciąż zła blondynka.
- Czym dokładnie ona jest? – zapytałam, zadowolona z tego, że udało mi się zmienić temat.
- Jak już mówiłam jest to energia wewnętrzna każdego shinobi. – oznajmiła Tsunade.
- No tak, tak, ale kto to jest shinobi?
- Może łatwiej Ci będzie jak powiem ninja. – mruknęła bardziej do siebie niż do mnie, ale i tak ją usłyszałam.
Od razu nasunął mi się obraz Bruc’a Lee, pokonującego dwudziestu przeciwników na raz. Nie byłam pewna czy o to jej chodziło.
- To znaczy, że shinobi, to ktoś super szybki i silny ktoś, kto zabija złych ludzi i na którego życie czyha mnóstwo osób?
- Coś w ten deseń. – rozległ się głos Kakashiego za moimi plecami. Pokiwałam z uznaniem głową.
- Fajnie. – uśmiechnęłam się. – I ja jestem takim shinobi?
- Tak.
- I posiadam chakre, która jest moją energią wewnętrzną. – powiedziałam , układając sobie wszystko w głowie, a po chwili dodałam. – i dzięki niej mogę wykonywać jakieś techniki.
Tsunade wyglądała jakby humor gwałtownie jej sie polepszył. Pokiwała energicznie głową.
- Jakiego rodzaju techniki? – spytałam.
- Oh… naprawdę długo by wymieniać. Posiadasz dosyć szeroki zakres technik. Zresztą niedługo przypomnisz sobie je wszystkie na treningach. Będziesz je odbywała dwa razy dziennie z Kakashim, jako mistrzem. Jak za starych czasów. – oznajmiła uśmiechając się lekko.
Pokiwałam głową. Przestałam słuchać Tsunade,  od kiedy powiedziała, że umiem wykonywać dużo technik.  Zastanawiałam się jak one wyglądają i jaką mocą dzięki nim, dysponuje. W końcu dotarły do mnie dalsze słowa blondynki.
- Chwila, chwila - powiedziałam, patrząc je prosto w brązowe oczy. – Jakie znowu treningi?  Przecież skoro znam te wszystkie techniki to nie muszę się ich znowu uczyć, ani ich szkolić, prawda? Byłoby to kompletną stratą czasu.
- A możesz powiedzieć w jaki sposób wykonałaś klona? Albo jakie trzeba ułożyć pieczęcie, żeby wykonać kulę ognia? – zapytał Kakashi.
- Noo… eee.. no wiesz… - jąkałam się, próbując wybrnąć. – użyłam Chakry… i – rozłożyłam ręce – powstał klon.
- Właśnie po to są te treningi – oznajmiła Tsunade poważnym głosem. – żebyś umiała się posługiwać technikami w razie zagrożenia.
- Jakiego zagrożenia!? – krzyknęłam drżącym głosem.
- Kilka osób chce Cię zabić. – powiedziała blondynka, tak jakby informowała mnie o tym, co jadła na śniadanie. – Musisz nauczyć się bronić, bo inaczej zginiesz.
Przełknęłam głośno ślinę, wsuwając się głębiej w krzesło.
- Nie żeby coś mi nie pasowało – zaczęłam, trochę sztucznym głosem – Ale jestem tu od wczoraj, a niektórzy już chcą, żebym się wynosiła. I to trochę w ostrzejszym tych słów znaczeniu.
- Jesteś na tym świecie od twoich narodzin. Od dziewiętnastu lat…
- Czekaj, jakich dziewiętnastu!? – przerwałam jej – Przecież ja mam szesnaście.
- A tak zapomniałam wspomnieć. Twój wiek również był iluzją.
- Taki tam, drobny szczegół. –  powiedziałam. Kakashi zaprzestał prób uspokajania mnie, a Tsunade udawała, że nie usłyszała mojego sarkazmu.
- Wracając do twoich oczu, Sei. – powiedziała opanowanym tonem, trochę zbyt uprzejmym. – Sharingan, potrafi jeszcze kilka, zadziwiających rzeczy, o których nie zdążyłam ci powiedzieć. – spojrzała na mnie jakby czekając, aż się odezwę. Milczałam, dlatego westchnęła i mówiła dalej. – Kolejną, bardzo niebezpieczną mocą tych oczu jest Genjutsu… - zmarszczyłam brwi i już utworzyłam usta by coś powiedzieć, ale Tsunade mnie wyprzedziła. – Inaczej iluzja. Możesz wprowadzać swojego przeciwnika w zupełnie inny świat, zależny od twojej woli. Możesz go torturować, albo po prostu przetrzymywać.
- To wszystko? – spytałam z zawodem. – Nie brzmi to zbyt groźnie.
- Och… wydaje mi się, że nie rozumiesz, co znaczy torturowanie przeciwnika.
- Więc mi wytłumacz.
- Nie mamy teraz na to czasu. Przekonasz się na treningach. – powiedziała Tsunade. Zegar wiszący na jednej ze ścian wybił godzinę 7:00, a ja poczułam, obojętnie jak dziwne wydawało się to w mojej sytuacji, jak robie się senna. Ziewnęłam, jedną ręką zasłaniając usta, a w oczach zebrały mi się łzy.
- Możemy to jakoś przyspieszyć? – powiedziałam ledwo, mając jeszcze zamknięte oczy. – Nie długo stanę się jeszcze bardziej śpiąca, a wtedy będziesz mogła mówić, co Ci się żywnie podoba, bo i tak nie będzie nic do mnie docierało. – kątem oka dostrzegłam jak Kakashi przytakuje. Jako mój nauczycie, musiał dużo o mnie wiedzieć.
- Dobrze więc. O kolejnych zastosowaniach Sharingana dowiesz się później. Już w trakcie treningów. Teraz przejdźmy może do twojej przeszłości.
- A tak – powiedziałam, powstrzymując olbrzymią ochotę, położenia nóg na biurku. – Było by miło, dowiedzieć się trochę o moim życiu.
- Mhy – Tsunade uśmiechnęła się delikatnie potakując. – Jednak skoro nie chcesz niczego przedłużać. – dodała, a w jej oczach zobaczyłam błysk satysfakcji. – To było by lepiej gdybyś siedziała cicho i nie wtrącała się, kiedy ja mówię.
Wygląda na to, że gdy Kakashi przestał mnie uspokajać, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Jak już mówiłam – zaczęła – Nazywasz się Sei Uchiha, pochodzisz z klanu Uchiha. Twoim ojcem jest Uchiha Fukagu. – otworzyłam usta jednak, gdy tylko zobaczyłam srogi wzrok Tsunade, udałam, że biorę głęboki oddech. – Jesteś przyrodnią siostrą Sasuke i Itachiego Uchiha. – wydałam z siebie dziwny odgłos. – Twoja matka umarła, gdy miałaś 3 lata. Została zamordowana. Nie, nie wiem, przez kogo. – dodała z naciskiem, gdy zobaczyła moje pytające spojrzenie. – Warto wspomnieć, że nie byłaś mieszkanką Konohy, prawdopodobnie nie mieszkałaś w żadnej ze znanych nam nacji. Twój ojciec nie chciał się tobą zająć, dlatego też przygarnął Cię Uchiha Madara. – poczułam jak coś we mnie drgnęło. – Uchiha Madara jest legendarnym ninja, który dawno temu przewodził klanem Uchiha i pomagał w budowie wioski Liścia. Po walce z pierwszym Hokage, został uznany za martwego. Jednak jakimś cudem udało mu się przeżyć. Gdy trafiłaś pod jego skrzydła był już bardzo stary i zmęczony. Próbował Cię wytrenować. Wydostać z Ciebie moc klanu Uchiha, ale nie przejawiałaś specjalnego zainteresowania tym wszystkim. Brakowało Ci również talentu. Gdy miałaś pięć lat, do kryjówki Madary, dołączył nowy członek. Był nim Obito Uchiha. Nie wiem nic o waszych wzajemnych stosunkach, ale pewne jest, że posiadłaś o tej dwójce bardzo dużo informacji. Gdy miałaś 13 lat udało Ci się uciec. Przed tym jednak Obito zapieczętował w tobie wszystkie informacje na ich temat. Jakimś cudem dotarłaś do bram Konohy, gdzie od razu zajął się tobą oddział medyków. Gdy tylko poczułaś się lepiej, wyciągnęliśmy z Ciebie tyle informacji ile tylko zdołaliśmy, jednak nie mogliśmy nie zauważyć, że w twoich wspomnieniach istniały pewne luki. Gdy dowiedzieliśmy się, że jesteś z klanu Uchiha, zostałaś przydzielona do Kakashiego, by ten szlifował twoje umiejętności, które, nie oszukujmy się, nie były za wielkie. Myślę, że reszty możesz się domyślić z wcześniejszych słów Kakashiego. – zakończyła łagodnie, spoglądając na mnie z ciekawością.
Ułożyłam sobie wszystko w głowie. Cała ta opowieść wydawało się w miarę logiczna. Przyjmując do świadomości fakt, że istnieje takie coś jak „Sharingan”, czy też „Jutsu”, albo ta cała „czarka” . A i oczywiście wierząc w to, że jestem jakimś Shinobi. Wzrok miałam wbity w porozrzucane kartki, ale po chwili przeniosłam go niepewnie na Tsunade. Pokiwałam powoli głową, starając się tym samym przekazać, że w uwierzyłam w tą absurdalną historyjkę. Sama nie pojmowałam, czemu. Narastało we mnie jakieś przekonanie, mówiące o tym, że wszystko to jest prawdą. Spojrzałam na swoje dłonie. Czułam się dużo pewniej niż przed chwilą. Bardziej realistycznie.
- Okej. – powiedziałam lekko. – Wierze wam.
Na twarzy Tsunade przemknął cień zdziwienia, ale po chwili uśmiechała się delikatnie. Opadła na oparcie fotela, wzdychając ciężko. Widocznie przekazanie informacji o mojej przeszłości bardzo ją zmęczyło. Poszłam w jej ślady i naparłam plecami na krzesło. Niestety zrobiłam to trochę zbyt gwałtownie. Przednie nóżki krzesła oderwały się od podłogi, a ja uświadomiłam sobie, że lecę do tyłu. Jednak zamiast zderzenia z twardą podłogą, zawisłam jakichś metr nad nią. Kakashi, z zadziwiającą szybkością złapał za oparcie i już po chwili krzesło wraz ze mną znalazło się w pozycji wyjściowej. Całkowicie ignorując Tsunade, usiadłam okrakiem na krześle, tyłem do niej. Oparłam ręce na oparciu i przyłożyłam dłoń do policzka. Hatake uśmiechał się spod maski.
- Hej. – powiedziałam sennie, tłumiąc ziewnięcie. – Kiedy zaczynamy ten trening? - Kakashi przychylił głowę lekko w bok, przyglądając mi się uważnie. Kosmyki włosów opadły mu lekko, przysłaniając oczy.
Mogłabym przysiąc, że usłyszałam jak Tsunade warczy.
- Kakashi – sensei.  – dodałam pospiesznie.
- Myślę, że najlepiej będzie jak zaczniemy trening od jutra. – wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że poczułam jak się rumienię.
- C-czemu nie dzisiaj? – zapytałam, trzęsącym się głosem, opuszczając głowę.
- Mamy jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. – powiedział spokojnie, wkładając ręce do kieszeni.
- Dlatego, uważam, że powinniśmy zacząć jak najwcześniej. – starałam się, żeby mój głos brzmiał jak najpewniej, ale ziewnięcie, które wymsknęło mi się tuż po wypowiedzeniu zdania popsuło zamierzony efekt. – Przynajmniej, żeby nie marnować czasu.- dodałam ocierając oczy.
- Mówiąc, że mamy do zrobienia dużo rzeczy, nie mam na myśli twoich umiejętności. – odparł spokojnie Kakashi, cały czas się we mnie wpatrując. – Chodzi raczej o sprawy, które niezałatwione, mogłyby Ci przeszkodzić w normalnym życiu.
Użyłam całej siły woli by nie przewrócić oczami.
- Na przykład? – zapytałam uprzejmym tonem.
- W dalszym ciągu nie załatwiliśmy sprawy twojego zamieszkania. – odezwała się Tsunade.
- Och… - wymsknęło mi się. Mogłam się zorientować, że nie będę mieszkała z Kakashim przez cały pobyt w tej wiosce. Jednak nie udało mi się uniknąć nieprzyjemnego uczucia, które zakiełkowało gdzieś w okolicach mojego pępka.
- Najlepszym miejscem jest jak na razie rezydencja Uchiha. – powiedziała pogodnym tonem. – Wcześniej też tam mieszkałaś. Oczywiście wcześniej nie było tam Sasuke, ale jestem pewna, że ucieszy się z nowego towarzystwa.
Ja z kolei wcale nie byłam tego taka pewna. Na samą myśl o tym, że będę musiała spędzać większość czasu w towarzystwie brata, którego prawie nie znałam, zrobiło mi się dziwnie nieswojo. W dodatku byłam święcie przekonana o tym, że mój brat był gburem. Jednak ta opcja nie wydawała się, aż tak zła.
- Dobrze. – odparłam po krótkiej chwili, mając wrażenie, że Tsunade i tak nie potrzebuje mojego pozwolenia. – Mogę tam zamieszkać. Czy istnieją jeszcze jakieś sprawy które niezwłocznie trzeba załatwić?
- Uważam, że powinnaś porozmawiać, z twoimi przyjaciółmi. Nawet, jeśli ich nie pamiętasz. Wydaje mi się, że dobrze Ci to zrobi. – oznajmiła, nadal zachowując wesoły ton. – Na dzisiaj skończyliśmy. Kakashi – zwróciła się do niego – Czy mógłbyś zaprowadzić Sei do znajomych.
Jednak Kakashi stał w miejscu, wrogo patrząc na Tsunade. Trwało to kilka sekund. Jego twarz po chwili przybrała spokojny wyraz.
- Czy jesteś pewna, że zapoznanie Sei ze wszystkimi jej przyjaciółmi, jest dobrym pomysłem?
- Ależ oczywiście. – oznajmiła uśmiechając się. – Na pewno się za nimi stęskniła.
- Nie pamięta ich. – odpowiedział.
- Z większością widziała się w Genjutsu i biorąc pod uwagę twoje raporty, miała z nimi bardzo dobre stosunki.
- Twoje raporty? – zapytałam odruchowo, podnosząc brwi. – Nie wiedziałam, że zdajesz o mnie raporty, Kakashi. – Oczy Tsunade błysnęły niebezpiecznie. – Sensei.
- To znaczy, że dobrze wykonałem zadanie. – odparł, a ja pierwszy raz w życiu usłyszałam, że jego ton jest zaczepny.
W wielkim zdziwieniu stwierdziłam, że sama się do niego odezwałam w dokładnie taki sam sposób. Od kiedy przychodzi mi to z taką swobodą?
- Mogłeś mnie o tym poinformować jak tylko znaleźliśmy się  w Konoha. Szpiegowanie ludzi jest zakazane.
- Co za różnica, czy dowiedziałaś się o tym wczoraj czy dzisiaj. Najchętniej w ogóle bym Ci nic nie mówił. Po za tym byłaś jedyną, która przeżyła tą podróż w tak histeryczny sposób. – powiedział poważnym tonem, ale jego oczach dostrzegłam rozbawienie. Wstrzymałam oddech z oburzenia.
- Ciekawe dlaczego. – odrzekłam, łapiąc się dwoma palcami za brodę. – Pomyślmy przez chwilę i sobie to przeanalizujmy. – mój ton wspaniale dopasowywał się do sensu słów, a ja byłam z siebie dumna. – O czekaj! Chyba wpadłam na pomysł! Czy nie uważasz, że to dlatego iż – możliwe, że umknął Ci ten nieistotny szczegół – straciłam pamięć!
- Oczywiście, wziąłem to pod uwagę.
- Jak miło. – prychnęłam.
- Jednak w dalszym ciągu twoje zachowanie było zbyt histeryczne. – powiedział. – Nawet jeśli straciłaś wspomnienia, to nie straciłaś instynktu. I sądzę, że powinnaś też rozumieć sens słów, które do ciebie kieruję. Jak ktoś krzyczy, żebyś się ruszyła z miejsca, to powinnaś się z tego miejsca ruszyć.
- Może uznałam, że nie będę wykonywać rozkazów, które mi nie odpowiadają. – rzuciłam zaciskając zęby.
- Myślę, że w tego typu sytuacjach należy zapomnieć o swoich chorych zasadach i robić to co mówią.- przybliżył się o krok, a ja zdałam sobie sprawę, że mówi o sytuacji, która miała miejsce tuż przed wydostaniem się z Genjutsu. Więc to wtedy krzyczał.
- Och, przepraszam, że nie wykonałam twojego polecenia. – powiedziałam pogardliwie. – Ale byłam zbyt zajęta wsłuchiwaniem się w dźwięk spadającego sufitu, by usłyszeć cokolwiek innego.
- Więc sama powinnaś ruszyć się z miejsca.
- Naprawdę? – udałam zdziwienie. – Patrz, nie wpadłam na to. Gdy sufit zaczął się zawalać, pomyślałam, że najlepiej będzie jeśli zacznę śpiewać! – nie wierzyłam, że kiedykolwiek udałoby mi się osiągnąć większy sarkazm. – A ty zamiast stać przy drzwiach i wymachiwać bezsensu rękami, powinieneś mnie zabrać z tamtego miejsca.
- Przecież to zrobiłem.
- Ale w ostatniej chwili. – mruknęłam, zakładając nogę na nogę. – Jako mój ochroniarz, nie powinieneś zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. – tak naprawdę byłam mu niebywale wdzięczna za to, że uratował mi życie. Ale sam zaczął… no może to ja zaczęłam. Co dziwne odczuwałam dziką satysfakcję z naszej sprzeczki. – Miałeś szczęście.
- Osoba, która nie wie jak robi się własnego klona, nie powinna mówić nic o moich umiejętnościach.
- Straciłam pamięć, Kakashi! – krzyknęłam wstając z miejsca. – Ciekawe ile ty byś potrafił, niczego nie pamiętając!? Jakoś nie wydaje mi się, że byłbyś lepszy ode mnie. – powiedziałam, patrząc mu wyzywająco w oczy.
- Nie ma sensu byś tak się unosiła. – oznajmił, a głos znów był spokojny. – Usiądź i ochłoń.
Na moje policzki gwałtownie wpłynął rumieniec, a ja poczułam w sobie narastającą złość. Jak mógł tak szybko zmieniać temat, nastrój, spojrzenie i w ogóle wszystko!
- Nie będę słuchała rozkazów, które mi nie odpowiadają. – oznajmiłam i powstrzymując wielką chęć uderzenia go, położyłam mu rękę na brzuchu i odepchnęłam lekko.
- Jakoś wcześniej byłaś bardziej uległa.
- Pomijając oczywiście moment, w którym rozpędzony sufit zmierzał w moją stronę. – przypomniałam mu złośliwie.
- Tak, pomijając ten moment. Akurat w nim zachowałaś się głupio i lekkomyślnie.
Spojrzała na niego z nienawiścią.
- Ty… - wymierzyłam w niego palcem. - Ty…nadęty, arogancki, kłamliwy...
- No wreszcie! – przerwał mi rozbawiony głos Tsunade i zdziwiona, przestałam rzucać w Kakashiego obelgami.  – Już myślałam, że nigdy nie zaczniecie zachowywać się normalnie. Nie przypuszczałam, że Sei może być tak długo spokojna. Zwłaszcza w twoim towarzystwie, Kakashi. Brakowało mi waszych kłótni.
Opuściłam ręce i spojrzałam na Tsunade z lekko rozchylonymi ustami i wielkimi oczami.
- Ż-że ja się z nim – moja dłoń znów odruchowo wskazała na Kakashiego. – Kłóciłam?
- O każdej porze dnia i nocy. – mruknął Hatake cicho. Byłam pewna, że w jego głosie igrało rozbawienie. Mnie wcale nie było do śmiechu.
- I bardzo dobrze! – krzyknęłam, starając się by zabrzmiało to pewnie. Stwierdzenie „O każdej porze dnia i nocy” przyprawiało mnie o dziwne mrowienie w żołądku. Jakiej nocy? – Przynajmniej wiem na czym stoję.
- Nie do końca – powiedział cicho Kakashi, bardziej do siebie niż do nas.
- Chcesz podać mi jakieś inne istotne fakty? – zdenerwowałam się. – Może w poniedziałki bawimy się w „Kto pierwszy zginie”, a z kolei we wtorki urządzamy konkurs rzucania mięsem!
- Nie, mięsem jeszcze ani razu we mnie nie rzuciłaś. – Hatake podrapał się po głowie w zastanowieniu. – Chociaż raz byłaś blisko.
Przez moją twarz przemknęło zdziwienie, które zaraz zamieniło się w złość. Wzięłam głęboki, relaksujący oddech i starałam się już więcej nie patrzeć w stronę Kakashiego. Tsunade nadal uśmiechała się pod nosem, dlatego też zdecydowałam, że nie zaszczycę spojrzeniem również jej. Opuściłam głowę i z zaciętością wpatrywałam się w moje stopy.
- Jak już mówiłam. – odezwała się blondynka donośnym, przyjaznym głosem. – To wszystko co chciałam wam przekazać. Możecie już iść. 















Rozdział jest meggaa długi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Bardzo dziękuję za, aż dwa komentarze! Naprawdę jestem z was dumna. Rozdział dedykuję osobom, które zostawiły komentarz pod moją ostatnią notką i mam nadzieję, że się spodoba również ta. Bardzo, bardzo, bardzo serdecznie zapraszam do komentowania. Naprawdę jest to dla mnie ważne. Buziaki i pozdrowienia :* :* + bonusowe zdjęcia :D 



11 komentarzy:

  1. wow fajne kurcze też chcę tak pisać,aha mam prośbę możesz dać kilka wskazówek bo piszesz naprawdę fajnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno pomaga układanie planu wydarzeń, ponieważ wtedy tekst jest spójny. W pisaniu trzeba odnaleźć swój styl, dlatego wymyślaj różne historie i zapisuj je. Zabrzmi to pospolicie, ale praktyka w tym jest najważniejsza. Czytaj to co piszesz i zwracaj uwagę na błędy. Nie wiem co mogę jeszcze doradzić, bo tak naprawdę nie jestem w tym za dobra :) Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam :**

      Usuń
    2. dzięki za wskazówki i pozdrawiam

      Usuń
  2. iiii zajebiste dajesz mogłabyś prowadzić tego bloga do końca świata.Kakashi to moja ulubiona postać,aha i jeszcze kiedy next.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały powinny pojawiać się co tydzień, ale prawdopodobnie będą też większe odstępy. Zależy od okoliczności :) Następna notka pojawi się w środę :D

      Usuń
    2. spoko rozumiem masz dużo pracy tak jak ja kartkitp pozdrawiam i czekam.

      Usuń
  3. KAKASHI KOCHA SEI HAHA podobają mi się takie rozdziały i mam nadzieje że ta parka się dosiebia zbliży,ale kurde właśnie skąd kakashi ma damskie ciuchy.A właśnie wie ktoś gdzie można znależć chłopaka przystojnego jak Kakashi tylko bez sharingana proszę.HE HE DUUUŻO WENY I POZDRO.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie no świetne OJCOWSKA MIŁOŚĆ HYBA RACZEJ MĘSKO-DAMSKA MIŁOŚĆ.Piękny rożdzialik.

    OdpowiedzUsuń
  5. NARUTO TY ŻARŁOKU.super nocia czekam nanext i fajne zdjęcia wstawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
  6. zajebisty rożdział ale prośbę mam jak znikasz na dłuższy czas to możesz nas informować pliiis bo myślałam że porzuciłaś bloga który naprawdę jest super.nocia jest serio ekstra no to pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  7. kakashi wygląda sweet kiedy śpi-też tak uwarzam.

    OdpowiedzUsuń